Wobec żywiołów.pdf

(73 KB) Pobierz
Wobec żywiołów
Wobec żywiołów
Ostatnią moją książkę zatytułowałem Okamgnienie . Tytuł Ryzykowne
koncepty , pod jakim pojawiła się w języku niemieckim, świadczy o
niezrozumieniu idei, która przyświecała polskiej edycji, ponieważ szło mi
przede wszystkim o zadziwiającą krótkotrwałość ziemskiej cywilizacji.
Jeśli liczyć ją od epoki kamiennej, a zatem uznać jej trwanie za ponad
tysiącwiekowe, całe owe dzieje, które nam się wydają otchłanią, są na
zegarze czasu geologicznego właśnie ułamkiem sekundy.
Mówię to w kontekście ogromnej powodzi, która nawiedziła Czechy,
Austrię oraz Niemcy. Pragnąłbym spojrzeć jednak na ów przybór wód z
perspektywy geologicznej. Część odpowiedzialności za ocieplenie
ziemskiego klimatu i spowodowane nim zawirowania atmosferyczne ponosi
człowiek, którego technologia wyrzuca swoje odchody w postaci gazów
cieplarnianych w atmosferę. Jednak patrząc z milionoletniej perspektywy
na ziemskie sprawy, musimy uznać, że katastrofy żywiołowe nawiedzały
Ziemię wielokrotnie od jej powstania. Tylko przypadkowy zbieg okoliczności
sprawił, że w skali żywota ludzkiego i ludzkiego gatunku historia Ziemi
wydaje się prawie stateczna i nieruchoma. Tymczasem planetę naszą
nawiedzały, oprócz znanych nam dobrze epok lodowcowych, udary
kosmicznych meteorów, jako też okresy gwałtownie spotęgowanych
wulkanizmów i sejsmizmów, my zaś nie zdajemy sobie na ogół sprawy z
burzliwej przeszłości naszej planetarnej ojczyzny.
Jeżeli jednak wziąć pod uwagę tylko ostatni etap ziemskich dziejów,
zwany holocenem, dostrzeżemy czynniki, które skutecznie łagodziły ataki
żywiołów. Siedemdziesiąt procent powierzchni planety zalewają oceany,
których parowanie nasila się przy wzmożonym ogrzewaniu, czy to
powietrznym czy wulkanicznym, zaś ruchy mas powietrza nad nimi, w
ostatnich stuleciach dosyć stabilne, ulegają teraz silnym zaburzeniom.
Lasy, pokrywające zielonym kożuchem kontynenty, zawsze chłonęły duże
ilości wód opadowych, lecz nasza cywilizacja je wytrzebiła. Zarazem
przyrosty społeczeństw ludzkich poczęły w swej masie przypominać
szarańczę. Rzecz w tym, że owady te, wyroiwszy się miliardowo, pustoszą
zielone obszary i od swego nadmiaru giną. Ludzie zaś, którzy dawniej
wycofywali się z obszarów zalewowych, obecnie czynić tego nie mogą.
Chociaż więc godzi się współczuć naszym czeskim i niemieckim sąsiadom,
należy zarazem sobie uświadomić, że nie tylko działaniem technicznym, ale
i samym rozrodem człowiek rzucił wyzwanie Przyrodzie, czyli wspomógł
rozpętanie żywiołów. Wszystkie większe miasta, zwłaszcza w Europie,
rozbudowały się wokół rzek. Brak wolnych terenów zalewowych skłonił do
wielkich regulacji i budowy zbiorników retencyjnych. Lecz oto rekordowy
stan wód na Łabie Drezdeńskiej z 1884 roku, wynoszący osiem metrów
czterdzieści cztery centymetry, został przekroczony o ponad metr.
Ujawniło się zjawisko, niechętnie przyjmowane do wiadomości, że razem
z naszymi tamami, energią atomową, satelitami, najcięższym sprzętem
naziemnym możemy się stać igraszką żywiołów, jakim nie potrafimy
sprostać. Zarówno klęski, które trapią w ostatnich latach Amerykę
Północną, jak powodzie europejskie i azjatyckie stanowią skutki
gwałtownych i nagłych zmian w wielkich obszarach ruchu atmosfery,
którym nie umiemy się przeciwstawić. Każdorazowy wzrost poziomów wód
kolejnej powodzi, wydający się skutkiem zbiegu przypadków, w istocie
świadczy o tym, że całej biosferze, a zwłaszcza atmosferze zadajemy ciosy,
które potęgują uszkodzenia jej dawniejszej homeostazy.
W chwili, kiedy piszę te słowa, w Niemczech i w Austrii pięć milionów
ludzi zmaga się z przyborem wód, wznosząc wały z ręcznie przynoszonych
worków z piaskiem. Doraźność rozpaczliwego wysiłku milionów,
pozbawianych całości mienia wraz domami, zawisa tym bardziej w
niepewności, że uczeni i synoptycy zmuszeni są otwarcie przyznać, iż
wszystkie miary prognostyczne, jakimi się posługiwali, uległy już
unieważnieniu przez nowy etap klęsk. Przewidywanie zmian pogody,
zwłaszcza nagłych i globalnych, stało się coraz trudniejsze i przekracza
możliwości meteorologicznych komputerowych symulacji.
Trend wzmożonego rozwichrzenia i spotęgowanych zawirowań
atmosferycznych jest taki, że coraz trudniej liczyć na powrót minionych
spokojnych czasów. Niestety, wszystko wskazuje na to, że wpływ samych
technologicznych wyziewów na klimat jest dosyć skromny. Amerykanie
mają więc dużo racji, nie chcąc zgodzić się na drastyczne ograniczenia
emisji gazów, powodujących jakoby efekt cieplarniany.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin