Snape mentor - Harry Potter i Wewnętrzny Wróg.doc

(2052 KB) Pobierz

 

 

Autor: Theowyn    Tłumacz: Nicky Gabriel    Wersja word: Phoe

Harry Potter i Wewnętrzny Wróg

 

 

cd

 

 

Historia ta jest pierwszą częścią, poprzedzającą „Harry'ego Pottera i Zniewolone Dusze”.

Obie części stanowią nierozdzielną całość, będącą niejako alternatywą

„Księcia Półkrwi” i „Insygniów Śmierci”.

 

 

 

PROLOG

 

Latem Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart była prawie zupełnie opustoszała.

Minerwa McGonagall szła szybko korytarzem w stronę lochów, które nawet w środku gorącego lata były wilgotne i chłodne, a jej kroki dudniły w przytłaczającej ciszy. Reszta zamku mogła być niezamieszkana, ale lochy wydawały się wręcz porzucone w czasie wakacji nawet duchy stroniły od tego miejsca. McGonagall wiedziała jednak, że znajdzie tam jedną osobę, która najwyraźniej była nieświadoma odosobnienia tego miejsca. Nauczycielka stanęła przed drewnianymi drzwiami i energicznie zapukała.

Wejść otrzymała stłumioną odpowiedź.

McGonagall pchnęła drzwi i ujrzała Severusa Snape'a pochylającego się w skupieniu nad kociołkiem, w którym na wolnym ogniu warzył się jakiś eliksir.

Severusie, właśnie przeglądałam dzienniki klasowe na następny semestr i nie widzę imienia pana Pottera na twojej liście szóstoklasistów.

Zgadza się, nie ma go tam odpowiedział Snape wpisując coś do leżącego obok niego notatnika. Swojej koleżanki nie zaszczycił nawet spojrzeniem.

Mogę dowiedzieć się dlaczego? zapytała McGonagall sztywno.

Snape przystawił ogień pod kociołkiem i dopiero wtedy na nią spojrzał.

Przyjmuję tylko najzdolniejszych studentów na kurs owutemów odpowiedział spokojnie. Pan Potter do nich nie należy.

Otrzymał Wybitny z eliksirów na sumach.

Tak czy owak, nie będzie go na moim kursie.

Dwójka profesorów wpatrywała się w siebie w cichym teście siły woli. Wreszcie McGonagall przemówiła z trudem panując nad głosem:

Severusie, pozwalam ci zastraszać swoich uczniów, ale jeśli myślisz, że będę stać bezczynnie i pozwolę ci zrujnować przyszłość Pottera z czystej złośliwości, to bardzo się mylisz.

Widzę, że urok sławnego Pottera zrobił swoje nawet w twoim przypadku odpowiedział Snape szyderczo.

Nie obrażaj mnie ucięła McGonagall. Ten chłopiec zasłużył na miejsce na twoich zajęciach. Nie masz żadnego powodu, aby go wykluczyć.

Jestem zdumiony, że on chce kontynuować naukę eliksirów... biorąc pod uwagę jego dotychczasowe osiągnięcia w tej dziedzinie zauważył z pogardą Snape.

Chce zostać aurorem, a wiesz bardzo dobrze, że wymagają tam owutemów z eliksirów.

Auror? zakpił Snape. Naturalnie. A można by pomyśleć, że powinien mieć już dość zwalczania mrocznych czarodziejów. Ale, jak przypuszczam, sława i chwała są dla niego zbyt ponętne. Dlaczego nie zrobisz nam przyjemności i nie doradzisz mu, aby został zawodowym graczem Quidditcha? To na pewno dostarczy mu mnóstwa uwielbiających go fanów, których on jest tak złakniony.

Czy ty naprawdę myślisz, że właśnie o to chodzi, Severusie? O ego? Nie dotarło jeszcze do ciebie, że Potter zdecydował się zostać aurorem, całkiem rozsądnie moim zdaniem, tylko dlatego, żeby mieć szansę przeżyć tę wojnę?

Nie pomogło to jego ojcu.

Oczy McGonagall zabłysły, a jej wargi przypominały teraz cienką linię.

Dałam Potterowi słowo, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pomóc mu zostać aurorem i mam zamiar dotrzymać tej obietnicy.

Niestety decyzja o tym, kogo przyjmę do klasy leży poza twoimi możliwościami podkreślił Snape.

Masz rację... McGonagall uśmiechnęła się lekko. ale jako zastępca dyrektora mogę ci dość efektownie obrzydzić życie, o czym ty doskonale wiesz. To tylko dwa lata, Severusie i on stąd odejdzie. A ja nie. Czy naprawdę chcesz mieć we mnie wroga?

