Kasprowicz Jan - Sonety z chalupy.txt

(17 KB) Pobierz
tytu: "Sonety z chaupy"
autor: Kasprowicz


* * *

Rozmiowaa si ma dusza

W Ciemnosmerczyskich ska zwaliska,
Gdzie pawiookie drzemi stawy,
Krzak dzikiej ry ps swj krwawy
Na plamy szarych zomw ciska.

U stp mu bujne rosn trawy,
Bokiem si pitrzy turnia liska,
Kosodrzewiny wowiska
Poobszyway gane awy...

Samotny, senny, zadumany,
Skronie do zimnej tuli ciany,
Jakby si lka tchnienia burzy.

Cisza... O licie wiatr nie trca,A tylko limba prchniejca
Spoczywa obok krzaku ry.

* * *
wity Boe, wity Mocny

Rozmiowaa si ma duszaW cichym szelecie drzew,
Gdy koronami ich porusza
Druh mj, przecichy wiew.

Rozmiowaa si ma duszaW gonych odmtach fal,
Gdy druh mj, burza, je porusza,
W nieznan pync dal.

Rozmiowaa si ma duszaW twrczych promieniach zrz,
Gdy druh mj, soce, w wiat wyrusza,
ycia pomienny str.

Rozmiowaa si ma duszaW przepastnej nocy mgach,
Gdy druh mj, mier, na pow rusza,
A przed ni lk i strach.

* * *
Krzak dzikiej ry w Ciemnych Smreczynach

Chaty rzdem na piaszczystych wzgrkach;
Za chatami krpy sad winiowy;
Wierzby siwe poschylay gowy
Przy stodoach, przy niskich obrkach.

Pot si wali; pioun na podwrkach;
Tu r konie, rycz chude krowy,
Tam si zwija dziewek wieniec zdrowy
W kranych chustkach, w koralowych sznurkach.

Szare chaty! ndzne chopskie chaty!
Jak si z wami zroso moje ycie,
Jak wy, proste, jak wy, bez rozkoszy...

Dzi wy dla mnie wspomnie skarb bogaty,
Ale wspomnie, co zawi obficie
Hej! czy przyjdzie czas, co zy te sposzy?!...

* * *
Sonet I

Miaa role, sprzedali jej rol
-Byy czasy gradu i posuchy, Kub dawno zamkn grb ju guchy,
A skd paci, gdy pustki w stodole? Poegnaa ze zami swe pole,

W sub poszy nieletnie dziewuchy, I na plecach kawa starej pstruchy,
Tak na wiatr si pucia - na dol. Wdrowaa od wioski do wioski:
Tu si najmie do niwa, tam pierze, Pkd lata, pkd siy wierze.
.
. Ale staro spada funt po funcie:
Trza pj w ebry, trza y z aski boskiej.
I dzi zmar znaleli na gruncie.

* * *
Sonet II


Soce w niebieskim lni krysztale,
wiatoci stay si granity,
Ciemnosmreczyski las spowity
W bladobkitne, wiewne fale.

Szumna siklawa mknie po skale,
Pas rozwijajc srebrnolity,
A przez mgy id, przez bkity,
Jakby wzdychania, jakby ale.

W skrytych zaomach, w cichym schronie,
Midzy graniami w socu ponie,
Zatopion w szum, krzak dzikiej ry.
.
. Do cian si tuli, jakby we nie,
A obok limb tocz plenie,
Limb, zwalon tchnieniem burzy.

* * *
Sonet III

Lki! wzdychania! rozalenia,
Przenikajce niewiadomyBezmiar powietrza!.
.. Hen! na zomy,
Na blaski turnic, na ich cienia
Stado si kozic rozprzestrzenia;


Nadziemskich lotw ptak akomy
Rozwija skrzyde swych ogromy,
wistak gdzie wiszcze spod kamienia.
A midzy zielska i wykroty,
Jak lk, jak al, jak dech tsknoty,
Wtuli si krzak tej dzikiej ry.

Przy nim, ofiara, ach! zamieci,
Czerwonym prchnem limba wieci,
Na wznak rzucona wistem burzy.

