7. Naiwna.rtf

(12 KB) Pobierz

Naiwna

 

Gdy Edward całkiem znikł za zakrętem weszłam do domu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Nie docierało do mnie to co się stało. Osunęłam się na podłogę opierając ręce na kolanach. I trzymając się za głowę próbowałam powoli przeanalizować jego zachowanie. Czy możliwe jest, żeby zależało mu na mnie? Bo ja właśnie uświadomiłam sobie, że zależy mi na nim bardziej niż powinno. A jednak nie umiałam się bronić przed tym dziwnym uczuciem. Po analizie jego zachowania doszłam do wniosku, że jest mną również zainteresowany, tylko nie wiem w jaki sposób. Może mu na mnie naprawdę zależało? Głupia! - skarciłam się w myślach - myślisz, że taki facet jak on zakocha się w tobie?! To była bolesna i smutna prawda, tacy jak on tylko bawili się dziewczynami, traktowali nas jak nowe zdobycze. Ja niestety dałam się złapać w tą pułapkę. Pokręciłam głową by odegnać te myśli. W końcu go nie znałam, może był inny, nie każdy facet jest taki sam. Marzenie! Jest pewnie taki jak inni. Lepiej skończyć to zanim się zaczęło. Jeśli chodzi o kino to powiem mu, że mam szlaban i ograniczę nasze stosunki do minimum, tak będzie najlepiej. Wstałam z podłogi zła jak nigdy. Poszłam do pokoju, rzuciłam plecak pod ścianę i zbiegłam z powrotem na dół by ugotować Charliemu obiad. Po drodze do kuchni zdjęłam kurtkę i powiesiłam w korytarzu. Starałam się nie myśleć o nim, a wymówkę na piątek miałam już gotową. W kuchni nie mogłam się opanować, wszystko leciało mi z rąk.

- Cholera - krzyknęłam. - Głupi Edward Cullen!!!!

Musiałam się wyżyć. Na szczęście nikogo w domu nie było, więc mogłam pokrzyczeć sobie do woli. Gdy się uspokoiłam wróciłam do gotowania. Szło mi już lepiej, ale nadal nie potrafiłam się porządnie skupić. Robiłam głębokie wdechy i wydechy i powtarzałam:

- Uspokój się to tylko chłopak... Tylko kolejny gł - głupi chłopak... Chcę się zabawić to niech sobie znajdzie inną naiwną, ja się nie dam!

Duma z tego, że go przejrzałam, nie pozwoliła wkraść się do mojej głowy myślom, że może jest on inny. Był zbyt idealny żeby zwrócić na mnie uwagę, nie byłam ani nadzwyczaj ładna ani niczym specjalnym się nie wyróżniałam, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Więc to było jedyne wytłumaczenie dlaczego się mną zainteresował. Ale dlaczego mną?! Było tyle ładniejszych ode mnie dziewczyn...

- Bello?! Jesteś w domu? - usłyszałam głos Charliego.

- Ta - tak, jestem w kuchni - odparłam zdziwiona. Co on o tej porze robił w domu?!

- Oh, to dobrze... Bo wiesz, dostaliśmy zgłoszenie o zaginięciu młodej dziewczyny, a spotkałem tego Newtona i spytałem go czy cię odwiózł do domu, a on powiedział że nie i... i - ojciec dostał takiego słowotoku, że ledwie go rozumiałam.

- Spokojnie, nic mi nie jest odwiózł mnie nowy kolega... - tata odetchnął z ulgą.

- Ten nowy tak? Siostrzeniec tego nowego nauczyciela co ma uczyć w Forks?

- Tak? Nic podobnego nie słyszałam, wiem tylko, że mieszka z braćmi na północ od Forks jakieś 5 kilometrów...

- Podobno ma uczyć włoskiego od następnego tygodnia.

- Włoskiego?! - zdziwiłam się.

- Tak. Widać, że cię polubił skoro cię odwiózł i...

- Oj tato przestań! To tylko kolega, po prostu mnie odwiózł.

- Okej muszę wracać do pracy, wrócę późno, więc nie czekaj na mnie z obiadem.

- Myślałam, że już zostaniesz.

- Przykro mi Bello, ale mam jeszcze dużo pracy, pierwszy raz od dwudziestu lat coś takiego zdarzyło się w Forks więc mam mnóstwo rzeczy do sprawdzenia.

- Tylko uważaj na siebie! - krzyknęłam za nim gdy wychodził. Naprawdę bałam się o niego.

Zabrałam się porządnie do gotowania i udało mi się w dość krótkim czasie upiec steki i ugotować ziemniaki. Swoją porcję zjadłam, a część Charliego włożyłam do mikrofalówki, żeby odgrzał sobie po powrocie. Po zjedzonym w samotności obiedzie poszłam na górę odrobić lekcje. Zadali nam dość sporo biorąc pod uwagę fakt, że dopiero poniedziałek, zazwyczaj mnóstwo zadawali nam na weekend. Dziś wyjątkowo nie miałam zadania z trygonometrii co bardzo mnie ucieszyło, gdyż ten przedmiot był dla mnie wyjątkowo trudny i nudny. Choćbym jakiego miała nauczyciela albo korepetytora za nic nie mogę się nauczyć na więcej niż słabe dwa. Na szczęście reszta przedmiotów szła mi nie najgorzej co w sumie na koniec dawało mi średnio ponad 4.0. Chociaż moja mama... Renee twierdziła, że stać mnie na więcej. Wiedziałam, że ma racje, ale nigdy jej tego nie przyznałam, ponieważ wówczas wymagałaby ode mnie lepszych stopni, a po co znowu się tak męczyć skoro można mieć przyzwoite oceny, a w moim przypadku bez większego wysiłku (oczywiście po za trygonometrią).

Spojrzałam na zegar, była siódma, a Charliego jeszcze nie było. Pospiesznie zeszłam na dół do kuchni i nerwowo chwyciłam za słuchawkę wykręcając z pamięci numer komórki taty.

- Halo? - usłyszałam głoś Charliego i odetchnęłam z ulgą.

- Tato gdzie ty jesteś?! Martwiłam się o ciebie.

- Oh, przepraszam skarbie, ale mam tyle pracy w związku z tym zaginięciem i w ogóle...

- Właśnie co się właściwie stało?

- Widzisz właściwie to nie zaginęła, bo się już odnalazła, tylko.. ee... tylko nie pamięta gdzie była...

- Jak to nie pamięta?

- Muszę kończyć, porozmawiamy jak wrócę. Będę za jakieś pół godziny dobrze?

- Dobrze pa... - powiedziałam i odłożyłam słuchawkę. Jak ta dziewczyna nie mogła pamiętać gdzie była? To chore...

Zmęczona po całym dniu poszłam  wziąć odprężający prysznic. Gorąca woda pomagała mi się zrelaksować. Zdejmując kolczyki zauważyłam, że zgubiłam bransoletkę, którą dostałam od Renee.

- Cholera! - syknęłam zła.

Jeszcze bardziej zdenerwowana weszłam do kabiny prysznicowej. Puściłam ciepłą wodę i pozwoliłam moim mięśniom rozluźnić się. Gdy wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i z mokrymi włosami usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Już idę! - krzyknęłam słysząc drugi raz dzwonek.

Zbiegłam szybko po schodach myśląc że to Charlie, który dzwonił, bo pewnie zapomniał kluczy. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta.

- Hej - powiedział Edward wpatrując się w ziemię. - Znalazłem bransoletkę w samochodzie i zakładam, że jest twoja...

Zamilkł gdy zobaczył mnie w tym skromnym stroju.

- Ee hej. Przepraszam, ale myślałam, że to mój tata. Wejdź i rozgość się. Zaraz wrócę tylko się przebiorę - powiedziałam nie jąkając się, co mnie bardzo zdziwiło, bo zazwyczaj w tak niekomfortowych sytuacjach jąkałam się jak nigdy.

- Ok - odparł zakłopotany niezręcznością całej sytuacji.

Wpuściwszy go do środka poszłam do swojego pokoju żeby się przebrać. Ubrałam dżinsy i bluzkę, w końcu nie mogłam przed nim pokazać się w byle jakim stroju... Szybko jednak przypomniałam sobie, że to nie ma znaczenia, bo jest on pewnie następnym debilem, który chcę tylko zaliczyć laskę. Musiałam się jak najszybciej go pozbyć, zanim wciśnie mi kolejną piękną bajeczkę, a ja głupia w nią uwierzę.

Gdy weszłam do salonu stał przy kominku oglądając moje zdjęcia z dzieciństwa.

- Byłaś uroczym dzieckiem - powiedział odwracając się.

- Ee dz - dzięki - wyjąkałam.

- Twoje? - spytał pokazując bransoletkę.

- Tak, dzięki, ale nie musiałeś się fatygować. Mógłbyś równie dobrze oddać mi ją jutro w szkole - powiedziałam najchłodniejszym tonem na jaki było mnie stać wobec niego. Przyznam, że wyszło mi to całkiem nieźle.

- Nie ma za co. Przejeżdżałem nie daleko, więc postanowiłem ci ją oddać - odparł lekko zdezorientowany tonem mojego głosu.

- Ah to miło z twojej strony - powiedziałam sarkastycznie.

- Czy coś się stało?

- Nie skąd, a czemu pytasz? - spytałam spokojnie.

- Tak tylko pytam, wydajesz się być w nie najlepszym humorze...

- Ja? Skąd! Jestem w jak najlepszym humorze - przerwałam mu.

W tym samym czasie usłyszałam parkujący na podjeździe radiowóz Charliego. Szybko wysiadł, normalny człowiek by tego nie usłyszał, ale moje zmysły były bardziej wyostrzone niż u innych ludzi. Wiedzieli o tym tylko moi rodzice, a dzieciaki z starej szkoły uważały mnie za dziwaczkę. W nowej szkole postanowiłam zachować dla siebie to co usłyszałam lub zobaczyłam niechcący. Choć muszę przyznać, że nie raz pomogło mi to na sprawdzianie czy kartkówce.

- Bello? - zawołał Charlie wchodząc do domu.

- Hej tato, jesteśmy w salonie.

- Cześć, kim jest ten młodzieniec?

- Oh.. - zaczęłam.

- Dobry wieczór, jestem kolegą Belli i nazywam się Edward Cullen.

- Ah tak, twój wujek będzie uczył w szkole tak? - spytał podejrzliwie Charlie.

- Tak proszę pana.

- A co z twoimi rodzicami?

- Tato! - oburzyłam się.

- Zginęli w wypadku gdy byłem mały.

- A czemu zawdzięczamy twoją wizytę?

- Zgubiłam w samochodzie Edwarda bransoletkę od mamy, a on był taki wspaniałomyślny i mi ja przywiózł.

- Ah tak...

- Powinienem już iść, wujek na pewno się o mnie martwi.

- Tak jest już późno, odprowadzę cię do drzwi. Tato obiad jest w mikrofalówce.

- Dobranoc panu - pożegnał się grzecznie.

Odprowadziłam go do drzwi i wyszłam za nim na werandę.

- Lepiej nie wychodź, bo się jeszcze przeziębisz - powiedział wyraźnie zatroskany.

Całkiem zbił mnie z pantałyku. Żaden koleś nawet starający się poderwać dziewczynę nie martwił by się o jej zdrowie!

- E-e dzięki, ale nic mi nie będzie - wyjąkałam. - Jeszcze raz dzięki za bransoletkę.

- Nie ma za co - odparł uśmiechając się, tak jak najbardziej lubiłam.

- Przepraszam, że wcześniej byłam taka niegrzeczna, ale miałam ciężki dzień.

- Spokojnie, rozumiem cię.

- Szkoła, dom i jeszcze zaginięcie tej dziewczyny...

- Jakiej dziewczyny? - spytał szybko i z wielkim zainteresowaniem.

- Podobno zaginęła młoda dziewczyna, ale na szczęście szybko ją znaleźli. Jest tylko mały problem...

- Jaki?

- Ona nie nic nie pamięta. Nie wie gdzie była, ani z kim.

- Cholera!

- Co się stało?!

- Nie nic muszę już iść, do zobaczenia jutro Bells - powiedział całując mnie w policzek. Jak zwykle zalałam się rumieńcem.

- Pa.

Gdy wsiadał do swojego auta powiedział:

- Lepiej wejdź do środka bo naprawdę się przeziębisz.

- Okej, do jutra.

Weszłam do domu jak mi kazał.

- Miły chłopak.

- C-co? - wyjąkałam zdezorientowana.

- Mówię, że miły chłopak.

- Ah tak masz racje tato. Wiesz położę się wcześniej, jestem padnięta.

- Dobrze dobranoc Bello.

- Dobranoc tato.

Poszłam na górę, przebrałam się w piżamę i położyłam się. Próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Cały czas o nim myślałam. Jak mogłam myśleć, że jest on podrywaczem?! Jakby nim był nie martwiłby się o moje zdrowie... Rozmyślałam tak przez chyba godzinę, aż wreszcie usnęłam.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin