Snape mentor - Z prądem.doc

(1387 KB) Pobierz
Z prądem

 

Z PRĄDEM

część pierwsza i druga

 

 

 

 

Autor: Tanz

Tłumaczenie: Sana

Korekta: Toroj

Wersja word: Phoe

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z prądem I: Nie waż się na mnie patrzeć

 

 

Rozdział 1

 

 

Ostatni raz przypaliłeś mój bekon, chłopcze! Dam ci lekcję, której nigdy nie zapomnisz, ty bezwartościowy marnotrawco powietrza!

NIE WAŻ SIE NA MNIE PATRZEĆ!


* * *

Twarz Severusa Snape’a wykrzywił uśmieszek wstrętu i pogardy. Czasami nie mógł zrozumieć sposobu myślenia Dumbledore’a, ani tego, dlaczego zawsze musiał być wplątany w każdą eskapadę, którą wymyślał ten stary piernik. Albo jego tłumaczeń. Takich jak to dzisiejsze. Uratuj Harry’egoCholeręPottera. Czemu, ktoś mógłby się zapytać? Ponieważ Sybilla przewidziała jego nadchodzący zgon.

Jakby kiedykolwiek przepowiedziała coś innego.

Snape prawie wybuchnął śmiechem, gdy Dumbledore oświadczył, że postanowił zabrać Złotego Chłopca na ostatni miesiąc wakacji z powrotem do Hogwartu. Dumbledore mu nie odpuścił i co gorsza, nie pozwolił Snape’owi, chodzącej fabryce jadu, na zużycie tej trucizny. Po prostu wykopał Mistrza Eliksirów za drzwi, powołując się na najwyższy stopień zagrożenia.

Cha!

Z tego powodu Snape wziął długą, odprężającą kąpiel, a później starannie dobrał dla siebie mugolskie ciuchy. Zachowując się jak drobiazgowy chłopaczek przed randką, przymierzał nawet swoje czarne jeansy i tshirt. Wszystko, aby zmarnować jak najwięcej czasu. A potem poszedł aż do Hogsmeade, aby deportować się stamtąd na Privet Drive numer cztery.

W końcu Severus Snape stanął przed domem Pottera. Działo się to późnym popołudniem, kiedy ludzie zaczynali wracać z pracy. Zaklął cicho. Wolałby, gdyby to była noc, ale postara się załatwić sprawę szybko.

Przybierając najgroźniejsze spojrzenie, na jakie było go stać, podszedł do drzwi i zapukał.

Nic.

Mamrocząc pod nosem, że lepiej byłoby, gdyby nie zrobili sobie niespodziewanego wypadu nad morze, zastukał mocniej.

Nadal nic.

Snape zrobił w tył zwrot. Był tak wściekły, że aż posiniał. Został wysłany na próżno. Przypominając chmurę gradową, zszedł podjazdem i sfrustrowany w najwyższym stopniu kopnął z całej siły pierwszą rzecz, która nawinęła mu się pod nogi. Na nieszczęście, był to kubeł na śmieci Dursleyów. Siła uderzenia była tak silna, że pomimo tego, że kosz był pełny, wywrócił się z okropnym hukiem, a wszystkie śmieci się wysypały. A wtedy coś przyciągnęło wzrok Snape’a.

Okulary Pottera. A bliżej kosza leżały nadpalone pozostałości po książce do Transfiguracji. A może to były Eliksiry? Zmieszany Snape ociągał się przez moment. Ostrożnie podniósł okulary.

Były potłuczone.

Bezwiednie włożył je do kieszeni, zawrócił i zapukał jak najmocniej potrafił. Kiedy nikt nie odpowiedział, wyjął różdżkę i posłużył się Alohomora. Wyglądało na to, że dom jest wyludniony. A więc jednak miał rację. Snape skrzywił się. Jednak coś było nie tak. Coś, czego nie mógł teraz dokładniej sprecyzować, ale przez cały czas wyczuwał. Nikogo nie było w środku. Spuszczone żaluzje, posłane łóżka. Nawet lodówka była zamknięta na cztery spusty. Ale, jeśli dom był opustoszały…

... to czemu śmierdziało w nim przypalonym mięsem? Snape’owi to się nie podobało. Powoli rosnace zniecierpliwienie i narastające mrowienie skóry były pierwszymi znakami, że cokolwiek tu znajdzie, nie przypadnie mu to do gustu. A on nie znosił, gdy coś mu się nie podobało.

Potter, wyłaź rozkazał poirytowanym głosem.

Ciągle nie było odpowiedzi. Ale Snape był przecież szpiegiem. W jakiś sposób czuł, że pomimo tego, iż w budynku nie było oznak życia, ktoś tu jednak był. Już po przekroczeniu progu, słyszał czyjś wysilony oddech. Ale gdzie? Każdy pokój w domu sprawdził dwa razy. Nawet ten, który wyglądał jak schowek i miał kraty w oknach. Ale to było niedorzeczne, aby ktoś tam mieszkał.

Nigdzie nie było śladu młodego Gryfona. To właśnie niepokoiło Snape’a; wyglądało na to, że Harry Potter w ogóle tu nie mieszkał. Żadnych ciuchów, rzeczy, zdjęć, które mogłyby zdradzać jego obecność. Równie dobrze mógł mieszkać w innym domu.

Ale Snape wiedział, że jest we właściwym domu. Zastanawiał się, stojąc na środku salonu, a później, jakby po podjęciu decyzji, uniósł różdżkę.

Wskaż mi.

Różdżka pochyliła się i pociągnęła zmieszanego Snape’a. Na pewno nie przeoczył niczego na górze. Sprawdzał nawet pod łóżkami. Różdżka przestała go ciągnąć; był u celu. Zamrugał zdziwiony. Stał przed komórką pod schodami.

Parsknął i spojrzał ponuro. Świetnie. Najwyraźniej rodzinka wybyła na wycieczkę, a Potter schował swoje magiczne graty w tym miejscu i teraz jego różdżka szaleje.

No, ale w tym miejscu jeszcze nie szukał chłopaka.

E tam. Przyjmijmy czysto teoretycznie, że szukałem wymamrotał Snape i wypowiedział zaklęcie:

Alohomora.

Drzwi się otwarły, ukazując ciemne wnętrze. Smród spalonego mięsa uderzył w jego nozdrza jeszcze mocniej, niż poprzednio. Snape czuł, jak włosy zaczynają mu stawać dęba. Co tu się działo? W jego mózgu zawyły wszelkie alarmy. Zapomniał o pogardzie i niezadowoleniu, szepcząc “Lumos”, aby zajrzeć głębiej.

To, co ujrzał sprawiło, że jego oczy stały się zimniejsze od ołowiu, zęby zacisnęły się ze złości, a ręka trzymająca różdżkę jeszcze bardziej posiniała. W końcu znalazł Harrego Pottera. Mylił się.

W środku leżał chłopiec wygięty w pałąk; Snape ledwie rozpoznał w nim tego bezczelnego młodzieńca, którego chciał wymazać z listy uczniów Hogwartu. Chłopak leżał na przyborniku i pudłach po butach, wygięty w dziwny sposób; jego głowa opadła do tyłu. Snape wątpił, czy w ogóle jest przytomny. Twarz Pottera stanowiła zakrwawione pobojowisko, jakby ktoś uderzył go tam co najmniej kilka razy, albo używał jego głowy zamiast młotka. W świetle różdżki błyszczały na niej malutkie drobinki. Na Merlina, czy to mogą być szklane odłamki? Spoglądając niżej, Snape znalazł źródło smrodu: prawa ręka Pottera i przedramię były krwawą masą, żylastą i wilgotną, jakby ktoś długo je na czymś przypiekał….

Snape nie potrzebował niczego więcej. Położył dwa eleganckie palce na szyi chłopca i odetchnął z ulgą jeszcze żył. Dzięki Merlinowi za to Potter, inaczej Dumbledore zająłby się mną odpowiednio. Wzmocnił światło z różdżki tak, aby przebywając w jego kieszeni, nadal rzucała mały blask; musiał widzieć, co robi. Podnosząc bezwładne ciało chłopca, poczuł gniew. Na wiele rzeczy. Po pierwsze, za zaprezentowanie mu widoku, który sprawił, że jego wygodne uprzedzenia co do chłopaka szlag trafił. Teraz, ilekroć będzie na niego patrzył, będzie przypominał sobie o tej nieszczęsnej komórce pod schodami. Jeszcze trochę takich działań antywkurzających i Snape zacznie lubić wkurzającego Harrego Pottera.

Po drugie, właśnie na nowo wkradał się w łaski Voldermorta, kiedy dostał zadanie uratowania i odebrania chłopaka. Jeśli został zauważony przez nieodpowiednią osobę, to następne zebranie Kręgu będzie jego ostatnim. O czym właściwie myślał Dumbledore? W tym momencie Snape nienawidził starego czarodzieja.

I po trzecie, kto z wyjątkiem pijanego Śmierciożercy mógł zrobić dzieciakowi taką krzywdę? I po co? Nawet w najgorszych wspomnieniach, kiedy Snape naprawdę życzył śmierci Potterowi, nie miał na myśli czegoś takiego.

Gdzie się z tym wybierasz?! WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!

Straszne spojrzenie Snape’a skupiło się na mężczyźnie o olbrzymiej posturze, który stał w wejściu i trzymał plażowy parasol, oraz na wysokiej, kostycznej kobiecie, wyglądającej zza jego ramienia. Snape uśmiechnął się do Vernona Dursleya. A kiedy uśmiechał się w ten sposób, był cholernie niebezpieczny.

Ty to zrobiłeś? zapytał jedwabistym głosem, zdolnym zamrozić całe piekło i zmienił ułożenie Harrego w swych ramionach.

Chłopak jest mój, ty wybryku natury! Oddawaj! mężczyzna zrobił się purpurowy i wszedł do środka. Trzymał plażowy parasol niczym oręż, który miał zamaskować słabość atakującego.

Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności stwierdził Snape zjadliwie i wyciągnął różdżkę.

 


Rozdział 2

 

 

Voldermort badał wzrokiem kilka postaci w czerni, które zasłaniały twarze upiornymi, białymi maskami. Skinął na trzęsącego się Glizdogona, który poszedł zamknąć drzwi i zanim rozpoczęło się zebranie, zwołał wszystkie osoby, oczekiwane przez mistrza. Voldermort obserwował Nagini swoimi szkarłatnymi, obojętnymi oczyma. Kiedy wąż podpełzł do niego, zaczął mówić, pieszcząc gada.

Przyciągnął moją uwagę… dość… interesujący ciąg wydarzeń powiedział łagodnie, przeciągając trochę głoskę “s”. Czy ktoś wie, o czym mówię?

Pomiędzy Śmierciożercami zapadła cisza; nikt nie odważył się podnieść wzroku. W głowie każdego ścigały się miliony możliwości. Prawie każdego. Snape wahał się przez kilka minut, zanim wystąpił z szeregu i z opuszczoną głową oraz złożonymi rękoma, czekał na pozwolenie Czarnego Pana, by mógł się odezwać.

Zdejmij maskę.

Snape spełnił dobrze znany rozkaz, klękając ze spuszczonym wzrokiem. Voldermort uśmiechnął się, jak gdyby sam do siebie.

Ach, Ssseverusss zasyczał celowo poinformuj nas, mój wierny Mistrzu Eliksirów.

Gdy Snape wziął głęboki oddech, pewna myśl przebiegła mu przez głowę; Voldermort w hedonistyczny sposób wymawia słowo “mistrz”. Przepędził ją jednak. Wyprężył się, jego ciało było twardsze od stali. Potrzebował teraz pełnego skupienia.

Harry Potter przybył do Hogwartu na resztę wakacji, mój Panie. Jest umierający.

Pomruk przeszedł po sali, ale nagle ucichł. Niewątpliwie była to zasługa lodowatego spojrzenia Toma Riddle’a, pomyślał Snape. Zawsze, gdy był przesłuchiwany, zmuszał się do myślenia o Voldermorcie jako o Tomie Riddle’u. To pomagało mu przetrwać. Nosowy głos wyrwał go z zamyślenia.

I w jaki sposób osiągnął ten stan, Severussie?

Snape zesztywniał. To było decydujące pytanie. Tak jak w domu Dursleyów instynkt podpowiedział mu, gdzie szukać Pottera, tak i teraz ten sam głos mówił mu, że jego życie zależy od sposobu odpowiedzi na to z pozoru proste pytanie. Jak dużo prawdy powinno ujrzeć światło dzienne? W jaki sposób o tym zakomunikować? O czym wie Tom Riddle? Czy zaakceptuje trochę zmienioną wersję wydarzeń?

Przeklęty Potter. Nienawiść Snape’a piętrzyła się niczym czarna fala; Potter wpakował go w niezłe kłopoty. Powoli, delikatnie niczym artysta cyrkowy zaczynający swój spacer po napiętej linie, zaczął mówić.

Mój Panie, Dumbledore wysłał mnie po Pottera, z powodu przepowiedni Sybilli Trelawney, jakoby chłopak znajdował się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Oczywiście Trelawney nigdy nie udało się dobrze przepowiedzieć…

WIEM o tym nietoperzu! Mnie interesuje Potter! wybuchnął Voldermort, a Snape kuląc się, ugryzł się w język tak mocno, że poczuł krew w ustach. Przełknął i kontynuował, schylając się jeszcze bardziej u stóp Voldermorta.

Oczywiście, Panie. Dlatego poszedłem do domu Pottera. Chłopak nie był w niebezpieczeństwie. Dostał mocno po głowie od swojego wuja. Kiedy tam trafiłem, już był nieprzytomny. Błagam o wybaczenie, Panie, ale pokusa była zbyt silna; Dumbledore oczekiwał śmiertelnie rannego chłopaka. Chociaż byłem świadom, że Dyrektor nie podejrzewałby mnie… gdybym trochę się zabawił z chłopakiem, nie mogłem go przynieść do ciebie, z powodu straży. Zabrałem go z tamtego domu, gdy wrócili jego opiekunowie skończył Snape, zamykając oczy. Schylając głowę, prosił, błagał, modlił się do każdego bóstwa, jakie tylko istnieje, aby Voldermort kupił tę bajeczkę i przekonał się, jakiego ma lojalnego sługę.

Nastała długa przerwa, podczas której Snape słyszał nieregularne bicie swojego serca. Przeklinając w duchu, miał nadzieję, że jego krew na zawsze splami ręce Pottera, a poczucie winy powoli go zabije. Ale te myśli natychmiast się rozpierzchły, gdy usłyszał, jak Voldermort wstaje ze swego tronu, a Nagini powoli odpełza. Nienormalnie długie, kościste palce dotknęły jego ramion; spojrzał prosto w zniekształconą, półludzką twarz Toma Riddle’a.

Piękna robota, mój przyjacielu… stanowisz przykład dla swoich towarzyszy… zaczął mówić niskim, ponętnym głosem. Snape spiął się w sobie. Zaraz się przekona, czy wybiła godzina śmierci.

…. powinieneś zostać sowicie wynagrodzony… za swoją przemyślność; na dodatek, powinienem dać ci pamiątkę…

Kościste ręce oderwały się od Snape’a, który spuścił wzrok, gdy tylko Czarny Pan się cofnął.

Harry Potter jest mój. Nikt z was nie ma prawa go tknąć. Nawet, jeśli przemawia przez was gorliwość. Powinieneś o tym wiedzieć, Severusie. Crucio.

 

~~~

 

Kiedy Snape wrócił do swych komnat, jego ciało było znacznie osłabione, a paskudny nastrój przybrał na sile. Pragnął odrobiny snu, a nie spotkania w cztery oczy z Dumbledorem, który już tam na niego oczekiwał.

Snape spojrzał na niego nieufnie.

W jaki sposób się tu dostałeś…? Myślałem, że moje kwatery są dobrze chronione powiedział słabo, naburmuszony. Nie miał siły się wydzierać i miał wstrętne przeczucie, że wie, czemu Dumbledore nie chciał poczekać do rana. Stary czarodziej patrzył na niego ze smutkiem, zmartwiony; iskierki w jego oczach gdzieś zniknęły.

To nie jest przeszkoda dla dyrektora Hogwartu, Severusie. Wszystko w porządku?

OCZYWIŚCIE, że nie! Wracam z przesłuchania i prawie straciłem ŻYCIE przez tamtą ofiarę losu, wokół której obraca się cały twój świat. Nic nie jest w porządku; szkoda, że ten bachor w ogóle się urodził! powiedział poirytowany Snape; jego napięcie w końcu znalazło ujście.

Dumbledore nie odzywał się, gdy Snape poszedł do składziku po eliksiry, które zawsze pomagały jego organizmowi odzyskać równowagę po zebraniach. Nie odzywał się również, gdy Snape spojrzał na niego wzrokiem mówiącym: “czemu tu jeszcze jesteś?”. Ani wtedy, gdy pytanie wypisane na twarzy Snape’a zamieniło się w stwierdzenie: “gadaj albo wynoś się”.

W końcu Snape się poddał.

O czym chcesz mi powiedzieć, Albusie? zapytał bez cienia jadu i złośliwości, ale ze zmęczeniem i rezygnacją. Przysiadł na oparciu krzesła i obserwował, jak Dumbledore przełyka ślinę i przygotowuje się do wygłoszenia jakiejś rewelacji. Severus znał ten wzrok. I nienawidził go.

Tylko nie Potter, Albusie. Nie dzisiaj.

On jest niewidomy, Severusie.

Snape zamrugał; jego brew prawie dotknęła włosów. Złoty Chłopiec niewidomy?

W jaki sposób to się stało? zapytał.

Dumbledore spojrzał w bok, bawiąc się swoją długą, białą brodą. Snape zadrżał. Nawet Voldermort nie wyglądał tak strasznie, jak stary i zmęczony Albus, zmagający się z przeciwnościami.

Poppy twierdzi, że to przez uderzenie lub uderzenia w głowę. Na czole i w oczach miał odłamki lustra.

Ma je nadal? zapytał z zainteresowaniem Snape. Czuł ponurą satysfakcję z tego, że dał Vernonowi Dursley dokładnie to, na co zasługiwał.

Jeśli chodzi ci o oczy, to tak, ma. Ale są zbyt uszkodzone, aby cokolwiek widział. Poppy sprawiła, że nie widać już blizn, ale nie potrafi przywrócić mu wzroku.

Zapadła cisza. Snape pogrążył się w myślach, a Dumbledore nie kontynuował; sprawiał wrażenie, jakby te słowa męczyły go niezmiernie. W końcu Snape przerwał tę ciężką atmosferę, pytając:

Jest szansa na rekonwalescencję?

Stary czarodziej delikatnie potrząsnął głową. Snape wziął głęboki oddech.

Voldermort nie musi wiedzieć. Niekoniecznie od razu. Ale zdecydowanie musi to nastąpić, zanim syn Malfoya przyjedzie we wrześniu.

Dumbledore skinął ponuro i spojrzał na Snape’a.

To niespodziewane, a czas goni nas obydwu, Severusie.

Snape zdecydowanie tego nie lubił. Ale to nie było nieoczekiwane. Przygnębiony, zmusił się do wstania; jego stawy zaczęły strzelać w akcie protestu.

No to chodźmy odwiedzić Złotego Chłopca, Albusie.

Myśl o nienawiści do Dumbledora uległa zmianie; to nie Dyrektora nienawidził, tylko siebie za to, że nie był podporą dla osoby, która ośmieliła się mu zaufać i uwierzyć w niego, po tym wszystkim, co zrobił w przeszłości. W końcu to dzięki Dumbledore’owi Mistrz Eliksirów nadal żył.

Wyszli z lochów i udali się w kierunku Skrzydła Szpitalnego. Dumbledore szedł powoli; Snape nabrał podejrzeń, że stary człowiek zachowując się w ten sposób, dbał o to, aby Mistrz Eliksirów nie zmęczył się za bardzo. Nie powiedział tego glośno, bo czuł, że ten odpoczynek jest mu potrzebny.

Mam nadzieję, że Dursleyowie nie sprawili ci kłopotów dziwny ton Dumbledora zmusił Snape’a do spojrzenia na dyrektora. Jakiś mały uśmieszek skrywał się pod tą białą brodą. Snape zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem Dumbledore celowo nie wysłał po chłopaka najbardziej mściwego ze swych ludzi. Spojrzał przed siebie i uśmiechnął się znacząco.

Wcale. Byli… raczej zabawni.

Mam nadzieję, że nie za bardzo?

Żyją, Albusie… ale po tym, co zrobili… zasługują na śmierć.

Z tym oświadczeniem Severus Snape wszedł do Skrzydła Szpitalnego, w którym było zajęte tylko jedno łóżko. Cicho zbliżył się do niego i spojrzał na śpiącego chłopca, który miał bandaż na oczach. Ręka Pottera aż po łokieć również była zabandażowana. Przy łóżku stało na stoliku kilka eliksirów; widząc je Snape zacisnął zęby. Nie potrzebował wyjaśnień Poppy, by wiedzieć jak chłopak cierpi. Sam mógł się zorientować, na co był każdy eliksir.

Chłopiec przeżył wstrząs; dostał krwotoku, a jego serce pracowało nierówno.

Jeszcze się nie obudził? Snape zapytał cicho Dumbledora.

Jeszcze nie. On nie wie, Severusie.

Snape mlasnął zirytowany.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin