Kondor 2.pdf

(155 KB) Pobierz
Kondor część 1
Kondor część 2
Aktorzy:
Hekmeth Fahmy - Danuta Stenka
Mjr Sanson - Wojciech Malajkat
Gen. De Guingand - Witold Pyrkosz
Winston Churchill - Krzysztof Kowalewski
Eppler "Kondor" - Adam Ferency
Adolf Hitler - Jan Peszek
Erwin Rommel - Krzysztof Globisz
Płk Clark - Krzysztof Żurek
Po kilkunastu miesiącach krwawych i zaciętych walk wojna na pustyni wchodziła w
decydującą fazę. Wydawałoby się jednak, że szczęście przestało sprzyjać feldmarszałkowi
Erwinowi Rommlowi, dowódcy niemieckiego korpusu ekspedycyjnego Afrika Korps. Jeden
człowiek wiedział, dlaczego tak się stało. Był to major Anthony Sanson z brytyjskiego
kontrwywiadu. O wynikach walk w Afryce Północnej decydowały bowiem w równej mierze
zrządzenia Opatrzności i wywiad.
W końcu sierpnia 1942 roku major Anthony Sanson, szef brytyjskiej placówki
kontrwywiadowczej w Egipcie wpadł na trop Johanna Epplera niemieckiego szpiega
działającego pod kryptonimem "Kondor". Eppler aresztowany, przez wiele dni nie chciał
ujawnić swoich sekretów. Został skazany na śmierć, lecz Brytyjczycy opóźniali wykonanie
wyroku licząc, że Niemiec załamie się i zdecyduje się podjąć z nimi współpracę. Stało się tak,
ale dopiero po interwencji Winstona Churchilla. Premier wizytując oddziały w Egipcie
dowiedział się o ważnym szpiegu. Podobno zapewnił go, że podpisze ułaskawienie, jeżeli
Eppler pomoże brytyjskiemu wywiadowi wprowadzać Niemców w błąd. Eppler zgodził się.
Ujawnił swoje tajemnice. Wyjawił również, że w zdobywaniu informacji wywiadowczych
pomagała mu tancerka Hekmeth Fahmy. Tego samego wieczoru dziewczyna została
aresztowana. Do jej celi przyszedł major Sanson.
Fahmy: Co ze mną zrobicie?
Sanson: To, co w czasie wojny robi się ze szpiegami. Stanie pani przed sądem, który wyda
wyrok śmierci. Zapewne przez rozstrzelanie. Stanie się to za dwa, trzy dni.
Fahmy: Nie chcę umierać. Ja mam 23 lata! Proszę, niech mi pan pomoże! Proszę!
Sanson: Prawo jest prawem. Przykro mi.
Major Sanson wstał i podszedł do drzwi celi. Zastukał w nie przywołując strażnika.
Fahmy: Panie majorze! Pan może mi pomóc! Proszę!
Sanson zatrzymał się.
Sanson: Sąd może uwzględnić nadzwyczajne okoliczności. Musi pani współpracować z
nami.
Fahmy: Co mam zrobić?
Sanson: Od kogo otrzymywała pani informacje o naszych wojskach?
Fahmy: Od oficera, który często przychodził do mnie.
Sanson: Nazwisko?
Fahmy: Nie znam. Przysięgam! Nie znam. Wiem, że ma na imię Ian. Pracuje w sztabie. Gdy
zasypiał, otwierałam jego teczkę i fotografowałam dokumenty. Nie wiem, jak się nazywa.
Przysięgam.
Sanson: Rozpoznałaby go pani na zdjęciu?
Fahmy: Tak, z całą pewnością.
Sanson: Niech go pani opisze. Jak wyglądał?
Major Sanson nie miał kłopotów z odnalezieniem oficera, o którym mówiła Fahmy. Już
następnego dnia pokazał jej kilka fotografii, na których rozpoznała majora. Nie był szpiegiem,
ale winien był zdrady tajemnic wojskowych. Czekał go sąd wojenny. Dano mu jednak
możliwość honorowej śmierci. Jego życie miało być ceną wprowadzenia Niemców w błąd.
W tym czasie brytyjscy dowódcy zastanawiali się, jak rozegrać decydującą batalię z wojskami
feldmarszałka Rommla. W czasie narady, jaka odbyła się 21 sierpnia 1942 roku pod Kairem z
udziałem premiera Winstona Churchilla, wizytującego brytyjskie wojska, szef sztabu 8. armii
gen. de Guingand rozłożył na stole kilka niemieckich map.
Guingand: Zdobyliśmy je w ciągu ostatnich trzech tygodni. Nie przedstawiają większej
wartości wojskowej, gdyż niewiele możemy się z nich dowiedzieć o rozlokowaniu sił
nieprzyjaciela. Zawierają jednak niezwykle cenną wskazówkę. Dowodzą, że Rommel
niewiele wie o terenie, na którym chce atakować.
Churchill: Czy może uzupełnić tę wiedzę?
Guingand: W ciągu najbliższych dni nie będzie to możliwe. Rommel może polegać jedynie
na rozpoznaniu lotniczym, a z samolotu nie można dostrzec, gdzie są ruchome piaski.
Churchill: Co z tego wynika?
Premier Churchill, gorący zwolennik tajnej gry, czuł, że rodzi się wspaniały plan.
Guingand: Musimy skłonić Rommla, aby uderzył w rejonie dla nas dogodnym i skierował
swoje czołgi na ruchome piaski, gdzie się zagrzebią i staną się łatwym celem dla naszych
samolotów.
Rozkaz opracowania planu wciągnięcia Rommla w zasadzkę otrzymał płk Dudley Clark.
Postanowił wykorzystać "Kondora". Niemcy nic nie wiedzieli o jego aresztowaniu. Mógł
więc nadawać odpowiednio spreparowane informacje.
26 sierpnia niemiecka stacja nasłuchowa odebrała depeszę Kondora:
Kondor: "Kondor wzywa. Potwierdzam wiadomość opartą na najbardziej wiarygodnych
źródłach, że 8. armia przygotowuje się do ostatecznej obrony w rejonie Alam Halfa. Oczekuje
na posiłki, ale obecnie nie jest zdolna stawić poważniejszego oporu.
Rommel wierzył meldunkom "Kondora", który wielokrotnie dowiódł, że ma dostęp do
najtajniejszych brytyjskich wiadomości. Uznał więc, że powinien posłać swoje wojska tam,
gdzie wróg jest najsłabszy, pod Alam Halfa.
W ten sposób płk Clark osiągnął pierwszy cel. Należało osiągnąć cel drugi: skierować
niemieckie czołgi na grząski, nieprzejezdny dla nich teren, o którym nic nie wiedzieli. Jak to
zrobić? Dudley Clark postanowił wykorzystać majora skazanego na śmierć za ujawnienie
tajemnic tancerce Hekmeth Fahmy.
Pozostanie tajemnicą płk Dudleya Clarka, w jaki sposób skłonił oficera zdradzającego
wojskowe tajemnice tancerce Hekmeth Fahmy, aby ten założył mundur, wziął raportówkę, w
której znajdowały się odpowiednio spreparowane mapy i wsiadł do samochodu z bombą
zegarową, która miała go zabić. Być może pułkownik Clark dał nieszczęsnemu majorowi
wybór między śmiercią przed plutonem egzekucyjnym, po której jego rodzina w Anglii
dowiedziałaby się, że został rozstrzelany jako szpieg, a honorową śmiercią "za króla i
Ojczyznę". Jeżeli tak było, to płk Clark dotrzymał słowa. Do dzisiaj znamy tylko pseudonim
oficera: "major Smith".
Nie ujechał daleko. Na ziemi niczyjej, między liniami brytyjskimi i niemieckimi samochód
wyleciał w powietrze jakby uniesiony wybuchem miny. Niemcy wysłali patrol, który odnalazł
poszarpane zwłoki mężczyzny w mundurze brytyjskiego majora i osmaloną wybuchem, ale
całą raportówkę. Wyjęte z niej mapy natychmiast dostarczono do sztabu Rommla. On uznał,
że szczęście mu sprzyja. W przeddzień planowanej ofensywy otrzymał mapy terenu, przez
który miały przetoczyć się jego czołgi.
31 sierpnia 1942 roku o godzinie 2.00 w nocy niemieckie czołgi ruszyły w stronę brytyjskich
linii. Za nimi posuwał się włoski XX korpus. Już o 3.00 nad ranem Rommel zorientował się,
że sytuacja nie rozwija się zgodnie z jego planami. Przewidywał, że do świtu jego wojska
posuną się o 50 km na wschód, a tymczasem z trudem przeszły 15 km. Rommel nie wiedział,
że tam, gdzie spodziewał się oporu jednej brytyjskiej dywizji, walczyły trzy. Nie zrezygnował
jednak z kontynuowania natarcia. Zdecydował się zmienić kierunek. Czołgi niemieckie i
włoskie ruszyły trasą wytyczoną na podstawie map znalezionych przy zwłokach majora
Smitha. Nie ujechały daleko. Ich gąsienice zaczęły grzęznąć w piasku. Na odwrót było już za
późno, tym bardziej, że próba skrętu pogarszała sytuację i czołgi pogrążały się w pyle. Wtedy
na niebie rozświetlonym flarami pojawiły się brytyjskie myśliwce. Pociski z działek
podwieszanych pod skrzydłami samolotów Hurricane przechodziły przez pancerze czołgów z
równą łatwością jak gwóźdź przez blachę puszki konserw. Uderzenie niemieckie traciło
impet.
Następnego dnia Rommel musiał podjąć decyzję odwrotu. Pozostawił pod Alam Halfa ponad
pół tysiąca zabitych żołnierzy niemieckich i włoskich, drugie tyle zaginionych, kilkadziesiąt
czołgów i setki ciężarówek. Rommel liczył jeszcze na skuteczność manewru, jaki często
stosował: wycofał czołgi, a pozostawił zamaskowane działa przeciwpancerne. Ich pociski
miały roznieść ruszające w pościg czołgi brytyjskie. Nie na darmo nazywano go "Lisem
Pustyni". Tym razem dowodzący wojskami brytyjskimi gen. Montgomery nie dał się jednak
zwabić w zasadzkę i nie posłał czołgów w pogoń za uchodzącym nieprzyjacielem. Dowódca
8 armii brytyjskiej miał inne plany wykorzystania broni pancernej. Chciał zwyciężyć w
walnej bitwie.
W październiku 1942 roku generał Montgomery miał pod swoimi rozkazami dwukrotnie
więcej żołnierzy niż Rommel, dwukrotnie więcej dział, czołgów i samochodów pancernych.
Był jednak daleki od lekceważenia wroga. Znał wartość niemieckich czołgów i dział kaliber
88 mm tak dobrze jak umiejętności i bitność niemieckich żołnierzy. Wiedział, że duża
przewaga ilościowa daje mu tylko szansę odniesienia zwycięstwa, ale go nie gwarantuje.
Montgomery postanowił przechytrzyć "Lisa Pustyni". Przede wszystkim uśpić jego czujność.
"Kondor" zaczął nadawać meldunki, z których wynikało, że wojska alianckie w wyniku
dużych strat w bitwie pod Alam Halfa odbudują swoje siły najwcześniej w końcu listopada i
do tego czasu nie będą w stanie podjąć poważniejszych działań zaczepnych.
O wiele trudniejszym zadaniem dla Brytyjczyków było przekonanie Rommla, że uderzenie
nastąpi w innym miejscu niż planowano. Najdogodniejszym rejonem do rozwinięcia natarcia
był teren nadmorski. Ale Rommel zdawał sobie z tego sprawę i dlatego rozmieścił na północy
duże siły.
Gdyby udało się udało się ukryć przygotowania do ofensywy na północy i przekonać
Rommla, że Brytyjczycy szykują się do natarcia na południu, sukces byłby zapewniony.
Szef sztabu VIII armii gen. de Guingand wezwał do siebie płk Dudleya Clarka i postawił mu
takie zadanie:
Guingand: Tutaj na północy musisz ukryć 150 tysięcy ludzi z tysiącem dział i tysiącem
czołgów na pustyni płaskiej i twardej jak stół bilardowy, a Niemcy nie mogą nic o tym
wiedzieć, chociaż obserwują każdy ruch, nasłuchują każdego odgłosu, tropią każdy ślad.
Każdy cholerny arabski przybłęda będzie cię podglądał i za paczkę herbaty doniesie
Niemcom. To jest niewykonalne zadanie, ale musisz je, do jasnej cholery, wykonać!
Clark: Tak jest, panie generale!
Guingand: To nie wszystko. Musisz przekonać Niemców, że te wojska jadą na południe, aby
tam zaatakować. Powtarzam, to jest niewykonalne zadanie, ale musisz je, do jasnej cholery,
wykonać!
Clark: Tak jest, panie generale!
Guingand: Dudley, chłopie, chcesz powiedzieć, że wiesz, jak to zrobić?
Clark: Tak jest, panie generale!
Płk Clark przywykł do wykonywania zadań niewykonalnych.
Płk Dudley Clark dowodził organizacją nazwaną "A-force". Był to najdziwniejszy zespół, jaki
można było spotkać w armiach świata. W jego skład wchodzili: kupiec, artysta-malarz,
chemik, iluzjonista, naukowiec, scenarzysta i scenograf filmowy i parę innych równie
niezwykłych, jak na służbę wojskową postaci. Urządzili sobie kwaterę główną w nieczynnym
domu publicznym, ale rzadko tam bywali uznając, że najlepsze pomysły przychodzą do
głowy w czasie wypraw na pustynię.
Podczas pierwszej narady uznali, że podstawowym i szczególnie trudnym zadaniem jest
ukrycie przed niemieckimi obserwatorami magazynów. Do rozpoczęcia ofensywy oddziały 8.
armii potrzebowały 6000 ton paliwa, amunicji i żywności. Gdzie złożyć kanistry i beczki z
benzyną i olejem, skrzynie z amunicją, zasobniki z wodą? Przecież nie można było pod
nosem Niemców budować magazynów!
Płk Clark wraz z ppłk Geoffreyem Barkasem, w cywilu scenografem filmowym, i majorem
Jasperem Maskelynem, w cywilu iluzjonistą, wybrali się w rejon oddalony o około 15 km od
linii frontu, gdzie powinny być złożone zapasy dla planowanej ofensywy. Generał de
Guingand miał rację: teren był płaski i pusty jak stół bilardowy. Jak ukryć 6 tysięcy ton
zapasów? Zatoczyli szeroki łuk i wracali do swojej kwatery, gdy ppłk Barkas wypatrzył
opuszczone transzeje. Rowy głębokie na 150-200 cm wydawały się doskonałym miejscem do
zmagazynowania skrzyń i kanistrów. Jeszcze tej samej nocy dowieźli kilkaset kanistrów,
które starannie ułożyli przy ścianach rowów. Zdjęcia zrobione przez brytyjskie samoloty
następnego dnia wykazały, że kanistry nie były widoczne. Przez trzy następne noce w
transzejach ułożono 100 tys. kanistrów z paliwem dla czołgów. Resztę zapasów rozlokowano
na pustyni w namiotach, przed którymi posadzono manekiny w mundurach. Między jeździło
kilka samochodów udając, że jest to normalny obóz wojskowy. W innych miejscach skrzynie
i beczki układano w kształcie ciężarówek i zakrywano siatkami maskującymi. W ten sposób
w ciągu trzech nocy zgromadzono w odległości kilkunastu kilometrów od frontu 6 tysięcy ton
zapasów.
Zespół Clarka wykonał w ten sposób część zadania. Najtrudniejsze było wciąż przed nimi.
Uderzenie na północy wymagało skoncentrowania tam wszystkich wojsk. Jednocześnie trzeba
było pokazać Niemcom, że wszystkie czołgi i ciężarówki jadą na południe.
Ppłk Barkas znalazł rozwiązanie tego, wydawałoby się, nierozwiązalnego problemu.
W ciągu dnia czołgi wyruszały na południe, ale po zapadnięciu zmroku skręcały i zjeżdżały
na drogę prowadzącą na północ. Za nimi pędziły wielbłądy ciągnące pęki palmowych liści,
aby w ten sposób zacierać ślady gąsienic. Przed świtem czołgi dojeżdżały do rejonu
zgrupowania nazwanego Martelle, gdzie każdy miał swoje ukrycie. Była to wykonana z dykty
makieta ciężarówki. Jednocześnie żołnierze zacierali ślady gąsienic, a na miejscach
opuszczonych przez czołgi stawiano tekturowe makiety. Gdy nad ranem pojawiały się
niemieckie samoloty ich piloci nie mogli zauważyć jakiekolwiek zmiany.
Koronnym dowodem, który miał utwierdzić Niemców w przekonaniu, że Anglicy przerzucają
swoje wojska na południe, była budowa wodociągu w tamtym kierunku. Wróg analizując
zdjęcia lotnicze widział wyraźnie setki żołnierzy układających rury w wykopie i mógł śledzić
postępy prac: widać było wyraźnie, że każdego dnia Brytyjczycy układają 7-8 km rur.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin