Czy diabeł może być zbawiony Leszek Kołakowski.doc

(95 KB) Pobierz
Czy diabeł może być zbawiony

5

Czy diabeł może być zbawiony?

 

Podejmując temat, zapożyczony z książki Giovanni Papiniego o diable, posługuję się nim jako symbolem pewnej kwestii fundamentalnej, którą w różnych odmianach można śledzić niemal przez całą religijną i filozoficzną historię naszej kultury. Czy można w całym teatrze kosmicznym i historycznym dopatrywać się ruchu, który zmierza ku ostatecznemu pogodzeniu wszystkiego? Czy zło losu ludzkiego, cierpienia i upadki, ujawnią kiedyś swój sens odkupicielski, gdy będzie można oglądać je ze stanowiska ostatecznego zbawienia?

Gdy w tak ogólnej formie pytanie się stawia, widać, że nie jest ono ani swoiście chrześcijańskie, ani nawet swoiście religijne, może być jednak użyteczne w rozważaniu różnych prądów zarówno w chrześcijaństwie, jak w świeckich teoriach zbawienia (włączając marksizm). Jest ono bardziej nawet ogólne, niż standardowe pytanie dawnych teodycei. Pytamy nie tylko o to, czy zło, rozważane w najszerszej perspektywie soteriologicznej, okaże się cząstką dobrego z konieczności opatrznościowego planu, to znaczy, że zrozumiemy jego rolę instrumentalną jako surowca w boskiej budowie historii; pytamy także. Czy, być może, okaże się, iż nie jest ono w ogóle złem. Tak iż w końcowej fazie nic nie będzie z powszechnego zbawienia usunięte, nic odrzucone, nic utracone.

Wczesna nauka chrześcijańska z pewnością wykształciła się po części w walce przeciwko manicheizmowi i rozmaitym jego odnogom w herezjach chrystologicznych, takich jak monofizytyzm, jednakże walka przeciw herezji, pelagiańskiej była zapewne znacznie ważniejsza w formowaniu doktrynalnego korpusu chrześcijaństwa. Przedmiotem sporu z teologią manichejską byt wieczny dylemat sformułowany przez epikurejczyków; skoro zło istnieje na świecie, to sam Bóg musi być albo zły, albo bezsilny, albo zły i bezsilny zarazem. Główną kwestią było, oczywiście, ograniczenie wszechmocy boskiej, co wydawało się nieuchronną konsekwencją teorii uznającej zło za pozytywną rzeczywistość. Augustyńska teoria prywacyjnego charakteru zła miała uporać się z tą trudnością; dostarczyła zbawiennej formuły, która miała zachować jednocześnie zasadniczą dobroć bytu oraz obraz Boga, jako jedynego Stwórcy. Przecząc temu, by zło miało fundament ontologiczny, formuła nie przeczyła jego realności, to znaczy faktowi, iż istnieje wola diabelska ku złu zorientowana. Św. Augustyn z naciskiem zapewniał, że każdy akt, który źródła ma w samej woli ludzkiej, zwrócony jest przeciw Bogu, jest, więc z definicji zły i diabelski. Niektóre konsekwencje tej teorii zła, jako negacji są kłopotliwe, między innymi myśl, że nawet szatan musi być dobry o tyle, o ile istnieje. Tak, więc konwencjonalna chrześcijańska filozofia zła unika niebezpieczeństwa ograniczenia (a więc zniesienia) wszechmocy boskiej. Niektórzy pisarze chrześcijańscy rozciągają tę interpretację tak daleko, iż zakładają, że chociaż wola ludzka z natury zmierza ku dobru, ludzie z powodu ignorancji dopatrują się dobra tam, gdzie go nie ma; teoria taka, jak się wydaje, z trudem pasuje do nauki o grzechu pierworodnym, a także do zasady, wedle, której łaska jest niezbędnym warunkiem dobrej woli.

Odrzucenie pelagianizmu, jak mi się zdaje, miało kluczowe znaczenie w kształtowaniu nauki chrześcijańskiej. Być może nie tyle o pelagianizm w ściśle historycznym sensie chodzi, ile o bardziej rozległą tendencję, która wzmacnia, uprawdopodobnią, lub dostarcza argumentów dla wierzenia, iż zło w zasadzie może być wykorzenione, że zło jest przypadkowe i nie należy do samej natury świata.

W myśli chrześcijańskiej potępienie diabła i pojęcie grzechu pierworodnego są najdokładniejszymi formami, w jakich zaprzecza się przypadkowemu charakterowi zła. Sądzę, że zaprzeczenie to jest najwyższej wagi dla naszej kultury. A także, że w świecie chrześcijańskim zauważyć można silną pokusę, by naukę tę porzucić i poddać się optymistycznej tradycji oświeceniowej, która liczyła na ostateczne pogodzenie wszystkich rzeczy w powszechnej harmonii. Czy wyraża się ona w panteistycznej filozofii Teilharda de Chardin, czy w sugerowanej przez biskupa Johna Robinsona negacji odróżnienia między sacrum i profanem, czy odwołuje się do niektórych pomysłów Paula Tillicha, czy próbuje przyswoić chrześcijaństwu antropologię Feuerbacha, wiara w uniwersalne pojednanie nie tylko sprzeciwia się tradycji chrześcijańskiej, ale także temu, co wiemy z nauki o trwałych mechanizmach życia ludzkiego. Wiara ta zagraża istotnym wartościom naszej kultury. Mówiąc to, nie kwestionuję wcale trafnych uwag krytycznych wielekroć podnoszonych na temat użytku, jaki kościół czynił z teorii grzechu pierworodnego.

Dwie komplementarne wzajem myśli należą do rdzenia kultury chrześcijańskiej:, że ludzkość od chwili przyjścia Chrystusa jest zasadniczo zbawiona i że po wygnaniu z raju każdy człowiek zasadniczo zasługuje na potępienie, jeśli pomijamy łaskę i mamy na względzie jego czysto naturalny status; obie te myśli trzeba rozważać łącznie, aby przeciwdziałać już to dziarskiemu optymizmowi, już to rozpaczy, które wynikłyby z każdej z nich z oddzielna ujętych (temat Pascalowski).

Kościół w rzeczy samej zadeklarował, że wielu ludzi z imienia określonych doczekało się zbawienia, nigdy natomiast nie nazwał kogokolwiek, kto został potępiony. Nie ma niczego w nauce kościelnej, co by niedwuznacznie wykluczało możliwość, że piekło jest puste, ale nie ma też niczego, co by pozwalało przypuszczać, że piekło nie istnieje. Obecność diabła potwierdza bez wątpliwości, że zło jest trwałą częścią świata, której wyrugować całkowicie nigdy się nie da, i że nie należy spodziewać się pojednania uniwersalnego. Jest to jedna z zasad wiary katolickiej, że Chrystus umarł za wszystkich, nie tylko za wybranych; że jednak człowiek ma tylko wolność przyjęcia lub odrzucenia łaski, nie zaś pozytywnego wzmocnienia jej energii (negacja łaski nieodpartej), była to jedna z ważnych nauk Soboru Trydenckiego i wynika ona bodaj w sposób naturalny z doktryny grzechu pierworodnego.

Wiara, iż wszystkie wartości i wszystkie energie świata okażą się w końcu wypływami czy też odgałęzieniami wyrosłymi z tego samego boskiego korzenia bytu, wiara ta pojawia się wielokrotnie na neoplatońskich obrzeżach historii chrześcijaństwa. Można ją znaleźć w De Divisi one Naturae Szkota Eriugeny i w Teilharda Pheńomene Humina, a Heglowska Fenomenologia Ducha powinna uchodzić, z chrześcijańskiego punktu widzenia, za nieprawe potomstwo tej samej teodycei. Wiara ta zakłada, że historia kosmiczna nie pozostawia po sobie śmieci; wszystko jest ostatecznie strawione, wszystko wcielone w tryumfalny postęp ducha. W końcowym bilansie wszystko znajdzie usprawiedliwienie, wyjdzie na jaw, że każda cząstka świata i każde wydarzenie, wszystkie walki i wszystkie przeciwieństwa były przyczynkami do tego samego dzieła zbawienia.

Wiara w syntezę uniwersalną, która ma nastąpić w punkcie Omega, zakorzeniona jest w samym pojęciu jedynego Stwórcy. Skoro wiemy, że istota, istnienie i miłość zbiegają się doskonale w bycie boskim, jakże możemy uniknąć wniosku, że cokolwiek w świecie się zdarza, sprowadzalne jest ostatecznie do tego samego, jedynego źródła energii i przekazuje ten sam rozmach pierwotnej miłości? W jaki sposób energia ta mogła była być odciągnięta od naturalnych swoich kanałów i zwrócić się przeciwko samemu Bogu? Jak to możliwe, by jakakolwiek szkoda była nienaprawialna i jakiekolwiek zepsucie wieczne? Krótko mówiąc, jak można wierzyć w diabła? Tradycyjna odpowiedź, iż zło jest czystą negacją, nieobecnością dobra, że jest niejako dziurą w zwartej masie bytu, nie usuwa wątpliwości, skoro potrzebna jest jakaś negatywna energia, by tę dziurę wydrążyć. I skądże ta energia pochodzi? Jedyna odpowiedź, jaką wiara w jedynego Stwórcę podsuwa, jest taka, że energia ta musi wywodzić się z tego samego źródła, że oko, które spogląda na świat z punktu widzenia całości. Potrafi wykryć wszechobejmującą miłość Bożą również w pozornych monstrualnościach, dostrzec miłosierdzie w okrucieństwie, harmonię w walce, nadzieję w rozpaczy, ład w rozkładzie, wzlot w upadku.

Ci jednak, którzy w negacji rzeczywistości zła (a nie tylko negacji jego autonomii ontologicznej) spodziewali się odkryć zbawienne wyjście, muszą stawić czoła innemu niebezpieczeństwu. Muszą ukazać sens w...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin