381 OSADY POLSKIE W STANACH ZJEDNOCZONYCH PӣNOCNEJ AMERYKI Mam przed czytelnikami zda� spraw� z podr�y mojej po Stanach Zjednoczonych P�nocnej Ameryki. Doprawdy, gdy my�l moja na skrzyd�ach wspomnie� przebiegnie te niezmierne przestrzenie od brzegu Atlantyku a� do Wielkich Jezior, a stamt�d rozleglejsz� jeszcze pustyni�, kt�rej zachodnie stoki ton� w lazurowych falach Oceanu Spokojnego � doprawdy, powtarzam: cofam si� przed zadaniem. Istotnie nie�atw� jest rzecz� w kr�tkim szkicu przeprowadzi� was przez te odleg�o�ci, do przebycia kt�rych najszybsze poci�gi kolei �elaznej potrzebuj� siedmiu dni i siedmiu nocy. My�l, wyobra�nia i pami�� unosz� si� jakby strudzone ptaki ponad obszarami i nie wiedz�, gdzie pofolgowa� zm�czonym skrzyd�om, gdzie zatrzyma� si� d�u�ej. Wszystko tam nowe w tej dziewiczej cz�ci �wiata, wszystko od naszego odmienne; na wschodzie New York, w�adca Oceanu, ze swymi tysi�cami maszt�w, z kolejami �elaznymi pozawieszanymi na wysoko�ci dom�w � dalej grzmi�ce wody Niagary, gdzie Erie zlewa si� z Ontario; a dalej Chicago, Missisipi, Missouri, stepy zamieszkane przez czerwonosk�rych wojownik�w; jeszcze dalej � dziki i straszny �wiat granit�w � to G�ry Skaliste, za nimi s�one ziemie Utahu, siedlisko mormon�w, na koniec s�oneczna, kwiecista i z�otodajna Kalifornia... Zadanie moje wydaje si� jeszcze trudniejsze, gdy spojrz� na r�norodno�� objaw�w �ycia ludzkiego na tych ziemiach. Przede wszystkim, gdyby si� mnie spytano, jaki nar�d zamieszkuje ten kraj, kt�rego p�nocne granice �pi� pod wiecznymi �niegami, po�udniowe za� szumi� lasami palm, odpowiedzia�bym: tam nie ma jednego narodu albo raczej: tam s� wszystkie narody lub nawet: wszystkie rasy ludzkie. Aryjczyk, semita, prognatyczny Murzyn, syn Pa�stwa Niebieskiego, o sko�nych oczach i d�ugim warkoczu, a na koniec pierwotny w�a�ciciel tych ziem, dumny czerwonosk�ry wojownik, �yj� tam pod tymi� samymi klimatami, pod tym�e samym niebem, cz�sto bezpo�rednio obok siebie. Rasa kaukaska wys�a�a tam przedstawicieli wszystkich swoich szczep�w i narodowo�ci, pocz�wszy od Grek�w, sko�czywszy na Szkotach i Irlandczykach. Chc�c rozwi�za� pytanie, jak te narodowo�ci �yj� obok siebie, jakie instytucje zdo�a�y zwi�za� je w jeden w�ze� pa�stwowy, musia�bym chyba, id�c �ladami Alexisa Tocquevilla, napisa� wyczerpuj�ce dzie�o o urz�dzeniach spo�ecznych ameryka�skich, do czego zbrak�oby mi zdolno�ci i czasu. Odpowiem wi�c tylko og�lnie: w Stanach Zjednoczonych nie pr�bowano asymilowa�, nie wi�zano nikogo nigdy � i to jest sekret owej zgody, w jakiej �yj� odr�bne �ywio�y. Trudna zagadka wyja�nia si� tym jednym wyrazem, kt�ry w Europie jest tylko ide� i postulatem, tam praktyk� codziennego �ycia � wyrazem: wolno��. Ale w�a�nie owa wolno�� spo�eczna, polityczna i religijna, owa p�yn�ca z niej decentralizacja posuni�ta do ostatecznych granic, owa lu�no�� zwi�zk�w pa�stwowych i nieograniczone uwzgl�dnienie jednostki rodzi t� r�nostronno�� objaw�w �ycia, o kt�rej ju� wspomnia�em, a st�d i niepodobie�stwo ogarni�cia jej w jednej og�lnej charakterystyce. Kraj i jego mieszka�cy, stosunek ich do siebie, og�lna konstytucja Unii, prawo pojedynczych stan�w, hrabstw, gmin, rozmaito�� stowarzysze� �wieckich, sprawa o�wiaty, stosunek wzajemny m�czyzn i kobiet, sekty religijne, a na koniec lu�ne socjalno-religijne falanstery � wszystko to zbyt bogaty i zbyt obfity materia�, aby z niego nawet pobie�nie skorzysta� mo�na. Niepodobie�stwem jest i�� od razu kilkunastoma drogami, �eby wi�c nie zgubi� si� w ich labiryncie, trzeba wybra� sobie jedn� najciekawsz�, najsympatyczniejsz� i p�j�� ni� prosto, m�wi�c tyle tylko o widokach przyrodniczych, o ile nie le�� poza kra�cami widnokr�gu. Tak� drog�, kt�ra mi si� wyda�a najbardziej zajmuj�c�, wybra�em. Id�c tym szlakiem nie wype�ni� mo�e swego programu � ale jakkolwiek poprowadz� czytelnik�w moich za Ocean, nie wprowadz� ich jednak w otoczenie zbyt obce. B�d� m�wi� o Polakach i o osadach polskich w Stanach Zjednoczonych P�nocnej Ameryki. I Na okr�tach przebiegaj�cych przestrzennie mi�dzy Hamburgiem a New Yorkiem jest miejsce dla najubo�szych pasa�er�w, tak zwane: pod pok�adem. Na statkach angielskich i francuskich wygl�da ono jako tako, na niemieckich daleko gorzej; w og�le jest to obszerna, ciemna sala, gdzie �wiat�o dzienne dochodzi nie przez oszklone otwory w pok�adzie, ale przez zwyk�e soczewkowate okienka poumieszczane w bokach statku. Kajut nie ma, ��ka stoj� poprzypierane bezpo�rednio do �ciany, k�t tylko przeznaczony dla kobiet oddzielony jest osobnym parapetem. W czasie wzburzonego morza fale uderzaj�ce raz w raz z hukiem w okienka nape�niaj� sal� ponurym zielonawym �wiat�em. Do wyziew�w kuchennych i ludzkich ��czy si� tu ostry zapach ropy morskiej, smo�y i zmoczonych lin okr�towych. W og�le jest tam duszno, wilgotno, ciemno. Wieczorami lampy rzucaj� md�e �wiat�o, szk�a i naczynia blaszane, poumieszczane na sto�ach, dzwoni� poruszane ko�ysaniem si� statku, wi�zania skrzypi� � a� g�ry dochodz� �a�osne nawo�ywania majtk�w i ostre g�osy �wistawek miczmen�w. W salach takich jad� emigranci. Na niewielkich statkach, najta�szych ze wszystkich, mo�na za dwadzie�cia kilka dolar�w dosta� si� w ten spos�b z Hamburga do New Yorku, Bostonu, Baltimore lub innych port�w ameryka�skich. Ale te� n�dzny to i m�cz�cy spos�b podr�owania. Ka�demu jednak podr�nikowi polskiemu jad�cemu wygodnie pierwsz� klas� radz�, �eby przez sam� ciekawo�� zajrza� pod pok�ad, zw�aszcza wieczorem w czasie burzy, gdy olbrzymie zwa�y wody przelewaj� si� przez pok�ad, wicher rzuca okr�tem, a powietrze, woda i ciemno�� zdaj� si� by� zmieszane w jeden chaos. Na ilu� to statkach, zanim wzrok podr�nego oswoi si� z p�mrokiem, us�yszy s�owa szeptane przez wystraszone g�osy i przez pochowane po k�tach postacie � s�owa w rodzinnej naszej mowie: �Pod Twoj� obron� uciekamy si�, �wi�ta Bo�a Rodzicielko!� Na pytanie: � Ludzie, czy�cie z Polski? � ciemne owe postacie zerw� si� jakoby podrzucone tajemn� jak� si��, otocz� ze wszystkich stron podr�nika, a wzruszone i dr��ce od �ez g�osy zarzuc� go pytaniami: � Panie! wielmo�ny panie, my z Polski. Czy pan tak�e? Gdy si� ich spyta�, z kt�rych stron, odpowied� brzmi: � Spod Prusaka, spod Austriaka, spod Moskala. To nasza krew, ko�� z ko�ci naszych � to nasze Mazury, Wielkopolanie i �l�zacy � jad�... dok�d?... � Do Hameryki! � odpowie Mazur � do Frylandu � obja�nia �l�zak. � A po co? � Szuka� chleba i woli, kt�rych w domu brak�o. Wkr�tce jednak zaczn� narzeka�, bo �al im za swymi strzechami, pod kt�rymi si� urodzili. Nam�wi� ich tam taki a taki ajent, kt�remu kompania p�aci procent od ka�dej ludzkiej sztuki. Ale oni nie wiedzieli, �e to tak, �e przez takie morza i odm�ty trzeba przeje�d�a�, �e ich tak napakuj� pod pomost. Przy tym w domu nie wiedzieli tak�e, �e si� te� z nikim nie b�dzie mo�na rozm�wi� �po katolicku�. Co si� z nimi stanie, nie wiedz�. S� na woli bo�ej jak owe mewy p�yn�ce w powietrzu za okr�tem. Wszystko tu dla nich obce, pocz�wszy od spi�trzonych g�r wodnych, sko�czywszy na samym statku, na za�odze. Huk �ruby i �opotanie nocne �agli targanych wiatrem nape�nia ich zabobonnym przestrachem, najwi�cej jednak przera�a ich bezmiar oceanu. Nie wiedz�, jak zda� sobie spraw� z tego wszystkiego, co ich otacza. S� pod naciskiem czego� nieznanego. Jednak�e wszystkim tym obcym �ywio�om, utrudzeniu, nudzie, pogardliwym �artom, niewygodom, nieznanym wra�eniom, strachom przeciwstawiaj� swoj� niewyczerpan�, biern�, pokorn� cierpliwo�� ch�opsk� i swoj� wiar� w t� Mari� Cz�stochowsk� o ciemnym obliczu, a jasnej koronie, kt�ra im w�r�d tych nocy burzliwych i pustyni wodnej jest gwiazd� przewodni�... Tymczasem up�ywaj� dni i noce. Okr�t z dziobem zwr�conym na zach�d wspina si� pracowicie z fali na fal� i idzie naprz�d, a� wreszcie � po kilkunastu lub wi�cej dniach podr�y � poczyna si� rysowa� i jakby wychodzi� z wody ziemia, do kt�rej d��yli. Brzeg wida� i wida� coraz wyra�niej. Dom kwarantanny na Sandy Hool wynurza si� z fali, dalej wida� olbrzymie uj�cie East River, dalej lasy maszt�w, nad nimi spi�trzone dachy, kominy fabryczne, wie�e, nad tym wszystkim jeszcze kolumny dym�w rozwiane w puszyste ki�cie u szczyt�w � to New York i jego okolice. Nasi podr�ni cisn� si� na pok�ad wzruszeni i uradowani. Kto przeby� Ocean, �atwo zrozumie ich rado�� na widok ziemi. A oto wydaje im si�, �e B�g zmi�owa� si� ju� nad nimi jakoby nad jakim taborem b��dz�cym po pustyni i przeprowadziwszy ich szcz�liwie przez morze, ukaza� im ziemi� obiecan�. Tymczasem przywyk�ych do ciszy i jednostajnej pustoszy morskiej otacza gwar i ha�as kipi�cego �ycia. Ma�y statek pilota mknie z chy�o�ci� jask�ki po falach i zbli�a si� do okr�tu, za nim drugi z kwarantanny. �ruba poczyna burzy� wod�, popychaj�c okr�t to w ty�, to naprz�d, s�ycha� hurkot rozwijaj�cych si� sznur�w, okrzyki, nawo�ywania i kl�twy majtk�w; godzina jeszcze; okr�t wsuwa si� w w�ski dok jak w futera� i wyludnia si� z pasa�er�w. Przyjechali. Przez wielki budynek celniczy na tzw. warfach wychodz� na ulic�... I teraz co?... Maciej spogl�da na Bart�omieja, Bart�omiej na Franciszka. Co robi�? Gdzie si� obr�ci�? Gdzie i��? Okr�t wyrzuci� ich po prostu na bruk i na tym koniec... Ajent w Hamburgu obiecywa� im wprawdzie, �e jak przyjad�, b�dzie kto� na nich czeka�, ale ten �kto�� istnia� tylko w s�owach ajenta. Ajent i okr�t zrobili swoje. Pierwszy zapakowa� ich pod pok�ad, drugi przewi�z� ich przez Ocean. Wi�cej do nich nie nale�y. Emigranci mog� sobie teraz robi�, co im si� podoba. Przybyli oto do wielkiego miasta, ko�o nich wre nieznane �ycie � lokomotywy �wiszcz� na wysoko�ci drugiego pi�tra; krzy�uj� si� omnibusy i pojazdy; t�umy ludzi bia�ych i kolorowych lataj� z gor�czkowym po�piechem na wszystkie stro...
ABDITA