Trudna miłość.doc

(882 KB) Pobierz
Zaczęło się tak niespodziewanie, że zanim się zorientowałem już tkwiłem w tym tak głęboko, że nie byłem w stanie myśleć o nicz

 

Zaczęło się tak niespodziewanie, że zanim się zorientowałem już tkwiłem w tym tak głęboko, że nie byłem w stanie myśleć o niczym innym. Zburzyło wszystko co do tej pory zbudowałem wokół siebie, ten mur obojętności, pogardy dla świata i innych ludzi, pokazało moją prawdziwą twarz, moje uczucia, których sam nie byłem świadomy i których, co najważniejsze, nie chciałem nigdy nikomu pokazać. A wszystko przez jeden telefon…
Rozdział 1

Patrzyłem na moją matkę, ściskającą mocno słuchawkę, jej twarz zrobiła się biała jak śnieg.
- Kiedy? – usłyszałem jej szept.- Jak to się stało- jej twarz przypominała maskę. - Dobrze, jutro przyjadę – dokończyła
- Co się stało mamo? – zapytałem zaniepokojony
- Hmmm pamiętasz ciocię Ewę?
- Ciotkę Evitę jasne, a co ona znowu wymyśliła?
Taaa – pomyślałem- albo kolejny facet, z którym wyjechała w podróż życia, co nie do końca okazało się podróżą jej życia, albo potrzebowała znowu kasy albo co gorsza potrzebowała znowu naszego prawnika. Ciotka Ewa, zwana przez wszystkich Evitą, tak naprawdę nie była moją ciotką tylko przyjaciółką mojej matki od zawsze. I od zawsze pakowała się w kłopoty a moja matka ją ciągle z tych kłopotów wyciągała.
- Edward, dostałam telefon, ciocia zginęła w wypadku samochodowym, muszę natychmiast jechać do Krakowa.
- Jak to w wypadku, co się właściwie stało mamo? – byłem zmartwiony, bardziej faktem, że wiedziałem kim jest hmmm była dla mamy ciotka Evita.
- Ochh nie wiem dokładnie, pojechała z kimś na Słowację na narty i wypadli z wielką szybkością z zakrętu, nie miała zapiętych pasów, zginęła na miejscu. Edi muszę tam jechać, ona nie ma żadnej rodziny, musze się tym wszystkim zająć, ojciec przylatuje dopiero za 2 tygodnie, muszę Cię zostawić.- mama zaczęła płakać
- Mamo, nie martw się, pomogę Ci z tym wszystkim, są ferie, mogę jechać z Tobą, nie jesteś w formie aby prowadzić samochód. – nie mogłem puścić jej samej w takim stanie.
- Och synku, jesteś kochany, dziękuję Ci. Najgorsze jest to, że jest Izabella jest tam sama, musimy jak najszybciej jechać i się nią zaopiekować, ona ma tylko nas Edwardzie.
- Aaa Bella, zapomniałem, no tak, kurcze ale to pokręcone –
No tak pokręcone, Izabella była córką ciotki, pamiętam ją, mała piegowata, rudowłosa dziewczynka z pokręconą matka, w którą wpatrzona była jak w obraz. Ciotka też kochała Bellę ale nie przeszkadzało jej to w podrzucaniu nam swojej córki w chwilach słabości, bądź kolejnych podróży z mężczyznami „na dobre i na złe” (więcej było tych „na złe”). Jestem ciekawy jak matka rozwiąże ten niewątpliwy problem, który miał obecnie ile hmmm 15-16 lat? Obawiałem się, że matka będzie chciała ją zabrać do Wrocławia aby zamieszkała z nami, szczerze mówiąc nie widziałem żadnej innej możliwości, zwłaszcza, że faktycznie dziewczyna nie miała już nikogo, rodzice ciotki Ewy już dawno nie żyli a ojciec hmmm kto wie, który to?


Nie uśmiechało mi się być jakimś pieprzonym starszym bratem, zresztą nie zapominajmy, że Edward Cullen nie żywi wobec nikogo żadnych opiekuńczych uczuć. Było mi z tym dobrze, miałem jednego kumpla Radka, z którym przeszedłem przez wszystkie etapy edukacji, począwszy od szkoły podstawowej, skończywszy teraz na trzeciej klasie prywatnego liceum. Miałem też dziewczynę, jeśli można to tak nazwać, to znaczy ona bardzo chciała być dla mnie kimś więcej ale dla mnie była tylko dziewczyną-jeśli wiecie co mam na myśli.
Fakt, była bardzo ładna i zdolna, zamierzała studiować architekturę, była córką kolegi mojego ojca ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Podejrzewam, że mój ojciec i jej ojciec widzieli w naszym „związku” jakieś ukryte dno ale ja jakoś nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić, oczywiście na razie nie robiąc żadnych podejrzanych ruchów. Spotykałem się z Jesiką, jeździłem z nią na letnie wakacje, w zimie spędzaliśmy razem ferie na lodowcu, znałem doskonale jej rodzinę a ona moją. Podejrzewałem, że być może jest we mnie zakochana ale ja nie miałem do tego głowy, zresztą było dobrze tak jak jest. Mój ojciec Carlisle Cullen był Amerykaninem, współwłaścicielem dużej firmy zajmującej się projektami dla biznesu, architekturą wnętrz i handlem nieruchomościami. Mieszkaliśmy we Wrocławiu-ukochanym mieście mojej mamy, planowałem po skończeniu liceum wyjechać do Stanów, na studia prawnicze i zdobywać doświadczenie w nowojorskim oddziale firmy ojca. Z ojcem łączyły mnie dość chłodne stosunki, z powodów, których nie rozumiałem i których nie chciałem znać. Szanowaliśmy się nawzajem ale nie było między nami takiej ojcowsko-synowskiej bliskości, traktowaliśmy się raczej jak przyjaźnie nastawieni partnerzy w biznesie. Za to z mamą byliśmy naprawdę blisko i mama była jedyną osobą, która widziała mnie naprawdę i znała moje prawdziwe ja.
Nazajutrz z samego rana wyjechaliśmy do Krakowa, widziałem po oczach mamy, ze w nocy raczej nie spała, nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, wolałem więc milczeć, skupiając się na drodze.
- Edwardzie, rozmawiałam wczoraj długo z Twoim ojcem – powiedziała nagle mama. – Przedstawiłam mu całą sytuację, uzgodniliśmy, że zaopiekujemy się Izabellą że zamieszka z nami. Aleks już się tym zajął, jest już w Krakowie i załatwia wszystkie formalności.
Aleks był prawnikiem mojego ojca i przyjacielem rodziny. Bardzo go lubiłem, pomagał mi w przygotowaniu się do egzaminów na studia, mogę posunąć się nawet do stwierdzenia, że mu ufałem.
- Rozumiem, myślałem o tym wczoraj i wiedziałem, ze tak zdecydujesz, w sumie nie było żadnej innej opcji, prawda?- uśmiechnąłem się.
- Nie było – uśmiechnęła się blado mama. – Wiem, że to dla Ciebie też trudne, ale wszystko się jakoś ułoży, Iza to dobra dziewczyna, wiele przeszła, będziemy musieli ją wspierać, ale jak ją znam, to na pewno sobie poradzi.
- Jasne, mamo wszystko będzie dobrze – powiedziałem ale nie byłem o tym do końca przekonany.
No tak, 16-latka po przejściach i traumach związanych z przelewającymi się przez łóżko jej matki tabunami facetów, dziwne, że ta dziewczyna sama nie przejęła matczynych tradycji.
- Mamo, a Bella ile ma teraz lat? 15 czy 16 – zapytałem.
- Edwardzie, Izabella jest rok młodsza od Ciebie. W tym roku skończy 17, myślałam już o przeniesieniu jej do Twojej szkoły. To dobra szkoła, nasza rodzina jest tam znana, nie będzie chyba z tym problemów.
- No tak, dobry pomysł. – taaaak świetny, pod warunkiem, ze ma się twardy tyłek albo jest się kawałkiem egocentrycznego drania lub wypieszczoną przez bogatego tatusia szefową Szkolnego Klubu Vipów. Nie wydaje mi się, żeby córka ciotki Ewy aspirowała do którejś z tych grup ale może się myliłem. Pamiętałem ją jako małą dziewczynkę, może coś zmieniło w tym temacie. Zobaczymy…
W milczeniu dojechaliśmy do Krakowa, do mieszkania, w którym mieszkała ciotka Evita. Zaparkowałem auto i weszliśmy do bramy starej kamienicy.
- Synku – mama złapała mnie za rękaw. –Postaraj się być miły, wiem, że czasami potrafisz być hmm trudny w kontaktach z ludźmi, ale ta dziewczyna dużo przeszła, więc miej to na uwadze, proszę…
Hmmm trudny…to delikatnie powiedziane, ale wiedziałem, ze nigdy nie zranię matki
- Jasne mamo, przecież rozumiem sytuację, nie stresuj się, chodźmy na górę. – wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy po stromych schodach na czwarte piętro.

 

Drzwi otworzył nam Aleks, który już od wczesnych godzin był na miejscu.
- No jesteście, super, Kati bardzo mi przykro, wszystkim się zająłem. –powiedział ze zmartwioną twarzą.
- A gdzie Izabella? – spytała moja mama. – Czy ona…jak to przyjęła?
- Jest w swoim pokoju, zaraz do Was przyjdzie, nie jest jej łatwo, ale jak usłyszała, ze przyjeżdżasz i się nią zajmiesz to jakoś od razu się wyciszyła i uspokoiła.
Weszliśmy do pokoju, w przeciwległych drzwiach pojawiła się niewysoka, drobna, zielonooka dziewczyna, z rudymi, długimi włosami, związanymi w niedbały warkocz.
- Ciocia Kasia! –krzyknęła i przylgnęła do mojej matki. – Jesteś ciociu, dziękuję, och…- Dziewczyna ściskała moją matkę, która zaczęła płakać, z oczu dziewczyny nie padła za to ani jedna łza.
- Już dobrze dziecko, wszystko będzie dobrze, przyjechałam jak najszybciej, zobacz kto ze mną przyjechał. –uśmiechnęła się mama.- Pamiętasz Edwarda?
- Tak pamiętam, cześć – Bella podeszła do mnie z wyciągnięta ręką. – Ale urosłeś, ostatni raz widziałam Cię jak kończyłeś gimnazjum. – uśmiechnęła się blado.
- Cześć Bello, ty tez trochę urosłaś, przykro mi, ze spotykamy się w takich okolicznościach. – uścisnąłem jej drobną dłoń. Było mi jej tak jakby żal, w sumie nie co dzień traci się najbliższą osobę i nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, co ona teraz przeżywała. Co oczywiście nie oznaczało, ze jestem w pełni uszczęśliwiony faktem, że ona z nami zamieszka.
- No wiem, mi też, chodźcie, zjemy cos, ugotowałam obiad.
- Dziękujemy Ci kochanie, nie trzeba było się tym kłopotać. – powiedziała mama.
- Musiałam się czymś zająć, zresztą zawsze gotowałam dla siebie i dla mamy. – odparła Bella.
No tak, przecież ciotka Evita potrafiła zagotować jedynie wszystkich wokół, pomyślałem…
- Izabello , jutro mam spotkanie z Twoim dyrektorem, wstępnie Aleks przedstawił kwestie związane z twoim przeniesieniem, jeżeli będziesz gotowa, możemy wieczorem ruszyć do domu.- powiedziała moja matka. – Wiem, że może dla Ciebie to zbyt szybkie tempo, ale został jeszcze tydzień ferii, będziesz miała czas, żeby się przygotować przed pójściem do nowej szkoły, poza tym, wiesz…już załatwiamy sprawy związane z …pogrzebem. –dokończyła nieco ciszej.
- Dobrze ciociu, wszystko rozumiem, już się nawet wstępnie spakowałam. – powiedziała cicho Bella.
Po skończonym obiedzie mama z Aleksem pojechała załatwiać sprawy związane z transportem zwłok ciotki do Wrocławia. Siedziałem przy laptopie, sprawdzałem emaile, słuchałem muzyki przez słuchawki i obserwowałem spod oka Bellę krzątającą się po pokoju, pakującą książki do kartonu.
- Chcesz zabrać te wszystkie śmieci? – zapytałem.
- Co? – zamrugała oczami i spojrzała na mnie.
- Czy zamierzasz zabrać tą całą makulaturę? Mamy świetnie wyposażoną bibliotekę, nie ma potrzeby obciążać mojego samochodu jakimiś rupieciami. – odparłem z przekąsem.
- To nie są żadne śmieci, to moje ulubione książki i płyty! – powiedziała z mocą. – Nie wątpię w wyposażenie Twojej biblioteki ale to są moje osobiste rzeczy i chyba mam prawo je zabrać?
- No tak, masz jasne, pozbieraj jeszcze po sąsiadach, na pewno mają kilka kartonów makulatury. – mruknąłem obojętnie, chociaż byłem już trochę wkurzony.
- Nie omieszkam przejść się po wszystkich piętrach. –odpowiedziała ze słodkim uśmiechem i przystąpiła do dalszego pakowania.
- Hmm jak myślisz, ten kwiat zmieści się do Twojego samochodu? –zapytała po chwili.
- Jaki kwiat? –podniosłem na nią wzrok.
- Mój ukochany fikus.-odpowiedziała, wskazując na jakieś drzewo.
- Chyba żartujesz!
- Jak na to wpadłeś, panie wszechwiedzący?- powiedziała z krzywym uśmiechem. –Sprawdzam tylko, czy jest coś co sprawi, ze pozbędziesz się tego kija od szczotki, który wystaje Ci z tyłka!
W mgnieniu oka znalazłem przy niej, opuściłem głowę, żeby znaleźć się na wysokości jej twarzy i słodko wysyczałem:
- Nigdy nie będziesz w stanie się o tym przekonać sierotko Marysiu! -powiedziałem te słowa, zanim zdążyłem przemyśleć ich znaczenie.
Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami nie mrugając ani przez chwilę.
- Myślę, że….trafnie to ująłeś. – szepnęła i wyszła do swojego pokoju.
Cholera jasna, powinienem ugryźć się w ten cholerny język!!! No ale nic już z tym nie zrobię, usiadłem więc na łóżku, założyłem słuchawki i zamknąłem oczy.
Po jakimś czasie, wróciła mama z Aleksem, przedstawiając nam plan działania na jutro i informując Bellę o tym, co udało się im załatwić.
- Tak więc kochanie, jutro po południu jedziemy do domu. –zakończyła z uśmiechem.- Widzę, ze spakowałaś już część książek, Edi zaraz zaniesie je do samochodu.
- Jasne, nie zapomnijmy o tym drzewie. –mruknąłem.
- Co? Nieważne, Edward zanieś te kartony, Izuniu, czy masz coś jeszcze?
- Tak, jeszcze jeden karton z moimi narzędziami do decoupage.
- A no tak, to Twoja pasja, wiem, dobrze, weźcie to zatem i zanieście do samochodu, jutro nie będzie za wiele czasu na pakowanie się. – rozporządziła jak zawsze moja matka.
Wziąłem diabelsko ciężki karton z książkami, ona wzięła mniejszy i wyszliśmy. Schodziliśmy w milczeniu po schodach, czułem się głupio, jak od dawien dawna się nie czułem, gdyż nigdy nie przeżywałem jakichkolwiek wyrzutów sumienia w związku ze sprawieniem komuś przykrości. Wyznawałem zasadę co Cię nie pokona to Cię wzmocni. Jednak idąc za tą rudowłosą, drobną dziewczyną, która przeżyła już tak dużo i dźwigała na swych barkach o wiele więcej niż to co mieścił niesiony przez nią karton, czułem, że jestem egoistycznym, bogatym dupkiem. Ominąłem ją i odwróciłem się raptownie.
- Ekhm, słuchaj Bella, sorry za tamto. – powiedziałem, chociaż wcale nie chciałem.
Stała przede mną, będąc niemal równą ze mną wzrostem, gdyż była stopień wyżej, jej zielone oczy ciskały gromy.
- Nie wysilaj się, wiem, że ja, jak i moja matka, jestem dla Ciebie zerem, nie musisz udawać tak jak przed swoją mamą! Nic od Ciebie nie chcę, to Twoi rodzice postanowili się mną zaopiekować i jestem im za to bardzo wdzięczna, mam zamiar skończyć szkołę, zdać maturę i wyjechać na studia do innego miasta aby Was, a zwłaszcza Ciebie nie obciążać swoją obecnością. Myślę, że przez półtora roku damy radę schodzić sobie z drogi? Dasz radę? Bo ja na pewno!- ominęła mnie i zaczęła szybko schodzić w dół.
- Jasne, że dam radę, będzie to dla mnie czysta przyjemność! A poza tym to będzie tylko pół roku, bo po wakacjach wyjeżdżam na studia do Stanów! – rzuciłem do jej pleców, schodząc równie szybko, co przy uwzględnieniu ciężkości kartonu nie było takie proste. W milczeniu zapakowaliśmy pudła do samochodu, starając się na siebie na patrzeć.
- Słuchaj, powiedz cioci, że będę za godzinę, idę pożegnać się z koleżanką, tutaj zaraz obok, jakby co to mam telefon przy sobie. –powiedziała, patrząc na mnie jakbym był przeźroczysty.
- Ok.-odpowiedziałem i ruszyłem w stronę domu.
Po przyjściu, położyłem się spać i nawet nie słyszałem kiedy wróciła.
Nazajutrz, mama z samego rana pojechała z Bellą i Aleksem na spotkanie z dyrektorem liceum, w którym uczyła się Bella, ja zadzwoniłem do Radka.
- Siema przyjacielu.
- Stary, wróciłeś już, u Barta szykuje się niezła impra, kiedy będziesz we Wrocku?
- Rado wracam dzisiaj, ale późnym wieczorem, jutro się zobaczymy.
- Ed i jak Twoja nowa 16-letnia siostrzyczka hehehhehehe?
- Wyluzuj stary, po pierwsze ona ma prawie 17 lat, nie jest moją siostrą i już jej nie lubię…ani ona mnie. Nie wiem jak wytrzymam z nią w jednym domu stary.
- Całe szczęście, że masz duży dom, dobra pogadamy jutro, daj znać czy będziesz u Barta stary.
- Na pewno będę.
- Wiesz, możesz wziąć swoją sios…to znaczy tą Izabellę, oczywiście jeśli jest ładna, hehehehe.
- Jest ła… kurcze zamknij się Rado a co to ma za znaczenie, nie będę pieprzoną babysitter żadnej panny z problemami.
Odwróciłem wzrok i zobaczyłem stojącą w wejściu moja matkę z Bellą. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem a Bella patrzyła gdzieś obok, jakby wcale mnie nie było.
- Eeee cholera, Rado, muszę kończyć, jutro się zdzwonimy, narka.
- Ciociu, pójdę spakować resztę rzeczy. – powiedziała Bella do mojej matki i wyszła do swojego pokoju.
- Dobrze kochanie. – odpowiedziała mama, mrużąc oczy, co znaczyło, że jest zła.
- Piękny występ, nie ma co, zachowujesz się jak gówniarz!-rzuciła mi w twarz ze złością, upewniwszy się, że Bella wyszła.- Nie spodziewałam się, że w świetle tej całej tragicznej sytuacji będę jeszcze musiała martwić się o Ciebie i o Twoje zachowanie. Jeżeli tak wygląda twoje wsparcie to żałuję, że zgodziłam się abyś ze mną jechał!- powiedziała sucho i weszła do pokoju Belli, zamykając za sobą drzwi.
Świetnie! Było mi głupio, zarówno ze względu na tą całą Bellę, która w niczym nie zasłużyła na takie słowa z mojej strony, a także ze względu na mamę, którą rozczarowałem, a bardzo tego nie lubię. No nic stary, przynajmniej panna fikus już wie na co Cię stać.
Wrócił Aleks i zaczęliśmy wynosić torby do auta, nie było tego dużo, tak jakby największym skarbem dziewczyny były książki i płyty a nie np. tony ciuchów czy kosmetyków. Obserwując Bellę z jej rudym, długim, gęstym warkoczem, ubraną w sprane dżinsy i bawełnianą, prosta bluzkę nie wyobrażałem sobie jak taka osoba odnajdzie się w naszej szkole. Będzie ciekawie…

 

Minął tydzień odkąd przyjechaliśmy do domu, przez ten czas widywałem Bellę tylko przy obiedzie, który u nas w domu był bardzo celebrowany, gdyż mama uważała, że jest to jeden ze sposobów na zacieśnianie więzi rodzinnych. Bardzo lubiłem te obiady ale nie przez ostatni tydzień. Wspólny pobyt przy stole wyglądał w ten sposób, że mając na uwadze mój ostatni występ w Krakowie no i generalnie całą sytuację, starałem się być uprzejmy aż do bólu, a to z kolei sprawiało, że dostawałem mdłości.
W piątek odbył się pogrzeb ciotki Evity, która spoczęła w rodzinnym grobowcu Langów, czyli rodziny mojej matki. Zastanawiała mnie trochę Bella, która przez całą ceremonię nie uroniła ani jednej łzy, a podczas stypy u nas w domu uparła się pomagać w obsługiwaniu gości, gdyż, jak twierdziła, nie chciała siedzieć bezczynnie. Wieczorem wyszedłem do Radka, wróciłem koło 1 w nocy, dom był pogrążony w ciemności, jedynie mój pies czekał na mnie przy drzwiach i przywitał z głośnym radosnym warczeniem.
- Goldi cicho bądź, leżeć! –rozkazałem, a kudłate żółte psisko posłusznie poczłapało do swojego kojca.
Poklepałem psiaka po łbie, podrapałem za uszami i poszedłem na górę. Bella miała pokój po drugiej stronie korytarza, zobaczyłem, że świeci się mała lampka, pewnie czytała, albo słuchała muzyki. Już miałem wchodzić do swojego pokoju, gdy usłyszałem jakieś cichutkie dźwięki dochodzące z jej pokoju. Stałem tak w korytarzu nie wiedząc co dalej robić, podejrzewałem, że płacze albo coś w tym rodzaju, w sumie nic dziwnego - dzisiaj pochowała matkę, musi to jakoś odreagować, zwłaszcza, że cały dzień zachowywała się tak, jakby cała sytuacja jej bezpośrednio nie dotknęła. Jednak nie dawało mi to spokoju, po cichu podszedłem do jej pokoju, drzwi były niedomknięte, zajrzałem do środka. Bella siedziała na łóżku, tyłem do drzwi, kolana obejmowała ramionami, płakała prawie bezgłośnie kiwając się lekko w przód i w tył.
Wycofałem się cicho uważając, żeby mnie nie usłyszała i poszedłem do swojego pokoju, zamykając drzwi. Czułem się nieswojo, było mi jej żal, miałem ochotę wejść do niej i mocno ją przytulić, wtulić twarz w jej rude, gęste włosy. Wiedziałem, że to głupie i niemożliwe ale to czułem właśnie tu i teraz. Ogarnęły mnie jakieś nieznane mi uczucia i wkurzyłem się sam na siebie, nie byłem przyzwyczajony do tego typu zachowań. Włączyłem cicho moją ulubioną płytę z balladami Metallici i zamknąłem oczy.
Rano obudziły mnie hałasy dochodzące z dołu, gdy zszedłem na dół, okazało się, że moja matka razem z Bellą przygotowywały śniadanie.
- Nareszcie wstałeś, mam do Ciebie prośbę, czy mógłbyś zawieźć Izunię na zakupy do galerii, musi dziewczyna pokupować sobie jakieś ciuchy, kosmetyki. – powiedziała z uśmiechem mama. – niech wyjdzie z tego domu, bo ciągle siedzi w kuchni z Honoratą- mruknęła do mnie już ciszej.

- Ciociu nie trzeba, mogę sama pojechać. Nie będę zabierać Edwardowi ostatniej soboty przed rozpoczęciem szkoły. – powiedziała Bella uśmiechając się lekko.
- Spokojnie Bells, nie mam żadnych planów, zresztą nie znasz miasta, zabłądzisz i będziemy musieli cię szukać. – nawet się uśmiechnąłem. – Daj mi godzinkę i możemy jechać, OK?
-OK. – odpowiedziała, pierwszy raz od przyjazdu do domu patrząc mi w oczy.
Umyłem się, ubrałem, zjadłem szybko śniadanie i wszedłem do salonu. Bella siedziała na sofie z zamkniętymi oczami słuchając muzyki przez słuchawki. Wyglądała nadal blado, miała lekko podkrążone oczy, włosy jak zawsze splecione w warkocz. Wydawała się być tak delikatna, nie poprawka, była delikatna, drobna, co spowodowało, że znowu się jakoś dziwnie poczułem jakby coś dławiło mnie, dusiło wręcz od środka.
- Idziemy? – powiedziałem trochę za głośno.
Drgnęła przestraszona. – Tak, sorki, zasłuchałam się.
Wsiedliśmy do auta i ruszyłem w stronę centrum.
- Słuchaj. – zaczęła. – Wiem, że nasze pierwsze spotkanie po latach nie było zbytnio przyjemne i było tez w tym trochę mojej winy, ale chcę ze względu na ciocię i na to co dla mnie zrobiła aby nasze kontakty były jak najbardziej przyjazne. – spojrzała na mnie.
- Jeśli chodzi o mnie to luz. – odpowiedziałem patrząc na drogę.
- Hm no tak, ok. – mruknęła.
W milczeniu wjechaliśmy na parking sklepu.
- Jesteśmy, słuchaj nie jestem zbyt dobrym doradcą, jeśli chodzi o damskie zakupy, idź może sama tam gdzie chcesz, zdzwonimy się za jakieś 2 godziny ok?
- Jasne, nie ma sprawy, myślę, że dwie godziny mi w zupełności wystarczą.
Hmm nie byłem pewny czy wystarczyłyby jej dwa dni, byłem czasami na zakupach z Jesiką i wiedziałem co to oznacza ale kiwnąłem głową i poszedłem w przeciwną stronę.
Chodziłem po galerii, patrząc na wystawy bez zainteresowania, gdy usłyszałem jak ktoś woła mnie z drugiej strony sklepu.
- Edi, Edi!
To była Jesika z dwiema koleżankami z naszej szkoły i Rado, mój kumpel, który miał zamiar chodzić z którąś z przyjaciółek Jesiki, albo nawet z obiema naraz. Jess była rok młodsza, chodziła do 2 klasy naszego liceum.
- Ed stary, co Ty robisz w sklepie, przecież nienawidzisz zakupów? – Rado walnął mnie w plecy.
- Gdzie się podziewałeś skarbie? – Jesika pocałowała mnie w usta.
- Miałem sprawy rodzinne, musiałem jechać do Krakowa z mamą. – odpowiedziałem lekko zniecierpliwiony.
- Wiesz o imprezie u Barta za dwa tygodnie?
- Wiem. Rado mi mówił.
- Oczywiście będziesz? – spytała, uśmiechając się szeroko.
- No pewnie , że będzie – ryknął Rado.
- Jasne, że tak. – mrugnąłem i też się uśmiechnąłem.
- To świetnie, zapowiada się dwudniowa biba, bo rodzice Barta wyjeżdżają do Francji, to będzie chyba największa impreza, oprócz tej jaką planuje Rado na zakończenie roku szkolnego oczywiście. – trajkotała.
- No super – odparłem i zobaczyłem jak z niewyraźnym uśmiechem macha do mnie Bella, podchodząca do nas z kilkoma torbami w dłoni.
- No popatrzcie, jakieś wiejskie piękności wybrały się na zakupy i zaczepiają mojego chłopaka.-powiedziała złośliwie Jesika do swoich koleżanek.
Podszedłem do Belli, odbierając jej torby i widząc zdumione miny Jesiki i jej koleżanek.
- Chodź Bells, przedstawię Cię. – uśmiechnąłem się.
- Dziewczyny to jest Bella, mieszka teraz u mnie, Bello to Jesika i jej koleżanki z klasy. A to mój przyjaciel Radek- przedstawiłem towarzystwo.
- Miło mi, mów mi Rado. – mój przyjaciel uścisnął dłoń Belli i popatrzył na mnie znacząco.
- Izabella, mów mi Bella.
- Cześć, jestem Jesika, dziewczyna Edwarda. – ze słodkim uśmiechem Jesika przywitała się z Bellą. – A to Angela i Patrycja, moje przyjaciółki. – Dziewczyny kiwnęły głowami w stronę Belli.
- Hej. – Bella pomachała wszystkim. – Miałam właśnie dzwonić, gdy Cię zobaczyłam, jestem już gotowa, możemy jechać do domu.
- Przepraszam, takie może niedyskretne pytanie, ale jak to? Ty mieszkasz u Edwarda? – zapytała wyraźnie wkurzona Jesika.
- Właściwie u jego rodziców. – powiedziała Bella.
- No co Ty, niesamowite! – powiedziała z przekąsem Jesika. – Czy ktoś może mi wytłumaczyć o co tutaj chodzi.
- Słuchaj…- zaczęła Bella.
- Nie ma o czym dyskutować. – przerwałem. – Bells mieszka u mnie, została adoptowana przez moich rodziców, to skomplikowana sprawa, nie czas i miejsce, żeby o tym rozmawiać. Zresztą zobaczymy się w szkole, bo Bella będzie chodzić z nami do szkoły. – zakończyłem już trochę zły. Że też w takim wielkim mieście, w wielkim sklepie, musiałem się na nich właśnie natknąć.
- No dobrze jak uważasz, zobaczymy się w szkole. – powiedziała lekko zbita z tropu Jesika.- Do zobaczenia w szkole! – rzuciła ostro w stronę Belli.
- Hmm ee tego stary, zdzwonimy się później, cześć Bella, miło mi było Cię poznać, hehehhe stary ale będzie fun, dobra spadamy, chodźcie siostrzyczki. – rzucił mój przyjaciel, jak zawsze widzący wszędzie powód do śmiechu.
- Cześć, zdzwonimy się. – odpowiedziałem.
Popatrzyłem na Bellę, która stała obok mnie z miną, z której nic nie mogłem wyczytać.
- Jest ok.? Jak zakupy? – zapytałem, ruszając w stronę parkingu.
- Ok., zakupy też ok. To Twoja dziewczyna? Chyba mnie nie lubi.
- Dziewczyna, hmm, a co rozumiesz pod tym hasłem.
- No tak powiedziała.
- Jesika mówi różne rzeczy, które postrzega tak jak chce, co nie jest powiedziane, że jest to zgodne z rzeczywistością. To, że czasami wyjdziemy gdzieś razem, bądź wyjedziemy na narty nie znaczy, że traktuję to jakoś…no wiesz…poważnie. Bliska koleżanka to już lepiej.
- No wiesz, wygląda na to, że ona to postrzega wyraźnie inaczej, zresztą nie moja sprawa. Pewnie widzi we mnie rywalkę.
- W Tobie! Hahaha, no co Ty! – kurcze nie to miałem na myśli. – Nie żebyś nie mogła, to znaczy nie wyglądała, to znaczy, gdyby nie to, że jesteśmy jak …
- Dobra nie pogrążaj się, wiem, że jesteśmy jak rodzeństwo a mi daleko do takiej ligi jak Jesika, spoko, jakoś to przeżyje. – nie wiem czy była zła, bo nie widziałem jej oczu.
- O kurcze, nie cierpię takich rozmów.
- No nawet wiem dlaczego, bo najpierw powiesz co myślisz a potem myślisz, że mogłeś najpierw pomyśleć zanim to powiedziałeś. – uśmiechnęła się.
- No, punkt dla Ciebie. – też się uśmiechnąłem, zadowolony, że nie jest jednak zła. Jakby mnie to coś miało obchodzić. A obchodziło. Cholera!

 

Gdy wróciliśmy Bella poszła do mojej mamy pokazać jej swoje zakupy a potem pojechały we dwie na cmentarz. Bardzo było mi to na rękę bo musiałem trochę pomyśleć w spokoju i bez obecności kogokolwiek. Co się działo wokół mnie? Co się działo ze mną? Zaczynałem dochodzić do wniosku, że lubiłem Bellę, wzbudzała we mnie dziwne, nieznane mi uczucia, jakiejś niespodziewanej bliskości, czy czułości. Szlag by to trafił, jeszcze mi to potrzebne. Wytłumaczyłem sobie, ze to wskutek tragedii, jaka ją spotkała a także sytuacji w jakiej ją znalazłem ostatniej nocy. No w sumie nawet głaz by to ruszyło a ja pomimo, że czasami nieco gburowaty, nie jestem przecież pozbawiony uczuć. Zostawiłem narazie te duchowo-uczuciowe rozmyślania i postanowiłem porozmawiać z Bellą o tym co czeka ją pierwszego dnia w szkole. Dostałem mnóstwo maili od ludzi ze szkoły z zapytaniem czy to prawda, ze pojawi się nowa dziewczyna, która jest moją siostrą. Siostrą !!! O rany!!! Widzę, że Jesika i jej koleżanki nie próżnowały do cholery!
Poczekałem aż Bella z mamą wróciły do domu i zapukałem do drzwi jej pokoju.
- Hej, możemy pogadać? - zapytałem.
- Hm tak, proszę wejdź. - odpowiedziała, zbierając w pośpiechu jakieś papiery. Na jej bladą twarz wypełznął rumieniec, jakbym przyłapał ją na jakimś przestępstwie.
- Słuchaj, pewnie stresujesz się tym, że w poniedziałek idziesz do nowej szkoły, więc jeśli chcesz coś wiedzieć na ten temat, czy na temat ludzi to śmiało pytaj.-uśmiechnąłem się zachęcająco.
- Hmm, sama nie wiem, może trochę się stresuję, pewnie ta szkoła różni się nieco od mojego krakowskiego liceum.
Dziewczyno nawet nie wiesz jak bardzo...
- No pewnie tak, wiesz, mamy mnóstwo zajęć pozalekcyjnych, kółek zainteresowań, jest chyba nawet sekcja decoupage, wiem, że to Twoje hobby.
- No to fajnie.-wyraźnie się ucieszyła. - a...ludzie? Jacy są? - zapytała po chwili z wahaniem.
- Nnno wiesz, różni. Są typowe kujony, trzymający się na uboczu, są ślizgacze, czyli tacy, którzy prześlizgują się z klasy do klasy, dzięki pieniądzom rodziców, są gwiazdy, są VIP-y, sportowcy, cheerleaderki, pełen przekrój.
Nie wspomniałem o szarych myszach, które chodzą opłotkami, i o tym, że wzorem amerykańskich filmów o zepsutej młodzieży każdy trzyma się ustalonej hierarchi: w szkole i poza nią, co oznacza, że na imprezy zapraszani są wybrani a w klubie „Mantra” nie może się pokazać bez pozwolenia ktoś spoza loży.
- Ach tak. Kurcze jakbym oglądała „Beverly Hills” albo co. -uśmiechnęła się lekko przerażona.- A ty w jakiej jesteś grupie. Czekaj, niech zgadnę, pewnie gwiazda. - roześmiała się.
- Ja? Ja jestem poza wszelką klasyfikacją Bells. - uśmiechnąłem się ponuro.- Słuchaj, jutro mnie nie będzie cały dzień, jadę z Radem do jego ojca do Poznania, wrócę późno, jakbyśmy się nie widzieli, to bądź w poniedziałek gotowa o 7.20, pojedziemy razem do szkoły.
- Wiesz, nie musisz...-zaczęła
- Nie ma dyskusji, przecież chodzimy razem do szkoły, no nie siostro? -mrugnąłem i uśmiechnąłem się krzywo.
Spojrzała na mnie tak jakby z żalem. -Nno tak, zatem do poniedziałku.-dokończyła smutno.
Wyszedłem od niej i zamknąłem się w moim pokoju. Nie wiem o co chodziło, może głupio wyszło z tą siostrą ale chciałem żeby poczuła się bardziej pewnie, nie wiem, rodzinnie. Ale padaka! Co się ze mną działo, jakieś głupie teksty, zaraziłem się od Rada czy co? Pokręciłem głową i włączyłem jak zawsze muzykę, tym razem Placebo. Nagle zadzwoniła moja komórka, na wyświetlaczu pojawiła się uśmiechnięta twarz Jesiki.
- Halo. - odebrałem.
- Hej skarbie to ja. - głos Jesiki ociekał słodyczą.
- No przecież widzę...i słyszę. Co tam?
- Nic, chciałam zapytać czy może wyszlibyśmy dzisiaj gdzieś na miasto? Ostatnia sobota przed szkołą, wiesz, trzeba wykorzystać.
- Nie dam rady, jestem już w łóżku, jutro z samego rana zawożę Rada do Poznania na spotkanie z ojcem.
- Hmm to jak jesteś już w łóżku to możemy spędzić ten wieczór w inny sposób. - powiedziała pociągającym szeptem Jesika.
No akurat średnio mi były w głowie wieczorne wizyty Jesiki w moim łóżku z Bellą po drugiej stronie korytarza.
- Daj spokój, przecież jest już późno, poza tym wiesz, ze wiele się u mnie w domu zmieniło. - powiedziałem może zbyt ostro.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin