Jean-Christophe GRANGE
Kamienny krąg
JEAN-CHRISTOPHE GRANGE to najpopularniejszy francuski autor thrillerów. Urodził
się w 1961 roku w Paryżu. Swoją działalność zawodową rozpoczynał jako
dziennikarz, publikując cykl reportaży naukowych w czasopiśmie Le Figaro. W 1994
roku zadebiutował powieścią Le vol des cigognes (Lot bocianów), ale
międzynarodową sławę przyniosła mu druga książka Purpurowe rzeki (1998). Spośród
2 milionów sprzedanych egzemplarzy, aż pół miliona rozeszło się we Francji.
Powstał też głośny film w reżyserii Mathieu Kassovitza z Jeanem Reno w roli
głównej, zaś Grange zaczęto porównywać z Thomasem Harrisem i Marianem Cobenem.
Kolejne powieści, Kamienny krąg (2000), Imperium Wilków (2003) i La Ugnę noire
(2004 - bestseller # 1 we Francji), potwierdziły niezwykłą popularność pisarza -
jego książki ukazują się w milionach egzemplarzy w ponad 20 językach. Grange
pisuje też oryginalne scenariusze filmowe - spod jego pióra wyszedł m.in.
scenariusz do wyświetlanego w Polsce filmu „Vidocq". Za prawa do sfilmowania
Imperium Wilków otrzymał 1.1 min euro.
Polecamy powieści Jean-Christophe'a Grange
PURPUROWE RZEKI
KAMIENNY KRĄG IMPERIUM WILKÓW
Wkrótce
LOT BOCIANÓW CZARNA LINIA
Jean-Christopher
GRANGE
Imperium Wilków
Z francuskiego przełożył SŁAWOMIR KOWALSKI
Strona internetowa Jean-Christophe'a Grange: www.jc-grange.com
WARSZAWA 2005
Tytuł oryginału: L'EMPIRE DES LOUPS
Copyright © Editions Albin Michel S.A. 2003
Ali rights reserved
Copyright © for the Polish edition
by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2005
Copyright © for the Polish translation by Sławomir Kowalski 2005
This edition published by arrangement with Literary Agency „Agence de l'Est"
Redakcja: Teresa Wróblewska Konsultacja medyczna: dr nauk med. Marcin Szulc
Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski Projekt graficzny okładki: Andrzej
Kuryłowicz
ISBN 83-7359-178-8
Dystrybucja
Firma Księgarska Jacek Olesiejuk
Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa
tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155, (22)-535-0557
www.olesiejuk.pl/www.oramus.pl
Wydawnictwo L & L/Dział Handlowy
Kościuszki 38/3, 80-445 Gdańsk tel. (58)-520-3557, fax (58)-344-1338
Sprzedaż wysyłkowa Internetowe księgarnie wysyłkowe:
www.merlin.pl
www.ksiazki.wp.pl
www.vivid.pl
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ
adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78
Wydanie I
Skład: Laguna
Druk: B.M. Abedik S.A., Poznań
Dla Priscilli
N O
— Czerwony.
Anna Heymes czuła się coraz bardziej nieswojo. Badania nie wiązały się podobno z
żadnym niebezpieczeństwem, ale myśl o tym, że w tej właśnie chwili ktoś czyta w
jej umyśle, napawała ją głębokim niepokojem.
— Niebieski.
Leżała na metalowym stole, pośrodku sali pogrążonej w półmroku, z głową wsuniętą
do centralnego otworu okrągłej, białej maszyny. Tuż nad jej twarzą umocowano
ukośnie lusterko, na którym wyświetlały się kolorowe kwadraty. Miała po prostu
głośno mówić, jakie kolory widzi.
— Żółty.
Przez igłę kroplówki sączył się powoli do jej ramienia jakiś płyn. Doktor Eric
Ackermann wyjaśnił jej pokrótce, że jest to rozcieńczony kontrast, pozwalający
lokalizować przepływy krwi w jej mózgu.
Pojawiły się kolejne kolory. Zielony. Pomarańczowy. Różowy... Potem lustro
zgasło.
Anna leżała bez ruchu, z ramionami ułożonymi wzdłuż tułowia jak w sarkofagu. Z
lewej strony widziała wodnistą poświatę blasku, docierającego ze szklanej
kabiny, w której znajdowali się Eric Ackermann i Laurent, jej mąż. Wyobrażała
sobie, jak obaj siedzą przed ekranami kontrolnymi i przyglądają
się działaniu jej neuronów. Czuła się śledzona, obrabowana, niemal zgwałcona w
najintymniejszej sferze osobowości. W słuchawce rozległ się głos Ackermanna: —
Bardzo dobrze, Anno. Teraz kwadraty będą się poruszać. Twoim zadaniem jest po
prostu określić kierunek ich ruchu; za każdym razem możesz użyć jednego tylko
słowa: prawo, lewo, góra, dół.
Figury geometryczne zaczęły się przesuwać, tworząc pstrą i płynną mozaikę,
przywodzącą na myśl ławice maleńkich rybek. Powiedziała do mikrofonu:
— Prawo.
Kwadraciki skierowały się ku górnej krawędzi lustra.
— Góra.
Test trwał kilka minut. Mówiła powolnym, monotonnym głosem, popadała w stan
otępienia. Odczucie ciepła potęgowało odrętwienie, zaczęła ogarniać ją senność.
— Doskonale—powiedział Ackermann. — Teraz usłyszysz tę samą historię,
opowiedzianą na kilka różnych sposobów. Słuchaj każdej wersji bardzo uważnie.
— Co mam mówić?
— Ani słowa. Po prostu słuchaj.
Po kilku sekundach w słuchawkach rozległ się kobiecy głos. Przemawiał w jakimś
obcym języku, może bliskowschodnim lub azjatyckim.
Chwila ciszy. Teraz po francusku, ale bez zachowania składni, czasowniki w
bezokoliczniku, nieodpowiednie rodzajniki, brak łączeń międzywyrazowych...
Anna próbowała zrozumieć coś z tego bełkotu, ale oto rozpoczynała się kolejna
wersja. Pośrodku zdań pojawiały się słowa nie mające ze sobą żadnego związku. Co
to wszystko miało znaczyć? Nagle przestrzeń pomiędzy jej skroniami wypełniła się
ciszą, pogrążając ją tym głębiej w ciemnościach panujących wewnątrz urządzenia.
Po chwili znów rozległ się głos lekarza: — Kolejny test. Usłyszysz nazwy krajów,
podawaj nazwy stolic każdego z nich.
Zanim Anna zdążyła przytaknąć, w słuchawkach rozległ się głos:
10
— Szwecja. Odpowiedziała bez namysłu:
— Sztokholm.
— Wenezuela.
— Caracas.
— Nowa Zelandia.
— Auckland. Nie: Wellington.
— Senegal.
— Dakar.
Nazwy stolic przychodziły naturalnie, bez wysiłku. Odpowiadała odruchowo, ale
zarazem cieszyła się, że idzie jej to tak łatwo; jej pamięć mimo wszystko
działała całkiem sprawnie. Ciekawe, co Ackermann i Laurent widzieli na ekranach?
Jakie obszary mózgu aktywowały się podczas tego badania?
— Ostatni test — oznajmił neurolog. — Zobaczysz twarze, masz powiedzieć, do
kogo należą, jak najszybciej.
Kiedyś przeczytała w jakiejś książce, że prosty znak — słowo, gest, przedmiot —
może uruchomić mechanizm fobii; psychiatrzy nazywają to bodźcem lękowym. W jej
przypadku samo słowo „twarz" było takim sygnałem i wystarczało, by poczuła się
nieswojo. Zaczęło jej być duszno, rozbolał ją brzuch, ze-sztywniała i poczuła
palące dławienie w gardle...
Na zwierciadle pojawił się czarno-biały portret kobiety. Jasne loki, kapryśnie
wydęte wargi, pieprzyk nad ustami. Łatwe:
— Marilyn Monroe.
Fotografia ustąpiła miejsca rycinie. Mroczne spojrzenie, kwadratowa szczęka,
trefione włosy.
— Beethoven.
Twarz okrągła i gładka jak cukierek, nacięcia dwojga skośnych oczu.
— Mao Tse-Tung.
Zdumiewało ją, że rozpoznaje twarze z taką łatwością. Mi-chael Jackson,
Gioconda, Albert Einstein... Pojawiali się jak lśniące obrazy magicznej latami.
Odpowiadała bez wahania, lęk zaczął ustępować.
Nagle jednak pojawił się portret, wobec którego była bezradna; mężczyzna około
czterdziestu lat, o dość młodym jeszcze
11
wyglądzie i nieco wyłupiastych oczach. Jasne włosy i brwi dodatkowo wzmagały
wrażenie młodzieńczej nieporadności.
Przenikliwy strach przeszył ją jak elektryczny wstrząs, niemal fizyczny ból. Te
rysy budziły jakieś skojarzenia, lecz nie wiązało się z nimi żadne nazwisko ani
konkretne wspomnienie. Czarna dziura w pamięci. Gdzie mogła widzieć tę twarz?
Jakiś aktor? Piosenkarz? Przygodny znajomy? Portret znikł i pojawiła się
podłużna twarz mężczyzny w okrągłych okularach. Z trudem wykrztusiła:
— John Lennon.
Teraz pojawił się Che Guevara, ale Anna krzyknęła:
— Eric, zaczekaj.
Kolejna twarz, autoportret van Gogha, lśniący od barw. Anna pochwyciła dłonią
mikrofon:
— Eric, proszę!
Obraz nie znikł tak prędko jak poprzednie. Anna czuła ciepły odblask kolorów na
skórze.
— O co chodzi? — spytał Ackermann po chwili milczenia.
— Kim był ten człowiek, którego nie rozpoznałam?
Nie odpowiedział. Na lusterku pojawiły się oczy Davida Bowie. Uniosła głowę i
spytała głośniej:
— Eric, zadałam ci pytanie. Kto to był?
Obraz zgasł. Przez sekundę jej oczy przyzwyczajały się do ciemności, a potem
zobaczyła w pochylonym prostokącie swe odbicie: bladą i kościstą twarz martwej
kobiety.
— To był Laurent, Anno. Laurent Heymes, twój mąż.
— Od jak dawna zdarzają, ci się te zaniki pamięci? Anna nie odpowiedziała.
Dochodziła dwunasta, badania
trwały całe przedpołudnie. Prześwietlenia, skanery, rezonans magnetyczny, w
końcu badania w tym cylindrycznym urządzeniu. Czuła się pusta, wyczerpana,
zagubiona. Wystrój gabinetu nie poprawiał jej samopoczucia: podłużny pokój bez
okna, zbyt jasno oświetlony, zarzucony segregatorami, leżącymi na metalowych
półkach i na podłodze. Obrazki wiszące na ścianach przedstawiały odsłonięte
mózgi, ogolone głowy pokryte wypunktowanymi liniami, jakby przygotowane do
rozcięcia. Tylko tego brakowało...
— Od jak dawna, Anno? — powtórzył Eric Ackermann.
— Od ponad miesiąca.
— Dokładniej. Pamiętasz, kiedy to się zdarzyło po raz pierwszy?
Jasne, że pamiętała. Jak mogłaby o tym zapomnieć?
— Czwartego lutego. Rano. Wychodziłam z łazienki i w korytarzu spotkałam
Laurenta. Szedł właśnie do pracy. Uśmiechnął się do mnie. To był wstrząs, nie
wiedziałam, z kim rnam do czynienia.
— W ogóle?
— Przez moment. Potem wszystko mi się w głowie ułożyło.
— Opisz dokładnie, co czułaś w tamtej chwili.
13
Wzruszyła ramionami, okrytymi czarnym szalem o złotawym połysku.
— To takie dziwne, ulotne odczucie. Takie, jakby to zdarzyło się już kiedyś
wcześniej. Niepokój trwał przez mgnienie oka (strzeliła palcami), potem wszystko
wróciło do normy.
— Co wtedy pomyślałaś?
— Że jestem przemęczona.
Ackermann zapisał coś w notesie, leżącym na stole.
— Opowiedziałaś o tym Laurentowi?
— Nie. Wydawało mi się, że to nic poważnego.
— A drugi raz?
— Po tygodniu. Kilkakrotnie.
— Za każdym razem chodziło o Laurenta?
— Tak, zawsze.
— Ale w końcu go rozpoznawałaś?
— Tak. Tylko że w miarę upływu czasu zdawało mi się... nie wiem, trwało to
jakby coraz dłużej.
— Wtedy mu opowiedziałaś?
— Nie.
— Dlaczego?
Skrzyżowała nogi i ułożyła szczupłe dłonie na spódnicy z ciemnego jedwabiu niby
dwa ptaki o bladych piórach.
— Pomyślałam, że to tylko pogorszy sprawę. A poza tym... Neurolog popatrzył na
nią, jego rude włosy odbijały się
w lśniącej oprawce okularów.
— A poza tym?
— Niełatwo opowiedzieć coś podobnego swojemu mężowi. Czuła obecność Laurenta,
stał za nią oparty o żelazną szafkę.
— Laurent zaczął być dla mnie kimś obcym.
Lekarz chyba zrozumiał jej zakłopotanie, bo zmienił temat.
— Czy masz kłopoty z rozpoznawaniem innych twarzy?
— Czasami — powiedziała z wahaniem w głosie. — Ale bardzo rzadko.
— Na przykład kogo?
— Okolicznych sklepikarzy. Także w pracy. Nie rozpoznaję niektórych stałych
klientów.
— A przyjaciele? Wzruszyła ramionami.
14
— Nie mam przyjaciół.
— Rodzina?
— Moi rodzice nie żyją. Mam tylko kilku wujów i kuzynów, nie mieszkają w
Paryżu. Nigdy ich nie odwiedzam.
Ackermann znów coś zapisał, rysy jego twarzy nie wyrażały żadnych emocji, jakby
były zatopione w pleksiglasie.
Anna nie znosiła tego człowieka. Był przyjacielem rodziny Laurenta i odwiedzał
ich czasem, ale zawsze pozostawał zimny jak lód. Ożywiał się tylko wtedy, gdy
ktoś poruszał temat dotyczący jego badań — mózgu, mapy mózgu, ludzkiego systemu
poznawczego. Wtedy zmieniał się nie do poznania, stawał się podniecony,
rozentuzjazmowany, gestykulował długimi rękami porośniętymi rudym włosem.
— Tak więc najczęściej masz trudności z rozpoznawaniem twarzy Laurenta? —
podjął.
— Tak. Najbliższej mi osoby. Twarzy, którą widuję najczęściej.
— Czy miewasz innego rodzaju zaburzenia pamięci? Anna przygryzła dolną wargę.
Zawahała się przez chwilę
i odpowiedziała:
— Zaburzenia w orientacji przestrzennej?
— Zaburzenia mowy?
— Czy sprawia ci trudność wykonywanie niektórych ruchów? Nie odpowiedziała,
uśmiechnęła się z przymusem.
— Myślisz o Alzheimerze, prawda?
— Tylko sprawdzam.
To była pierwsza rzecz, o której Anna pomyślała. Zaczęła więc wertować książki
medyczne i dowiedziała się, że zaburzenia w rozpoznawaniu twarzy są jednym z
objawów choroby Alzheimera.
Tonem, jakiego używa się, przemawiając do dziecka, Ackermann dodał:
— To prawie niespotykane w twoim wieku. Poza tym, rozpoznałbym tę chorobę już
po pierwszych badaniach. Choroby neurodegeneracyjne powodują charakterystyczne
zmiany w bu-
15
dowie mózgu. Tym niemniej muszę ci zadawać te wszystkie pytania w celu ustalenia
diagnozy, rozumiesz? Nie czekając na odpowiedź, powtórzył:
— A więc masz trudności z wykonywaniem niektórych ruchów czy nie?
— Zaburzenia snu?
— Odrętwienia bez wyraźnej przyczyny?
— Migreny?
— Zupełnie nie.
Lekarz zamknął notes i wstał. Jakoś nie mogła się przyzwyczaić do tego, że przy
wadze około sześćdziesięciu kilogramów miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu.
Lekarski fartuch wisiał na nim jak na wieszaku.
Był rudzielcem absolutnym i płomiennym. Skórę pokrywały jasnobrązowe plamy,
widoczne nawet na powiekach. Wąskie szkła okularów w metalowej oprawce
podkreślały jego ostre rysy.
Na jego ascetycznej twarzy czas jakby się zatrzymał. Był starszy od Laurenta,
miał już koło pięćdziesiątki, ale dalej wyglądał młodo. Pojawiające się
zmarszczki nie zdołały zmienić jego wyglądu. Tylko ślady po ospie na policzkach
dowodziły, że miał za sobą jakąś przeszłość.
Mijały sekundy, lekarz w milczeniu przechadzał się po gabinecie. Nie wytrzymała:
— Na miłość boską, co mi jest?
Neurolog poruszył dłonią w kieszeni fartucha, coś zabrzęczało metalicznie.
Pewnie klucze, ale brzmiało to jak dzwonek oznajmiający początek wykładu.
— Pozwól, że najpierw ci wyjaśnię, na czym polegał ostatni test.
— Najwyższy czas.
— Przyrząd, którym się posłużyliśmy, to tomograf pozy-tronowy. Specjaliści
nazywają go petscan. Działa na zasadzie pozytronowej tomografii emisyjnej, w
skrócie PET. Dzięki niej możemy obserwować strefy aktywności mózgu w czasie rze-
16
czywistym, badając ukrwienie poszczególnych części narządu. \V twoim przypadku
chciałem przeprowadzić coś w rodzaju przeglądu ogólnego, sprawdzić
funkcjonowanie kilku najważniejszych obszarów mózgu, których położenie jest nam
znane. A więc postrzeganie wzrokowe, mowa, pamięć.
Anna przypomniała sobie kolejne testy. Kolorowe kwadraty, historia opowiedziana
na kilka różnych sposobów, nazwy stolic. W tym kontekście sens poszczególnych
ćwiczeń stał się dla niej jasny, ale Ackermann ciągnął z zapałem:
— Na przykład mowa. Wszystko rozgrywa się w płacie czołowym. Obszar ten dzieli
się na podsystemy odpowiedzialne za rozpoznawanie dźwięków, słownictwo,
składnię, znaczenie, brzmienie i intonację — wskazał palcem na czoło. —
Współdziałanie tych stref pozwala nam rozumieć słowa i posługiwać się nimi.
Dzięki rozmaitym wersjom mojej historyjki pobudziłem w twojej głowie każdy z
tych systemów.
Wciąż przemierzał ciasne pomieszczenie, tam i z powrotem, zasłaniając i
odsłaniając obrazki wiszące na ścianie. Anna spostrzegła dziwny rysunek,
przedstawiający kolorową małpę o wielkich ustach i ogromnych rękach. Pomimo
halogenowych lamp czuła zimny pot na plecach.
— No i co? — zapytała cicho.
Rozłożył ręce w geście, który miał być pocieszający.
— No i wszystko w porządku. Ośrodki mowy, wzroku, pamięci. Wszystkie obszary
aktywują się w normalny sposób.
— Tylko nie wtedy, gdy pojawia się portret Laurenta. Ackermann pochylił się nad
biurkiem i obrócił w jej stronę
monitor komputera. Anna zobaczyła cyfrowy obraz mózgu. Przekrój poprzeczny na
zielonym tle; wnętrze było całkowicie czarne.
— To jest twój mózg podczas obserwacji fotografii Laurenta. Żadnej reakcji.
Żadnych skojarzeń. Żadnych danych.
— Co to oznaczał
Neurolog wyprostował się i znów wsadził ręce do kieszeni, wypiął pierś,
przyjmując teatralną pozę. Nadeszła chwila wygłoszenia werdyktu.
— Myślę, że mamy do czynienia z uszkodzeniem mózgu.
— Uszkodzeniem?
17
— Uszkodzeniem strefy rozpoznawania twarzy.
— Istnieje taka strefa... twarzy? — spytała Anna oszołomiona.
— Tak. Jest to zespół neuronów specjalizujących się w tej funkcji; znajduje się
w prawej półkuli, w pobliżu centralnej części płatu skroniowego, z tyłu mózgu.
System ten został odkryty już w latach pięćdziesiątych. Osoby, które padły
ofiarą wylewu w tym miejscu, nie rozpoznawały twarzy. Ód tego czasu, dzięki
petscanowi, udało nam się zlokalizować ten ośrodek jeszcze dokładniej. Wiemy na
przykład, że jest on szczególnie rozwinięty u „fizjonomistów", osób
nadzorujących wejścia do klubów czy kasyn.
— Ale ja rozpoznaję większość twarzy — próbowała się spierać. — Podczas testu
zidentyfikowałam wszystkie portrety.
— Wszystkie, oprócz portretu twojego męża. I to jest ważna wskazówka.
Ackermann złączył dwa palce wskazujące, dotykając nimi ust w geście zadumy.
Kiedy nie był zimny jak lód, przemawiał tonem napuszonym i górnolotnym.
— Są dwa typy pamięci. Jedna przechowuje wiedzę nabytą w szkole, a druga to,
czego doświadczamy w życiu codziennym. Te dwie pamięci mają odmienny sposób
funkcjonowania w mózgu. Myślę, że w twoim przypadku zawodzi połączenie pomiędzy
ośrodkiem odpowiedzialnym za rozpoznawanie twarzy a tym, w którym dokonuje się
ich porównywanie z twoimi osobistymi wspomnieniami. Jakieś uszkodzenie zakłóca
tę łączność. Rozpoznajesz Einsteina, a nie rozpoznajesz Laurenta, którego twarz
przechowywana jest w twoich archiwach osobistych.
— Da się to jakoś wyleczyć?
...
joachim777