Sandra Brown
Texas 3 - Sage
1
Jej usta były chętne i miękkie w dotyku. Westchnęła, a potem wyszeptała:
- Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt, Sage.
Z uśmiechem otoczyła go ramionami i zaczęła całować jeszcze namiętniej. A może tylko starając się, aby tak wyglądało?
- Travis!
- Co?
- Pocałuj mnie.
- Już to zrobiłem.
- Ale pocałuj mnie tak naprawdę - rzekła i zamruczała prowokująco. - Wiem, że jest gwiazdka, ale możesz przecież pocałować mnie inaczej.
- Sage, proszę cię. - Młody człowiek nerwowo zerknął w kierunku okien. W domu odbywało się przyjęcie. - Ktoś mógłby nas zobaczyć.
Puściła go i mruknęła ze złością:
- Na litość boską, Travis, jesteś tak cholernie poprawny!Nikt nas nie widzi. A jeśli nawet, cóż to kogo obchodzi, żesię tu pieścimy?
- Choćby moją matkę... Czy podoba ci się ta bransoletka?Mimo że wytrącona z równowagi, odparła grzecznie:
- Oczywiście! Podobałaby się każdej kobiecie; jest przepiękna. - Uniosła rękę i potrząsnęła ciężką złotą obręczą zdobiącą nadgarstek. - To miło, że pozwoliłeś mi otworzyć prezent już dziś.
- W ten sposób będziesz się nią mogła cieszyć przez całe święta.
5
- To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję.
- Czuję jednak, że jesteś rozczarowana.
Sage Tyler popatrzyła na niego spoza gęstych rzęs. Miękkim głosem wyznała:
- Myślałam, że dasz mi na gwiazdkę pierścionek zaręczynowy... - Nie zdążył zareagować, bo Sage mówiła dalej: -Ale przecież nie wybraliśmy jeszcze pierścionków. Kto wie?Może nie będę chciała nic tradycyjnego, odrzucę konwencjei wybiorę coś całkiem nowego? Może zamiast diamentu jakiśinny kamień?
Travis mierzył wzrokiem białe skórzane spodnie dziewczyny. Jej sweterek podobał mu się - biała angorka, na przo-dzie i ramionach przyozdobiona błyszczącymi paciorkami. Lecz spodnie wydawały się zbyt ryzykowne. Uśmiechnął się niepewnie.
- Sage, nikt nie posądziłby cię o konwencjonalizm.
- I dzięki Bogu. - Odgarnęła na plecy ciemnoblond czuprynę. - Twoja matka o mało nie dostała zawału, gdy zeszłam na dół w tych spodniach.
- Wiesz, skórzane spodnie kojarzą się jej chyba z gwiazdami rocka i „Piekielnymi Aniołami".
- Może powinnam była założyć jakąś pastelową suknię z tafty?
Zmarszczył się, słysząc sarkazm w głosie dziewczyny.
- Matka to matka. Ona i jej przyjaciele są mniej więcej podobni. Robią to samo, bywają w tych samych miejscach, ubierają się w zbliżony sposób. Ona po prostu przywykła do pewnego stylu.
- Jeśli mam być jej synową, to lepiej niech przywyknie do mojego stylu. Mam nadzieję, że nie spodziewa się oglądać mnie po ślubie w długich, plisowanych spódnicach i nobliwych bucikach na płaskim obcasie. Jedyne, co zmienię w dniu naszego ślubu, to nazwisko. A jeśli już o tym mowa, to uważam - kontynuowała w przypływie natchnienia - że dzień świętego Walentego byłby w sam raz na oficjalne zaręczyny. Lepszy niż Boże Narodzenie, bo bardziej romantyczny.
Dla zaczerpnięcia świeżego powietrza Sage wyciągnęła Travisa na przestronną werandę domu Belcherów. Gregoriańska budowla z czerwonej cegły jarzyła się od lampek bożonarodzeniowych. W salonie przyciągała uwagę olbrzymia choinka zainstalowana przez dekoratora wnętrz, który najwidoczniej lubował się w perłach, motylkach i koronkowych ozdobach.
Na czas świąt na trawniku od strony ulicy znalazły się trzy świerczki. Udekorowano je przede wszystkim na użytek przechodniów, którzy zwykle przybywali z najodleglejszych zakątków, by podziwiać świąteczny wystrój zamożnej części Houston. Jak co roku o tej porze ulicą ciągnął nieprzerwany potok aut. Światła reflektorów przyćmiewała lekka mgła.
Choć nie było zbyt zimno, Travis skulił się w swym ciemnym garniturze. Ręce wcisnął do kieszeni spodni. Ta wojownicza poza zawsze irytowała Sage, która uważała, że chłopak wygląda wtedy na aroganckiego potomka bogaczy. Takie jego zachowanie oznaczało zwykle również, że męczy go coś, o czym trudno mu mówić. Wreszcie zdobył się na odwagę.
- Problem w tym, Sage, że zastanawiam się, czy nie pośpieszylibyśmy się zbytnio, ogłaszając zaręczyny.
Stwierdzenie Travisa zbiło ją z tropu.
- Co chcesz przez to powiedzieć?Travis chrząknął.
- Po semestrze letnim czekają mnie jeszcze praktyki i rok college'u. Potem dopiero specjalizacja - dermatologia.
- Wiem doskonale, co cię czeka, zanim uda ci się otworzyć prywatną praktykę. Travis, poradzimy sobie. Z moim dyplomem i stopniem magistra znajdę dobrą pracę.
- Nie martwię się o pieniądze. Rodzice będą mi pomagać aż do otwarcia praktyki.
- To o co chodzi? Rozchmurz się. Są święta. Popatrzył na samochody przejeżdżające obok rezydencji.
- Ty chyba nie rozumiesz, do czego zmierzam, Sage. Przestała się uśmiechać.
- Najwidoczniej nie, ale to musi być coś strasznego, bo
6
7
wyglądasz, jakbyś miał za chwilę zwymiotować. Nie męcz się tak. Jeśli masz coś do powiedzenia, zrób to.
Travis podrapał się po głowie, znów chrząknął i zaszurał butami.
- Ostatnio dużo o tym wszystkim myślałem...
- I?
- I chyba... To nie dlatego, że ty... Sage... To po prostu my... my... nie...
- Co nie?
Zawahał się. Niepewnie otwierał i zamykał usta, zanim wreszcie oznajmił:
- Nie pasujemy. Nie pasujemy do siebie. - Wyrzuciwszyz siebie te słowa, odzyskał rezon. Odetchnął z ulgą. Widaćbyło, że jest zadowolony z własnej odwagi.
Sage wpatrywała się w niego z osłupieniem. Nie wierzyła własnym uszom. Spotykała się z Travisem od ponad roku. Było jasne, że się pobiorą, gdy tylko ona zrobi dyplom. Semestr dobiegał końca, a zatem spodziewała się pierścionka zaręczynowego i oficjalnego ogłoszenia terminu ślubu, który miał się odbyć latem. A teraz, pomyśleć tylko, on ją porzuca! Niedorzeczne. Ją! S ag e Ty 1 er! Z pewnością to jakieś nieporozumienie...
- Nie powiesz mi chyba, że zrywasz zaręczyny? Chrząknął niepewnie.
- Myślę, że powinniśmy się jeszcze zastanowić...
- Nie owijaj w bawełnę, Travis - rzekła gniewnie. - Jeśli odchodzisz, to miej chociaż na tyle jaj, żeby powiedzieć to wprost.
- Ja cię wcale nie porzucam. Mama uważa...
- Ach, „mama uważa"!... A więc to mama uważa, że nie jestem odpowiednia dla jej małego chłopczyka.
- Nie wmawiaj mi słów, których nie powiedziałem, Sage!
- Więc wyduś wreszcie, o co naprawdę chodzi!
- Mama uważa, a ja się z nią zgadzam, że jesteś dla mnie zbyt... krzykliwa.
- Krzykliwa?
- Pretensjonalna.
- Pretensjonalna?!
- Przesadna.
- Bo noszę skórzane spodnie?
- Sage, bądź sprawiedliwa - zaprotestował.
- Sprawiedliwie bądź przeklęty. Dostanę zaraz szału!
- Nie masz prawa.
- Nie mam prawa?
- Jeśli przez chwilę się skupisz, to przypomnisz sobie, że oficjalnie nigdy nie prosiłem, byś za mnie wyszła. Prosiłem? -...
Kajko_87