029. Beverly Jo - Narzeczona markiza (Małżeństwo z rozsądku 02).pdf

(1915 KB) Pobierz
(Microsoft Word - 029. Beverly Jo - Narzeczona markiza _Ma\263\277e\361stwo z rozs\271dku 02_)
Beverley Jo
NARZECZONA
MARKIZA
- Do kro ę set diabłów!
Przekle ı stwo to zostało raczej wymamrotane ni Ň powiedziane na głos, ale
było wystarczaj Ģ co szokuj Ģ ce dla Geralda Westalla, sekretarza Williama de
Vaux, ksi ħ cia Belcraven, by spojrzał na swego pracodawc ħ . Ksi ĢŇħ siedział
za wielkim, rze Ņ bionym biurkiem, przegl Ģ daj Ģ c korespondencj ħ . Okulary,
u Ň ywane tylko do czytania, opierały si ħ na jego długim, prostym nosie, gdy
ponownie przebiegał wzrokiem pismo, które wywołało tak Ģ niezwykł Ģ
reakcj ħ .
Pan Westall, wysoki, chudy młodzieniec, sprawiaj Ģ cy wra Ň enie, jakby
zszedł z obrazu El Greca, udawał, Ň e wrócił do swych zaj ħę , ale jego my Ļ li
całkowicie zaprz Ģ tał ksi ĢŇħ . Czy ten okrzyk był oznak Ģ konsternacji? Czy
te Ň gniewu? Nie, zdecydował. Zdumienia. Młody m ħŇ czyzna czekał
niecierpliwie, a Ň ksi ĢŇħ zwróci si ħ do niego po rad ħ . Wtedy pozna
przyczyn ħ wzburzenia.
Rozczarował si ħ jednak. Ksi ĢŇħ odło Ň ył list i wstał. Podszedł do jednego z
du Ň ych okien wychodz Ģ cych na Belcraven Park, od trzech stuleci
stanowi Ģ cy siedzib ħ rodu. Pi ħ tna Ļ cie lat temu, dla uczczenia pocz Ģ tku
nowego wieku, Humphrey Repton, słynny projektant ogrodów,
przekształcił setki hektarów ziemi wokół okazałej rezydencji w
malowniczy park krajobrazowy. Cztery lata temu, w zwi Ģ zku z hucznym
Ļ wi ħ towaniem osi Ģ gni ħ cia pełnoletno Ļ ci przez dziedzica Belcraven,
markiza Arden, powi ħ kszono jezioro. Jednocze Ļ nie usypano wysp ħ , na
której wzniesiono greck Ģ Ļ wi Ģ tyni ħ ; wystrzeliwano z niej sztuczne ognie.
Wszystko to było bardzo pi ħ kne, ale a Ň zanadto znajome, a pracodawca
pana Westalla nie miał w zwyczaju kontemplowa ę widoku swej
posiadło Ļ ci.
Z postawy ksi ħ cia niewiele mo Ň na było wywnioskowa ę . Trzymał si ħ
prosto, był szczupły, nie wygl Ģ dał na swoje pi ħę dziesi Ģ t sze Ļę lat. Jego
oblicze jak zwykle nie zdradzało Ň adnych uczu ę . Zdaniem sekretarza,
ksi ĢŇħ Belcraven był zimny i wyniosły.
Im dłu Ň ej ksi ĢŇħ milczał, tym bardziej pan Westall si ħ niepokoił. Je Ļ li ród
de Vaux dotkn ħ ło jakie Ļ nieszcz ħĻ cie, czy odbije si ħ to niekorzystnie na
jego karierze?
To Ļ mieszne. Ksi ĢŇħ był jednym z najbogatszych ludzi w Anglii, a Gerald
Westall najlepiej wiedział, Ň e jego chlebodawca nie inwestował w
1
niepewne interesy ani nie oddawał si ħ hazardowi. Podobnie jak Ļ liczna
ksi ħŇ na.
Ale ich syn?
Pan Westall nie Ň ywił sympatii do Luciena Philippe'a de Vaux, markiza
Arden, w czepku urodzonego dandysa, który nie bał si ħ nikogo ani
niczego. Podczas swych rzadkich wizyt w Belcraven Park markiz nie
dostrzegał Westalla, a swego ojca traktował z wr ħ cz ubli Ň aj Ģ c Ģ kurtuazj Ģ .
Dla sekretarza wci ĢŇ stanowiło zagadk ħ , czemu w Ļ ród wy Ň szych sfer
ojcowie i synowie nie potrafi Ģ darzy ę si ħ miło Ļ ci Ģ i szacunkiem. We Ņ my
cho ę by króla i regenta - oczywi Ļ cie, zanim u tego pierwszego ujawniła si ħ
choroba umysłowa. By ę mo Ň e przyczyna tkwi w tym, Ň e dziedzic musi
czeka ę na Ļ mier ę ojca, by w pełni zacz Ģę korzysta ę z uroków Ň ycia, a
ojcowie doskonale zdaj Ģ sobie z tego spraw ħ ?
Pan Westall nawet si ħ cieszył, Ň e mo Ň e Ň y ę po swojemu.
Chocia Ň z drugiej strony, pomy Ļ lał, patrz Ģ c na surow Ģ twarz ksi ħ cia,
trudno kocha ę człowieka pozbawionego odrobiny ciepła. Markiz odnosił
si ħ serdecznie jedynie do matki, obdarzonej nadzwyczaj łagodn Ģ natur Ģ .
Byli ze sob Ģ blisko zwi Ģ zani. No có Ň , Arden słyn Ģ ł z tego, Ň e potrafił
post ħ powa ę z kobietami.
W ko ı cu ksi ĢŇħ si ħ odwrócił.
- Panie Westall, niech pan b ħ dzie tak dobry i wy Ļ le wiadomo Ļę do
ksi ħŇ nej, Ň e prosz ħ , by zechciała mi po Ļ wi ħ ci ę kilka chwil.
Sekretarz nic nie wyczytał z wyrazu twarzy ani z tonu głosu swego
chlebodawcy. Kto Ļ obcy nie domy Ļ liłby si ħ , Ň e ksi ħ cia trapi co Ļ
powa Ň nego. A jednak tak wła Ļ nie było. Zło Ň enie wizyty ksi ħŇ nej o tej
porze stanowiło powa Ň ne naruszenie zwykłego porz Ģ dku dnia. Tajemniczy
list musiał dotyczy ę ich syna.
Bu ı czuczny markiz prawdopodobnie skr ħ cił sobie kark podczas jednej ze
swych szalonych eskapad. W rodzie de Vaux od dwustu lat tytuł
przechodził z ojca na syna. ĺ mier ę markiza nie stanowiła wielkiej straty,
ale szkoda, Ň e przerwana zostanie taka pi ħ kna tradycja.
Kiedy lokaj wrócił i oznajmił, Ň e ksi ħŇ na gotowa jest spotka ę si ħ z m ħŇ em,
a ten wyszedł, by zakomunikowa ę Ň onie smutn Ģ wiadomo Ļę , pan Westall
sprawdził, czy ma w biurku zapas stosownego papieru listowego.
Drzwi do przestronnych apartamentów Ň ony otworzyła ksi ħ ciu pokojówka,
która zaraz dyskretnie si ħ ulotniła. Ksi ħŇ na siedziała z robótk Ģ w r ħ ku przy
oknie balkonowym. Lutowy dzie ı był zbyt chłodny, by mo Ň na było je
otworzy ę , cho ę jasne promienie sło ı ca zdawały si ħ przekonywa ę , Ň e to ju Ň
wiosna, a w powietrzu wyczuwało si ħ wo ı rozkwitłych Ň onkili i
hiacyntów.
Ksi ĢŇħ podziwiał sw Ģ Ň on ħ za to, Ň e - w przeciwie ı stwie do wielu kobiet w
jej wieku - nie unika ostrego Ļ wiatła. Miała pi ħę dziesi Ģ t dwa lata,
wszystkie u Ļ miechy i wylane łzy zostawiły na jej twarzy Ļ lad, jednak w
niczym nie ujmowało jej to urody. Siwizna mocno przyprószyła jasnozłote
włosy ksi ħŇ nej, ale oczy nadal zachowały Ň ywy, niebieski kolor, a usta
wci ĢŇ były zgrabnie wyci ħ te. De Vaux przypomniał sobie, jak ujrzał j Ģ
pierwszy raz, w ogrodzie otaczaj Ģ cym zamek jej rodziców...
- Dzie ı dobry, ksi ĢŇħ - przywitała go mi ħ kkim głosem, w którym mimo
upływu lat nadal słycha ę było francuski akcent. - Chciałe Ļ ze mn Ģ
pomówi ę ? - spytała z wyszukan Ģ uprzejmo Ļ ci Ģ , ostatnio tak dla niej
typow Ģ .
Ciekaw był, czy wydarzy si ħ kiedy Ļ cud, który naprawi stosunki mi ħ dzy
nimi, ale szybko porzucił płonne marzenia i podszedł do Ň ony, by wr ħ czy ę
jej list.
- Tak, madame. Przeczytaj to, je Ļ li łaska.
Ksi ħŇ na poprawiła delikatne, oprawione w złoto pince-nez, które musiała
zakłada ę do robótek r ħ cznych, i skupiła
si ħ na lekturze listu. Ksi ĢŇħ pilnie obserwował jej reakcj ħ , ale nie dostrzegł
oznak szoku ani bólu, a jedynie lekkie zdumienie. Kiedy sko ı czyła czyta ę ,
spojrzała na niego z u Ļ miechem.
- To bardzo niem Ģ drze z jej strony, Ň e nie zwróciła si ħ do ciebie
wcze Ļ niej, ksi ĢŇħ . Co zamierzasz? Z ch ħ ci Ģ przyjm ħ tutaj t ħ dziewczyn ħ .
Jest twoj Ģ córk Ģ , a mnie brakuje obecno Ļ ci córki, odk Ģ d Joann ħ wyszła za
m ĢŇ .
By unikn Ģę spokojnego wzroku Ň ony, ksi ĢŇħ odwrócił si ħ do okna. Jaki z
niego głupiec, Ň e spodziewał si ħ wybuchu gniewu w obliczu jawnego
dowodu jego niewierno Ļ ci, pomy Ļ lał. Jaki z niego głupiec, Ň e tego pragn Ģ ł.
Jednak t ħ sknił za czym Ļ , co w ko ı cu skruszyłoby lodow Ģ skorup ħ , która
od ponad dwudziestu lat skuwała jego mał Ň e ı stwo.
- Nie - odrzekł wreszcie. - Nie chc ħ , Ň eby moja nie Ļ lubna córka tu
przyje Ň d Ň ała, madame. Zamierzam zaaran Ň owa ę jej mał Ň e ı stwo z
markizem. - Odwrócił si ħ , by zobaczy ę reakcj ħ Ň ony.
Wyra Ņ nie pobladła i odniósł wra Ň enie, Ň e nagle przybyło jej lat.
- Z markizem? Nigdy na to nie przystanie, ksi ĢŇħ . Zaledwie w zeszłym
tygodniu napisał, Ň e rozwa Ň a, czy nie poprosi ę o r ħ k ħ córki Swinnamerów.
Ksi ħ ciu z gniewu a Ň zadr Ň ały nozdrza.
- Czemu mi o tym nie powiedziała Ļ , pani? Czy nie wolno mi interesowa ę
si ħ swoim spadkobierc Ģ , nawet je Ļ li nie jest moim synem?
Ksi ħŇ na uniosła biał Ģ dło ı , jakby chciała si ħ zasłoni ę przed oskar Ň eniami,
ale po chwili j Ģ opu Ļ ciła i pochyliła głow ħ .
- Bez wzgl ħ du na to, czy mówi ħ o Lucienie dobrze, czy złe, zawsze
wszczynasz kłótni ħ , ksi ĢŇħ . Pragn ħ jedynie zachowa ę spokój.
- Lepiej si ħ módl, pani, by si ħ nie zwi Ģ zał z jak ĢĻ lalk Ģ , bo wtedy ju Ň
nigdy nie b ħ dzie tu spokoju - rzucił ksi ĢŇħ ostrym tonem.
Po chwili westchn Ģ ł, na jego twarzy znów pojawiło si ħ znu Ň enie. Zbli Ň
si ħ do Ň ony i usiadł w fotelu stoj Ģ cym naprzeciwko.
- Nie rozumiesz tego, Yolande? To szansa, by wszystko naprawi ę , by
naprawi ę nasze dawne bł ħ dy. Je Ļ li twój syn po Ļ lubi moj Ģ córk ħ , uda si ħ
zachowa ę ci Ģ gło Ļę rodu.
Ksi ħŇ na mocno zacisn ħ ła dłonie i spojrzała na m ħŇ a.
- Ale to s Ģ ludzie, Williamie. Lucien ju Ň oddał komu Ļ swoje serce. Sk Ģ d
wiesz, czy ta dziewczyna te Ň kogo Ļ nie kocha? Sk Ģ d wiesz - spytała z
desperacj Ģ - czy to w ogóle twoja córka?
Odwrócił wzrok, by nie widzie ę jej błagalnego spojrzenia.
- Zlec ħ to sprawdzi ę , lecz wierz ħ , Ň e tak jest. Mary Armitage była
wprawdzie głupia, ale uczciwa. My Ļ l ħ , Ň e wła Ļ nie to mnie w niej
poci Ģ gało, kiedy przypadkiem si ħ spotkali Ļ my. Po...
Spojrzał na ksi ħŇ n Ģ i dostrzegł napi ħ cie w jej twarzy, jakby spodziewała
si ħ kolejnych oskar Ň e ı . Nie doko ı czył tego, co bezmy Ļ lnie zamierzał
powiedzie ę .
- Była cnotliwa i uczciwa - ci Ģ gn Ģ ł niezdarnie. Ostatecznie opowiadał
Ň onie o zdradzie, której si ħ dopu Ļ cił. - Ale miała równie Ň dobre serce.
Mocno prze Ň yłem to, co si ħ wydarzyło, a ona mnie pocieszyła. Jednak przy
okazji sama została zraniona. Zraniłem jej dusz ħ . Nie przyj ħ łaby ode mnie
najmniejszego zado Ļę uczynienia... - Nerwowo potarł skronie. - ņ ałuj ħ , Ň e
nie zwróciła si ħ do mnie po pomoc, kiedy si ħ zorientowała, Ň e jest w
odmiennym stanie, ale to dla niej typowe. Mo Ň e chciała mi oszcz ħ dzi ę
przykro Ļ ci, bardziej prawdopodobne jednak, Ň e pragn ħ ła zapomnie ę o
Zgłoś jeśli naruszono regulamin