Sue - Tajemnice Paryża.pdf

(2041 KB) Pobierz
146529141 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
146529141.001.png 146529141.002.png
Eugeniusz Sue
Tajemnice Paryża
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Tom I
4
I
Wstęp
Wieczorem 13 grudnia 1834 roku atletyczny mężczyzna, odziany w podartą bluzę, prze-
szedł most Pont-au-change w Paryżu i zagłębił się w labiryncie wąskich, krętych i ciemnych
uliczek dzielnicy Cité. Porywisty wiatr hulał w ponurych zaułkach, chwiejne światło ulicz-
nych latarni odbijało się w strumyku czarnej wody płynącej środkiem chodnika. Domy miały
kolor błota, potłuczone szyby w nielicznych oknach, ciemne sienie i strome schody. Parter
tych ruder zajmowały sklepiki węglarzy i garkuchnie.
Dziesiąta biła na zegarze. Pod sklepionymi przysionkami, ciemnymi jak jaskinie, przysia-
dło kilka kobiet. Niektóre śpiewały półgłosem. Mężczyzna musiał znać jedną nich, bo nagle
schwycił ją za rękę. Cofnęła się z przestrachem:
– Dobry wieczór, Szurynerze.
– Gualezo! – rzekł mężczyzna. – Idź, kup mi wódki albo zobaczysz, jak z tobą potańcuję.
– Nie mam pieniędzy – odpowiedziała kobieta drżąc cała .
– Szynkarka ci skredytuje!
– Nie zechce, i tak jestem jej sporo winna...
– Śmiesz jeszcze gadać?! – zawołał Szuryner i wściekły rzucił się w pogoń za dziewczyną.
– Nie zbliżaj się do mnie – powiedziała śmiało – bo ci oczy wyłupię. Nic ci nie zrobiłam,
czemu mnie chcesz bić?
– Zaraz ci powiem! – zawołał bandyta. – A! Mam cię! Teraz potańcujesz!
– Ty sam potańcujesz! – odezwał się jakiś męski głos.
– Kto tam? To ty, Czerwony Janku?
– Nie jestem Czerwonym Jankiem – rzekł nieznajomy.
– Dobrze, nie jesteś z naszych, spróbujmy się! – zawołał Szuryner; w tejże chwili miękka,
wypieszczona dłoń schwyciła go za gardło tak silnie, iż zdawało się, że cienka skóra okrywa
muskuły stalowe.
Dziewczyna, uciekłszy w głąb sieni, rzekła do nieznajomego obrońcy:
– Dziękuję panu, żeś ujął się za mną... Szuryner chciał mnie zbić. Teraz mnie już nie do-
stanie; strzeż się go... To znany nożowiec!
– I ja także chwat, z którym niełatwa sprawa – odpowiedział nieznajomy.
Wszystko umilkło; przez kilka sekund wśród wycia wiatru i plusku deszczu słychać było
tylko gwałtowne szamotanie się walczących. Nieznajomy wyciągnął Szurynera aż na ulicę;
podstawił mu nogę i przewrócił go, a gdy tamten znowu się porwał, obrońca Gualezy zaczął
mu bębnić pięściami po głowie; uderzenia spadały gęsto jak grad. Nareszcie Szuryner, ogłu-
szony, padł na bruk.
– Nie dobijaj go, miej litość – rzekła Gualeza, która podczas tej bitki wyszła na próg domu.
– Lecz kim pan jesteś? Prócz Bakałarza nikt nie jest silniejszy od Szurynera...
Nieznajomy zamiast odpowiedzieć słuchał uważnie głosu mówiącej; nigdy tony srebrzyst-
sze nie głaskały mu ucha; chciał dojrzeć rysy twarzy, ale noc była zbyt ciemna, a światło la-
tarni zbyt słabe.
Tymczasem Szuryner, poleżawszy kilka minut bez ruchu, wyciągnął ręce, przygiął nogi, aż
wreszcie usiadł.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin