wciąż za gruba.doc

(84 KB) Pobierz
Wciąż za gruba


fot. JOHN D MCHUGH/AFP
Wciąż za gruba

W szafkach, za łóżkiem, nawet w doniczkach na parapecie, wszędzie tam, gdzie było miejsce czy jakaś szparka, Ania upychała jedzenie. Matka, uświadomiona przez lekarza, co dolega jej córce, znajdując jedzenie, tylko utwierdziła się, że to anoreksja.

Ania jest jedną z tych dziewczyn, które marzyły o karierze modelki. Marzenia są po to, by je spełniać, dlatego też postanowiła pomóc szczęściu i zrzucić „trochę" kilogramów. Obecnie waży 44 kg przy wzroście 178 cm i wciąż zrzuca.

- Od zawsze słyszałam, że mam oczy jak węgielki, śliczne blond włosy i nienaganną figurę. Znajomi i rodzina mówili, że powinnam spróbować swoich sił jako modelka. Miałam bardzo duże powodzenie u chłopaków i coraz częściej byłam obiektem zazdrości koleżanek. Byłam w trzeciej klasie liceum, kiedy postanowiłam pojechać do Warszawy, bo tylko tam można zrobić karierę. U nas, w Stalowej Woli, nie działała żadna agencja modelek, dlatego nie zastanawiając się, „pobiegłam" za marzeniami do stolicy - opowiada Ania.

W Warszawie Ania nie miała większego problemu ze znalezieniem kilku wiodących agencji. Wtedy przy wzroście 174 cm ważyła 60 kg. Nigdy nie przypuszczała, że jest to za dużo, czuła się znakomicie w swojej figurze. Niestety, w każdej agencji, do której się udała, usłyszała, że ma doskonałe warunki by zostać modelką, jednak natychmiast musi rzucić minimum 7 kg i dodatkowo wzmocnić ćwiczeniami mięśnie brzucha. Ania wracała do domu z mieszanymi uczuciami, była zawiedziona. Podczas podróży spoglądała na swoje odbicie w lusterku i nabrała przekonania, że faktycznie jest pyzata. Postanowiła więc schudnąć i pokazać się w Warszawie już bez zbędnych kilogramów.

Na drugi dzień w szkole poprosiła o pomoc swoją ówczesną przyjaciółkę, by ta pomogła jej schudnąć. Dziewczyny nakupowały całą masę herbatek odchudzających i sucharów. Tak wyglądała dieta cud, która miała Anię zaprowadzić na wybieg.

- Miałam ambitny plan zrzucić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Kiedy wróciłam po szkole do domu, rozebrałam się do majtek i stanęłam przed lustrem. Załamałam się, widziałam tylko jeden wielki tłuszcz. Starałam się pilnować i nie jeść nic, czego nie było mi wolno, czyli w sumie wszystkiego. Po kilku dniach moje śniadania ograniczały się do suchara i jednej rzodkiewki. Jednak już w drodze do szkoły miałam wyrzuty sumienia, że zjadłam tak dużo, stanowczo za dużo - wspomina Ania.

Potrafiła w nocy przebudzić się i przez godzinę robić brzuszki. Dziewczyna chudła w oczach, co w końcu zauważyła matka, która zamiast zastanowić się, co dzieje się z jej dzieckiem, porządnie nawrzeszczała na córkę, że nic ostatnio jej nie smakuje i że ciężko jej dogodzić. Najdziwniejsze było to, że Ania już nie chciała jechać na casting do Warszawy, ona po prostu się odchudzała.

Przed studniówką wyglądała naprawdę koszmarnie. Koledzy ze szkoły dokuczali jej, wołając za nią „szkieletor". Dopiero gdy poszła z matką kupić suknię studniówkową, ta szczerze się zaniepokoiła. Ania przymierzyła około 20 kreacji o najmniejszym numerze i wszystko było za duże. Ekspedientka delikatnie zasugerowała matce, że dziewczyna jest wychudzona.

- Mama naprawdę się zaniepokoiła, ale ja myślę, że to już było za późno. Lekarz zapytał matkę, czy jadam regularnie. Ona odpowiedziała, że czasem grymaszę, ale zazwyczaj wszystko zjadam. Nie miała najmniejszego pojęcia, że oszukiwałam. Tak długo jadłam, aż ona wyszła chociaż na chwilę do kuchni. Wtedy wyciągałam z kieszeni reklamówkę i chowałam jedzenie, następnie wyrzucając je albo dając psu. Zauważyła, że nasz Borys przytył, jednak nigdy by jej do głowy nie przyszło, że to moja sprawka. Przeraziło mnie jednak, gdy lekarz poradził mamie, by ta sprawdziła zakamarki i szafki w moim pokoju. Mama sprawdziła - opowiada Ania

W szafkach, za łóżkiem, nawet w doniczkach na parapecie, wszędzie tam, gdzie było miejsce czy jakaś szparka, Ania upychała jedzenie. Matka, uświadomiona przez lekarza, co dolega jej córce, znajdując jedzenie, tylko utwierdziła się, że to anoreksja. Dziewczyna cudem zdała maturę, pomimo anemii i ciągłego przebywania w szpitalu.

Ania coraz bardziej traciła na wadze. Był czas, że ważyła 38 kg, najbliżsi bali się, czy to nie są ostatnie dni jej życia. Potrafiła pytać matki, ile kalorii ma pasta do zębów i płyn do płukania ust, bojąc się, czy to nie sprawi, że przytyje. Miała tak zasuszony żołądek, że gdy tylko próbowała coś zjeść, mimo swoich wielkich protestów, zaraz to zwracała.

Anoreksja jest chorobą o podłożu psychicznym, dlatego też konieczna jest w takiej sytuacji pomoc specjalisty. Po ponadrocznej terapii i wspólnej walce, Ani udało się przytyć do 48 kg. Przerwała spotkania z psychologiem, uważając, że skoro udało jej się przytyć 10 kg, to wyleczyła się z tej koszmarnej choroby. Rozpoczęła studia w Lublinie i poświęciła się nauce.

- Odkryłam moją nową pasję, jest nią prawo. Studia prawnicze wymagają ode mnie bardzo dużo poświęcenia i samozaparcia. Jednak jeśli czegoś bardzo pragniesz, jesteś w stanie to osiągnąć. Miałam najlepszy tego dowód, kiedy zaplanowałam, że schudnę, teraz udowodnię sobie i innym, że zostanę prawnikiem. Sesja za pasem i za kilka tygodni wakacje, trzeba trochę o siebie zadbać, by wcisnąć się w strój kąpielowy z liceum. Nazbierało mi się przez zimę trochę tłuszczyku, dam sobie z nim jednak radę. Zrzucę parę kilo i po sprawie - obiecuje sobie Ania.

Jak się okazuje, anoreksja jest chorobą, która na stałe w psychice pozostawia ślad, który w każdej chwili może odżyć na nowo. Być może Ani były potrzebne dłuższe kontakty z terapeutą, gdyż obecnie przy wzroście 178 cm, waży tylko 44 kg. Jak twierdzi, to dopiero początek do uzyskania smukłej wakacyjnej sylwetki. Oby nie był to koniec jej drogi....

 

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin