piękna więc dlaczego wciąż smutna.doc

(27 KB) Pobierz

Charaktery 09/2002

Piękna, więc dlaczego wciąż smutna

 

 

Teraz jestem piękna, więc dlaczego jestem wciąż tak smutna? - to tytuł broszury napisanej przez dr. Jefferiesa, psychologa. W Beverly Hills pracuje on z kobietami po operacjach plastycznych. Jego bogate pacjentki skorzystały z pomocy chirurga plastycznego, by uzdrowić swoje rozpadające się małżeństwa.

Ten desperacki krok – cięcie skalpelem – przyniósł efekty, ale połowiczne: poprawił urodę, lecz nie zatrzymał w domu męża ani nie uleczył zranionego serca. Pacjentom pogrążonym w rozpaczy i beznadziejności zaleca się więc podjęcie leczenia antydepresyjnego, na przykład psychoterapii, zanim przystąpią do zabiegu. Decyzję o poddaniu się operacji plastycznej często rozważają kobiety w okresie menopauzy, kiedy zmuszone są stawić czoła przemianom zachodzącym w organizmie i dotkliwie odczuwają lęk przed starością i utratą własnego znaczenia.

Kaleczę ciało,by uleczyć duszę

Osoby, które decydują się na operację plastyczną, nierzadko mają nierealistyczne oczekiwania co do wpływu zabiegu na ich życie. I pomimo poprawy wyglądu, często są rozczarowane. Bywa, że szukamy łatwych sposobów na swoje bolączki: na brak wiary w siebie, bezradność, poczucie krzywdy i zaniedbania, na brak umiejętności radzenia sobie, w końcu na niemożność zdobycia bliskiej sercu osoby. Chcielibyśmy, aby cudowna pigułka usunęła poczucie bezwartościowości. Pacjenci klinik kosmetycznych mają nadzieję, iż operacja plastyczna dostarczy im potrzebnego zastrzyku pewności siebie. Nie doceniają ogromu pracy, jaką trzeba włożyć w zmianę swojego losu. Uzależniają poczucie własnej wartości od najbardziej ulotnej z wartości – piękna ciała.
Na operacje plastyczne decydują się najczęściej osoby nadmiernie skupione na cielesnych aspektach swojego istnienia. W ten sposób uciekają przed wglądem we własną psychikę i przed próbą zmierzenia się z głębszymi problemami. Wydaje im się, iż dzięki poprawie wyglądu poczują się lepiej. Nie potrafią inaczej radzić sobie z emocjonalną pustką.
Można doszukać się analogii między wielokrotnym poddawaniem się operacjom plastycznym a anoreksją. W obu przypadkach występuje przemożne dążenie do wyznaczonego sobie ideału. Ten perfekcjonizm powoduje, że traktuje się własne ciało w sposób okrutny – narażając je na trudne do zniesienia głodówki lub na ryzykowne cięcia skalpela. Operacyjne poprawianie wyglądu i jadłowstręt psychiczny są w rzeczywistości dramatyczną walką o ustanowienie kontroli nad sobą i swoim życiem – realizuje się to poprzez wpływanie na kształt ciała. Oba zachowania charakteryzuje nieodparte pragnienie, by zatrzymać w miejscu nieubłagany czas: anorektyczka boi się dojrzałości, klientka chirurga plastycznego lęka się starości i własnej śmiertelności. Psychoanalitycy podkreślają, że w obu tych zaburzeniach występują tendencje autoagresywne i głęboki brak akceptacji siebie.
Koncentracja na walorach wyglądu dyktowana jest przez kulturę. Stanowi ona zarazem pożywkę dla rozwoju różnego rodzaju zaburzeń, których główna treść to instrumentalne traktowanie swego ciała. Należą do nich: anoreksja, bulimia, uzależnienie od zabiegów kosmetycznych i operacji plastycznych, nałogowy bodybuilding czy dysmorfofobia. Badania przeprowadzone przez pismo „Psychology Today” ujawniły, że liczba kobiet niezadowolonych ze swojego wyglądu wzrosła z 23 proc. w 1972 roku do 43 proc. w 1997. W roku 1986 Cash opublikował wyniki ankiet, w których aż 45 proc. kobiet i 33 proc. mężczyzn rozważało możliwość poddania się operacji chirurgicznej, by poprawić swoją „fizyczność”.

Urojenie wielkiego nosa

Dysmorfofobia tak naprawdę nie jest fobią, tylko urojeniem pacjenta, przekonanego, iż jakaś część jego ciała jest zniekształcona. W rzeczywistości ów defekt nie występuje lub bywa nieznaczny. To nadmierne zaabsorbowanie wyglądem najczęściej dotyczy twarzy.

Chorzy koncentrują się na przykład na trądziku, zmarszczkach i plamkach skórnych, na włosach i łysinie, na rozmiarze i kształcie nosa, na zarysie ust, powiekach, zębach czy szczęce. Obiektami ich urojeń mogą także stać się piersi, muskuły, pośladki, genitalia, kończyny bądź zapach ciała. Zaburzenie postępuje w miarę upływu czasu. Pacjenci nie akceptują swojego wyglądu, a zarazem są nim zaabsorbowani. Potrafią myśleć jedynie o wyimaginowanych zniekształceniach swego ciała. Często przeglądają się w lustrach, dotykają i mierzą swoją skazę, starają się ukryć ją pod makijażem albo ubraniem, przysłonić włosami lub dłonią. Wciąż porównują się z innymi ludźmi. Starają się jednak unikać sytuacji towarzyskich i fotografii. Wiele czytają o „wybrakowanej części swojego ciała”. Nieustannie zadręczają się swoim wyglądem, a otoczenie zasypują pytaniami o defekty swojej urody, przekonując innych o tym, jak paskudnie wyglądają. Często chodzą do lekarzy, szczególnie dermatologów. Szacuje się, że od 2 do 15 proc. pacjentów poddających się operacjom plastycznym to osoby dotknięte dysmorfofobią. Niestety zaburzenie to bardzo często umyka właściwej diagnozie.
Piękno tworzy silny stereotyp. Polega on na przeświadczeniu, że pozytywne cechy, takie jak dobroć, mądrość, ciekawa osobowość i sprawność seksualna – idą w parze z urodą. To, jak dużą wagę przywiązujemy do wyglądu, oceniając innych ludzi, zilustrowały badania, które przeprowadził Michael Kalick. Poprosił on grupę studentów o ocenę zdjęć kilkunastu kobiet, wykonanych przed i po operacji plastycznej. Panie po zabiegu zostały uznane nie tylko za piękniejsze – co dowodzi, że chirurg spisał się dobrze – ale także za cieplejsze, bardziej wrażliwe i atrakcyjne seksualnie. Już w baśniach odnajdujemy przesłanie, iż to co dobre, jest po prostu piękne.
Większość z nas faworyzuje ludzi atrakcyjnych. Nawet przedszkolaki, naśladując dorosłych, są wrażliwe na urodę rówieśników. Ludzi atrakcyjnych traktujemy generalnie lepiej. Jeśli rozmawiamy przez telefon z kobietą, której nigdy nie widzieliśmy, ale skądinąd wiemy, że jest urodziwa – odpowiadamy na jej pytania w sposób łagodny, swobodny i nierzadko zabawny. Poświęcamy jej także więcej czasu. Jesteśmy również bardziej wyrozumiali wobec jej niekompetencji czy zdenerwowania. Wbrew oczekiwaniom, niewiele ma to wspólnego z płcią rozmówców.

Niewolnicy operacji

Psychologowie dowiedli, że choć osoby piękne mają większą szansę na związki małżeńskie, to wcale nie są one z owych związków zadowolone bardziej niż osoby mniej atrakcyjne! Nieprawdziwe okazuje się jednak twierdzenie, że piękno ciała gwarantuje szczęśliwe życie. Co więcej, piękno jest nie tyle cechą kogoś, na kogo patrzymy, ile raczej nastawieniem patrzącego. Bowiem im bardziej kogoś lubimy, tym przyjemniejszy wydaje nam się jego wygląd.
Doktorze, co jeszcze powinnam poprawić? – takie pytanie często pada po pomyślnie zakończonej operacji plastycznej. Po udanym zabiegu pacjenci stają się, paradoksalnie, bardziej krytyczni wobec innych skaz swojego ciała. Mogą więc domagać się następnej operacji, która najczęściej nie jest już tak potrzebna jak pierwsza. Dość szybko przyzwyczajają się do poprawy uzyskanej dzięki zabiegowi. Zdają się zapominać, jakie mieli defekty urody. Wnikliwie koncentrują się na innych szczegółach swojego wyglądu. Wyszukują kolejne, choćby minimalne defekty urody, nie doceniając ogólnej zmiany na lepsze.
Operacyjne poprawianie swojej urody wciąga jak hazard. I jak hazard może stać się uzależnieniem. Dla osób nieposiadających w repertuarze swoich zachowań skutecznych i zdrowych sposobów radzenia sobie z przeciwnościami, zawierzenie raz jeszcze „cudownym rękom” chirurga staje się pociągającą perspektywą. Myślą: „Jeśli pozbawię swoją talię tłuszczu... – to musi być cudowne uczucie. Znów będę mogła ubierać się w dopasowane do figury ciuchy. Gdybym jeszcze poprawiła biust – o tak, wtedy satysfakcja byłaby pewna”. Ale kiedy już opuszczają klinikę z silikonowymi implantami, do głowy przychodzą im kolejne, równie obiecujące pomysły. Może podbródek? Przecież daleko mu do ideału. A zmarszczki wokół oczu? Lista może ciągnąć się w nieskończoność!

Syndrom wielokrotnego retuszu – określenie oddaje to, co dla niektórych ludzi staje się sposobem na życie. W kolejnych poprawkach ciała zaczynają zatracać własną tożsamość. Każda zmiana wyglądu niesie za sobą pewną dozę lęku i poczucia winy: „Czy to jeszcze ja?”. Poddanie się następnemu zabiegowi ma między innymi zagłuszyć ten wewnętrzny głos. Pojawia się błędne koło. Jak w każdym uzależnieniu – człowiek się zapętla: chcąc sobie radzić z lękiem i własną nieporadnością, sięga po „narkotyk”, ale on w efekcie produkuje lęk i pozbawia samoskuteczności. Tak można bez końca, ale operacje kosmetyczne stanowią dość poważną ingerencję medyczną. Lekarze, w przeciwieństwie do uzależnionych pacjentów, potrafią kierować się zdrowym rozsądkiem.
Perspektywa operacyjnej zmiany wyglądu rodzi często uczucie nie tylko strachu, ale i winy. Poczucie winy może wynikać z wielu czynników: kultury, w jakiej dorastamy, religii, opinii społeczeństwa, rodziny i kreowanych przez media wzorców zachowań. Czasami możemy czuć się winni za to, że kochamy samych siebie. Nierzadko z pogardą traktujemy osoby poddające się operacjom upiększającym.
Z religii płynie przekonanie, iż należy zaakceptować to, co dała nam natura. Skądinąd takie podejście zapewnia psychiczną równowagę i uniezależnia poczucie własnej wartości od wyglądu ciała. Operacja plastyczna to także występek przeciwko jednemu z grzechów głównych – próżności. Częste jest przekonanie, że poddanie się operacji plastycznej świadczy o słabości charakteru.
Ale w reklamach widzimy wciąż piękne i młode modelki. Te reklamy przyczyniają się do tego, że czujemy się podwójnie winni. Raz, bo pozwoliliśmy sobie stać się grubymi i łysymi, nie zadbaliśmy dostatecznie o młody wygląd. Dwa, bo ulegamy próżności i zaczynamy myśleć o operacyjnej zmianie tych zaniedbań.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin