339 LIST LITWOSA San Francisco, 9 wrze�nia 1877 Kochani moi! Winienem wam odpowiedzie� na wasz ostatni list. Z�y by�em troch� na was, �e m�j pierwszy oddali�cie do druku. Ani jego forma, ani ton nie nadawa�y si� do tego, obja�nienia za� poumieszczane w nawiasach zmieni�y lub zbyt uog�lni�y w kilku miejscach sens moich s��w. Z zako�czenia tak�e mo�na by wnosi�, �e dla �yd�w tutejszych nie mam nic wi�cej pr�cz drwinek, tymczasem powiem wam poufnie, �e mam dla nich wiele szacunku. Tu dopiero przekona�em si�, jaka to energiczna i przedsi�biorcza jest ludno��. W Polsce mniej to jest dziwne, �e �ydzi zagarn�li handel, a cz�ciowo i przemys� w swe r�ce, ale tu, gdzie miejscowa ludno�� jest a� do zbytku przedsi�biorcza, gdzie konkurencja jest nies�ychanie trudna, a walka o byt prowadzona bez mi�osierdzia, tu dopiero okazuj� si� w ca�ej pot�dze handlowe ich przymioty. Powiem wam kr�tko a w�z�owato: na polu handlowym �ydzi polscy dotrzymuj� pola Jankesom, a dotrzymaliby w razie potrzeby wszystkim rogatym diab�om. Przyje�d�aj� tu najcz�ciej bez grosza, bez znajomo�ci j�zyka, stosunk�w, s�owem: z dziesi�cioma palcami i g�ow� na karku tylko, nazajutrz za� po przyje�dzie ka�dy ju� rozpoczyna business. Kto ich chce oszachrowa�, sam bywa oszachrowany � w wielkim jednak handlu nie s� mniej uczciwi od innych kupc�w. Nie znam ani jednego �yda, kt�ry by tu po roku pobytu bied� klepa�; ka�dy ma pieni�dze, ka�dy � jak m�wi� Amerykanie: �robi �ycie�, ka�dy po niejakim czasie wart jest tak� a tak� sum� w got�wce. Niekt�rzy podorabiali si� milion�w. Ale mniejsza o to. Lepsz� jeszcze stron� ich jest, �e z wyj�tkiem pozna�skich �yd�w i galicyjskich, kt�rzy trzymaj� si� z Niemcami, inni, to jest �ydzi z Kr�lestwa, nie zapominaj� wcale: sk�d pochodz�, gdzie dawniej �yli i gdzie le�� ko�ci ich przodk�w. S�owem, bez uprzedze�, s� to t�dzy ludzie. Takiego �ywio�u nie powinni�cie tam w kraju lekcewa�y�, bo posiada on w�a�nie te przymioty, kt�rych nam brak, ale kt�re dodane do miejscowych, stworzy�yby arcyprzyzwoit� ca�o��. Takie jest moje zdanie, kt�re otwarcie wam wypowiadam, jak r�wnie� i to drugie, �e uwa�am za g�upiego ka�dego, kto u nas patrzy na �yd�w ze stanowiska jakich� pretensyjek urodzenia, pochodzenia itd. Nie jestem za tym, aby ich kokietowa�. Jak zas�u��, nale�y ich (wed�ug wyra�enia Prusa) tak dobrze chech�a� jak i ka�dego innego, ale te� nie nale�y wyrzuca� ich za nawias. Oto wszystko. Pytacie si� mnie, co dzieje si� z pani� Modrzejewsk� i piszecie, �e teraz dopiero przekonali si� wszyscy, i� by�a �niezr�wnan�� i �e nikt zast�pi� jej nie zdo�a. Ot� w tej chwili mog� wam udzieli� obja�nie�, nie poufnie, jak ��dacie, ale bez zastrzegania sekretu. Wyst�pi�a ju� na tutejszej scenie. Korespondencja, jak� wys�a�em do �Gazety Polskiej�, odmaluje wam to wyst�pienie. Teraz ju� up�yn�o od tego czasu dwa tygodnie. Gra�a codziennie. Wyst�powa�a w trzech rolach: Adrianny, Ofelii i Julietty. Cho�bym chcia�, cho�bym si� sili�, nie potrafi�bym wam opisa�, co to za szereg tryumf�w by�y te wyst�py. Zbierzcie razem: wrzaski, krzyki, pow�d� podzwrotnikowych kwiat�w, uniesienia recenzent�w, por�wnania z Ristori i Rachel�, owacje publiczno�ci, owacje prasy, ryki paradyzowe, �cisk, tropikalne gor�co, popychanie si� �okciami, sonety na cze�� �wielkiej c�ry Sarmacji�, a wszystko to razem wzi�te da wam zaledwie s�aby obraz tych wyst�p�w. Rodacy wielkiej artystki, zamieszkali stale tutaj, kt�rzy nie nazywaj� jej ju� inaczej, jak: �nasza pani M.� � z rado�ci i dumy tak pozadzierali nosy do g�ry, �e ju� i gada� z nikim nie chc�. Prasa, kt�ra by�a nam w og�le niezbyt przychylna, przesadza si� w komplementach i o�wiadczeniach sympatii. Pojawi�y si� rozmaite artyku�y o S�owia�szczy�nie, o nadzwyczajnych zdolno�ciach naszego szczepu, etc., etc. Pani Modrzejewska trzymana jest teraz w formalnym obl�eniu w �Palace Hotel� przez agent�w teatralnych, recenzent�w, redaktor�w i znakomito�ci miasta. Na ostatnim przedstawieniu prasa poda�a dla niej adres na bia�ym at�asie. Pr�cz adresu ofiarowano jej olbrzymi kosz z tr�jkolorowych kwiat�w z zatkni�t� na wierzchu chor�gwi�. Wszystko to od prasy. Adres by� wierszem, kt�rego ostatni ust�p brzmi: Kepp Polish memories in your heart alone, America now claims you for her own. Co znaczy: �Zatrzymaj pami�� swego kraju w swym sercu, ale teraz Ameryka uwa�a ci� za swoj� w�asno��.� Po tych dw�ch wierszach nast�puj� podpisy dziennikarzy. Pi�kniejszy jeszcze jest sonet napisany przez Hintona, redaktora �Evening Post� i publikowany ju� we wszystkich innych gazetach. Kr�tko m�wi�c mieli�my w Warszawie naprawd� najznakomitsz� mo�e na �wiecie artystk� i... stracili�my j�. Pr�cz tego, uderzywszy si� w piersi, czy� to raz rozmaite literaciki docina�y jej w rozmaitych gazetach i gazetkach dlatego tylko, aby pochwali� si� potem przy czarnej kawie: �o ja to dopiero napisa�em pani Modrzejewskiej!� I tak te� pisali, a� wypisali. That�s all right! Teatra z New Yorku, Bostonu, Washingtonu i Filadelfii, w chwili gdy to pisz�, ju� nades�a�y p. Modrzejewskiej nader �wietne zaofiarowania. Prawdopodobnie w tym roku b�dzie gra�a we wszystkich znakomitych miastach tutejszych; potem pojedzie do Londynu, potem na wyst�py do Warszawy, kt�rej to my�li nie chce si� zrzec za �adn� cen� � nast�pnie znowu wr�ci do Anglii, Ameryki i Australii. Przesz�a tu bardzo ci�kie chwile. Gdy przysz�o do wyst�pie�, nie mia�a po prostu za co sprawi� kostium�w. Wszystkie nadzieje na pomoc b�d� z Warszawy, b�d� z Ksi�stwa � comme de raison � j� zawiod�y. Ale zwalczy�a wszystkie te trudno�ci ; z pozosta�o�ci po warszawskich kostiumach umia�a nie tylko wysztyftowa� nowe, ale i przepyszne � wreszcie wyst�pi�a � i teraz... ot! gdybym mia� na rok tyle, ile ona tu mo�e � wedle tego, co si� pokaza�o � zarabia� na tydzie�, je�dzi�bym po �wiecie pierwszymi klasami i pisywa� korespondencje darmo. Tyle wam mog� donie�� o pani Modrzejewskiej. Zrobi�o si� to wszystko tak nagle, a niespodziewanie, �e si� i wierzy� temu nie chce. Nie wiem, czy wspomnia�em wam, �e Ofelia by�a grana umy�lnie po polsku. Efekt ogromny. �The Mail� napisa�, �e jest to najs�odszy j�zyk, jaki kiedykolwiek odbi� si� o ameryka�skie uszy. Gazety, zach�cone i rozpalone teraz do naszych rzeczy, krzycz� na gwa�t, aby artystka wprowadzi�a jakie sztuki polskie. Pani M. my�li o S�owackim, ale nie wiem, czy si� to uda zrobi�! Teraz kilka s��w o sobie. Obecnie znowu bawi� w San Francisco, gdzie przyjecha�em umy�lnie na wyst�py pani M. z Maripozy. Przed wyjazdem do Maripozy trafi�o mi si� kilka awantur. Najprz�d by�y tu �jak i w ca�ej Ameryce � �strajki� robotnik�w kolejowych, kt�rym zmniejszono p�ac� dzienn�. Widzia�em nader burzliwe meetingi, na kt�rych strzelano z rewolwer�w do siebie, bito si� na ceg�y, pi�cie i kije. Ma�o si� nie oberwa�o i mnie. Potem w moich oczach jaki� Hangs, konsul Gwatemali, zabi� niejakiego pana Leslie (by� mo�e, �e inaczej si� pisze). Nale�a�em do liczby tych, kt�rzy z�apali za kark zab�jc� i odbierali mu rewolwer. �a�owa�em nast�pnie bardzo, �e nie wsadzili mnie jako �wiadka do kozy, bo tu �wiadk�w czasem sadzaj� do kozy, aby ich usun�� spod wp�yw�w rodziny oskar�onego, ale za to p�ac� pi�� dolar�w dziennie (nie wiem, czy i w Kalifornii), czyli sum�, jakiej zapewne �aden literat na dzie� nie zarabia. Koniec ko�c�w nie wsadzili mnie, wi�c pojecha�em do Maripozy. Maripoza to jeden ogromny las; w tydzie� po moim przyje�dzie wlaz�em w g�szcza za postrzelonym s�pem, ze strzelb�, w kt�rej jedna lufa od �rutu by�a w�a�nie wystrzelona, a druga od kuli nie nabita i spotka�em si� nos w nos ni mniej, ni wi�cej, tylko z madame la Cougouar. Madame hukn�a na mnie i parskn�a gwa�townie, ja za�, jako nie przedstawiony, cofn��em si� z takim po�piechem, �e przyni�s�by on zaszczyt najlepiej wychowanemu d�entelmenowi. Powiadam wam, �e literalnie ma�om nie siad� ze strachu. Bo, �ebym cho� mia� n�, ale i to nie! Mia�em tylko strzelb� nie nabit�, to si� znaczy kawa� lichego dr�ga. Kuguarzyca schroni�a si� do starej miny srebra, ja za� do cha�upy. Tam dopiero och�on�wszy wzi��em Henry rifle czternastostrza�owy, wr�ci�em do miny i przesiedzia�em o trzydzie�ci krok�w od otworu ca�� noc... bezskutecznie. Ale za to od tej pory nie chodzi�em w g�szcza jak roztrzepaniec, bez no�a i bez kuli w jednej lufie oraz przysi�g�em sobie, �e i na przysz�o�� nigdy tego robi� nie b�d�. Zabawna rzecz! co to jest podr�owa�? Czyby mi na przyk�ad dwa lata temu w Warszawie przysz�o na my�l, �e mog� by� zjedzonym? Gdy niebezpiecze�stwo minie, tego rodzaju wra�enie wydaje si� bardzo komiczne. Wyobra�cie sobie dwie istoty: pum� i warszawskiego literata. Obie urodzi�y si� na dw�ch p�kulach, tymczasem jakie� licho stawia jedno na drodze drugiemu i jedno drugie zjada... A kto kogo? puma literata!! Czyby to przekl�te bydl� mia�o przynajmniej poj�cie, kogo je? czyby mia�o poj�cie, �e zarazem zjada z jaki tysi�c felieton�w z �Gazety Polskiej�? ze dwie�cie List�w z podr�y... Na marne, Humoreski, Starego s�ug�, Hani�, Szkice w�glem i wszystkie te arcydzie�a, kt�re jeszcze maj� wylecie� z mej g�owy na �wiat, jak wr�ble ze stodo�y? Czyby mia�o przynajmniej poj�cie, �e zjadaj�c literata pope�nia jaki� wi�kszy grzech lub przynajmniej je co� smaczniejszego, ni� gdyby np. zjada�o ciel� lub skopa? O horror! Przyszed�szy na nocleg do jamy, gotowa jeszcze taka jaka� puma powiedzie� do m�a kuguara: �wiesz co � mdli mnie! zjad�am dzi� co� dziwnie niesmacznego�. Pi�kny los! A jednak co tam! lepiej jest zawsze podr�owa� ni� siedzie� kamieniem na miejscu. Nie wydaje cz�owiek tak po groszu tego, co w nim jest najlepsze, w lesie jak na bruku miejskim, otrz�sa si� z koteryjno�ci, z marnych osobistych sympatii i antypatii, z drobnych uraz, z ma�ych spraw i drob...
ABDITA