Inicjatywa należała - wydawało się - do młodych kontestatorów i znanych twórców. "Na zapleczu" wszakże szykowali się do skoku ich najbardziej niebezpieczni przeciwnicy. 2 marca warszawski aktyw pezetpeerowski - na czele którego stał wieżo mianowany I sekretarz KW Józef Kępa - uchwalił rezolucję stwierdzajšcš m.in. że "z niepokojem i oburzeniem ledzi poczynania reakcyjnej grupy [...], która występujšc pod płaszczyrkiem obrońców kultury polskiej, z coraz większym zacietrzewieniem i wrogociš atakuje Partię i Władzę Ludowš". Wiec na uniwersytecie nie zaskoczył bynajmniej ani "warszawskiego aktywu", ani służb MSW. Odwrotnie: Moczar i "partyzanci" byli lepiej przygotowani niż organizatorzy, których plany nie wykraczały poza uchwalenie dwóch krótkich rezolucji. Gdy o godz. 12. zgromadzenie rozpoczęło się, w pobliżu uniwersytetu przebywali już - w autokarach - ormowcy oraz skoncentrowane jednostki ZOMO, a kilku "komandosów" siedziało od paru godzin w areszcie. Na teren uczelni weszli ormowcy i "aktyw robotniczy", a po nich wyposażony w bojowe pałki i kaski oddział MO. Dosyć szybko rozproszono zebranych, których znaczna częć wydostała się na ulice. Następnego dnia na wiecu zebrali się studenci Politechniki i szybko rosnšcy tłum skandujšcy "Prasa kłamie!" ruszył ku redakcji "Życia Warszawy". Reakcja milicji była nie mniej brutalna niż na uniwersytecie. 9 marca w stanie gotowoci były już nie tylko wszystkie siły MSW (z KBW włšcznie), tysišce ormowców i aktyw partyjny, ale także kadra centralnych instytucji wojskowych. Zarzšdzono pełnš mobilizację godnš poważnych zamieszek lub strajku powszechnego. Być może Gomułka, który wraz z paroosobowym gronem najwyższych dostojników 6 i 7 marca spędził na naradzie Układu Warszawskiego w Sofii, zaskoczony był rozmiarami zajć, ale nie podjšł żadnych kroków, aby obniżyć napięcie i przez kilka dni milczał. Wydarzenia rozdzieliły się na dwa osobne, przeciwstawne sobie nurty. Od poniedziałku 11 marca wiece, manifestacje i strajki obejmowały kolejne orodki akademickie: 11 marca - Kraków, 12 marca - Poznań, Łód, Wrocław, Gdańsk, 14 marca - Toruń, 15 marca - Górny lšsk, Lublin. Mniej spektakularne i rzadsze były wystšpienia - lub ich próby - młodzieży licealnej w wielu mniejszych miastach. W kilku uczelniach miały miejsce strajki okupacyjne, m.in. 15-16 marca we Wrocławiu, 21-23 marca w Warszawie (Uniwersytet i Politechnika). Zdarzały się starcia z milicjš, nieraz wielogodzinne i z reguły w centrach miast. Zatrzymano łšcznie ok. 2,5 tys. demonstrantów, kilkaset osób zostało aresztowanych. Z uczelni relegowano ok. 1,5 tys. studentów, na wielu kierunkach zarzšdzono ponownš "rekrutację", setki kierowano na "ćwiczenia wojskowe" w jednostkach. W formach masowych ruch zakończył się faktycznie 28 marca uchwaleniem przez studentów warszawskich "Deklaracji ruchu studenckiego". Mimo prób nie udało się nawišzać kontaktów z załogami robotniczymi i choć wyrazy sympatii czy nawet poparcia ze strony publicznoci były dosyć liczne, ruch był w znacznym stopniu izolowany. Poparcie uzyskał jednak z innej strony. 11 marca, pięciu posłów koła "Znak", z własnej inicjatywy, skierowało do premiera interpelację, w której domagano się, by "rzšd podjšł kroki zmierzajšce do politycznego rozładowania sytuacji". Ważniejszy chyba był inny dokument. 21 marca, a więc jeszcze w czasie trwania strajków, memoriał do premiera przesłali uczestnicy 107. Konferencji Episkopatu Polski. Biskupi zwracali uwagę, że "od dawna już poważne zastrzeżenia budzš w społeczeństwie metody stosowane przez władze bezpieczeństwa", a także na fakt, że "gwarantowane obywatelom przez Konstytucję PRL i Deklarację ONZ prawa do rzetelnej informacji domagajš się wolnoci prasy, ograniczenia interwencji cenzury i obiektywizmu w informowaniu". Głos Kocioła był tym istotniejszy, że po raz pierwszy od wielu lat zabrany został nie tylko w obronie praw wierzšcych i praw duszpasterskich samego Kocioła, ale konkretnej grupy społecznej i wyrażanych przez niš intencji. Wypowied hierarchów mogła być też odczytana jako wyraz poparcia dla postulatów osób niejednokrotnie znanych nie tylko z ateistycznych postaw, ale także antykocielnych wypowiedzi. Ruch studencki miał charakter spontaniczny, a jego rozmiary przekroczyły oczekiwania inicjatorów, którzy sami nie opierali się na żadnym bardziej skonkretyzowanym programie politycznym. Apel do podstawowych wartoci - tradycji narodowej i wolnoci słowa - oraz do solidarnoci grupowej trafiał do znacznej częci młodzieży bez względu na przekonania. W cišgu paru tygodni zestaw haseł i żšdań poszerzał się i urozmaicał. Pojawiały się postulaty "swobód demokratycznych", "wolnoci prasy i zgromadzeń", swobody tworzenia "opozycyjnych klubów poselskich", "zagwarantowania możliwoci zrzeszania się", "niezawisłoci sšdów i jawnoci wszystkich rozpraw". Niejednokrotnie odwoływano się do przykładu "praskiej wiosny". W najbardziej rozwiniętej formie postulaty wyraziła wspomniana już "Deklaracja" z 28 marca. Całoć żšdań usiłowano ulokować w ramach swoicie pojmowanego socjalizmu, a częste powoływanie się na konstytucję - co czynił także Episkopat - nie było, jak się wydaje, tylko wybiegiem czy kamuflażem. Aczkolwiek nie istniał żaden orodek kierowniczy, zestaw postulatów był wszędzie podobny. Mieciły się one w polu aksjologicznym idealistycznie pojmowanego socjalizmu. Niewiele miały one jednak wspólnego z "realnym socjalizmem", funkcjonujšcym w dodatku w warunkach "ograniczonej suwerennoci". Zdławienie ruchu studenckiego w Polsce było, w pewnym sensie, prefiguracjš tego, co stało się kilka miesięcy póniej w Czechosłowacji. Oba te wydarzenia oznaczały dla wielu załamanie się wiary w możliwoć pokojowej ewolucji systemu i nadania mu "ludzkiego oblicza". Dla niemałej częci młodych ludzi "wydarzenia marcowe" stały się dowiadczeniem politycznym, które uformowało całš generację. Miała ona odegra w przyszłoci niebagatelnš rolę w organizowaniu różnych form społecznego oporu. Ostroć tego dowiadczenia była tym większa, że władze nie ograniczyły się do brutalnej działalnoci sił porzšdkowych czy propagandy skierowanej przeciwko samym uczestnikom wydarzeń. Można sšdzić, że dla głównych wykonawców ze strony władz - a byli nimi bez wštpienia "partyzanci" - pobici, aresztowani, relegowani czy zniesławieni studenci byli w istocie "ofiarami przy okazji". Cel właciwy znajdował się poza salami wykładowymi. 12 marca biuletyny PAP podały informacje o zwolnieniu przez premiera kilku wyższych urzędników państwowych i odtšd przez kilka tygodni miał być to temat nie schodzšcy z łam gazet. Tegoż dnia w warszawskim "Kurierze Polskim" ukazał się artykuł Ryszarda Gontarza Inspiratorzy, stajš się wzorcowym tekstem kampanii, w której trywialny antysemityzm łšczył się - jak to często bywa - z atakami na inteligencję. O tym, jak czołowi nawet działacze PZPR widzieli wiat - i jak go przedstawiali publicznie - mogš wiadczyć słowa Edwarda Gierka z jego przemówienia wygłoszonego w Katowicach 14 marca. Mówišc o usiłujšcych dotrzeć na lšsk agitatorach, stwierdził, że "sš to ci sami zawiedzeni wrogowie Polski Ludowej [...], różni pogrobowcy starego ustroju, rewizjonici, syjonici, sługusi imperializmu". Choć Gomułka zwracał uwagę na "opaczne nieraz pojmowanie hasła walki z syjonizmem", termin ten pojmowany był jednoznacznie i w zgodzie z intencjami leaderów tej kampanii: "Tato, jak się pisze "syjonizm"? Przez "j" czy "i"" - pytał w ówczesnym dowcipie syn. "Nie wiem, jak się teraz pisze, ale przed wojnš pisano przez "ż"" - odpowiada ojciec". Niezależnie od tego, na co kładziono akcenty - czy były bardziej antyinteligenckie (jak u Gomułki), czy bardziej antysemickie (jak W większoci wypowiedzi) - odbiór był podobny. Przez cały kraj przetaczała się fala zarówno masowych wieców w halach fabrycznych, jak i "seansów nienawici" w urzędach; potępiano "syjonizm", ale często domagano się też usunięcia "jego nosicieli". Ten nurt "marca" miał cele nader dorane: chodziło o (jednoczesnš) eliminację częci starej elity i "rewizjonistów" oraz wszelkiej maci liberałów. W niektórych przypadkach ofiary były łatwe do upolowania, gdyż należały do obu tych kategorii, a wród nich osoby pochodzenia żydowskiego - z reguły całkowicie spolonizowane (nieraz od paru pokoleń) - były wcale liczne. Oficjalny antysemityzm nie był niczym nowym w dziejach ruchu komunistycznego, a jego najbardziej jaskrawe przejawy miały miejsce m.in. w latach 1948-1953 w samym ZSRR. Po "wojnie czerwcowej" z 1967 r. pojawił się ponownie, choć nie był ani tak wyrany, ani też nie prowadził do tak tragicznych skutków, jak przed 20 laty. Nie przybrał też takich rozmiarów jak w Polsce, ale niewštpliwie ułatwiał harce jego nadwilańskim wyznawcom. Pojawił się zresztš także na Węgrzech i w Czechosłowacji, gdzie swym ostrzem zwracał się przeciwko demokratyzacji. Łatwym do zatuszowania był paradoks łšczenia - jak to czynili Gierek czy Gomułka - "syjonistów" z "reakcjonistami" o nieskalanie "aryjskich" rodowodach. Z niekonsekwencji tej pomagał wybrnšć trzeci termin - "imperializm", i jedni, i drudzy byli bowiem w oczywisty sposób jego "sługusami". Toteż jednym tchem łšczono nazwiska Zambrowskiego, Staszewskiego czy Bermana z Jasienicš, Kisielewskim czy Szpotańskim. To specyficzne - i zapewne celowe - materii pomieszanie obecne było nie tylko w nachalnej propagandzie. Gomułka rzeczywicie tak włanie widział przyczyny marcowego wybuchu na uczelniach, czemu dawał wyraz w swych wypowiedziach na posiedzeniach Biura Politycznego. Dodawał do tej listy jeszcze i prymasa Wyszyńskie...
jagaw7