Zwaśnione pory roku.doc

(57 KB) Pobierz

Zwaśnione pory roku

 

 

Bardzo, bardzo dawno temu na ziemi żyli piękna pani Lato i przystojny, silny pan Zima. Pani Lato miała długie do samej ziemi złote włosy, oczy błękitne jak chabry rosnące w zbożu, natomiast pan Zima miał białe jak śnieg włosy i wąs jak sopel lodu. Pani Lato w sukience całej ukwieconej, całymi dniami tańczyła boso po polach, sadach, ogrodach i parkach, unosząc się leciutko nad ziemią w rytm podmuchów wiatru. Gdziekolwiek się pojawiła, rozkwitały kwiaty, dojrzewały owoce. Niosła ze sobą ciepło i zapach zboża, lasu, łąki. Nieraz towarzyszyli jej Burza i Deszcz. Pan Zima też był piękny, lecz inny, chadzał zawsze owinięty wielkim kożuchem w dużej czapie    i wysokich butach. Mroził wszystko dookoła, zamieniał w lód, okrywał ziemię śniegiem jak ciepłą kołderką i malował na biało domy, drzewa , pola. Towarzyszył mu zawsze jego kompan Wiatr, który szczypał mrozem          i dbał, by śnieg równiutko na wszystkim się rozkładał. Często też z nimi biegały Śnie-żynki, śliczne, białe, puchate dziewczyny,     a czasem pojawiała się Śnieżyca, ich mama.

Pani Lato i pan Zima nie znali się, bo gdy ona przebywała na półkuli południowej, to on w tym czasie zawsze był na północy      i odwrotnie – gdy ona na północy, to on na południu, ale dużo o sobie wzajemnie słyszeli od Burzy, Wiatru i Deszczu.

Pewnego dnia w dużym mieście prze-bywali oboje równocześnie. Ona przygrze-wała nieliczne, samotnie rosnące drzewa,     a on z drugiej strony oziębiał wszystko do-okoła. Spotkali się na wielkim placu             w środku miasta. On oniemiał z wrażenia, podziwiając jej piękność, a i jej się spodobał – nigdy nie widziała tak białych włosów i nie znała nikogo, kto miał by tak ogromną siłę pozwalającą wszystko w jednej chwili zamrozić. Od tej pory często spotykali się    w różnych miejscach, a ludzie mówili: Pogoda powariowała, lato i zima razem.

Rzeczywiście nie rozstawali się, zostali parą. Zbudowali na skraju lasu wielki dom, z czterema oknami wychodzącymi na wszystkie strony świata: południe, zachód, wschód i północ. Nazwali go Pogodą. Po niedługim czasie urodziło im się dwoje dzieci: Wiosenka, śliczna dziewczynka,         i Jesień, drobny chłopiec. Dzieci podobne były do rodziców, troszkę do Lata i troszkę do Zimy, ale jednocześnie zupełnie inne. Wiosna była ruda, miała mnóstwo piegów     i jak mama niosła ze sobą ciepło, a Jesień miał włosy brązowe, jak opadające liście      z drzew, i jak tata był silny, potrafił targać gałęzie, smagać je zimnym powietrzem.

Wiosna i Jesień bardzo się kochali, ale niedługo żyło im się szczęśliwie. Zima       i Lato często kłócili się, raz po raz wybuchały awantury. Zdarzyło się, że Lato parzyło swym ciepłem Zimę, a potem Zima              w rewanżu odmrażała Lato. Przyjaciele – Wicher, Burza, Deszcz i Śnieżyca, którzy ich często odwiedzali, włączali się w rodzinne kłótnie. Brali udział w sporach Lata i Zimy. Wicher szarpał gałęziami i wyrywał korzenie drzew w ogrodzie, niszczył, dach, Burza grzmiała i rzucała błyskawicami, Deszcz sprowadzał ulewy, a Śnieżyca śnieg. Lato      i Zima oddalały się coraz bardziej od siebie, nie lubiły przebywać razem. Lato przesiadywała z Burzą i Deszczem, a Zima    z Wichurą i Śnieżycą, piękną i zimną jak on sam.

Na ziemi ludzie cieszyli się, że nareszcie jest tak, jak dawniej, albo zima, albo lato. Bardzo to jednak martwiło Wiosnę i Jesień.

Co będzie z nami, kto się nami zaopiekuje, jeżeli Zima i Lato rozejdą się, dokąd będziemy musieli pójść, gdzie zamieszkamy? Dlaczego oni tak się nie lubią? Dlaczego chętniej spędzają czas          z przyjaciółmi niż z nami? Może gdybyśmy byli inni, to chcieliby z nami przebywać. Co powinniśmy zrobić, by to zmienić? – rozmy-ślały, ale nie mogły znaleźć odpowiedzi. Bały się o tym rozmawiać nawet ze sobą, takie to było straszne.

Przypomniały im się słowa Lata: Zobaczcie, zobaczcie, jak zachowuje się wasz ojciec Zima, przecież on was lekceważy, nigdy się z wami nie bawi. A Zima powtarzał: Znajomi dla Lata najważniejsi, za nic ma męża i dzieci, nic dla niej nie znaczymy.

Te słowa raniły i bolały, bo dzieci kochały i Zimę, i Lato.

– Pamiętasz, jak Zima zabierał nas na sanki i narty, jak razem bawiliśmy się ze Śnieżynkami? – pytał, nie oczekując odpo-wiedzi, Jesień.

Wspomnieniami odpowiadała mu Wiosna:

– A pamiętasz, jak Lato pływała z nami łodzią po jeziorze, jak razem z nami się kąpała?

Takie były teraz ich rozmowy, ale smutku i niepewności nie udawało się odpędzić.

Pewnego dnia mama poszła na spot-kanie z Burzą i Deszczem, a tata przed wyjściem z domu powiał takim chłodem, że zrobiło się bardzo zimno, nieprzyjemnie.

Zostali sami. Było im tak smutno, że cichutko popłakiwali. Mijały minuty, godzi-ny, a rodzice nie wracali. Zapadła noc           i ciemność okryła wszystko dookoła jak szczelny materiał. Dzieci bały się, że już na zawsze zostaną same. Wyszły więc przed dom i wołały: – Lato, Zima, wracajcie! – ale tylko głuche echo im odpowiedziało: Lato ... to ... to, zima ... ma, wracajcie ... cajcie ... cie ... – coraz ciszej i ciszej.

– Może oni już nas nie kochają i nigdy już tu nie wrócą? – spytał Jesień, łykając łzy.

– Musimy coś postanowić, musi być jakieś rozwiązanie – mówiła gorączkowo Wiosna, ocierając rączkami łzy płynące po twarzy.

– Ale kto mógłby nam pomóc? Z kim moglibyśmy o tym porozmawiać? – zastana-wiał się Jesień.

– Może Dzień, on widzi wszystko, ci się dzieje na świecie, gdzie są Zima i Lato            i wskaże w którą stronę pójść, by ich znaleźć, albo doradzi nam co powinniśmy zrobić – powiedziała Wiosenka.

– Tak, to jest dobra myśl – pochwalił Jesień. – Wyjdę i poproszę chmurkę, by nas zapro- wadziła do Dnia.

Po chwili wrócił, prowadząc obłoczek, jak konia za uzdę.

Rozsiedli się na nim wygodnie. Było im tak dobrze, jak na miękkiej kanapie         i popłynęli po niebie w kierunku Dnia.

– Chmurko, powiedz nam, gdy już zobaczysz Dzień – poprosił Jesień.

Zasnęli znużeni. Kiedy otwarli oczy, leżeli na łące. Światło. Niedaleko nich młodzieniec tak jasny, że prawie przezro-czysty, zbierał leżące w trawie promyczki        i wkładał je do wielkiej torby, którą miał na ramieniu.

– Co pan robi z tymi promykami? – spytała zaciekawiona Wiosenka, podchodząc bliżej.

– Zbieram je. To moja praca. Jeśli chcę, by było jasno, to muszę znaleźć wiele promyczków, a potem rozłożyć w jednym miejscu, wtedy one świecą i jest dzień. Potem zbieram je i przenoszę w inne miejsce, i znowu w inne. – Czy wy kogoś szukacie? – zainteresował się nagle.

– Czy pan nazywa się Dzień? – spytali.

–Tak – odparł – A jaką do mnie macie sprawę?

– Pan Dzień, pan Dzień! – powtarzali, przekrzykując się radośnie. Nagle zabrakło im słów i zamilkli oboje, bo nie wiedzieli, jak powiedzieć obcej osobie o tym, że się boją, że nie wiedzą, i że ... są tacy smutni.

– Domyślam się, po co przyszliście. Wszyst-kie chmurki o tym mówią. Wy jesteście Jesień i Wiosna? – upewnił się Dzień.

Dzieci kiwnęły głowami na potwierdzenie.

– Martwicie się, że Lato i Zima nie lubią ze sobą przebywać, czy tak? – spytał.

– Właśnie tak – odparły, wzdychając.

– Pozwólcie, że trochę się zastanowię – poprosił Dzień.

Po chwili powiedział:

– Myślę, że dwie stare wróżki, które nazywają się Zrozumienie i Zgoda, mogą wam pomóc, tylko one. Tylko one – powtórzył.

– A gdzie je możemy spotkać?

– Żyją daleko stąd, bardzo daleko. Droga prowadząca do nich jest trudna i nie-bezpieczna. Musicie przejść przez krainę Nocy, a władczyni tej krainy będzie was zachęcała do skosztowania eliksiru, który zabiera pamięć, może zesłać na was sen, nie słuchajcie jej obietnic – przestrzegał. – Jeśli jej posłuchacie, to staniecie się własnymi cieniami i już na zawsze tam zostaniecie, nigdy nie wrócicie do domu. Pamiętajcie, będzie wam obiecywała wiele wspaniałości, ale nie wierzcie jej, nie wierzcie! I cóż, decydujecie się tam pójść? – zapytał.

– Idziemy – powiedział Jesień.

– Idziemy – powtórzyła za nim Wiosna.

– A czy Noc czegoś się obawia? Pytam o to bo chciałbym wiedzieć, jak przed nią się obronić – dowiadywał się Jesień.

– Noc i jej cienie boją się światła, uciekają przed nim. Ja nie mam tam wstępu, nie pomogę wam – wyjaśnił Dzień. Po chwili dodał ze smutkiem.

– To moja siostra, ale niestety, nie spoty-kamy się.

Po czym znalazł duży liść i na nim promykiem narysował jak na mapie drogę, którą muszą podążać, by znaleźć dobre wróżki. Dał im też po jednym promyczku, żeby im jak latarki wskazywały drogę. Na koniec pogłaskał ich po główkach i powie-dział:

– Dzielne dzieciaki, bardzo dzielne.

Podziękowali Dniowi i ruszyli w drogę. Szli bardzo długo, było coraz ciemniej. Wyciągnęli promyczki, które oświetlały im drogę. Jesień zerkał co chwilę na plan, chcąc sprawdzić, czy idą w dobrym kierunku.

Nagle stanęli na wzgórzu. W dole rozpościerała się ciemność. Tu mieszka Noc – pomyśleli oboje. Trzymając się za ręce, szli bardzo wolno. Ze zdziwieniem stwierdzili, że są w mieście, w którym jest ogromny hałas    i ruch. Mimo, że było ciemno, co chwilę ktoś obok nich przechodził, potrącał, zaczepiał. Dzieci nie odpowiadały na zaczepki. Starały się schodzić z drogi przechodniom. Przyglą-dały się im uważnie i mimo panującego mroku spostrzegły, że wszyscy tutaj są cieniami. Wiele z nich siedziało, a nawet spało na ulicy, tak jakby nie miały gdzie mieszkać.

– To jakieś okropne miasto – szepnęła Wiosenka do brata. On trzymając ją za rękę, przyspieszył kroku.

Nagle ktoś zagrodził im drogę. Przed nimi stała dziwna postać w czarnej pelerynie, w czarnym kapeluszu, spod którego wystawały długie, czarne włosy.     W ręku trzymała parasol.

– A dokąd to, moi drodzy? – zapytała przymilnym głosem, wywołującym jednak nieprzyjemne dreszcze.

– Idziemy do wróżek Zgody i Zrozumienia – odpowiedział zgodnie z prawdą Jesień.

– Dojdziecie tam, dojdziecie, ale po co się tak spieszyć, najpierw musicie być moimi gośćmi. Zapraszam, gorąco zapraszam – mówiła postać. – Pewnie jesteście spragnieni. Mam taki wspaniały napój, po którym będziecie czuli się wypoczęci, po prostu poczujecie się jak nowo narodzeni.    A może macie jakiś kłopot, to i na to też znajdę radę. Mam lekarstwa, które pomogą wam o wszystkim zapomnieć, albo takie, po których zażyciu będziecie najmądrzejsi          i rozwiążecie wszystkie swoje problemy. Mam też lekarstwa, które pozwolą wam się wiecznie weselić, bawić. Czy to nie wspaniałe skorzystać z takiej okazji? Zapraszam, zapraszam, nie od was nie chcę, robię to       z przyjaźni. Ogromnie mi się podobacie,        a dla przyjaciół zrobię wszystko – przekonywała.

To Noc, przed którą przestrzegał Dzień – pomyśleli Wiosna i Jesień.

– Nie, dziękujemy, dziękujemy – odrzekli       i chcieli ruszyć dalej. W tym momencie Noc rozgniewała się i krzyknęła ze złością:

– Kto to o mnie plotki rozpowiada? Pewnie Dzień to robi z zazdrości, że mam tylu przyjaciół! On wygaduje niestworzone rzeczy, plotkarz, nie wierzcie mu.

Widząc przerażenie na twarzach dzieci, znowu zaczęła mówić przymilnym głosem:

– Nie obawiajcie się, ja jestem dobra. Chcę, żebyście byli szczęśliwi. Chodźcie, pójdziemy razem pobawić się. – Wskazała parasolką otwarte na oścież drzwi, zza których dochodził gwar i raz po raz wychodziły, zataczając się, cienie.

– Dziękujemy bardzo – grzecznie, ale stanowczo powiedziała Wiosenka.

– Przekonaj ją, mam dla was tyle niespodzianek! – Noc zwróciła się do jej brata. – Zapraszam, zapraszam – powtórzyła znowu.

– Nie, dziękujemy – równie zdecydowanie odparł Jesień.

– Nie chcecie po dobroci, to zatrzymam was siłą, zapadniecie w sen, z którego tylko ja mogę was obudzić – rzekła groźnie Noc. – Straże, straże, złodzieje! Zabrać ich do więzienia! – krzyczała.

Przerazili się nie na żarty i rzucili do ucieczki. Biegli przez ciemne ulice, między domami, a za plecami słyszeli nawoływania: - Łapać ich, łapać!

Jesień trzymał za rękę Wiosenkę, która z wolna traciła siły.

– Już nie mogę, zostaw mnie – szepnęła.

– Nie, tego nigdy nie zrobię. Mamy przecież promyki, a Dzień mówił, że ciecie boją się światła. Musimy je wyrzucić za siebie,          a potem schować się w jakiś kącik.

Jesień rzucił promyki wprost na goniących ich. Później dzieci wpadły do bramy, a dalej na podwórko i przykucnęły za pojemnikami na śmieci. Trzęsły się ze strachu, ale nawoływania goniących z wolna ustawały. Nikt nie wszedł na podwórko i ich tam nie szukał. Poczekały kilka długich chwil, ale nie wychodziły z ukrycia, bo wiedziały, że straż może wrócić.

Znowu zaległa cisza. Upewniwszy się, że nikogo nie ma dookoła, rodzeństwo ruszyło w drogę. Było tak ciemno, że poruszali się z wielką trudnością. Ulice wiły się jak niekończący się labirynt.

– Nie wiem, jaką drogę wybrać, by wyjść        z tego miasta – mówił zmartwiony Jesień.

– Przecież mamy mapę – przypomniała mu Wiosenka.

– Jest tak ciemno, że jest bezużyteczna. Co robić, co robić? – zastanawiał się.

Nagle błyskawica przecięła niebo, potem następna i następna.

– To Lato z Burzą nas szukają. Pioruny pokazują, gdzie są, w tym kierunku musimy podążać! – wołał uradowany Jesień.

– Zima z Wiatrem też nas szukają! – krzyknęła radośnie Wiosna.

Dzieci podążyły we skazanym kierunku. Robiło się coraz jaśniej, światło. Wychodząc z doliny Nocy, zobaczyły z daleka Lato, Zimę i ich przyjaciół. Po chwili rzuciły się im w ramiona. Uściskom nie było końca.

– Tak bardzo martwiliśmy się o was, kochamy was bardzo, dlaczego opuściliście dom? – z wyrzutem w głosie spytali Lato       i Zima, ocierając łzy z radości.

Wiosna i Jesień nie wiedzieli, co odpowiedzieć, milczeli. Przecież to rodzice zostawili ich samych w domu i nie wracali, cóż więc mieli począć? Po chwili oznajmili:

– Idziemy do wróżek Zrozumienia i Zgody.

Lato i Zima popatrzyli na siebie i po chwili powiedzieli:

– To my wybierzemy się tam razem z wami.

Pożegnali się z Burzą i Wiatrem, którzy wrócili do swych obowiązków. Zajrzeli do mapy i ruszyli w kierunku, gdzie mieszkały wróżki. Minęli niewielki las, za którym rozpościerała się mała wioska.          Z daleka widać było czerwone dachy              i dymiące kominy. Na skraju lasu stała chałupka, przed którą siedziały dwie stare kobiety. Jedna czytała wielką księgę,           a druga coś pisała w wielkim zeszycie.

– To chyba Zrozumienie i Zgoda – szepnęła Wiosna do brata.

Podeszli bliżej. Staruszki były do siebie bliźniaczo podobne, ubrane też były identycznie. Obydwie były w chusteczkach     i obszernych, sięgających ziemi spódnicach, na których były wyhaftowane ich imiona: Zgoda i Zrozumienie.

– Dzięki tym napisom możemy je rozróżnić – szepnął Jesień do Wiosny.

– Jak miło, że jesteście. Dzień mówił nam      o was, witamy – mówiły, uśmiechając się serdecznie na powitanie.

Ten uśmiech był tak ciepły i szczery, że Wiosenka i Jesień, a także Zima i Lato od razu nabrali zaufania do staruszek                i opowiedzieli o swoich problemach.

Wysłuchawszy ich, Zrozumienie powiedziała:

– No tak, no tak, sprawa jest bardzo poważna.

Zwracając się do Jesieni i Wiosny, spytała:

– Czy można połączyć wodę i ogień?

– Nie – chórem odpowiedziało rodzeństwo.

– Słusznie – pochwaliła wróżka Zrozumienie.

– A czy można jednocześnie zamrozić wodę    i ją zagotować?

– Oczywiście, że nie – odparły dzieci.

– A czy oliwę można połączyć z wodą? – pytała dalej wróżka.

– Także nie – odpowiedziały dzieci.

– Ale dlaczego zadajesz nam te pytania? – spytał Jesień.

– Właśnie, dlaczego? – powiedziała Wiosna.

– Pomyślcie, może znajdziecie odpowiedź.

– Czy to znaczy, że Zima i Lato, nie mogą być razem? – spytał Jesień.

– To oni muszą sobie na to pytanie odpowiedzieć – powiedziała wróżka.

–Ale my chcieliśmy otrzymać inną radę od was, zupełnie inną! – wykrzyknęła                 z wyrzutem bardzo zmartwiona Wiosenka.

– Czego od nas oczekujecie? – spytała Zgoda.

– I ja, i Jesień chcemy być z naszymi rodzicami, to znaczy, że ja chcę być i z Zimą, i z Latem, Jesień także – powiedziała Wiosna.

– To jest możliwe – odparła wróżka.

Zaległa cisza, wszyscy oczekiwali na jej odpowiedź.

– Zima i Lato nie zgadzają się, ale nie przestali być waszymi rodzicami. Bardzo was kochają, czego dowiedli, szukając was po całym świecie, i wreszcie znaleźli w krainie Nocy. Wy też ich bardzo kochacie, bo dotarliście aż tutaj, narażając się na niebezpieczeństwo.

One wszystko rozumieją – pomyślał Jesień.

– Może – kontynuowała wróżka – w waszym domku zwanym Pogodą raz mieszkałaby Zima z Wiosną, a potem Wiosna byłaby         z Latem, dalej Lato byłoby z Jesienią,           a potem znowu Jesień z Zimą i tak dalej.     W ten sposób Lato i Zima byliby od siebie odseparowani, a wy wreszcie bylibyście razem z rodzicami, raz z jednym, raz             z drugim. Może to rozwiązanie nie jest najlepsze, ale możliwe do zrealizowania. Jeśli zatęsknicie za sobą, to przecież zawsze może Wiosna odwiedzić Jesień i odwrotnie. Co myślicie o tej propozycji?

Będą razem z rodzicami i nie będzie kłótni, swarów i awantur! Dzieci spojrzały na Zimę i Lato, od nich przede wszystkim oczekując akceptacji.

– Spróbujemy – odpowiedzieli, po raz pierwszy od paru miesięcy zgodnie.

Uściskali wróżki i wrócili do domu.

Od tej pory ludzie mówili: Nareszcie po kolei przychodzi do nas zima, a potem wiosna, lato i jesień. Jak dobrze – powtarzali bardzo z tego zadowoleni.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin