LES MISERABLES
TM Roma 2010
AKT I cz. 1
PROLOG
Scena 1 – Toulon, 1815
(galernicy, Valjean, Javert, farmer, karczmarze, biskup, policjanci)
[galernicy pracują w słońcu pod okiem brutalnych nadzorców]
[GALERNICY]
Schyl kark, schyl kark
Pokornie spuszczaj wzrok
Po grób nie wyjdziesz stąd
[GALERNIK 1]
Piekielny żar
Jak długo można tak
Dwadzieścia długich lat
[GALERNIK 2]
Nie ja! O nie!
Mój Jezu, usłysz mnie!
Twój Jezus ma cię gdzieś
[GALERNIK 3]
A ona tam
Na powrót czeka mój
Stu innych miała już
[GALERNIK 4]
Chcę wyrwać się, zapomnieć chcę
Strzepnąć pył
[GALERNIK 5]
O Boże mój
Ja modlę się o zgon
Sam kopiesz sobie grób
Galernik kończy tu
[JAVERT]
24601 podejdź tu
Dziś wyjdziesz stąd
Rozumiesz sens tych słów –
Wiesz, co czeka cię?
[VALJEAN]
Wolny będę dziś
Nie!
Co to, to nie
Bo żółty paszport ci dam
Złodzieja znak
Ukradłem chleb –
o tak
Włamałeś się
Ukradłem jeden chleb
Groziła nam głodowa śmierć
Siostrze i dziecku…
Znów stoczysz się
Lub w zgodzie z prawem zaczniesz żyć
Żyjemy w zgodzie dziewiętnaście lat
Znam prawo jak nikt
Za kradzież jest pięć lat
Tak – lecz ty chciałeś zbiec
24601
Nazywam się Valjean/ Ja jestem Jean Valjean
A ja Javert
I zapamiętaj mnie
Ja nie zapomnę
Ja twój numer znam
Nowy to dzień
Wolności świt
Swobodny wiatr
I chce się żyć
Niebo bez chmur
To świat się budzi
W strumieniu łyk
Cudowny smak
Lecz nie zapomnę tamtych lat
Nie wybaczę
Wzgardzili mną
To oni sami winni są
Ten nowy świat
Ciekawe co mi
Zechce dać
[znajduje pracę na farmie]
[FARMER]
Wynoś się stąd
Lepiej zapłatę swą bierz
Pozbieraj swoje łachy i
Zabieraj się precz
To zapłata ma być?
To nie dniówka, lecz pół
Za złamany grosz
Tyrałem jak wół?
[PRACOWNIK]
A ktoś ty jest?
Były galernik i zbir
Uczciwi ludzie tu są
Chcesz dostać tyle co my?
To mi zamyka wszystkie drzwi
Galery klucz, galery ból nie kończy się
Gdzie się pojawię każdy pyta o mój paszport
Znak Kaina – żółty glejt
W oczach ludzi widzę lęk
Zabieraj się stąd precz!
[przychodzi do gospody]
[ŻONA KARCZMARZA]
Nie mamy miejsc
I w garach pusto już jest
Pomagam kiedy mogę
Lecz to nie jest dobry dzień
Ja zapłacić mam czym
I w stodole chcę spać
(Taka) ciemna dziś noc
Więc nie gońcie jak psa
[KARCZMARZ]
Wynocha stąd
Albo poczujesz mój kij/Bo możesz poczuć mój kij
Uczciwi ludzie tutaj śpią
Bóg strzeże ich
[wyrzucają go z gospody]
Poznałem już wolności smak
Ale mój wyrok ciągle trwa
Ja prawo znam
Ten żółty paszport, żółty glejt
Przekleństwem jest, zabija mnie
Dokąd iść, gdzie spocząć mam
Jak śmieć, jak ludzki wrak
[siada zrozpaczony przed domem, z którego wychodzi biskup Digne]
[BISKUP]
Wejdź, mój gościu, boś strudzony
Taką zimną mamy noc
Choć żyjemy tutaj skromnie
Twoim domem jest nasz dom
Moje wino cię ożywi
I niech wzmocni cię mój chleb
A gdy zaśniesz snem spokojnym
Twoje zmory zasną też
Suto nakarmił mnie
Najadłem się za dwóch
To srebro więcej warte jest
Niż cały trud
Mych dziewiętnastu lat
Daremnych moich snów
Ten głupiec ufa mi
Chrześcijanina gra
Ja grałem skruchę więc
W niebie zasługę ma
Podziękowałem mu
Lecz kiedy zapadł w sen
Złapałem srebra i
Zbiegłem prosto
W ciemną noc
[zabiera srebrny puchar i ucieka]
[POLICJANT 1]
Masz powtórzyć ekscelencji
[POLICJANT 2]
Bajki, które wmawiasz nam
Spałeś tutaj jako gość
Nasz biskup cię zaprosił sam
Potem w geście miłosierdzia
Kiedy poznał losy twe
Miał rzekomo dać ci srebro –
dwa świeczniki…
…zgadza się!
Zapomniałeś, przyjacielu
Kiedy wstałeś skoro świt
[biskup wręcza mu dwa świeczniki]
Masz tu jeszcze dwa świeczniki
Cały komplet dałem ci
Więc, panowie, wszystko jasne
Na was już na pewno czas
Mego gościa tu zostawcie
Idźcie z Bogiem –
Żegnam was
[policjanci wychodzą, biskup zwraca się do VJ]
Zapamiętaj to, mój bracie
Boski plan w tym geście jest
Niech pomoże ci me srebro
Na uczciwą drogę wejść
Na świadectwo męczenników
Co spłacali wiarę krwią
Bóg wydobył cię z ciemności
Jemu zwracam duszę twą
[VJ zostaje sam]
Boże ty mój
Co czynię – Boże ty mój
Po to wyszedłem by kraść
Żeby ukrywać się znów
Czy mam się stoczyć na dno
Czy nie pomoże mi nic
Bo dławi mnie gniew, bo aż chce mi się wyć
Lecz głuchy mój głos, nie słychać mych słów
Stoję tu sam na rozstaju ciemnych dróg
Może i byłbym więcej wart
Ale straciłem dwadzieścia lat
Życie me to walka, lecz walka bez szans
Bo dali mi numer i przepadł Valjean
Bo już byłem skazany na śmierć
Kiedy głodny poszedłem po chleb
Jak to się stało, że ten ksiądz
Umiał me serce w dłonie wziąć
Przyjął mnie w domu jak przyjaciel
Nadzieję mi dał
Powiedział: bracie…
Chciał, aby mnie prowadził Bóg
Czy jestem wart?
Bo kiedy świat odrzucił mnie
Znienawidziłem cały świat
Tylko jedno dziś wiem
Tylko jedno dziś znam
Zawsze oko za oko
Serce zawsze jak głaz
Mógł jednym słowem wydać mnie
Bym na galerach wreszcie zgnił
On wolał mnie wypuścić wolno
I pierwszy raz poczułem nagle wstyd
Co też zobaczył w duszy mej
Czy on coś wie?
Dotyka takich dziwnych strun
Jakby do życia budził mnie
Chciałbym wzlecieć prosto w noc
Bez brzemienia własnych win
Lecz zaglądam w ciemny lej
W moich grzechów straszny wir
Niech zapomni o mnie świat
Od początku zacznę żyć
Niech przepadnie Jean Valjean
Od dzisiaj nową rolę gram
[VJ drze swój żółty paszport]
Scena 2 - Fabryka w Montreuil-sur-mer, 1823
(biedota, majster, robotnicy, Fantine, Valjean)
[przed fabryką, będącą własnością burmistrza]
# 1 Kiedy kończy się dzień
[BIEDOTA]
Kiedy kończy się dzień, to zrobiłeś się starszy
Bo i w życiu biedaka nie liczy się dni
Ciągła walka, ciągły bój
Tutaj nikt nie pomoże nikomu
Jeden dzień albo i dwa – nie zmienią nic
Tylko bliżej do grobu
Kiedy kończy się dzień, to zrobiłeś się słabszy
Wciąż ubywa ci sił i chłodniejsze są dni
Mija ciebie dumny tłum
Nie pochyli się nikt nad płaczącym
Zima zwolna podchodzi pod próg – nie da się żyć
Tylko bliżej do końca
Kiedy kończy się dzień już zaczyna się nowy
Ledwo zmorzył cię sen, a tu świt budzi cię
Dzień po dniu i dzień za dniem
Lecz to tylko cisza przed burzą
Głodny człowiek, głodny kraj
I jak długo tak można – jak długo
Wystawimy rachunek – i jak!
Kiedy skończy się dzień
[majster i robotnicy wychodzą z fabryki, jest wśród nich Fantine]
[MAJSTER]
Kiedy kończy się dzień nic tu nie ma za darmo
Kto obijać się chce niech nie liczy na chleb
[ROBOTNIK/ROBOTNICA 1]
W domach dzieci nasze są
[ROBOTNIK/ROBOTNICA 1 + 2]
Dzieciom pierwszym musimy dać jeść
[ROBOTNIK/ROBOTNICA 2]
Dzięki pracy mamy na wikt
[KOBIETA 1]
Mamy gdzie spać
[KOBIETA 1 + ROBOTNICY]
Doceniamy to szczęście
[KOBIETA 2]
Czy widziałaś jak majster rozbuchał się dziś?
Ręce świerzbią go już, jest gorący jak piec
[KOBIETA 3]
...
Asfaloth