* * *
Sonet IV

O rozalenia! o wzdychania!
O tajemnicze, dziwne lki!...
Zi zapachniay wiee pki;

Od niw liptowskich, od Krywania.
W dali echowe sycha grania:

Jakby nie z tego wiata dwikiPyn po rosie,
co hal mikkiAksamit w wilgn biel osania.
W seledyn stroj si niebiosy;
Wilgotna biel wieczornej rosy
Byszczy na kwieciu dzikiej ry.
A cichy powiew krople strca
Na limb, co tam prchniejca,
Ley, zwalona wiewem burzy.

* * *
Sonet V

O niezgbione, nieobjte moce!
Skrzydami trzepocjak ptak ten nocny,
ktremu okiem kazano skrwawionympatrze w blask soca...

wity Boe! wity Mocny!Swity a Niemiertelny!...
A moje skrzyda plamikrew, ktra cieknie bez koca
z mojego serca...

A oko moje zachodzi mg,
ktra jest skonemi mego serca,
i duszy mej! Niech bdzie skonem i Twoim!

wity Boe! wity Mocny,
Swity a Niemiertelny,
zmiuj si nad nami! I niechaj zy,
ktre o jasnym porankuwisz na kosach wypocztych zbrz
lub szkliw pian okrywaj kpyw sen otulonych traw,
zmieni si w gone skargii bez ustankupyn do Twoich zrz.
.
. Niechaj rozszarpi na strzpy,
na krwawe szmatyuny witowe, powstae nad ziemi,
gdzie bl i rozpacz drzemi,
ogromne, przez Szatana zapodnione wiaty,
a moe przez Ciebie,
o wity, Niemiertelny, wity  Mocny Boe! Dlaczego moje-li wargimaj wyrzuca krwaw pie?!Pacz ze mn!Dlaczego sam mam i w t przestrze ciemn,
cho ar poudnia pali przestworze?.
.
.
Dlaczego sam mam wlec si na rozdroe,
ku tym pochyym krzyom,
ktrym na czarne ramionakraczca siada wronai dziobem zmare rozsypuje prchno? Niech guche ale nie guchn!.
.
.

Id ze mn!
Zrzu z Siebie, Ojcze, nietykalne blaski!Zgarnij ze siebie t bo,
t wadajc moc, co nad wiekaminieugaszon pomienieje zorzi wiato daje wiatom,
i wiaty w swoim ogniu na popioy trawi!Sta si tak lichy, jak ja, i skulony,
i doczesnoci okryty achmanemwlecz si niesczsnym anemza kluczem w dal przymglon cigncych urawi,
ku cichej, na rozstajach kopanej mogilezapomnianego czowieka!Albo w Swej caej, wiekuistej sile,
w caej potdze wszechmocnego bytusta przy mym bokui dusz moj rozszerz do Swego bezmiaru,
i oczy moje, w smutku zapatrzone strony,
rozewrzyj, krlu globw penych alu,
do nieobjtych orbit,
i wlecz si, wlecz si ze mn na samotne pola,
ku tym ostami porosym przydroom,
gdzie kurzem obsypana lepa siada Dola.
.
. A wiatr rozwiewa jej wosyi wir jej w puste sypie oczodoy,
a soce, rozpaliwszy bezdenne niebiosy,
pali jej te, pomarszczone skroniei po policzkach leje strumie aru,
w bezdwiczn skr piersi wysuszone zmieniai wargi jej rozwiera, daremnie aknce,
ach! rzewicego zbawienia.
A dzwon si rozlega,
z jkiem si czoga po spalonej ce,
z paczem si wznosi nad umare bonia,
kaniem wyschnite chce poruszy wodyi zrozpaczony zamilka u brzega,
i znw si zrywa, i jczy, i pacze,
i ka, i pynie, i pynie, i pyniew tej rozpakanej godzinie.
.
.
A jako widna ta ziemia, wspaniaawielk godzin konania,
nie pogrzebione wok le ciaa,
a ci si wlok, popdzani mocstrasznego lku.
A kada gowa ku ziemi si sania,
kade kolani si chwieje,
a krzye posmutniae dr w wychudym rku,
a w wietrze chorgwie trzepoc,
a w martwym, niemym socu gromnice si zoc,
a mier przed tumem kroczy,
wielkimi kroczy odstpamii z umiechem na trupich ustachwywija kos stalow,
poyskujc w poudniowym skwarze.
A nad jej gow,
jak wieniec z czarnych zi,
rozkwitych podmuchem aoby,
gdzie drzemi stuleci groby,
zgodniaych krukw kr stadachmur ciemnioni wysunwszy dziobydliwie chonten wiew, ktry idzie od ziemi -trujcy, miertelny wiew.
.
.
A ona, wiata przebiegajc smug,
kroki swe liczy na milei kos zatacza uk,
e jako zboe w dzie koby,
tak pokolenia padajna nieskoczonym obszarze,
ktry jej mocy odda si spokojny,
ktry jej mocy odda si bezwiedny.
.
.
O dzwonu kajce proby!O szumie widncych drzew!O Boe, wity Boe! wity a Niemiertelny!.
.
. A ci si wlok,
blaskw sonecznych odziani powok.
A dzwon si rozlegaw blaskw sonecznych pozocistym pyle,
opadajcym na zielska przydroy,
na melancholi okryte przecznice,
na grb samotnyzapomnianego czowieka.
Kopcie samotny grb!Niechaj w nim koci pooyten, ktry z matki ywotawynis niesczsny los!Nieokieznana gnaa go tsknotaza widmem bolu,
ktry sam jedenwszechmocny posiada gos,
ktry sam jeden rozpieniadusz sabego czowiekaw natchnion pie,
zapadniajc wiaty.
.
.
Kopcie samotny grb,
pord krwawnikw kopcie i dziewanny,
u stpprchniejcego krzya,
gdzie w poudniowy skwarbratnie si schodz duchy,
tum zapomnianych mar,
i wrd spalonej usiadszy murawyjk wyrzucaj guchyz skrwaw3ionych on.
.
.
A jk ten idzie po ztych zagonachrazem z t pieni, ktr jczy dzwon -na ryskach rusza porzucone kosy,
czarnymi oyn jagodami chwiejei wierzb paczcych srebrne czesze licie,
i szumi w wierzchach czerwonych chojarw.
.
.
Kopcie samotny grbtam, na tej miedzy szerokiej,
gdzie ronie opian chropawy,
gdzie srebrne lni si podbiay,
gdzie aksamitna bylicarozpierza mikkie swe kicie!Tam, gdzie ten parwsczy resztkami wody,
gdzie ten wdolec ospay,
gdzie ci si wlok,
blaskw sonecznych odziani powok,
gdzie si nad drog kurzu wzbija sup,
kopcie samotny grb!Gdzie ziemia pka od arw,
gdzie kada jej grudkapena jest znojwi krwawych prb,
gdzie dzwon si rozlega,
gdzie w wietrze chorgwie trzepoc,
gdzie si gromnice zoc -kopcie samotny grb!Gdzie w dali pobyskuje jezioro tsknice,
gdzie jaskier widnie na ce -gdzie opuszczone mogiy -te kopce polegych wojwnielitociwy rozrywa pug,
rdzawe szablice wyrzucajc z wntrza,
dzi wroga zbrodniczy up,
tam wy samotni, cichy kopcie grb!.
.
.
Niechaj w nim koci pooyten, ktry powsta z tej ziemi,
ktry mia w sobie jej trud,
jej tajemniczy jk,
idcy z gbin przestworzyw poudnia senny skwar.
Niechaj w nim spocznie na wiekiten, ktry zabra z jej chatalniki ezi czeka, kiedy przyjdzie wybawienia kres,
z jej szumicych zbzgarnia ten dziwnie przejmujcy szum,
i w swoich dumtre go zamyka, i w wiatjak wielk wito nis.
I al go zdejmowa,
e mu nie dan bya moc,
by zmieni w tryumf te zy;
e nie mia siy,
aby te szumy aobnew jaki weselny,
w jaki radosny hymn si rozpieniy!I obarczony przeklestwem najdroszychstan na drodze w dzie tuczy,
jak krzew pogity,
i z piorunami w zawodyrozpacz grzmia!A burza huczy i huczy,
a chmur si kbi wa,
a wiatr mu deszczem miecie w lepe oczy,
a grzbiet mu dry, jak brzoza wrd pustego pola,
a lepa na przydrou przykucnita Dolamieje si dzikim miechem,
e si nie spotka z echemten rozpaczliwy gos,
e go wchony odmtytej burzy.
e w tej miertelnej podry,
w tej drodze znojnej,
na tym zsieczonym anieupad bezsilny czek,
do wichru zwali si stp.
Kopcie samotny grb!A Ty, wity,
o Niemiertelny,
ktry swym jednym oddechemwypeniasz wiekw wiek,
Ty od powietrza, god...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin