Jacek Bolewski SI - Prosta praktyka medytacji.doc

(289 KB) Pobierz

 

Jacek Bolewski SJ

Prosta praktyka medytacji

 

Spis treści

 

Wstępne wyjaśnienie

 

I. Problematyka medytacji

 

1. Moda na medytację

2. Nieporozumienia związane z medytacją

3. Medytacja i doświadczenie religijne

 

II. Droga modlitwy

 

1. Etapy modlitwy

2. Jedność modlitewnej drogi

3. Skupienie na Jednym

 

III. Ćwiczenie modlitwy prostoty

 

1. Skupienie obejmujące ciało

2. Skupienie na oddechu

3. Skupienie na Imieniu: Jezus

 

IV. Oczekiwanie Boga - w Jezusie

 

1. Bosko-ludzkie działanie

2. Trwanie-owocowanie w Jezusie

3. Trynitarny wymiar medytacji

 

V. Droga oczyszczenia

 

1. Trudności - znaki na drodze

2. Droga krzyża

3. Nie ja, lecz Chrystus we mnie

 

VI. Droga życia w miłości

 

1. Miłość doskonała

2. Jedność - modlitwy i życia

3. Owoc żywota Twojego - Jezus

 



Wstępne wyjaśnienie

Jeszcze jedna książka o medytacji? Twierdząca odpowiedź na to pytanie wymaga wyjaśnienia. Pierwszą trudnością, przed którą staje piszący o medytacji autor, jest znalezienie tytułu - usprawiedliwienia dla nowej pracy na nienowy temat. Wzmianka o medytacji jest konieczna, ale nie wystarczająca. Dlatego tym, co ma wyróżniać niniejszą pozycję, są dodatkowe określenia zawarte w tytule i wskazujące dwa elementy: prostoty i praktyki.

Prostota... Jej związek z medytacją jest na tyle istotny, że w dalszych rozważaniach sporo miejsca zajmie tzw. „modlitwa prostoty". Szukając w medytacji drogi jedności czy zjednoczenia możemy zresztą z góry oczekiwać, że właśnie prostota jest na tej drodze naj-wyraźniej szym znakiem bliskości celu. A dalej: prosta praktyka... Tak, w medytacji droga i cel są proste, skoro są jednym - Jednym. Jednak właśnie ta prostota jest źródłem trudności. Nie ograniczają się one do medytacji; są raczej przejawem bardziej zasadniczych trudności człowieka we własnym życiu -w obliczu innych i Boga. W dalszych rozważaniach przyświecać nam będzie słowo Kierkegaarda: To nie droga jest trudna, ale trudności są drogą. Trudności związane z medytacją będą znakiem tego wszystkiego, co dzieli jeszcze od prostoty. Nie będą argumentem przeciwko prostej praktyce medytacyjnej, lecz posłużą jako dodatkowa pomoc i dowód jej owocowania - kolejny znak zbliżania się do celu.

Gdyby to nie brzmiało zbyt pretensjonalnie, można by także scharakteryzować tę książeczkę jako „przewodnik medytacji". Spisane tutaj uwagi wyrosły z wieloletniej praktyki autora, najpierw w przyjmowaniu medytacyjnego doświadczenia, później zaś dodatkowo w dzieleniu się nim z innymi. Pierwszym owocem tej praktyki była książka „Nic jak Bóg. Postacie iluminacji Wschodu i Zachodu", która ukazuje się aktualnie w wydawnictwie „Pusty Obłok". Wizja teologiczna, przedstawiona w tej pracy z perspektywy chrześcijańskiej, była - jest - otwarta na spotkanie z wielkimi religiami Wschodu. Niech będzie wolno autorowi polecić tę książkę jako bardziej teoretyczne uzasadnienie drogi, która w niniejszych rozważaniach jest przedstawiona przede wszystkim jako określona praktyka: „prosta praktyka medytacji".

Dla kogo jest ten „przewodnik"? Dla wszystkich, którzy szukają właściwej drogi - życia oraz modlitwy - i już przeczuwają, że znajdą ją właśnie jako jedność. Dla chrześcijan objawieniem tej jedności jest Jezus Chrystus -Przewodnik wiary (Hbr 12,2) w jednego Boga we wspólnocie Osób. Dlatego w chrześcijańskiej perspektywie dalszych rozważań Osoba Jezusa zajmuje centralne miejsce. W tej mierze jednak, w jakiej zajmujemy się tu nie tyle teorią, ile „prostą praktyką medytacji", jej droga odsłania się jako oferta dla wszystkich poszukujących jedności - ostatecznie Jednego, którego imię może się przejawiać w rozmaitych postaciach.

Na koniec - jeszcze jedno wyjaśnienie. Nie było zamiarem autora „przyspieszanie" wydania tych rozważań. Na razie miało wystarczyć dzielenie się nimi w wąskim kręgu uczestników kursów medytacyjnych. Ale po jednym z tych kursów został sporządzony odpis wygłoszonych słów. Włożona w to praca pani Darii Plaskacz zmobilizowała autora do nowego zredagowania notatek i w konsekwencji - do napisania niniejszej książeczki. Autor pragnąłby, aby jego wdzięczność wobec Animatorki tej pracy stała się także udziałem czytelników - tych, którzy nie ograniczą się do lektury, lecz zechcą się włączyć w zaproponowaną tu praktykę.



Pisane w czasie od 25. czerwca (liturgiczne wspomnienie blog. Doroty z Mątowów) do 29. sierpnia (wspom. męczeństwa św. Jana Chrzciciela) 1992 r.

I. Problematyka medytacji



Medytacja stała się modna. Świadczy o tym nie tylko ilość poświęconych jej książek. Bardziej jeszcze aniżeli z książkowych tytułów i okładek słowo „medytacja" przyciąga z plakatów i ogłoszeń, rozwieszanych w miejscach najbardziej uczęszczanych naszych miast. Nawet u przechodniów, którzy nie wnikają w treść tych ogłoszeń, utrwalają się w pamięci pisane wielkimi literami słowa: MEDYTACJA, ewentualnie z dodatkiem innych jak TRANSCENDENTALNA, czy WSCHODNIA, czy ZEN... A kiedy wreszcie przechodzień zatrzyma się zaciekawiony i przeczyta resztę ogłoszenia, wtedy może się dowiedzieć o kursach i miejscach spotkań, gdzie wszystkim chętnym jest oferowane bliższe czy dalsze wtajemniczenie. Zatrzymajmy się i my, by przyjrzeć się temu zjawisku.

1. Moda na medytację

Dobrze się stało, że wśród wielu modnych prądów przychodzących do nas z Zachodu nie zabrakło również tego jednego: mody na medytację. Dawniej „moda" miała u nas (w PRL) znaczenie zawężone, ograniczone do ubioru - jednej z niewielu form wolnego wyboru w naszej zacieśnionej rzeczywistości. Potem zaczęła się rozszerzać na styl życia, na formy spędzania czasu. Dzisiaj, kiedy „wszystko wolno", także moda może dotyczyć wszystkiego. A jednak nasze mody są dalej ograniczone w swym „wolnym wyborze", zwracając się niezmiennie ku Zachodowi. Chcemy go dogonić, zrównać się z nim, a warunkiem powodzenia wydaje się „przyspieszenie" i zrównanie naszego „tempa" z tym, które obowiązuje w stechnologizowanym świecie zachodnim. Cóż, może się to uda. Pod pewnymi względami już „dorównujemy"... Ale cóż z tego, jeśli Zachód jest znowu dalej, to znaczy: bliżej... Wschodu. Już od wielu lat to, co nazywamy „Dalekim Wschodem", przybliża się do Zachodu, by stamtąd - wreszcie - przybliżyć się także do nas. Nasza moda na medytację może być na tym tle jeszcze jedną próbą „dorównania". Może być jednak czymś więcej.

Wpatrując się głębiej w przykład Zachodu zauważmy, że trudno już obecnie mówić tam o modzie, skoro zainteresowanie medytacją utrzymuje się od szeregu lat, i chociaż nie jest masowe, to jednak pozostaje trwałe i nie-malejące. Co więcej, nauka medytacji nie ogranicza się tam do kursów czy spotkań związanych z religiami Wschodu, ale stała się ważnym elementem formacji chrześcijańskiej - w zakonach i w dostępnych dla wszystkich domach rekolekcyjnych. W Polsce formacja tego typu dopiero się rozpoczyna. Za wcześnie zatem, aby także w tej ostatniej dziedzinie mówić u nas o modzie. A może w ogóle uda się uniknąć „mody"? Może wystarczy, że po prostu będzie praktykowana medytacja - nie tyle jako „egzotyczny" element „importowanej" duchowości, ile raczej w postaci bardziej „rodzimej", nawiązującej do naszych własnych tradycji? Trzeba tylko odkryć, czym jest medytacja w swym najgłębszym wymiarze. Czym jest? Wyrazem -nie mody, lecz modlitwy.

Tak, związek medytacji z modlitwą jest na tyle istotny, że trzeba mu będzie poświęcić więcej miejsca w dalszych rozważaniach. Ale jeszcze głębiej wiąże się medytacja z postawą, która także z chrześcijańskiego i biblijnego punktu widzenia jest nie tylko ważniejsza, ale najważniejsza. Zwraca na to uwagę znamienne świadectwo pewnego mistrza hinduizmu - Gopi Kriszny. Podczas spotkania z młodymi Niemcami tak odpowiedział na jedno z pytań dotyczących medytacji: „Im bardziej słucham Europejczyków mówiących o medytacji, tym bardziej czuję, że właściwie powinienem im odradzać jej uprawianie. Oni przecież nie rozumieją zupełnie, o co chodzi. Proszę poczytać w swoich świętych pismach, a znajdziecie to samo, co w naszych: Winie-neś miłować twego bliźniego; winieneś miłować Boga; winieneś miłować twego bliźniego w Bogu. Wszystko inne jest zbyteczne. Nigdzie nie jest napisane: Winieneś medytować. Jeśli jednak chcesz miłować Boga i twego bliźniego, i odkryjesz wielką prawdę, że medytacja może tobie w tym pomóc, może się stać na tej drodze decydującą pomocą, wtedy winieneś medytować; jeśli zaś tego nie odkryjesz, winieneś ją zostawić w spokoju".



To świadectwo hinduskiego mistrza odwołujące się do prawdy i praktyki chrześcyań-skiej oznacza nie tylko: sens medytacji jest ostatecznie w tym, że prowadzi ona do wzrostu miłości Boga i bliźniego. Chodzi zarazem o rozproszenie różnych nieporozumień, do których „moda" na medytację stwarza dodatkową okazję. Najczęstszym może nieporozumieniem, spotykanym zwłaszcza u przeciwników „modnej" praktyki, jest zarzut, że medytacja stanowi ucieczkę od rzeczywistości. To prawda, że niektóre „egzotyczne" formy mogą sprawiać takie wrażenie. Ale podobny zarzut można by sformułować przeciwko wielu postaciom życia religijnego, które swoim stylem różnią się od tego, czym żyje większość... Z tego punktu widzenia „oderwaniem się" od rzeczywistości byłoby nie tylko życie zakonne, szczególnie w zgromadzeniach kontemplacyjnych; także wyjazd na rekolekcje czy dłuższy czas poświęcony modlitwie mógłby spotkać się z podobnymi zastrzeżeniami. Dlatego potrzebne jest głębsze spojrzenie. Trzeba rozróżnić to, co w powyższych zarzutach może być słuszne od tego, co wynika z nieporozumienia.

2. Nieporozumienia związane z medytacją

Co kryje się zatem za odrzucaniem medytacji jako „ucieczki" od rzeczywistości? Najpierw wyobrażenie samej medytacji jako określonej postawy: zamkniętych oczu, siedzenia z „założonymi rękami", skupienia się na własnym wnętrzu. Trudno zaprzeczyć, że wszystkie elementy takiej postawy wyrażają „oderwanie się" - jeśli nie od rzeczywistości, to przynajmniej od otoczenia, od działania. W tym miejscu nie chodzi jeszcze o rozważanie, czy i na ile opisana postawa jest właściwa. Najpierw trzeba sięgnąć głębiej i zapytać o sens „oderwania" czy „ucieczki" od rzeczywistości. Sens tych pojęć nie jest bowiem jednoznaczny. Wszystko zależy od tego, co rozumiemy przez „rzeczywistość"; dopiero na tym tle można określić, co jest odrywaniem się od niej. I właśnie w odniesieniu do „rzeczywistości" potrzebne jest dokładniejsze rozróżnienie.

Bez wchodzenia w rozważania filozoficzno-teologiczne wystarczy zauważyć: rzeczywistość, w której na co dzień żyjemy, jest na tyle złożona i przemieszana, że nie wszystkie jej elementy dają się zaakceptować; dlatego odrzucenie ich czy „oderwanie się" od nich wydaje się konieczne. W tym właśnie sensie sam Jezus w Ewangelii wymaga pod wieloma względami „oderwania się" - w postawie określanej mianem wyrzeczenia, zaparcia się, „nienawiści" itd. - nie wobec całej rzeczywistości, ale wobec tych jej elementów, które nie pozwalają dotrzeć - przynajmniej z początku - do tego, co w rzeczywistości jest najważniejsze. Zgodnie z powyższym świadectwem można by powtórzyć: tym najważniejszym elementem rzeczywistości jest miłość. Ale także „miłość" jest tylko jednym z imion, i w samej Ewangelii pojawiają się obok niego także inne, które wskazują głębię jednej rzeczywistości, nie dającej się wyrazić tylko jednym ludzkim słowem.

Wrócimy jeszcze w dalszych rozważaniach do tych spraw. W tym miejscu, na wstępie, chodzi o jedno: o wskazanie, że na drodze medytacji „oderwanie się" jest istotnie konieczne - nie od całej rzeczywistości, ale od określonych jej elementów. Nie wystarczy zatem totalne odrzucanie potrzeby oderwania czy nawet „ucieczki" od rzeczywistości. Nie sama obecność tych elementów, ale co najwyżej fałszywe ich pojmowanie czy praktykowanie może być argumentem przeciwko określonym formom medytacji. Jakie to formy? Ogólnie można wskazać dwa rodzaje. Z jednej strony te, w których właśnie element ucieczki jest na tyle dominujący, że przysłania pozytywny cel przyświecający medytacji; innymi słowy, nieporozumienie polega tutaj na mniemaniu, że na drodze medytacji wystarczy element negacji (odwracania się „od") bez konieczności bardziej fundamentalnej postawy pozytywnej - nawrócenia się „do"... Z drugiej strony nieporozumieniem są te formy medytacji, w których element pozytywny jest, owszem, przedstawiony, ale w sposób nazbyt powierzchowny, tak że przy głębszym spojrzeniu musi okazać się złudzeniem; takim pozornym „dobrodziejstwem" medytacji mogą być różne „atrakcyjne", tj. łatwo pociągające efekty w postaci przyjemnych stanów, przeżyć itp.

Nie jest pewnie przypadkiem, że oba rodzaje niewłaściwego pojmowania medytacji często występują razem. Im większa potrzeba „ucieczki", tym silniejsza pokusa sięgnięcia po środki, które ją ułatwiają i przyspieszają. Przy takim podejściu medytacja staje się rodzajem „używki" - może szlachetniejszym czy bardziej wymagającym od innych typów: alkoholu, narkotyków, erotyzmu, a jednak w określonych formach jeszcze szkodliwszym, kiedy jest oddziaływaniem na ludzkiego ducha. Właśnie tam, gdzie medytacja oferuje najbardziej wyrafinowane „przemiany duchowe", może ona być najgroźniejsza w skutkach i stać się nadużyciem. Szukanie „wyzwolenia", poszukiwanie wymarzonej „iluminacji" może prowadzić do głębszego zniewolenia i zamroczenia ludzkiego ducha.

Intencją tych pobieżnych uwag nie jest straszenie ani ostrzeganie przed medytacją. Związane z nią nieporozumienia są tak liczne i wyrażają się w tylu stereotypach, że bezpośrednia walka z nimi czy(li) uleganie im w zbyt łatwej polemice nie może prowadzić do rozwiązania. Ważniejsze jest co innego, a właściwie znowu to samo: możliwie głębokie i pozytywne przedstawienie drogi medytacji oraz jej celu. To właśnie jest zamierzeniem dalszych rozważań o „prostej praktyce medytacji". Nie od rzeczy będzie jednak najpierw jeszcze jedno: poważniejsze potraktowanie samej „mody" na medytację i ponowne zapytanie o to, co się poza nią kryje.



3. Medytacja i doświadczenie religijne

Była już mowa o tym, że medytacja pojmowana głębiej jest przejawem nie mody, lecz modlitwy. Z kolei w postawie modlitwy zwróciliśmy uwagę na wymiar najważniejszy - miłości. Nie wchodząc jeszcze w sedno i sens kryjącej się tu jedności zwróćmy uwagę na dodatkowy jej wymiar związany z doświadczeniem religijnym. Najpierw zauważmy, że fenomen medytacji pojawił się pierwotnie w obrębie religii. Trudno się temu dziwić, skoro właśnie religie żyją tym samym, co medytacja: modlitwą i miłością... Religii jednak jest w świecie wiele i wielość ta staje się coraz większym wyzwaniem dzisiaj, kiedy ich wyznawcy stają - nie tylko teoretycznie, ale praktycznie - wobec problemu uzasadnienia swojej postawy: z jednej strony wobec przedstawicieli innych religii, z drugiej strony wobec tych, dla których sama ich wielość jest dodatkowym argumentem przeciwko religii jako instytucji. Nowym fenomenem naszych czasów jest to, że zainteresowanie medytacją łączy się często z postawą o znamiennej ambiwalencji: niechęci wobec religii zorganizowanej instytucjonalnie przy jednoczesnej otwartości na doświadczenie religijne.

To wszystko jest oczywiście źródłem dodatkowych nieporozumień związanych z medytacją. Ale nie to nas tutaj interesuje. Ważniejszy jest fakt, że „moda" na medytację oznacza większe aniżeli dawniej zainteresowanie doświadczeniem religijnym. Nie wolno tego faktu lekceważyć, nawet - a może zwłaszcza - wtedy, kiedy idzie on w parze z krytycznym nastawieniem wobec istniejących instytucji religijnych. Od „instytucji", czyli „ustanowienia" religii wolno przecież oczekiwać żywego świadectwa o fundamentalnym doświadczeniu, jakie było dane jej założycielowi. Jeśli tego świadectwa brakuje albo też samo doświadczenie jest przedstawiane jako fakt z przeszłości, do którego dzisiaj żywy dostęp nie jest możliwy, to trudno się dziwić, że poszukujący odwracają się od instytucji, aby szukać doświadczenia gdzie indziej... I kiedy znajdują obietnicę, że właśnie medytacja prowadzi do głębszego doświadczenia, wtedy gotowi są wejść na tę drogę - za wszelką cenę.

Potrzeba doświadczenia religijnego staje się wyraźniejsza na tle innego doświadczenia: potocznego i narzucającego się w świecie wrażenia, że Bóg jest nieobecny. To wrażenie odgrywa ważną rolę nie tylko w życiu ludzi niewierzących, ale także u tych, którzy przyjmują istnienie Boga. Prawda o Bogu nie da się sprowadzić do rozumowych argumentów na rzecz Jego istnienia, lecz musi wiązać się z ludzkim doświadczeniem. Trudności z wiarą, spotykane także u ludzi przyjmujących istnienie Boga, są wprawdzie często formułowane jako trudności rozumowe, a więc jako niemożność zrozumienia określonych pojęć czy obrazów mówiących o Bogu i Jego objawieniu. Ale trudności tych nie wolno przeceniać, jakby w oczekiwaniu, że dopiero na drodze teologiczno-filozoficznych argumentów i dyskusji daje się pojąć istotę Boga i wiary. Ważniejsze jest pytanie, dlaczego konkretne doświadczenie ludzkiego życia jest interpretowane jako znak Bożej nieobecności. Skoro doświadczenie zdaje się przeczyć istnieniu Boga, to może zaprzeczenia wymaga nie On sam, ale Jego obraz ukształtowany wcześniej w naszych myślach? Może właśnie trudne doświadczenia, wystawiające wiarę na próbę, mają prowadzić do nowego doświadczenia Boga - innego i głębszego od naszych dotychczasowych wyobrażeń?



Drogą pośrodku tych trudności może być istotnie medytacja - właśnie jako trudne doświadczenie oczyszczania się i uwalniania od tego wszystkiego, co wcześniej było doświadczane jako nieobecność Boga. To prawda, że Bóg objawiający się i działający w Kościele, czyli w „zgromadzeniu", daje się znaleźć najwyraźniej w doświadczeniu wspólnotowym. Żywym świadectwem tej prawdy są dzisiaj rozmaite ruchy, w których pogłębienie wiary dokonuje się właśnie dzięki przeżyciu wspólnoty. Obok rodzimego ruchu oazowego, kontynuowanego we wspólnotach „Światło i życie", można wymienić ruchy, które przyszły do nas z Zachodu: przede wszystkim ruch charyzmatyczny „Odnowy w Duchu Świętym", oraz ostatnio tzw. ruch neokatechume-nalny z jego doświadczeniem Kościoła-Matki. Ale szukanie i znajdowanie Boga w doświadczeniu wspólnoty - także w liturgii, zwłaszcza w Eucharystii - nie tylko nie wyklucza, ale wręcz domaga się uzupełnienia o wymiar indywidualnej modlitwy. W tym właśnie wymiarze medytacja przynosi decydującą pomoc: jako droga ku jedności, w której także jednostka łączy się napełniej ze wspólnotą -w Jednym, będącym wielością Osób.

II. Droga modlitwy



Pora na dokładniejsze przedstawienie medytacji - jako określonej praktyki. Chodzi o praktykę modlitwy, która w każdej religii odgrywa istotną rolę. W różnych religiach przybiera ona rozmaite formy. Jednak w tej mierze, w jakiej modlitewna praktyka jest wyrazem ludzkiego działania, zawiera ona elementy wspólne - związane z życiem i naturą człowieka. Chociaż zatem elementy, które dalej wyróżnimy w modlitwie, odwołują się do praktyki chrześcijańskiej, mają one znaczenie bardziej uniwersalne.

1. Etapy modlitwy

Mówiąc o etapach modlitwy zakładamy, że chodzi o pewną drogę, z którą w życiu modlitwy mamy do czynienia. Droga ta wiąże się z drogą ludzkiego życia - ze stałym rozwojem człowieka. W miarę jak rozwija się człowiek, winna się także rozwijać jego modlitwa. W przeciwnym razie modlitwa przestanie być żywa, i pozostanie najwyżej - jeśli w ogóle zostanie zachowana - martwą formułą.

Etapy wyróżniane tradycyjnie w modlitwie obejmują: modlitwę ustną, myślną, modlitwę uczuć i prostoty. W podziale tym uderza najpierw to, że poszczególne elementy odpowiadają różnym sposobom wyrażania się ludzkiego ducha. Następnie można zauważyć, że zwłaszcza pierwsze trzy elementy -słowa, myśli, uczucia - odpowiadają kolejnym stopniom ludzkiego „uczenia się" modlitwy. Najpierw dzieci. Nauczyć ich modlitwy znaczy wszakże: nauczyć pewnych słów i formuł modlitewnych. Modlitwa ustna wystarcza dziecku; powtarzane słowa są w stanie całkowicie zająć jego uwagę. Stopniowo jednak, wraz z pojawianiem się refleksji i samodzielnego myślenia, te same słowa przestają wystarczać: nie zatrzymują dostatecznie uwagi, która podąża śladem zjawiających się myśli. Jest to sygnał, że modlitwa musi przejść na poziom odpowiadający nowemu etapowi rozwoju: musi objąć także myśli człowieka.

Uczyć się tej nowej formy - modlitwy myśl-nej - oznacza nie tylko próbę samodzielnego formułowania słów modlitwy. Chodzi także o refleksję nad własnym życiem połączoną z rozważaniem dodatkowych impulsów - np. z tekstów religijnych, zwłaszcza Pisma Świętego. Pogłębiona w ten sposób modlitwa może stać się bardziej autentyczna, gdyż człowiek zwraca się do Boga nie tylko na powierzchni, tj. poprzez powtarzanie wargami określonych słów, ale bardziej wewnętrznie -również myślami oraz życiem, nad którym w obliczu Boga się zastanawia. Czego jeszcze brakuje? Oznaką braku a zarazem sygnałem, że potrzebne jest pogłębienie modlitwy, mogą być znowu trudności w dotychczasowej praktyce modlitewnej. Człowiek, dla którego rozważanie własnego życia i słowa Bożego było na początku dużym odkryciem oraz wzbogaceniem modlitwy, po pewnym czasie zaczyna odczuwać znużenie tą formą. Zauważa, iż postęp w życiu duchowym nie oznacza tylko poznawania ciągle nowych treści o Bogu. Do tego dochodzi spostrzeżenie, że samo tylko intelektualne rozważanie prawd Bożych nie zmienia jeszcze życia, skoro rozziew między teorią a praktyką nie maleje, lecz coraz bardziej stanowi wyrzut niepokojący sumienie. Może się budzić uczucie rozczarowania, pociągające za sobą niechęć do modlitwy, która tak mało wpływa na życie. W tym kontekście rozwiązaniem może być głębsze pojmowanie praktyki modlitwy przez włączenie do niej również uczuć.

Przejście do kolejnego etapu - modlitwy uczuć - nie oznacza, że chodzi przede wszystkim o «wzbudzanie» w czasie modlitwy uczucia miłości czy wdzięczności wobec Boga. Ważniejsze jest raczej to, aby włączyć do modlitwy „negatywne" uczucia, które stanowią największą przeszkodę - a więc uczucia niechęci, złości, buntu, różnych obaw itd.

W modlitwie, traktowanej jako intelektualne rozważanie, uczucia te pozostają jakby na zewnątrz, przeszkadzają nam i odciągają od modlitwy. Pod wpływem niechęci czy uczuć zawodu przestajemy się modlić, co ostatecznie odbiera nam szansę, aby właśnie poprzez modlitwę włączającą te negatywne uczucia dojść stopniowo do ich przezwyciężenia. Pierwszym krokiem we właściwym kierunku jest zatem uprzytomnienie sobie, że w modlitwie nie chodzi o zwracanie się do Boga jedynie z tym, co - jak sądzimy - jest w nas dobre i stąd zasługuje na włączenie do modlitwy. Jeżeli bowiem nasze ciemne, negatywne uczucia nie znajdą miejsca właśnie w modlitwie, to sami utrudniamy Bogu dostęp do nich i uleczenie - tym bardziej, że zepchnięte na bok podczas modlitwy z pewnością się ujawnią w innej sytuacji naszego codziennego życia, raniąc także Boga przez rany zadawane bliźnim.



Już ten pobieżny przegląd etapów czy elementów modlitwy pokazuje, że decydująca jest postawa, która obejmuje całego człowieka. Zauważyliśmy też: im bardziej ludzkie życie rozwija się i komplikuje, tym trudniej przychodzi integracja wszystkich elementów. Dlatego modlitwa, która pogłębia się w opisany sposób, jest coraz bardziej całościowa. Jednocząc poszczególne przejawy ludzkiego życia nie staje się bardziej skomplikowana, ale prostsza. W tym sensie punktem dojścia, obejmującym i dopełniającym wszystkie poprzednie etapy modlitwy ustnej, myślnej i uczuć, jest postać zwana modlitwą prostoty. Jako uwieńczenie drogi modlitwy godna jest najwyższej uwagi.

2. Jedność modlitewnej drogi

Spójrzmy najpierw na modlitwę prostoty na tle opisanej dotąd drogi. Poszczególne etapy zostały przedstawione, zgodnie z tradycją, jako następujące po sobie. W rzeczywistości jednak jest tak, że już od początku w życiu człowieka i w jego modlitwie słowom towarzyszą myśli oraz uczucia; schematyczny podział trzeba zatem pojmować jako wskazówkę co do elementów, które stopniowo coraz bardziej się wyodrębniają i dlatego wymagają z biegiem czasu dodatkowej uwagi. Wytrwałe posuwanie się naprzód na opisanej drodze może prowadzić niejako spontanicznie do coraz większej prostoty modlitwy. Zwłaszcza modlitwa uczuć jest przygotowaniem do modlitwy prostszej w tym sensie, że mniejszą rolę odgrywa w niej działanie człowieka - poprzez słowa czy myśli - natomiast ważniejsze staje się zauważanie w sobie różnych nastrojów, które wyprzedzają niejako i warunkują samo działanie. Nie chodzi o to, aby w tej sytuacji coś dodatkowego czynić - zresztą często jesteśmy wtedy do tego niezdolni; ważniejsze jest proste zwrócenie się z tym wszystkim do Boga, uprzytomnienie sobie Jego obecności i działania, Jego miłości, do której zawsze można się odwołać, kiedy wszystko inne zawodzi i rozczarowuje.

Jedność modlitewnej drogi oznacza zatem najpierw: prostota, która jest ostatnim etapem, może być realizowana już wcześniej -tym bardziej, im prostsza jest wewnętrzna sytuacja człowieka we wzajemnej relacji słów, myśli, uczuć. Innym wyrazem tej jedności zmierzającej ku prostocie jest postawa, którą można określić mianem integralnej albo całościowej. Cała droga modlitwy daje się streścić w tej jednej perspektywie: każdy z poszczególnych etapów tak długo „wystarcza", jak długo umożliwia człowiekowi całościowe zwrócenie się do Boga. Kiedy natomiast pojawia się „rozproszenie", czyli oznaka braku integracji poszczególnych elementów, wtedy staje się wyraźna potrzeba szukania, odszukania na powrót postawy całościowej. Tak, w pewnym sensie chodzi o powrót do postawy pierwotnej - tej, którą wskazuje sam Jezus w Ewangelii: Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Postawa dziecka dana jest właśnie jako przykład postawy integralnej: całkowitego zaufania, zawierzenia, oddania się... To wszystko, co u dziecka przejawia się w sposób naturalny - jako dane wraz z darem życia, u człowieka „wyrastającego" z dzieciństwa (przez wzrastanie w „samodzielności" i różnorodności cech) musi być przywrócone w wysiłku re-integracji, w powrocie do jedności, która na początku była łatwiejsza w swym braku zróżnicowania.

Jedność jako głębsza (niż na początku) integracja wielu elementów życia i modlitwy jest celem praktyki, która dalej zostanie opisana dokładniej. Zanim przejdziemy do jej opisu, zwróćmy uwagę na dodatkowe, dotąd jeszcze nie uwzględnione aspekty postawy całościowej. Wymienione elementy modlitwy, które wymagają integracji na drodze ku prostocie, są nie tylko przejawem ludzkiego ducha. Wprawdzie słowa, myśli oraz uczucia jako odróżniające człowieka od zwierząt łączymy przede wszystkim z wyróżniającym go życiem ducha; jednak nie są to przejawy „czystego" ducha, ale istoty wcielonej. Oznacza to, że w dotychczasowych rozróżnieniach dotyczących modlitwy element cielesny nie był całkiem pominięty. Faktem jest jednak, że jego obecność była uwzględniona jedynie pośrednio. Mogło zatem powstać wrażenie, że modlitwa jest tylko działaniem „duchowym" i że wspomniana integracja musi dokonać się głównie w ludzkim „wnętrzu". A jak jest w istocie?

Kiedy nie zwracamy uwagi na to, że wymienione elementy modlitwy (słowa, myśli, uczucia) są przejawem nie tylko duchowej, ale duchowo-cielesnej natury człowieka, wtedy nie docieramy jeszcze do sedna naszych kłopotów z modlitwą. Polegają one bowiem w istocie na tym, że właśnie obie sfery - cielesna i duchowa - nie są w nas należycie zintegrowane: napięcie między nimi, jakie istnieje w naszym życiu, przejawia się również w modlitwie. Skoro zatem oczekujemy, że modlitwa może być decydującą pomocą w przezwyciężaniu tego napięcia, to nie wy...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin