bedziecie razem po kres wieczności.doc

(71 KB) Pobierz

Jestem dziwna. Akceptuję wszystko tak jak jest. Aż dziwne, że mam to, co mam. Muszę jednak przyznać: mam dużo. Sama nie wiem jak do tego doszłam. Prowadziłam zwykłe życie niczym niewyróżniającej się nastolatki. Lubiłam czytać i każdy w moim otoczeniu o tym wiedział. Bibliotekę miejską odwiedzałam średnio pięć lub nawet siedem razy w tygodniu.
Akceptowałam życie takim, jakim jest. Nie chciałam go zmieniać ani trochę. Chodziłam do szkoły. Miałam kilkoro dobrych znajomych. O dziwo miałam również chłopaka.
Dzień jak co dzień mijał bez zbędnych wrażeń. Z czasem jednak coś się zmieniło. Nie zauważyłam tego od razu. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie śledził. Z dnia na dzień przybierało to na sile. Rozglądałam się ciągle na prawo i lewo. Zrobiłam się strasznie podejrzliwa. Nie byłam sobą.
Może te dwa tygodnie choroby spędzonej w łóżku (i domowym i szpitalnym) wpędziły mnie w taką paranoje?? Wszystko akceptowałam ale nie to! Do tej pory życie wydawało mi się idyllą i nie potrzebowałam nic więcej. Jednak Ktoś chciał zburzyć mój spokój. Harmonię mojego życia. Wszystko mogło być jak chciało ale mojego życia nie wolno burzyć!!
Pora najwyższa aby wrócić do szkoły i uwolnić się od tej przeklętej paranoi!

Jednego ranka obudziłam się i rozejrzałam po pokoju. Coś wisiało w powietrzu. Coś miało się dzisiaj wydarzyć. Niepewnie wstałam i spojrzałam na zegarek. Była dziesiąta piętnaście. Za półgodziny miałam autobus do szkoły, Coś mi nie pasowało. Czegoś nie było w pokoju. Czegoś brakowało.
Cały czas słowo „coś” krążyło po moich myślach.
-Alex! Wstałaś już? - z dołu dobiegło mnie pytanie.
-Tak! - odpowiedziałam tak głośno jak tylko mogłam (przez wzgląd na moje ochrypłe gardło nie było to zbyt miłe uczucie).
Po chwili usłyszałam kroki na schodach i otwierające się ze skrzypnięciem drzwi.
-Wszystko w porządku? - Matt zajrzał do mojego pokoju. Zwykle mnie to irytowało, bo mój brat martwił się o mnie zawsze nawet jeśli było widać, że wszystko jest ok. Teraz jednak nic nie było ok. Ktoś mnie obserwował albo to ja miałam paranoje…
-Nie widziałeś gdzieś mojego zdjęcia? Tego nowego? Z wakacji w Anglii? - spytałam rozglądając się po pokoju. - Tego z Jill?
-Tego w zamku? Nie, nie widziałem. Ale przyszedłem ci się spytać czy chcesz żebym odwiózł cię do szkoły. Moglibyśmy wpaść przy okazji do muzycznego? - zaproponował bawiąc się kluczykami od swojego wozu.
-Cóż… Biorąc pod uwagę godzinę… Nie zostaje mi nic innego jak się zgodzić. - kochałam się droczyć z moim starszym bratem - Co prawda ryzykuje życie jadąc tym twoim rzęchem ale cóż… Daj mi chwilkę.
-Pięć minut. - puścił mi oczko wiedząc, że tak naprawdę jego samochód strasznie mi się podoba…Ma swój urok.
Bałam się tego dnia. Bałam się, bo nie wiedziałam co się dzisiaj stanie. A stać się coś miało. Czułam to!
Nie minęło umówione pięć minut a ja wychodziłam z domu. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym na oblodzonych schodach się nie poślizgnęła. Była jednak różnica. Teraz się nie przewróciłam (jak to miałam w zwyczaju). Jakby ktoś lub COŚ mnie chwyciło.
Wsiadłam do czarnego BMW. Nie było rzęchem jednak lubiłam drażnić tak Matta, który już tam na mnie czekał. Wiedziałam, że chce ze mną porozmawiać ale nie wiedziałam o czym. Czyżby to było to, co przeczuwałam??
-Al… - powiedział cicho tuż po tym jak opuściliśmy podjazd naszego domu. Spojrzałam na niego zaniepokojona. Nigdy nie używał takiego cichego i zmartwionego głosu (nie licząc chwil kiedy coś złego się działo) - Mam pewien problem. Pokłóciłem się z Jen i chcę jej to jakoś wynagrodzić.
-Może zaproś ją do kina? - rzuciłam bez namysłu dziwiąc się do czego zmierza.
Chyba to zauważył. Uśmiechnął się krzywo. - Ona myśli, że ją zdradzam. - spuścił wzrok - A to nie jest prawda.
Wierzyłam mu, choć coś mówiło mi, że kryje się za tym coś więcej.
-Chciałbym abyś dowiedziała się, o co jej chodzi. Skąd ma takie podejrzenia… Wiem, że będziesz ją widzieć w szkole. Proszę dowiedz się.
Kiwnęłam tylko głową. Moje myśli zajmowało dziwne uczucie. Ktoś mnie obserwował. Jechaliśmy samochodem ale to było nie ważne. Mijając liczne kamienice i bloki nadal „byłam” obserwowana. Dopiero po dłuższej chwili zdałam sobie sprawę z ciszy jaka nastała. Stanęliśmy przed sklepem muzycznym.
-Chodź ze mną. Pomożesz mi wybrać prezent dla Clive’a. - oznajmił Matt pogodnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że zapomniał o Jen.
Weszłam przez oszklone drzwi. Nasze miasteczko było małe, jednak sklep muzyczny był ogromny. Skierowałam się do regałów z nowościami i zaczęłam przeglądać. Matt spotkał znajomego z uczelni wdając się w tym samym w pogawędkę.
Znalazłam wydanie specjalne ostatniego longplaya Nickelback. Drgnęłam. ktoś się we mnie wpatrywał. Ten perfidny wzrok mnie zirytował, chociaż nie wiedziałam kto to. Ale czułam jego oczy wlepione we mnie!
Podniosłam głowę znad płyty. Naprzeciwko mnie stał młody bóg! Alabastrowa cera, kasztanowe włosy, miodowo-złociste oczy i to zniewalające spojrzenie! Przyglądał mi się cały czas. Nie mogłam oderwać wzroku. On tez nie. Ta przystojna twarz była nieprzenikniona. Odruchowo uśmiechnęłam się nieśmiało. Spuściłam głowę aby odłożyć płytę, gdy ją jednak na powrót uniosłam „mojego” boga już nie było.
Dziwne ale był mi jakoś znajomy. Nie z twarzy! Ale jego obecność podobna była do tego co czułam kiedy ktoś mnie obserwował w samochodzie.
-Znalazłaś coś? - Matt przyglądał mi się z nadzieją.
Nic nie odpowiedziałam tylko wskazałam płytę, którą chwilę temu trzymałam w dłoni. Mój brat był wniebowzięty i nie zwracając na mnie uwagi chwycił ją i pobiegł do kasy. Kompletnie się wyłączyłam. Myślałam o tamtym chłopaku. Był jakiś dziwny.
Nim się obejrzałam siedziałam w ławce przed lekcją historii. Na tych zajęciach zajmowałam samotnie ostatnią ławkę pod ścianą. Wróciłam do szkoły. Był to mój pierwszy dzień po chorobie.
-Widzę Alexiel, że wróciłaś. - do sali weszła nauczycielka i spojrzała na mnie z uśmiechem - Dziś usiądziesz z uczniem, który dołączył do klasy gdy byłaś chora.
Że co? Czy ona sobie kpi? Z kimś nowym? Nie! Serce rwało mi się do krzyku, a rozum je powstrzymywał. Już miałam się odezwać i coś powiedzieć ale kolo mnie usiadł jakiś chłopak. Czułam się dziwnie zniewolona jego obecnością i jego złocistymi oczami. Twarz wyglądała jak wyrzeźbiona z porcelany. Chwileczkę! To spojrzenie jest mi znane!
Odruchowo odskoczyłam jak oparzona. On mnie obserwował w sklepie! Pragnęłam zapaść się pod ziemię, żeby tylko nie zauważył mojej reakcji.
-Witaj. - jego aksamitny głos pieścił uszy każdego, kto miał zaszczyt go słuchać (teraz to ja miałam ten zaszczyt) - Jestem Edward.
Język uwiązł mi w gardle i nie mogłam się odezwać. Patrzyłam tylko jak ciele na jego piękną twarz.
-Widzieliśmy się w sklepie ale chyba nie byłem zbyt grzeczny przyglądając ci się. Wybacz.
-Nie ma sprawy. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, nie z powodu złości ale ukrywanego zachwytu.
Kim on był? Coś w nim było cholernie pociągające. Nie byłam jednak określić co. W tej chwili musiałam się dowiedzieć czy to on zakłócał moje idylliczne życie.
-Nazywam się Edward Cullen. Dołączyłem do tej klasy niedawno i tylko ciebie nie zdążyłem poznać. - uśmiechnął się łobuzersko - Wypadałoby poznać wszystkich z nowej klasy.
-Już mi się przedstawiłeś. - zauważyłam.
Czyżbym była szorstka? Tak to możliwe. Jednakże w ten sposób pragnęłam ukryć podziw i oczarowanie. Broniłam się przed popadnięciem w kompletne oczarowanie.
-Może jak przedstawię ci się sto razy to w końcu ty również mi się przedstawisz. - uniósł prawą brew wyżej. Zdziwiony, że nie chcę się przedstawić? Może to typ podrywacza i oczekuje od każdej dziewczyny padnięcia na kolana i całowania stóp?
-Jesteś w tej klasie około dwa tygodnie i jeszcze nie zorientowałeś się, że nazwisko ciągle wyczytywane przez nauczycieli i nieobecność tej osoby oznacza mnie? - spytałam z przekąsem.
-Alexiel Izolda Hunter. - uśmiech na jego twarzy znacznie się poszerzył.
-Alex Hunter! - warknęłam. Nie cierpiałam mojego pełnego imienia i nazwiska. Izolda to była moja babcia, której zresztą zawsze się bałam. Przypominała mi starą wiedźmę z legend.
-Alexiel jest całkiem ładne. - czyżby się ze mnie nabijał? Na to nie mogłam mu pozwolić! - Kojarzy mi się z upadłym aniołem. Delikatne a zarazem pikantne… Jak papryczka chilli ukryta w czekoladzie. - zaśmiałam się dziwnie na to porównanie. Mój towarzysz z ławki kontynuował - Próbowałem kiedyś taką czekoladę. Była bardzo… hmm… jakby to ująć… bardzo myląca. Niby słodka ale jednak paliła w gardle.
-Cóż chyba pora zakończyć rozmowę. Pani Meyer nam się przygląda. - wyszeptałam wbijając wzrok w podręcznik, co nie było łatwe jeśli byłam świadoma siedzącego obok mnie boga.
Po raz pierwszy w swoim życiu nie mogłam się skupić na lekcji. Ukradkiem spoglądałam na niego i byłam szczęśliwa kiedy musiał odpowiedzieć na pytanie. Wtedy miałam pretekst aby spojrzeć.
Cały czas czułam też jego wzrok na mnie. Obserwował mnie jakby chciał mnie prześwietlić. Dowiedzieć się jaka jestem. Było to piekielnie niezręczna sytuacja dla mnie. Jeszcze nigdy nikt nie przyglądał mi się tak otwarcie, tak perfidnie za moją zgodą. Czas się dłużył.
Omawianie starożytnej Grecji nie dawało mi tematów do rozmyślań. Próbowałam. Starałam się nie myśleć o Cullenie ale tak się nie dało! Był osobą o której trzeba było myśleć dniami, nocami a nawet podczas snu.
-W teatrze greckim nie mogły występować kobiety. Jednak jeśli chodzi o wasz nowy projekt nie będzie to miało znaczenia. Będziecie musieli w parach przygotować scenkę z wybranego dramatu antycznego. - pani Meyer znowu wymyśliła jakiś projekt. Nie zdziwiło mnie to jako, że była nauczycielką lubiącą zlecać uczniom różnego rodzaju projekty rozwijające kreatywność - Przydzieliłam już każdemu pary. Najpierw jednak muszę znać rodzaj tego projektu. Zdecydujcie o temacie głównym. „Antyczny dramat współcześnie” albo „Dramaty antyczne na scenie amfiteatru”.
-Może to pierwsze? - zaproponował ktoś z przedniej ławki.
-Wszyscy się zgadzają? - nauczycielka rozejrzała się po klasie i uśmiechnęła się - W takim razie proszę abyście przygotowali scenkę z dramatu antycznego we współczesnych realiach.
Podeszła do biurka i wzięła do ręki kartkę papieru zapisaną nazwiskami uczniów.
-Parker i Queen. Taylor i Smith. Jones i Maxwell. Cullen i … - no i ciekawe z kim będzie… wzięłam głęboki oddech mając nadzieję, że nie ze mną. - Hunter.
Ulga? Nie to nie ulga, to wściekłość zaczęła mnie palić od wewnątrz. Edward Cullen zburzył moje idylliczne życie sprowadzając się tu. Tego byłam pewna tak samo jak tego, kim jestem. Pani Meyer kontynuowała, ale już jej nie słuchałam. Zacisnęłam pięści i patrzyłam na okładkę mojego zeszytu.
-Więc jaki dramat przedstawimy? - na dźwięk jego głosu cała złość mnie opuściła.
Alexiel Izoldo Hunter przestań marzyć o tym greckim bogu! - co za ironia…greckich bogów omawialiśmy niedawno - Zacznij myśleć o swoim chłopaku tak jak o nim!
Chwila moment… Czy to było możliwe, że od wczorajszego wieczora nie myślałam o mojej drugiej połówce?
Zamknęłam oczy i przygryzłam wargę. Muszę wziąć się w garść. Nie mogę się rozkleić. Nie teraz!
-Wszystko w porządku? - spytał Cullen troskliwie. To było pytanie takie samo jak to z rana. Wtedy zadał je Matt. Teraz z ust Edwarda brzmiało zupełnie inaczej.
-Tak. - wyjąkałam - Może byśmy mogli zamiast typowego dramatu antycznego przedstawić jakiś innym dramat wzorowany albo związany z antykiem? - zaproponowałam mu próbując się opanować.
-Tak przed chwilą pani Meyer wyraziła na to zgodę. - nadal miałam zamknięte oczy pozwalając aksamitnemu głosowi wniknąć w głąb mojej świadomości - Nie wyglądasz najlepiej. Może powinnaś zwolnić się z lekcji?
-To nic takiego. Przed wczoraj wróciłam ze szpitala to pewnie jeszcze leki na mnie działają. - westchnęłam unosząc powoli powieki.
-Byłaś w szpitalu? - spojrzał mi głęboko w oczy.
-Miałam wycinane migdały. Trochę za późno ale byłam przeziębiona i coś tam się z nimi stało. W efekcie musieli mi je wyciąć. - wyjaśniłam - Ale jeszcze muszę brać leki.
-To chyba nie wszystko. - patrzył na mnie jakby chciał mnie prześwietlić. Irytowało mnie to jednak coś we mnie kazało mi być szczerą - Powiedz mi wszystko. Proszę.
-Biorę leki na poprawę koncentracji. Często nie mogę się skupić na czymś i mój lekarz przypisał mi jakiś nowy lek. - wyznałam.
Edward wstał z krzesła i podszedł do nauczycielki. Coś szeptali miedzy sobą przez chwilę. W głowie mi się zakręciło i położyłam głowę na blacie ławki. Docierały do mnie zaledwie szepty. Czułam jakbym miała eksplodować. Zamknęłam oczy…

 

Chłód… Zimno… Mocny a zarazem niewielki podmuch wiatru musnął moje włosy. Otworzyłam oczy. Potrząsnęłam głową. Przed chwilą siedziałam na historii a teraz? Na pewno siedziałam na czymś miękkim. Moja świadomość jeszcze nie oprzytomniała i dobrą chwilę zajęło mi zorientowanie się w sytuacji.
-Nie waż mi się odpinać pasów. - warknął ktoś.
Odwróciłam głowę. Zamarłam. W tej chwili dopiero dotarło do mnie, że jestem w samochodzie. Nie znałam tego wnętrza. To nie było BMW Matta ani Range Rover ojca.
-Straciłaś przytomność na lekcji. Dogadałem się z panią Meyer, żeby pozwoliła mi odwieźć cię do szpitala. - oznajmił poważnie kierowca, którym był nie kto inny tylko Edward Cullen.
-Nic mi nie jest. - powiedziałam ochrypłym głosem.
-Jesteś cała zielona. - odparł patrząc przed siebie.
-Co to za samochód? - spytałam chcąc zmienić temat.
-Volvo S60. - wyjaśnił tonem przerywającym rozmowę.
Od tej chwili jechaliśmy w milczeniu. Nie powiem żeby dzień wolny od szkoły mi nie pasował ale przecież dopiero co miałam wolne spowodowane chorobą. Miałam niezwykłą ochotę wyskoczyć z tego pędzącego samochodu.
Musiałam sporo czasu „spać”, bo po krótkiej chwili byliśmy już przed szpitalem. Zanim rozpięłam pasy Edward otwierał drzwi i pomógł mi wysiąść. Podał mi ramię, na którym się wsparłam. Tak jakby nie chciał żebym dotknęła jego skóry. Asekurując poprowadził mnie do wnętrza szpitala. Przeszliśmy przez korytarz do jednego z wielu gabinetów lekarskich.
Otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Był dżentelmenem. Nie byłam przyzwyczajona do takich chłopaków ale to jednak było miłe jak ktoś traktował cię z szacunkiem jak jakąś damę.
-Carlisle potrzebujemy twojej pomocy. - oznajmił mój stróż.
-Kto potrzebuje ten potrzebuje. - mruknęłam niezadowolona.
-Alex potrzebuje pomocy. - zupełnie mnie zignorował i mówił do lekarza - Źle się poczuła na lekcji i później straciła przytomność. Mówiła, że bierze jakiś nowy lek na poprawę koncentracji.
-Zaraz ją zbadam. Zaczekaj na zewnątrz Edwardzie i nie rób nic głupiego. - dopiero na dźwięk jego głosu spojrzałam na lekarza. Z mojego gardła wydostało się westchnienie.
Kolejny facet spotkany tego dnia wyglądający jak idealna rzeźba z porcelany! Młody Cullen wyszedł z gabinetu zostawiając mnie z doktorem. Przyjrzałam mu się dokładnie. Ten sam kolor oczu. Taka sama cera. Oboje przystojni. Gdyby była tu Amelle na pewno byłaby w siódmym niebie. Ona czuła się jak ryba w wodzie będąc wśród przystojnych mężczyzn.
-Więc panno Alex. Zasłabła pani? - wskazał mi krzesło abym usiadła.
-Edward przesadza. Nic mi nie jest. - powiedziałam spokojnie.
-Jednak nie darowałby mi gdybym cię nie zbadał. - uśmiech na twarzy lekarza był łagodny i uspokajający.
Czyżby byli spokrewnieni? Bardzo możliwe. Zarówno i Edward i doktor Carlisle mieli w sobie coś co sprawiało, że kobiety traciły dla nich rozum. Miałam rację rano czując, że dziś coś się wydarzy. Uśmiechnęłam się lekko do siebie.
-Humor dopisuje widzę?
-Po prostu mam dzisiaj pokręcony dzień. - wyjaśniłam krótko. Nie wiedziałam ile mogę powiedzieć temu lekarzowi - Przepraszam za niedyskretne i prywatne pytanie ale jestem ciekawa czy jest pan spokrewniony z Edwardem? - nie mogłam się powstrzymać.
-Jestem jego ojcem. - wyjaśnił spokojnie. To by wszystko wyjaśniało, pomyślałam - Razem z żoną przygarnęliśmy go.
Ze co?? To nie jest pokrewieństwo krwi? To ja dziękuję i nic już nie rozumiem.
-A teraz przejdźmy do rzeczy. - usiadł za biurkiem i wziął do reki długopis - Bierzesz jakiś lek na koncentrację tak? Jaki to lek? Jak długo go bierzesz?
-Nie za bardzo wiem jaki. Ogólnie leki na koncentracje biorę już ponad pół roku ale ten dopiero wczoraj wzięłam po raz pierwszy. - wyjaśniłam - Musiałam mieć przerwę z lekiem bo byłam w szpitalu.
-Rozumiem. Najlepiej odstaw na jakiś czas ten lek. - poradził mi doktor Cullen - Niezbyt to rozsądne brać niepotrzebne leki zaraz po powrocie ze szpitala.
Kiwnęłam głową dając znak że rozumiem.
-Cóż… Lepiej dzisiaj już do szkoły nie wracaj na lekcje tylko dostarcz to zwolnienie. Myślę, że jutro jeszcze powinnaś odpocząć od szkoły. - uśmiechnął się podając mi kartkę zapisaną starannym pismem - Miłego dnia Alex.
Wstałam i niepewnym krokiem podeszłam do drzwi.
-Do widzenia doktorze Cullen. - uśmiechnęłam się pogodnie i wyszłam.
Za drzwiami czekał na mnie Edward. Minęłam go nie patrząc na niego i ruszyłam do wyjścia. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Byłam na niego trochę zła. Nie uwierzył że nic mi nie jest to niech teraz poniesie karę.
Doszliśmy do volvo. Teraz zauważyłam jak było czyste i wypolerowane. Lśniło srebrnym lakierem. Było piękne. Wymarzone auto księcia z bajki.
Nim zdążyłam pomyśleć o otwarciu sobie drzwi on to już zrobił. Wsiadłam i zapięłam pasy. Zamknął drzwi i wsiadł od strony kierowcy. Przekręcił kluczyk. Ruszył.
-Jak możesz podwieź mnie do szkoły. - poprosiłam tak łagodnie jak potrafiłam.
Nie odpowiedział. Jechał po drodze dość szybko. Spojrzałam na licznik. Jechał sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę! Zwariował?! Czy on jest normalny?!
-Zwolnij! - wrzasnęłam a moje gardło przeszył ból nie do zniesienia.
Widziałam w jego twarzy jak niechętnie zwolnił.
-Powiedz mi coś o sobie - spróbowałam rozpocząć rozmowę z nadzieją, że dowiem się czegoś o moim nowym znajomym.
-Na pewno wiesz już kim jest mój ojciec. Mieszkam z rodziną niedaleko. Mam siedemnaście lat i jestem dobrym uczniem - powoli mówił jakbym mogła go nie zrozumieć - Niedawno moja siostra zginęła. Więcej nie musisz chyba wiedzieć.
-To dlatego się tu przeprowadziliście? - spytałam z zaciekawieniem w głosie. Chciałam skorzystać z chwili sam na sam, żeby móc się czegoś dowiedzieć.
-Tak. - odpowiedział krótko.
Zamyśliłam się. Ukrywał coś i wiedziałam o tym. Nie chciałam jednak naciskać. Jeśli chciałby coś powiedzieć to sam to powinien zrobić. Nie mogę wyciągać od niego żadnych informacji. Nie chcę go zmuszać. Trudno mi było nawet przed samą sobą się przyznać ale w jakiś dziwny sposób zależało mi na tym tajemniczym bogu zdjętym żywcem z antycznych posągów.
-Mój brat bardzo to przeżył. - Edward niespodziewanie podjął temat - Była jego dziewczyną. Nie jesteśmy spokrewnieni więc możemy się wiązać między sobą. Teraz mamy problem.
-Jaki? - zdziwiłam się.
-Jednego oszalałego osiłka w domu. - zaczął się śmiać.
Co w tym było dziwnego? Dlaczego tragedia brata go tak śmieszyła? Spojrzałam w okno przed sobą. Domki jednorodzinne przemykały mi przed oczami. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na nie. Dziwnie się czułam. W ciągu jednego dnia zaczęło zmieniać się całe moje życie.
Zbliżaliśmy się do szkoły. Volvo zostało zaparkowane na samym środku placu. Wśród tych wszystkich samochodów to srebrne cacko wyróżniało się.
-Idź, a ja tu zaczekam. - oświadczył.
Ruszyłam w stronę budynku. Nigdy mnie tu nie ciągnęło. Tym bardziej po tak długiej przerwie. Szary korytarz niezbyt specjalnie zachwycał swoim kolorem. Dość szybko znalazłam pokój nauczycieli i sekretariat, mimo, że zbyt często tu nie bywałam.

Wychodząc ze szkoły natknęłam się na Jasona. Tak naprawdę w ciągu dzisiejszego dnia poświęciłam mu zaledwie jedną krótką myśl. Co miałam mu teraz powiedzieć?
-Cześć maleńka. - uśmiechnął się chytrze. Nie cierpiałam jak mnie tak nazywał.
-Siemka Jay. - spuściłam wzrok.
-Nie powinnaś być na lekcji? - zainteresował się.
-Zasłabłam na lekcji. Byłam u lekarza, a teraz musiałam donieść zwolnienie. - oznajmiłam nie mogąc się doczekać ponownego spojrzenia w oczy mojemu nowemu przyjacielowi.
-I nie dałaś mi znaku? - cholerna zazdrość! To była jego najgorsza wada! Zero zaufania dla mnie!
-Muszę iść. - machnęłam ręką.
Złapał mocno mój łokieć. Skrzywiłam się z bólu. - Z nim byłaś u lekarza? - dobrze wiedziałam kogo ma na myśli.
-Tylko on zainteresował się mną na lekcji. - oznajmiłam twardo.
-Alex zasłabła i była w szpitalu. Ciesz się, że nic jej się nie stało. - ten aksamitny głos! - Puść ją. - spojrzałam na źródło tej melodii. Edward patrzył na Jasona morderczym wzrokiem.
-Spadaj nowy. - syknął brutal wzmacniając uścisk na moim łokciu.
-Ała! - zawyłam kiedy jego kciuk wbił się w moją kość.
-To ją boli! - warknął Cullen - Puść ją. Musimy przerobić projekt z historii i się spieszymy.
-Wybacz ale moja dziewczyna jest teraz ze mną. - Jay posłał mu lekceważący uśmiech.
Edward zacisnął pięść i uniósł ją lekko w górę. - Puść ją! - warknął agresywnie.
-Nie będziesz mi lalusiu dyktował co mam robić!
Przymknęłam oczy z bólu i poczułam, że uścisk mojego łokcia ustąpił. Uchyliłam powieki bojąc się widoku jaki mogę zobaczyć. Jason leżał na chodniku z zakrwawionym nosem. Mimowolnie uklękłam przy nim. Był nieprzytomny. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego mnie cieszy jego ból?
-Karetka zaraz powinna być. - oznajmił Edward - Na szczęście nie ma tu kamer. Możemy się ulotnić. Później się zajmę tą sprawą. Teraz odwiozę cię do domu.
Przytaknęłam. Chciałam się jak najszybciej znaleźć z dala od mojego ex. Tak właśnie z nim zerwałam.
Wsiedliśmy do volvo. Zapięłam pasy i zauważyłam uśmiech na twarzy mojego towarzysza.
-O co chodzi? - spytałam unosząc brew w zdziwieniu.
-Ktoś się obudził.
Uśmiechnęłam się do siebie widząc wściekłą twarz Jasona w bocznym lusterku.
-Nie dokończyłem ci chyba o Emmecie. - zaczął niespodziewanie - Wiesz co on sobie wymyślił?
Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana. - Nie.
-Poszedł do szkoły sportowej żeby odreagować, a zamiast tego jeszcze bardziej się wkurza. - parsknął śmiechem - Bawi mnie to bo jego klasę połączyli z klasą inną. W tej połączonej klasie jest dziewczyna. Podobno przy najmniejszej okazji zalicza jakiś upadek.
Ciekawe, dlaczego przypomniało mi się wtedy o mojej siostrze. Wprawdzie mieszkała z mamą ale to nie zmieniało faktu, że była moją przyjaciółką.
-Na ostatniej lekcji wfu grali w siatkówkę. - zaśmiał się - No i wypadło, że biedak musiał ją wziąć do swojej drużyny. A potem jeszcze na niego wleciała podczas meczu.
Momentalnie wybuchłam śmiechem. Przecież to ta sama historia, o której mi opowiadałam Ren! Nie mogłam się powstrzymać. Edward obserwował mnie z szerokim uśmiechem.
-Widzę, że nie tylko mnie to śmieszy. - powiedział rozbawiony.
-Moja siostra uczy się w szkole sportowej tyle, że na profilu projektowania mody… No i jej klasę połączyli z jakąś sportową. - nie mogłam powstrzymać uśmiechu - No i nie zapomniała wspomnieć o tym jak drażniła, i tu cytuje, „takiego umięśnionego małpoluda”. Chyba ją to bawiło.
Edward ruszył z parkingu. Jechał dość powoli w porównaniu do ostatniej podróży ze szpitala.
-Powiedz mi coś więcej o swojej siostrze i o sobie. - poprosił łagodnym głosem.
-Jilliane Verena Hunter jest nieźle pokręconą osobą. Uwielbia drażnić i wnerwiać ludzi. Jest moją przyjaciółką. Mieszka z matką i nie widujemy się zbyt często. Właściwie to nie jest daleko ale ja mam sporo zajęć zwykle w szkole… - cały czas na mnie patrzył i trochę mnie to przeraziło.
Musiał zauważyć mój wyraz twarzy. - Nie martw się. Jeszcze nigdy nie spowodowałem wypadku ani nawet nie dostałem mandatu. - odwrócił wzrok jednak na jezdnie - A coś o sobie mi powiesz?
-No więc nazywam się Alex Hunter i jestem osobą zwykle spokojną. Akceptuje życie takim, jakim jest. - zaczęłam starannie dobierać informacje, aby nie powiedzieć zbyt wiele - Uczę się w miarę dobrze. Interesuję się troszkę muzyką i troszkę literaturą.
-Co do imienia chętnie bym coś dopowiedział. - stwierdził.
-Moi rodzice mieli tendencję do nadawania dzieciom dziwnych imion. - westchnęłam - Przykładem jestem ja i moja siostra.
-Mam pomysł. Skoro dzisiaj masz dzień wolny i jutro też to może chcesz odwiedzić siostrę? - zaproponował.
-Hmm… Niech będzie. - zgodziłam się. Edward zaczynał być dla mnie kimś w rodzaju bliskiego przyjaciela. Znałam go, co prawda ledwie jeden dzień, ale to czułam. Jak na razie moje przeczucia mnie nie myliły. Wydarzyło się to COŚ i zmieniło w jakiś sposób mnie.
Jechaliśmy w milczeniu mijając pola i las. Miałam chwilę ciszy na rozmyślanie. Cieszyłam się na spotkanie z Ji. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Moja siostra miała dwa imiona i za każdym razem nazywałam ją inaczej. Albo Ren albo Jill albo jeszcze Ji. Widywałam ją tylko w wakacje, a to było dla mnie za mało!
Mój ojciec i matka rozstali się. Właściwie mnie to nie dziwiło. Jedna połówka ich związku bardzo szybko doznawała najróżniejszych oczarowań. Osobiście nazywała je „tą prawdziwą miłością”. William Hunter - mój kochany tata - tolerował to ale do czasu…
Skrzywiłam się na wspomnienie.
-Coś się stało? - spytał mój towarzysz troskliwie i znowu jego głos przekonał mnie do szczerości.
-Złe wspomnienia. - wyjaśniłam krótko mając nadzieję, że obejdzie się bez zbędnych szczegółów.
-Nie będę naciskał. Jeśli jednak zechcesz to chętnie tego wysłucham. - włączył ogrzewanie w samochodzie.
Och jak dobrze było nareszcie się trochę ogrzać!
-Moja matka często się zakochiwała. Ojciec to tolerował ale do czasu… - spuściłam wzrok, żeby nie zauważył łez napływających do moich oczu - Kiedyś razem z Jill wróciłam ze szkoły prędzej. W przedpokoju zobaczyłyśmy obcy płaszcz. Weszłyśmy do salonu… - urwałam nie byłam w stanie dokończyć.
Dotknął mojej dłoni, którą trzymałam na kolanie. Jego skóra była lodowata! Jakbym dotykała trupa! Starałam nie dać mu tego, co czułam do zrozumienia.
Szybko cofnął rękę.
-Wybacz. - mruknął.
-Moja matka leżała nago na podłodze z jakimś facetem. – zakończyłam wyjaśnienia gwałtownym, pełnym złości głosem.
Nie odpowiedział. Był cicho. Nie odezwał się podczas reszty drogi do Louisville.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin