Lalka28.txt

(40 KB) Pobierz
631






























       Tom III
       Rozdzia� 1
 
       Pami�tnik starego subiekta
 
       Mamy tedy rok 1879. Gdybym by� przes�dny, a nade wszystko gdybym nie 
       rozumia�, �e po najgorszych czasach nadchodz� dobre, l�ka�bym si� tego 
       roku 1879. Bo je�eli jego poprzednik zako�czy� si� �le, to ju� on zacz�� 
       si� jeszcze gorzej. Anglia, na przyk�ad, w ko�cu roku zesz�ego wdepta�a w 
       wojn� z Afganistanem i w grudniu by�o nawet z nimi �le. Austria mia�a du�o 
       k�opot�w w Bo�ni, a w Macedonii wybuch�o powstanie. W pa�dzierniku i 
       listopadzie by�y zamachy na kr�la Alfonsa hiszpa�skiego i kr�la Humberta 
       w�oskiego. Obaj wyszli ca�o. R�wnie� w pa�dzierniku umar� hr. J�zef 
       Zamoyski, wielki przyjaciel Wokulskiego. My�l� nawet, �e jego �mier� w 
       niejednej sprawie pokrzy�owa�a plany Stachowi. Rok 1879 dopiero si� 
       zacz��, ale niechaj go kaczki zdepcz� !... Anglicy, jeszcze nie 
       wygrzebawszy si� z Afganistanu, ju� maj� wojn�w Afryce, gdzie� na 
       Przyl�dku Dobrej Nadziei, z jakimi� Zulusami. Tu za�, w Europie, ani mniej 
       ani wi�cej, tylko - wybuch�a d�uma w okolicach Astrachania i lada dzie� 
       mo�e do nas zajrze�. Co my mamy przez t� d�um� !... Kogo spotkam, m�wi: 
       "Co, dobrze wam sprowadza� perkaliki z Moskwy? Zobaczysz pan, �e razem z 
       nimi sprowadzicie morow� zaraz�." A ile si� to odbiera anonim�w 
       wymy�laj�cych na czym �wiat stoi ! Zdaje mi si� jednak, �e autorami ich s� 
       przede wszystkim kupcy, nas wsp�zawodnicy, albo te� fabrykanci perkalik�w 
       ��dzkich. Ci utopiliby nas w �y�ce wody, cho�by �adnej d�umy nie by�o. 
       Naturalnie, �e nawet setnej cz�ci tych wymys��w nie powtarzam 
       Wokulskiemu; my�l� jednak, �e on sam s�yszy ich i czyta wi�cej ani�eli ja. 
       W�a�ciwie m�wi�c, chcia�em na tym oto mliejscu napisa� histori� 
       nies�ychanej sprawy, sprawy kryminalnej, kt�r� pani baronowa Krzeszowska 
       wytoczy�a komu?... Nikt by nie zgad�!... Oto tej pi�knej, tej poczciwej, 
       tej kochanej pani Helenie Stawskiej. Ale taka mnie pasja ogarnia, �e nie 
       mog� my�li zebra�. Wi�c dla rozerwania uwagi napisz� sobie o czym innym. 
       Wytoczy�a pani Stawskiej proces kryminalny o kradzie�!... Jej, o 
       kradzie�... Naturalnie, �e wyszli�my z tego b�ota jak triumfatorowie. Ale 
       co nas to kosztowa�o... Ja na przyk�ad, dalib�g, nie mog�em sypia� po 
       nocach blisko przez dwa miesi�ce. A je�eli dzisiaj lubi� wieczorem wst�pi� 
       na piwo, czego nigdy nie robi�em, i nawet siedz� w knajpie do p� nocy, to 
       po prostu robi� to ze zmartwienia. Jej, tej �wi�tej kobiecie, wytoczy� 
       proces o kradzie�!... Na to, B�g mi �wiadkiem, trzeba by� tak� p�wariatk� 
       jak pani baronowa. Za to te� nam zap�aci�a dzika baba dziesi�� tysi�cy 
       rubli... Ach, gdyby to ode mnie zale�a�o, wydusi�bym ze sto tysi�cy. 
       Niechby p�aka�a, niechby spazmowa�a, niechby nawet umar�a... Niegodziwa 
       kobieta! Ale my�lmy o czym innym, nie o ludzkich niegodziwo�ciach. 
       W�a�ciwie m�wi�c, kto wie, czy poczciwy Stach nie by� mimowoln� przyczyn� 
       nieszcz�cia pani Stawskiej; a nawet mo�e nie tyle on, ile ja... Ja go do 
       niej gwa�tem prowadzi�em, ja radzi�em Stachowi, a�eby nie odwiedza� tej 
       poczwary, pani baronowej, ja wreszcie pisa�em do Wokulskiego, kiedy by� w 
       Pary�u, a�eby zasi�gn�� tam wiadomo�ci o Ludwiku Stawskim. Kr�tko m�wi�c: 
       ja, nikt inny, tylko ja rozdra�ni�em t� j�dz� Krzeszowsk�. Odpokutowa�em 
       te� przez dwa miesi�ce!... Ha, trudno. Panie Bo�e, je�eli jeste�, zbaw 
       pomimo to dusz� moj�, je�eli j� mam - jak m�wi� pewien �o�nierz z czas�w 
       rewolucji francuskiej. (Ach, jak ja si� starzej�, jak ja si� starzej�!... 
       zamiast od razu przyst�pi� do rzeczy, baj�, kr�c�, nudz�... Cho�, dalib�g, 
       krew by mnie chyba zala�a, gdybym mia� od razu napisa� o tym potwornym, o 
       tym haniebnym procesie...) Zaraz, niech zbior� my�li. Stach przez wrzesie� 
       by� na wsi u prezesowej Zaslawskiej. Po co on tam je�dzi�, co robil?... 
       domy�le� si� nie mog�. Ale z paru list�w, kt�re do mnie napisa�, widz�, �e 
       musia�o mu si� dzia� nieosobliwie. Jaki diabe� sprowadzi� tam pann� 
       Izabel� ��ck�?... Eh! przecie� ni� si� ju� chyba nie zajmuje. I b�d� 
       ch�ystkiem, je�eli go nie wyswatam z pani� Stawsk�. Wyswatam, odprowadz� 
       ich do o�tarza, dopilnuj�, a�eby przysi�g� jak si� nale�y, a potem... Mo�e 
       sobie w �eb paln�, czy ja wiem?... (Stary g�upcze!... i tobie� to my�le� o 
       takim aniele?... Zreszt� ja o niej wcale nie my�l�; osobliwie od czasu, 
       kiedy przekona�em si�, �e ona kocha Wokulskiego. Niech�e go sobie kocha, 
       byle oboje byli szcz�liwi. A ja?... Ej, Katz, m�j stary przyjacielu, 
       mia��eby� by� odwa�niejszy ode mnie?...) W listopadzie, w�a�nie w tym 
       samym dniu, kiedy zawali� si� dom na ulicy Wsp�lnej, Wokulski wr�ci� z 
       Moskwy. I znowu nie wiem, co tam robi�, do��, �e zarobi� oko�o 
       siedemdziesi�ciu tysi�cy rubli... Takie zyski przechodz� moje poj�cie, ale 
       przysi�gn�, �e interes, do kt�rego Stach nale�a�, musia� by� uczciwy. W 
       par� dni po jego powrocie przychodzi do mnie jeden solidny kupiec i m�wi: 
       - Kochany panie Rzecki, nie mam zwyczaju miesza� si� do cudzych spraw, ale 
       - ostrze� pan Wokulskiego (nie ode mnie, tylko od siebie), �e ten jego 
       wsp�lnik Suzin to wielki hultaj i zapewne nied�ugo zbankrutuje..: Ostrze� 
       go pan, bo szkoda cz�owieka... Zawsze Wokulski, jakkolwiek wszed� na 
       fa�szyw� drog�, zas�uguje na w�p�czucie... - Co pan nazywasz fa�szyw� 
       drog�? - pytam. - No ju�ci, panie Rzecki - m�wi on - kto je�dzi do Pary�a, 
       kupuje okr�ty w czasie nieporozumie� z Angli� i tak dalej, ten, panie 
       Rzecki, nie odznacza si� obywatelskimi cnotami. - Panie drogi - ja m�wi� - 
       a czym�e kupno okr�t�w r�ni si� od kupna chmielu? Chyba wi�kszym 
       zarobkiem... - No - m�wi znowu on - panie Rzecki, nie b�dziemy rozprawiali 
       o tej materii. Gdyby to zrobi� kto inny, nie mia�bym nic przeciw temu, ale 
       Wokulski!... Obaj przecie znamy jego przesz�o��, a ja mo�e lepiej ni� pan, 
       bo nieraz �wi�tej pami�ci Hopfer robi� u mnie przez niego obstalunki. - 
       Pan - m�wi� do owego kupca - rzucasz podejrzenia na Wokulskiego? - Nie, 
       panie - m�wi znowu on - ja tylko powtarzam, co gada ca�e miasto. Nie my�l� 
       bynajmniej szkodzi� Wolkulskiemu, osobliwie w opinii pana, kt�ry jeste� 
       jego przyjacielem (i s�usznie, bo� patrzy� na tego cz�owieka, kiedy by� 
       inny ni� dzi�), ale... Przyznaj pan, �e ten cz�owiek szkodzi naszemu 
       przemys�owi... Nie s�dz� r�wnie� jego patriotyzmu, panie Rzecki, ale... 
       szczerze panu powiem (bo przecie wobec pana musz� by� szczery), �e te 
       perkaliki moskiewskie... Rozumie pan?.. By�em w�ciek�y. Gdy� jakkolwiek 
       jestem eks-porucznikiem w�gierskiej piechoty, nie mog� jednak poj��: czym 
       perkaliki niemieckie s� lepsze od moskiewskich? Ale z moim kupcem nie by�o 
       gaw�dy. W taki spos�b bestia podnosi� brwi, tak rusza� ramionami, a tak 
       rozk�ada� r�ce, i� w ko�cu pomy�la�em, �e on jest wielki patriota, a ja 
       ga�gan, cho� w tym czasie, kiedy on nabija� kieszenie rublami i 
       imperia�ami, mnie par�set kul przelecia�o nade �bem... Naturalnie, �e 
       opowiedzia�em o tym Stachowi, kt�ry wys�uchawszy odpar�: - Uspok�j si�, 
       m�j kochany. Ci sami ludzie, kt�rzy mnie ostrzegaj�, �e Suzin jest hultaj, 
       przed miesi�cem pisali do Suzina, �e ja jestem bankrut, szachraj, 
       eks-powstaniec. Po rozmowie z tym poczciwym kupcem, kt�rego nawet nazwiska 
       nie wymieni�, i po wszystkich anonimach, jakie odebra�em, postanowi�em 
       sobie zapisywa� rozmaite opinie wypowiadane przez dobrych ludzi o 
       Wokulskim. A wi�c tedy na pierwsz� porcj�: Stach jest z�ym patriot�, 
       poniewa� tanimi perkalikami zepsu� troch� interesa 
       ��dzkim-fabrykantom.?Bene!... Zobaczymy, co b�dzie dalej. W pa�dzierniku, 
       jako� w tym czasie, kiedy Matejko sko�czy� malowa� bitw� grunwaldzk� (du�y 
       to obraz i okaza�y, tylko nie trzeba go pokazywa� �o�nierzom, kt�rzy 
       przyjmowali udzia� w bitwach), wpada do sklepu Maruszewicz, ten przyjaciel 
       pani baronowej Krzeszowskiej. Widz� - magnat ca�� g�b�! Na brzuchu, a 
       raczej w tym miejscu, gdzie ludzie maj� brzuch, z�ota dewizka gruba na p� 
       palca, a d�uga - �e cho� psy na niej ci�gnij. W krawacie brylantowa 
       spinka, na r�kach nowe r�kawiczki, na nogach nowe buty, na ca�ym ciele 
       (mizerne to cia�o, po�al si� Bo�e!) nowy garnitur. Przy tym mina, jakby 
       jednej nitki nie mia� na kredyt, tylko wszystko za got�wk�. (P�niej 
       Klejn, kt�ry mieszka w tym samym domu, obja�ni�-mnie,? �e Maruszewicz 
       grywa w karty i �e od pewnego czasu szcz�cie mu s�u�y.) Wpada tedy m�j 
       elegant do sklepu w kapeluszu na g�owie, z hebanow� laseczk� w r�ku i 
       rozejrzawszy si� niespokojnie (on bo ma jakie� niepewne spojrzenie), pyta: 
       - Pan Wokulski jest?... Ach, pan Rzecki!... Na s��wko... Weszli�my za 
       szafy. - Z wyborn� nowin� przychodz� - m�wi, czule �ciskaj�c mnie za r�k�. 
       - Mo�ecie panowie sprzeda� swoj� kamienic�, t� po ��ckim... Baronowa 
       Krzeszowska j� kupi. Ju� wyprocesowa�a od m�a swoje kapita�y i (je�eli 
       potraficie si� targowa�) da, dziewi��dziesi�t tysi�cy rubli, a nawet mo�e 
       co� odst�pnego... Musia� spostrzec zadowolenie na mojej twarzy (mnie to 
       kupno kamienicy nigdy nie przypada�o do gustu), bo �cisn�� mnie za r�k� 
       jeszcze mocniej, o ile taki...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin