Karol Bunsch - O Zawiszy Czarnym opowiesc.pdf

(527 KB) Pobierz
O Zawiszy Czarnym Opowieść
Bunsch Karol
O Zawiszy
Czarnym
opowieść
oseł króla Zygmunta, graf Henryk, zastał Wielkiego Księcia
itolda w Oranach, gdzie kniaź zatrzymał się w powrotnej
drodze z nowogrodzkiej wyprawy. Doszły go już wieści o
niepowodzeniach króla w wojnie z Turkami. Z niechęcią myślał, że
Zygmunt znowu żądać będzie posiłków, choć otrzymał je już z
wiosną, pod widzą słynnego pana z Garbowa. Odczytawszy list kniaź
strapił się, choć król posiłków nie żądał. Pisał natomiast:
Zygmunt, z Bożej łaski król rzymski, węgierski, czeski etc.
Jasnemu Księciu Panu Aleksandrowi pozdrowienia i zapewnienie
wzrastającej wzajemnej miłości.
Jaśnie Książę i Najmilszy Nasz Krewniaku!
Gdy niedawno zawarłszy z władcą Turków rozejm na lat trzy
odstępowaliśmy od oblężenia zamku Gołębiec i w porcie na Dunaju, w
zaufaniu do tego rozejmu, całe nasze wojsko przeprawialiśmy, Turcy,
nie zważając na pisma i zobowiązania rozejmowe, podstępnie
napadłszy pozostałych, jednych zgładzili, niektórych zaś schwytawszy
uprowadzili. Między nimi był mężny Zawisza z Garbowa, zaufany i
najwierniejszy nasz rycerz, który, jak mówią jedni – schwytany, inni –
że zabity został. Przez posłańców naszych, wysłanych dla zbadania
prawdziwego stanu rzeczy, nie mieliśmy o nim jeszcze dość jasnych
wieści. Bolejemy jednak, Bóg widzie, z głębi serca nad jego
przypadkiem, tym bardziej że wojsko straciło w nim najbieglejszego
dowódcę. Jak zaś to wszystko zdarzyło się, najlepiej objaśni Waszą
Miłość sam Henryk, który osobiście widział pewne rzeczy, a ponadto
inne zleciliśmy mu przekazać. Któremu zechciejcie w tych sprawach
dać pełną wiarę, jak Nam samym, ponieważ jak zaiste jasno całemu
światu wiadomo, ile tenże Zawisza, rycerz najdzielniejszy i w broni
najbardziej doświadczony, w działaniu najprzezorniejszy, w wierności
i poświęceniu dla Waszej Miłości i dla Nas najszczerszy, dobrych i
pożytecznych spraw między nami doprowadził do skutku, o tym jawnie
świadczą jego dzieła.
Przesławne jego zasługi wymagają, by zmarły ojciec odżył w
swych synach i potomstwie przez łaski i dobrodziejstwa wzajemne, i
nadarza się sposobność ich wyświadczenia. Dlatego małżonkę i
dziedziców rzeczonego Zawiszy w serdecznej łasce wzięliśmy pod
Naszą ochronę i ile zdołamy im pomóc Naszym poparciem i
wstawiennictwem, tyle chcemy okazać Naszej łaskawości i hojności,
P
prosząc zarazem Waszą Miłość i gorąco upominając, byście mając
wzgląd na Nasze współczucie i jego zasługi, poleconą przez Nas
małżonkę i dziedziców wzmiankowanego Zawiszy ze swej strony
otoczyli wszelką ludzkością i łaskawością, jeśli chodzi o zaspokojenie
ich potrzeb. Tym Wasza Miłość okaże Nam szczególny dowód swego
przywiązanie. Dan w Kwenini w święto błogosławionych Piotra i
Pawła apostołów, roku Pańskiego 1428.
Sędziwy kniaź wielce był poruszony otrzymaną wieścią i
dopytywać jął, jak się owo nieszczęście przygodziło. Rycerz Henryk
jednak niewiele mógł dodać do królewskiego listu. Tyle że on
przeprawiał się przez Dunaj do Zawiszy z królewskim rozkazem, by
uchodził, i on odwiózł ostatnie słowa rycerza. Nie zważając na
przedstawienia Henryka, że nie ma hańby posłuchać królewskiego
rozkazu i ustąpić przed przemocą, konia sobie podać kazał i samotrzeć
ruszył na Turków, którzy przyparłszy już tylną straż królewskich
wojsk do rzeki, srogą wśród niej rzeź rozpoczęli.
Wysłał był Zygmunt posłańców z wykupem za pojmanych, ale
choć ci jeszcze nie wrócili, zarówno z listu, jak i opowiadania grafa
Henryka widoczne było, że król sam nie wierzy, by Zawisza jeszcze
był wśród żywych. Nie wierzył i Witold, a dość dobrze znał króla, by
zrozumieć cel poselstwa. Hojności królewskiej ni książęcej nie
potrzebowali dziedzice poległego, którym ojciec prócz posagu po
matce, córze możnego rodu Leszczyców z Radolina, zostawił zamek
w Rożnowie z ośmiu wsiami, spore dziedziny, Wiewiórkę i Stare
Sioło, oraz liczne włości w ruskim województwie prócz niemałych
skarbów w zbrojach, broni, uprzęży z łupów wojennych i nagród za
zwycięstwa w turniejach zebranych. Imię zaś, jakie im przekazał
powtarzane z czcią i podziwem na wszystkich dworach i zamkach w
chrześcijaństwie, lepiej ich zalecało niż poparcie cesarza, które mało
znaczyło zwłaszcza w Polsce, gdzie niewielkim cieszył się mirem.
Lękał się widocznie, by go do reszty nie utracił wydawszy na śmierć
rycerza, na którego wszystkie oczy były zwrócone, a wraz z nim
udziału bitnego i rojnego polskiego rycerstwa w walce z narastającą
potęgą turecką, która przycisnąwszy już bizantyjskie cesarstwo,
zagrażać zaczynała zachodniemu.
Jakoż wspaniałomyślność królewska chybiła, gdy zebranemu na
pożegnalnej uczcie polskiemu rycerstwu kasztelan Wincenty Jelitczyk
z Szamotuł z polecenia Wielkiego Księcia treść listu Zygmunta
oznajmił. Podniecone jeszcze zaznanymi przygodami i wypitym
miodem umysły przygasiła wiadomość i zapanowało ponure
milczenie. Międzyrzecki kasztelan podjął po chwili:
- Nie spodziewać się nam już ujrzeć Zawiszy, choć Zygmunt
sam jakoby nie wie, czy zginął. Grubymi nićmi to szyte. Winę zatraty
największego w chrześcijaństwie rycerza zrzucić chce z siebie, skoro
rad by ściągać nas do walki z Saracenami, gdy zachodniemu
rycerstwu już do tego nie spieszno.
- Taniej mu sławę i zbawienie zdobywać w walce z półgołym
chłopem żmudzkim, udając, ze w nawrócenie jego nie wierzą –
gwałtownie wtrącił Jakub z Kobylan. – A nas tanio chciałby król
kupić do walki z Saracenami, troskę pozorując o dziedziców po
poległym. Niechajby raniej bez nijakiej łaski zwrócił, co od Zawiszy
pożyczył. Ale pieniądz mu droższy niż królewskie słowo i żywot
rycerski. Mógł ci, skoro sił nie miał, Gołębiec wykupić, miast go
dobywać.
- Pewnikiem nie miał i pieniędzy, jako to on zawżdy – zauważył
Jan z Czyżowa.
- Nie miał, to mógł pożyczyć na królewskie słowo – wtrącił
Mikołaj Zbigniewic z Brzezia. – Nie brak głupców, którzy na nie coś
dadzą, choć nic niewarte. Nie wyłudził to nawet od Krzyżaków
czterdzieści tysięcy dukatów, by nam wojnę wydać, gdy wojska już
pod Grunwald szły. A do Jagiełły słał, że ani mu w myśli z nami
wojować. Choć i to nieprawda była, jeno też sił nie miał.
- Szkoda – wtrącił Jan Łopata z Kalinowej. – Sprawilibyśmy i
jego.
- Co król rzymski, to nie rycerz – rzekł drwiąco Jakub z
Morawian, zwany Przekora. – Pieniędzy mu trzeba, nie czci. Jego na
belce nie posadzą i nie odbiorą z królewskich oznak, jako z pasa i
ostróg rycerza, kiedy słowo złamie.
- Coś ci się popsuło w chrześcijaństwie – mruknął ponuro
Mszczuj ze Skrzynna. – Dlatego gdy drzewiej rycerstwo biło
Saracenów w Ziemi Świętej, ninie we własnej cięgi zbiera.
- Biją już je i chłopi Żyżki. Dlatego i papież, i cesarz radzi, by na
nich i nas napuścić, bo juści zachodnie nam nie dostoi, jak się okazało
pod Grunwaldem. Podrożeliśmy od onego czasu, stąd i owa
troskliwość.
- I brat mój Pietrek pociągnął do króla Zygmunta z Zawiszą –
markotnie powiedział Jan Odrowąż ze Szczekocin. – Nie wiem, zali
go ujrzę jeszcze.
- Kto nie do przedania, tego nie kupi – wtrącił złośliwie
Przekora. – Ale że i rycerstwu pieniądz potrzebny, a słowo tańsze od
królewskiego, tedy własną krwią tarży.
Jan ze Szczekicin zerwał się, wzburzony, groźny szmer rozległ
się wśród obecnych, a kasztelan międzyrzecki rzekł ostro:
- O sobie mówicie? Juści popsuło się coś, skoro człek, co pas i
ostrogi nosi, całemu stanowi rycerskiemu przygania.
- Prawiście – odparł zuchwale Przekora. – Jako rzekł Zawisza,
człek sam jeno czci swej ubliżyć może. Tedy nie sierdźcie się na
mnie, jeno też sami sobie rzeknijcie: nie ślubował każdy z nas
ślubowaniem rycerskim oręż podnosić jeno w obronie wiary, czci i
sprawiedliwości?
- Iście tak. Tedy i cóże?
- A choćby ona na Nowogród wyprawa, z której wracamy, w
obronie li wiary była, czci lubo sprawiedliwości, a nie dla nagród i
łupu?
Gdy zasępieni milczeli, dodał:
- Nie stało Zawiszy, tedy nie ma już kto prawdy mówić w oczy.
Sami przeto sobie rzeknijmy. Jeno się głowię, jak to się działo, ze on
zawżdy pieniędzy miał, ile strzyma, choć nie stał o to ani czcią nie
tarżył. Pono ostatni był, co się rycerzem zwać miał prawo.
Nikt się nie odezwał. Do śmierci nawykli, żaden z nich w łożu
czekać jej nie myślał. Ale słowa Przekory uświadomiły im, że4 nie
jeno poległego żałują. Na krwawym polu pod Gołębcem skończyło się
coś więcej niż żywot jednego rycerza.
eszcze z Litwy nie wróciło rycerstwo, a już posępna wieść
ozpełzła się po kraju niczym jesienna mgłą, że zda się słońce
nigdy nie zaświeci. Zawisza rzadko bawił w Polsce, ale
gdziekolwiek w świecie przebywał, sławę jej roznosił, a pewne był, że
gdyby ojczyzna znowu znalazła się w potrzebie, jak pod Grunwaldem,
nie zabraknie jej ramienia niezwyciężonego rycerza. Teraz już nie
wróci, chociażby po to, by na wieki spocząć w miłej ziemi, która go
J
Zgłoś jeśli naruszono regulamin