Snape zmrużył oczy wpatrując się w stojącą przed nim kobietę.

Dobrze zgodził się. Przyjmę pana Pottera do klasy owutemów, ale jeśli nie podoła moim standardom, nie będzie miał tam czego szukać.

McGonagall westchnęła wiedząc, że to wszystko, na co może liczyć ze strony Snape'a.

To uczciwe postawienie sprawy przyznała i odwróciła się, aby wyjść. Przy drzwiach jednak przystanęła. Wiesz Severusie spojrzała na niego z ukosa. Myślałam, że znasz go odrobinę lepiej powiedziała i opuściła pokój pozostawiając Mistrza Eliksirów z nachmurzoną miną.

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY: LATO

 

Harry wymierzył różdżką w bladego, młodego człowieka, kulącego się u jego stóp.

Crucio! syknął.

Młodzieniec wrzasnął i zaczął wić się z bólu. Harry poczuł, że usta wykrzywiają mu się w okrutnym uśmiechu, kiedy niechętnie uwolnił z męki swoją ofiarę.

Być może teraz udostępnisz mi informację, której oczekuję skonstatował cichym, ale groźnym tonem.

Proszę! jęknął młody człowiek. Ja nie wiem, gdzie on jest! Przysięgam! Powiedziałbym, gdybym wiedział! Proszę! Mówię prawdę!

Harry spojrzał mu w oczy i przekonał się, że w istocie tak było ten głupiec rzeczywiście nic nie wiedział.

Bardzo dobrze odparł Harry. Wierzę ci ponownie wskazał różdżką drżącego człowieka.

Avada Kedavra!

Zielone światło wystrzeliło z końca różdżki Harry'ego i uderzyło jego ofiarę prosto w piersi.

Młodzieniec upadł na plecy, ale jego oczy nadal wyrażały paniczny strach i szok. Harry usiadł gwałtownie na łóżku i z trudem złapał oddech. Nie miał bladego pojęcia kim był ten niewiele od niego starszy torturowany chłopiec, ale wiedział, że gdzieś tam Voldemort właśnie go zabił. Harry zapalił lampkę nocną, wyszedł z łóżka i zaczął chodzić po pokoju tam i z powrotem.

Od końca roku szkolnego minęły dopiero trzy tygodnie, a to lato już okazało się najgorszym w jego życiu. W zeszłym roku był sfrustrowany brakiem informacji, ale dopiero teraz uświadomił sobie w pełni, jakim błogosławieństwem była ta sytuacja. Uważaj na to, czego chcesz, bo możesz to dostać pomyślał kwaśno.

Odkąd wiadomość o powrocie Voldemorta została potwierdzona, Śmierciożercy przestali się ukrywać ze swoją aktywnością. Prorok Codzienny każdego dnia donosił o torturach, mordach i zaginięciach. Nie było nocy, aby Mroczny Znak nie pojawiał się na niebie, ale Harry nie potrzebował tej gazety umysłowa więź z Voldemortem sprawiała, że na własne oczy oglądał całą grozę sytuacji.

Teraz bardziej niż kiedykolwiek chłopiec żałował, że nie ćwiczył wystarczająco poważnie oklumencji przez cały zeszły rok. Był wtedy tak bardzo spragniony informacji, że nie chciał blokować jedynego dostępnego źródła jakie miał. Po tym jak był świadkiem odrodzenia Śmierciożerców zrozumiał jednak, dlaczego Dumbledore uważał utrzymywanie tej więzi za zły pomysł. Harry był przekonany, że powoli traci zmysły.

Już dłużej tego nie wytrzymam. Muszę coś zrobić myślał zrozpaczony. Mógł napisać do Dumbledore'a, ale jaki to miało sens? Dyrektor nie mógł mu nijak pomóc tutaj, na Privet Drive. Tak samo Ron, Hermiona czy nawet Lupin jedyni ludzie, do których mógł zwrócić się o pomoc. Pomyślał o Syriuszu i poczuł znajomy ból w piersiach. Jego ojciec chrzestny też nie mógłby mu pomóc Harry wiedział o tym doskonale ale jego obecność na pewno by go pocieszyła.

Śmierć Syriusza pozostawiła ogromną pustkę w życiu Harry'ego i chłopiec nie wiedział czym ją wypełnić. Syriusz był jedyną prawdziwą rodziną jaką miał, a na pewno jedyną rodziną, która się o niego troszczyła. Harry miał oczywiście wielu przyjaciół, ale w jakiś sposób to nie było to samo chociaż nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Dla Harry'ego liczyło się jedynie, że żaden inny dorosły człowiek nie poświęcał mu całej swojej uwagi tak, jak robił to Syriusz. I nikt inny nie postępował względem niego jak ojciec. Mając szesnaście lat Harry był zirytowany faktem, że nadal kogoś takiego potrzebuje.

Potrząsnął głową, aby odegnać ponure myśli. Rozczulanie się nad sobą nie miało sensu. Jego rodzice i Syriusz byli martwi, więc musiał sam się sobą zająć. A teraz musiał znaleźć sposób jak kontrolować te wizje. Spędził ze Snape'em trzy miesiące ćwicząc oklumencję musiał się przecież czegoś w tym czasie nauczyć! Spróbował przypomnieć sobie, co jego profesor do niego mówił. Oczyść swój umysł. Wyzbądź się wszelkich emocji. Ale Harry podczas tych lekcji przekonał się, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Musiał jednak spróbować.

Usiadł na skraju łóżka, zamknął oczy i postarał się odprężyć. Wyrównał oddech próbując o niczym nie myśleć. Skoncentruj się na oddychaniu. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Po kilku minutach otworzył oczy. Z pewnością był spokojniejszy, ale nie był przekonany, aby to miało zablokować jego wizje. Niestety w obecnej sytuacji nic innego mu nie pozostało. Położył się więc na łóżku i zgasił światło ponownie koncentrując się na oddychaniu. Po chwili zapadł w sen litościwie niezakłócony wizjami i koszmarami.

 

* * *

 

Następnego dnia Harry wstał jak zwykle o wpół do piątej i zabrał się za prace, które wymyśliła dla niego ciotka Petunia. Do południa skończył pielenie klombów i mycie okien. Szybko przygotował sobie kanapkę i wycofał się do swojego pokoju, aby popracować nad zadanymi pracami domowymi, albo raczej nad ponadprogramowymi ćwiczeniami, które sam sobie przydzielił.

Po tym jak otrząsnął się z szoku po usłyszeniu przepowiedni, mówiącej że musi zabić Voldemorta lub zginąć z jego ręki, prawie dostał obsesji na punkcie poszerzenia swoich możliwości obrony. Nadal był bardzo dumny z tego, czego zdołał nauczyć swoich kolegów i koleżanki podczas spotkać GD, ale było dla niego jasne, że przeciwko Voldemortowi nie miał absolutnie żadnych szans. Wiedział, że jak dotąd udawało mu się przeżyć jedynie dzięki szczęściu. A jeśli ma się z nim znowu zmierzyć, będzie potrzebował czegoś więcej niż szczęście.

W rezultacie zaraz po powrocie do wujostwa napisał do Lupina i poprosił swojego byłego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią o przysłanie odpowiednich książek o zaawansowanych technikach obronnych. Lupin odpowiedział prawie natychmiast przysyłając mu gruby tom zatytułowany "Zbiór Uroków i Przeciwuroków" Beatrice Arronby.

Harry'emu aż dech zaparło w piersiach, kiedy przekonał się ile różnorodnych w szczególności właśnie zaawansowanych zaklęć mógł tam znaleźć. Żałował, że nie znał ich kilka tygodni temu, kiedy walczył ze Śmierciożercami w Ministerstwie Magii. Ale były też takie, od których skóra mu cierpła, bo prawie ocierały się o Czarną Magię. Przełamując swoją odrazę na widok co niektórych ilustracji, starał się zapamiętać jak najwięcej zaklęć i przeciwzaklęć, które wydawały mu się użyteczne.

I ćwiczył.

Był pewny, że samo czytanie o nich nie wystarczy, a był zdecydowany poprawić swoją szybkość reakcji. Chciał nauczyć się instynktowego rzucania zaklęć. Właściwie nie mógł rzeczywiście ich rzucać, bo po tym jak w zeszłym roku o mało co nie został usunięty ze szkoły, musiał być bardzo ostrożny w używaniu jakiejkolwiek magii. Pamiętając o tamtej wpadce, podczas swoich prac w ogrodzie Dursleyów wyszukał jakąś różdżkopodobną gałąź i używał jej w wyimaginowanych pojedynkach z Voldemortem i Śmierciożercami. Najwyraźniej jednak wczuł się w rolę odrobinę za mocno, bo w nocy pomimo ponownego ćwiczenia oklumencji wizje powróciły.

Harry pełzł powoli po ziemi, podczas gdy w nocne niebo unosiły się płomienie z ogarniętego ogniem domu. Postaci w czarnych pelerynach i maskach kręciły się wokół starego mężczyzny i kobiety, którzy wyglądali buntowniczo, mimo że poddawano ich torturom. Wpełzł pomiędzy nich i smagnął językiem, wyczuwając krew.

Nie wrócisz do aurorów powiedziała jedna z mrocznych postaci. Kiedy skończymy, nie pozostanie już ani jeden...

Starsi ludzie wpatrywali się w Śmierciożerców z wściekłością, ale w powietrzu wyczuwało się strach prawie odurzający. Harry pełzł prosto na nich, a wtedy ich lęk jeszcze się spotęgował. Chłopak podniósł się i zaatakował.

Harry przebudził się wyczerpany, ale koszmar nadal żył w jego umyśle. Humor mu się wcale nie poprawił, kiedy rano otrzymał Proroka Codziennego. Jeden z nagłówków głosił: Śmierciożercy uciekają z Azkabanu!, a artykuł dokładnie opisywał szczegóły ucieczki tych, których złapano w Ministerstwie Magii.

Harry zaklął. Oczywiście spodziewał się tego, ale i tak go to zirytowało. Zwłaszcza myśl o Lucjuszu Malfoyu na wolności. Wolał rozkoszować się myślą o Lucjuszu Malfoyu w Azkabanie. Niestety ucieczka niewątpliwie oznaczała zwiększenie ilości ataków, które będzie zmuszony oglądać bezradnie w swoich snach. Harry wzdrygnął się i zaczął przeglądać gazetę mając nadzieję na oderwanie myśli od ponurych wydarzeń w nocy.

Przerzucał strony dopóki nie natrafił artykuł równie przygnębiający jak informacja o ucieczce Śmierciożerców. Większość kolumn dotyczyła jego samego jako pośredniego lub bezpośredniego wybawiciela.

"Chłopiec Który Przeżył uciekł Sam Wiesz Komu nie raz, a cztery razy...", "Młody człowiek, który wzbudza nadzieję...", "Pokonał Sam Wiesz Kogo raz może to zrobić znowu!"

Jedynym, kto miał inne poglądy był Averill Pembroke redaktor naczelny Proroka Codziennego, który otwarcie gardził Harry'm: Każdy czarodziej, który wierzy, że zwykły chłopiec mógłby pokonać Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, powinien zbadać się u Świętego Munga.

Harry nie był pewny, które z tych poglądów bardziej go niepokoiło, kiedy odkładał gazetę na bok. Nagle poczuł się jak w klatce. Wciągnął na siebie koszulkę i dżinsy i poszedł na dół. Ciotka Petunia chciała go zatrzymać nowymi obowiązkami, ale nawet na nią nie spojrzał i wyszedł z domu. Nie widział jednak piękna poranka nie mając określonego celu spacerował oddalając się od numeru czwartego, jakby to mogło pomniejszyć zgryzotę, którą przynosiły mu wizje.

Do domu wrócił dopiero późnym popołudniem i nawet nie otworzył książki Lupina. Zamiast tego poświęcił cały czas ćwiczeniu oklumencji. Był coraz lepszy w uspokajaniu umysłu, chociaż podchodził bardzo sceptycznie do tego czy oklumencja powstrzyma jego wizje. Ani przez chwilę nie wierzył, że Snape mógłby nauczyć go czegokolwiek użytecznego. Ćwiczenia nie powinny mu jednak zaszkodzić, a poza tym nie znał innego sposobu zablokowania umysłowego połączenia z Voldemortem. Długo nie potrafił zmusić się, aby wejść do łóżka, ale wreszcie wsunął się do niego mimo że nadal był w fatalnym nastroju. Zasnął prawie od razu i chociaż tym razem nie miał żadnej wizji, śnił mu się koszmar o Syriuszu wpadającym za zasłonę w Departamencie Tajemnic co po głębszym zastanowieniu nie było wcale o wiele lepsze.

 

* * *

 

Trzy tygodnie później pojawiła się zgrabna, niebieska koperta. Wuj Vernon, który przed śniadaniem segregował pocztę, otworzył ją, kiedy Harry właśnie zasiadł do stołu.

Patrz Petunio powiedział wuj podając kartkę swojej żonie. Wygraliśmy konkurs, w którym brałaś udział.

Ciotka Petunia nachmurzyła się.

Nie pamiętam, żebym brała udział w jakimś konkursie.

Musiałaś brać zauważył wuj z pełnymi ustami. Wygraliśmy obiad dla trzech osób w "Chez Vous". To ta francuska restauracja na placu Romney, tak?

Tak. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin