Charroux Robert - Księga zdradzonych tajemnic.doc

(669 KB) Pobierz

Robert Charroux

 

KSIĘGA ZDRADZONYCH TAJEMNIC

 

Przekład: Lech Niedzielski

Od wydawcy

Robert Charroux i jego dzieło

Zwolenników książek Ericha von Danikena, czy mówiąc szerzej, interesujących się

problematyką starożytnych astronautów, czeka nie lada uczta. Oto będą mogli zapoznać się z

książkami słynnego francuskiego badacza tajemnic przeszłości, największego, choć właściwie

nieznanego w Polsce, rywala Ericha von Danikena - Roberta Charroux (wymawiaj: Szaru, z

akcentem na ostatnią zgłoskę). Zanim Daniken wydał swoją pierwszą książkę Wspomnienia z

przyszłości (1968), Francuz miał już za sobą 100 000 lat nieznanej historii człowieka (1963), w

której wyraźnie sformułował dwa twierdzenia:

1. Przed tysiącami lat istniała na Ziemi wysoko rozwinięta cywilizacja oraz

2. W historii ludzkości maczali palce przybysze z kosmosu.

Oczywiście można się spierać, czy Robert Charroux był pierwszym, który postawił na porządku

dziennym którąś, lub obie, z powyższych tez. On sam niekiedy powołuje się na badaczy

radzieckich, którzy dawali wyraz swoim podejrzeniom, że występujące w Biblii postacie mogą być

istotami z kosmosu (Jahwe, Jezus itp) i że jest coś nie w porządku z naszą historią (M. Agrest, W.

Awiński, W. Zajcew i I. Lisiewicz), ale Rosjanie nie przedstawili właściwie usystematyzowanej,

zamkniętej koncepcji, jak zrobili to Charroux czy Daniken.

Być może palma pierwszeństwa należy się Anglikowi Brinsleyowi Poer Trenchowi (za tym

pseudonimem ukrywa się lord Clancarty z Brytyjskiego Parlamentu), który w wydanej w 1960 roku

książce Niebiańscy ludzie (The Sky People) wiąże z naszą prehistorią rozumny czynnik kosmicz-

ny. A może należy ją przyznać Louisowi Pauwelsowi i Jacquesowi Bergier z ich ekscentrycznym

bestsellerem Poranek magów (Le matin des magiciens, 1960), chociaż tak naprawdę pogląd o

istnieniu w zamierzchłych czasach wysoko rozwiniętej cywilizacji, która uległa zagładzie atomowej,

wyartykułowali oni w sposób jawny raczej dopiero w Wiecznym człowieku (Eternal Man) wydanym

w 1972 r.

A przecież nieco wcześniej, bo w 1969 r., Włoch Peter Kolosimo napisał klasyczną niemal pracę

astroarcheologiczną - Nie z tego świata (Not of this World), zaś rok później (1970) wyszła książka

Ludzie i cywilizacje fantastyczne (Hommes et civilisations fantastiques) rodaka Charroux - Serge'a

Hutin.

Na oddzielny akapit, w tym krótkim omówieniu historii myśli astroarcheologicznej, zasługuje w

ogóle w Polsce nieznany i dotychczas nie wydany Raymond Drake. W 1968 r., a więc

jednocześnie z ukazaniem się Wspomnień z przyszłości Danikena, napisał on swoją nadzwyczaj

przyzwoicie udokumentowaną i trzeźwą książkę Bogowie i kosmonauci na starożytnym Wschodzie

(Gods and Spacemen in the Ancient East) - później poszukiwał przybyszów z kosmosu w dawnej

przeszłości (Gods and Spacemen in the Ancient Past) oraz w dawnych czasach Nowego Świata

(Gods and Spacemen in the Ancient West).

Żaden z nich nie był jednak tak wytrwały w tropieniu pozaziemskich śladów na naszej planecie

jak Charroux i Daniken i tylko ci dwaj pozostali na placu boju.

Robert Charroux urodził się w 1909 r. Początkowo pracował jako urzędnik w Ministerstwie

Poczty i Telegrafu. Od 1943 r. przez dwa lata był ministrem kultury w rządzie francuskim. Od 1945

r. pracował jako dziennikarz, zaś od roku 1960 zdobył uznanie jako pisarz zajmujący się

zagadkami naszej przeszłości. Przez wiele lat przemierzał wszystkie kraje świata w poszukiwaniu

śladów mogących potwierdzić teorie, którym, dosłownie poświęcił swoje życie, gdyż zmarł w

trakcie jednej ze swoich wypraw. Napisał osiem książek dotyczących spraw, które później zaczęto

określać nazwą paleoastronautyki lub astroarchoeologii i kilka z nich stało się światowymi

bestsellerami. Już po śmierci (w 1978 r.) związane z nim paryskie wydawnictwo Laffonta wydało

syntezę wszystkich prac Roberta Charroux - biblię jego astroarcheologii, zatytułowaną Księga jego

ksiąg. Ta ostatnia, ukaże się nakładem naszego wydawnictwa jako Tajemniczy świat Roberta

Charroux, którą to nazwę nadaliśmy zresztą całemu cyklowi jego książek

Na koniec słowo od wydawcy do sceptyków i krytyków.

Zdajemy sobie sprawę z licznych słabości występujących w książkach Roberta Charroux, który

niekiedy wykazuje marne pojęcie w sprawach naukowych bądź też opiera się na teoriach,

będących dziełem być może szalonych jednostek, z rozpędu, a może z naiwności lub ignorancji,

fałszywie umieszczanych przezeń na piedestale nauki.

Jednakże nie widzimy nic złego w podejrzeniu, że na Ziemię zawitały kiedyś rozumne istoty z

kosmosu. Nie widzimy również nic złego w twierdzeniu, że ich obecność mogła znaleźć odbicie w

wielu legendach lub świętych księgach z Biblią na czele. Mało tego - takie poglądy, będące

przecież zrębami myśli astroarcheologicznej, uważamy za zdrowe i wielce prawdopodobne - i to z

naukowego punktu widzenia.

Kosmos jest wielki. Istnieją w nim tryliony planet. Muszą istnieć miliony lub miliardy planet

zamieszkałych przez istoty rozumne, z których część lata sobie swobodnie po kosmosie. Niektóre

z nich musiały kiedyś nas odwiedzić. A co mogło z tego wyniknąć?

Po odpowiedź zwróćcie się do Ericha von Danikena i Roberta Charroux.

Łódź, kwiecień l994r.

Przedmowa

Człowiekowi zagraża realne niebezpieczeństwo, że prędzej zniknie jako gatunek, niż pozna

prawdę o swoim pochodzeniu i nieznanych siłach, które kierowały jego losem. Człowiek nie ma

pojęcia o swych nieznanych praprzodkach, którzy w zamierzchłych czasach tworzyli wspaniałe

cywilizacje i jak my dziś - próbowali podbijać Kosmos.

Nieprawdopodobne i jednocześnie deprymująco odporne na ludzkie dociekania, tajemnice te

wciąż stanowią wyzwanie dla naszej ciekawości: cudowny rozkwit architektury Egiptu,

tajemniczość greckiej mitologii, Hiperborea, budowa piramid, “wieże latających ludzi" z Zimbabwe i

Peru, lewitowanie, Kabała, Graal i wciąż niepoznane społeczeństwa starożytne. Przeczuwając, że

mogą być świadkami końca ery, zbuntowani ludzie prawdopodobnie chcą teraz zrzucić łuski z oczu

i zwątpić we wszystko, w co dotąd zmuszeni byli wierzyć.

Chciałbym zatem zaproponować nowe spojrzenie na znaną i nieznaną historię, w postaci zbioru

hipotez z pogranicza historii oficjalnej, a dzięki introspektywnym dociekaniom - sięgających tego,

co znane jest jako równoległe kosmosy. Nie będę przybierał aroganckiego tonu mędrca

przeświadczonego o swej wiedzy, lecz przyjmę raczej postawę pełnego pokory poszukiwacza,

który pewien jest tylko tego, że postąpił do przodu zaledwie o kilka kroków.

Nasze pojmowanie własnego pochodzenia jest obarczone wielkim błędem, historia i prehistoria

zaś to jeden fałsz. Wyobraźmy sobie kropkę zaznaczoną ołówkiem na linii o długości trzystu

milionów kilometrów albo ziarnko piasku na Saharze. Tak wygląda przełożona na język konkretów

nasza historia i prehistoria w kontekście pojęć czasu i przestrzeni. Czy to jednak rozsądne sprowa-

dzać naszą cywilizację do nikłej kropki, znaczącej niewiele więcej niż ziarnko piasku? Nasza

tradycja odziedziczona po przodkach i podświadoma, choć uparta intuicja każą nam przypuszczać,

że swoje wielkie przeznaczenie człowiek ma spełnić poprzez cykl znikających cywilizacji. W

odpowiedzi na to, co zdaje się wyłaniać z otchłani przeszłości, oficjalna nauka mówi “Nie!". Można

sądzić, że przetrwała tylko jedna prawda - prawda o istnieniu tajemnicy. Musimy ją uważać za

jedyną przekonującą i niezniszczalną rzeczywistość.

Albert Einstein, jeden z największych geniuszy w dziejach ludzkości, człowiek najbardziej chyba

predestynowany do ogarniania swym umysłem wszystkich problemów, obdarował nas złotym

kluczem do wiedzy:

Najcudowniejszym doznaniem, które może się stać udziałem człowieka, jest poczucie

tajemnicy. Stanowi ona źródło prawdziwej sztuki i autentycznej nauki. Jeśli ktoś nigdy tego nie

doświadczył, jeśli pozbawiony jest daru dziwienia się i zachwycania, równie dobrze mógłby być

martwy - jego oczy nie widzą.

W tym samym duchu wielki poeta Jean Cocteau zaryzykował wyrażenie pochwały mojej książki

100 000 lat nieznanej historii człowieka (Pandora Books, 1994 -przyp. red. poi), mimo że

przedstawiłem w niej pewne niezwykle ryzykowne hipotezy. Myśląc podobnie jak Einstein, poeta

zaszczycił mnie długim listem, którego zakończenie brzmi następująco:

Pańską książkę [...] powinno się chronić i uczynić przedmiotem rozważań. Należałoby

pomedytować nad bezsilnością -z jaką przed obliczem niezmierzonej, przerażającej ludzkiej

głupoty sunie procesja dowodów - oraz nad wyboistymi drogami, którymi idą odkrycia i wynalazki.

Wyjaśnił mi Pan kilka wersów Requiem, które dotychczas błędnie pojmowałem, pańskie teksty

wykraczają bowiem poza oficjalną egzegezę, czyniąc prostym to, co wydaje się skomplikowane.

Czuję się zmuszony prosić Jeana Cocteau o wybaczenie, ale ta książka jest - jak to obecnie

widzę - jedynie niewprawną, kulawą próbą, niegodną jego uwagi. Po przestudiowaniu bowiem

apokryfów i starożytnych tekstów pozostawionych przez wielkie cywilizacje jawi się teraz przede

mną głębsza prawda: Prawda o Zachodzie. Świat zrodził się na Zachodzie, światło przyszło z

Zachodu. Tu leży czarodziejski klucz, który - jak głęboko wierzę - rzeczywiście otworzy lub

przynajmniej uchyli wrota Nieznanego.

Część pierwsza

PRIMOHISTORIA

Primohistoria to okres w dziejach rodzaju ludzkiego poprzedzający protohistorię i

równoległy do prehistorii, jednak różniący się od niej tym, że zakłada istnienie

rozwiniętych cywilizacji.

Rozdział pierwszy

Zatopione miasta i zniszczone lądy

O potopie mówi tekst Biblii, a gliniane tabliczki babilońskie podają wersję identyczną choć

wcześniejszą. Jest to pisemny przekaz historii w dosłownym rozumieniu, powszechnie uznany za

pierwszy zapis w naszej cywilizacji.

Moim zdaniem pogląd ten opiera się na zadawnionym błędzie, popełnianym przez

Hebrajczyków i chrześcijan, dla których Stary Testament pozostaje niewzruszonym kanonem

prawdy. Jak powiadają hebrajskie teksty, nie można tam zmienić ani jednego słowa, ani jednej li-

tery.

To prawda, że świat zawdzięcza ogromnie dużo Hebrajczykom, podobnie jak Hidnusom,

Egipcjanom i Grekom oraz że nikt nie wątpi w wielką wartość Biblii jako dokumentu, jednakże

Adam i Ewa nie byli Semitami, Hindusami, Egipcjanami czy Grekami. Taka koncepcja nie

wytrzymuje konfrontacji z odkryciami poczynionymi w ciągu ostatnich stu lat, mówiącymi o istnieniu

wysoce rozwiniętych prehistorycznych cywilizacji, nie znanych, niestety, autorom Księgi Rodzaju.

Jeśli odrzucimy pseudohominidy, takie jak australopitek, sinantrop, pitekantrop, człowiek z

Fontechevade czy człowiek z Piltdown, które są albo zwykłym szalbierstwem albo nonsensem, to

pierwszą, jak się zdaje, znaną ludzką istotą pozostanie człowiek z Cro-Magnon, który czterdzieści

tysięcy lat temu mieszkał w dzisiejszym okręgu Perigord we Francji.

Pozostając w granicach wyznaczonych przez prehistorię, musimy przyznać, że cywilizacja

przyszła ze środkowozachodniej i południowo-zachodniej Francji, trudno jest bowiem nie uznać za

cywilizowanych ludzi, którzy wyrzeźbili kamienne księgi prehistorycznej biblioteki w Lussac-les-

Chateaux, lub malujących na ścianach jaskiń w Montignac-Lascaux.

Archeolodzy jednak, z powodu religijnego sekciarstwa, czy też z powodu braku wyobraźni i

odwagi, nie wierzą w istnienie cywilizacji neandertalskiej ani też stworzonej przez ludzi z Cro-

Magnon z ich miastami, handlem, przemysłem, sztuką itd.

Jeśli przez “cywilizację" rozumiemy obraz społeczeństwa zbliżony do naszego, to

Cromagnończyków musimy zredukować do wymiaru prymitywnej przeciętności. Czy jednak istnieje

jakiś istotny powód, by wierzyć, że pierwsza ludzka cywilizacja to cywilizacja śródziemnomorska

lub orientalna?

Nasza historia sięga w przeszłość o wiele dalej niż sumeryjskie gliniane tabliczki, ponieważ w

geologii oraz w ustnych przekazach brzmią odległe echa zdarzeń spoza świata starożytności.

Niełatwo jest je umiejscowić w czasie, jednak ich autentyzm nie budzi wątpliwości.

Świat za morzami

Przekazy celtyckie mówią o innym, leżącym na zachodzie “świecie za morzami", podczas gdy

Biblia, zamknięta w swym niemodnym już nieco egocentryzmie, umiejscawia kolebkę ludzkości na

Bliskim Wschodzie, w dorzeczu Tygrysu i Eufratu, nie wykluczając wszakże możliwości

przedłużenia ziemskiej egzystencji w kierunku boskich niebios, które mogą oznaczać inne planety i

gwiazdy.

Teolodzy i historycy w spokoju ducha przyjmują biblijna propozycję, opatrując ją pieczęcią swej

oficjalnej aprobaty. Co jednak począć z przekazami rodem z Irlandii, Walii, Francji, Hiszpanii i

Meksyku, z mitologiami pochodzącymi z całego świata, z których każda reprezentuje swą własną

wersję genesis.

Uczciwość wymaga, aby badając hipotetyczne cywilizacje, brać pod uwagę każdy przekaz, a

tropów poszukiwać w zbudowanym na zasadach logiki świecie, do którego prowadzi nas nasza

wiedza.

Takie spojrzenie pozwala sądzić, że geometryczny środek ludzkości nie znajduje się na

obszarach Orientu, historia zaś nie bierze swego początku od Sumerów i potopu, który dla

ortodoksyjnych archeologów stanowi punkt przecięcia naukowej pewności z niesionym przez

tradycję domniemaniem.

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że opisany w Księdze Rodzaju globalny potop wygląda na o

wiele bardziej destrukcyjną siłę, niż to można stwierdzić w dorzeczu Tygrysu i Eufratu. Bretońskie

miasto Is zostało zalane podobnie jak ląd łączący Francję z Anglią i wydarzenie to, jako

historycznie niewątpliwe, sięga w przeszłość dalszą niż epoka sumeryjska.

Prehistoryczne pisemne przekazy z Glozel we Francji, Newton w Szkocji, Alvao w Portugalii, z

Bautzen w Niemczech czy z rumuńskiego Costi są o tysiące lat starsze od tabliczek babilońskich i

mówią o istnieniu wykształconych ludzi, którzy byli spadkobiercami niezwykle starych, zaginionych

cywilizacji.

Archeolodzy uparcie zamykają się w granicach kurczowego racjonalizmu: Oto wytapianie

żelaza rozpoczęło się nie wcześniej niż przed trzema i pół tysiącem lat, a zatem epoka brązu

wyprzedziła żelazo (jest to pogląd niemądry, gdyż opiera się wyłącznie na fakcie, że brąz jest

metalem trwalszym od żelaza); najstarszymi ruinami są babilońskie zikkuraty (świątynne wieże

tarasowe), a więc cywilizowany świat narodził się w Sumerze. Wszystko to jest fałszem.

Buffon, Laplace, Arago i Humboldt są zgodni

Chińskie przekazy utrzymują, że ziemska cywilizacja liczy sobie kilkaset tysięcy lat.

Przyrodoznawca Buffon ogłosił, że w niektórych rejonach kuli ziemskiej “spadały szeregami

odłamki granitu, porfiru, jaspisu i kwarcu, zmieszane ze skamielinami nieznanymi na ziemi".

Słynny matematyk Laplace pisał:

Z krain, które zamieszkiwali, zniknęli wspaniali ludzie o imionach prawie nieznanych

historii. Języki, którymi się porozumiewali, a nawet ich miasta przestały już istnieć; z

osiągnięć ich wiedzy i przemysłu nie pozostało nic poza niejasną tradycją i kilkoma

przekazami pisemnymi o niepewnym pochodzeniu.

Aleksander Humboldt, twórca geografii botanicznej, utrzymywał, że w zamierzchłych czasach

potężny kataklizm zatopił większą część zamieszkałego przez ludzi świata.

“Nie ma wątpliwości" powiedział wielki fizyk Arago, “że powodzie nie są wyjaśnieniem skutków,

które stwierdzają geolodzy". Był on przekonany, że nastąpiło głębokie obsunięcie powierzchni

ziemi spowodowane kosmiczną katastrofą.

Królewski astronom i członek Akademii Nauk, Jean Syhrian Bailly, tak pisał w 1785 r.:

Tradycje i pomniki dają obfite świadectwo tego, że przed całopalną pożogą na ziemi

istniała światowa cywilizacja, z której pozostały jedynie szczątki.

Biorąc pod uwagę te wypowiedzi sławnych ludzi, pisarz A. d'Espiard de Cologne pokusił się o

takie podsumowanie:

Wygląda to tak, jakby na powierzchni kuli ziemskiej wszystko się bezładnie piętrzyło;

jak gdyby na ziemię spadł jakiś inny świat, lub przynajmniej jego odpryski.

Dziś geolodzy, etnolodzy, archeolodzy i naukowcy wszystkich innych dyscyplin zgodni są co do

tego, że potężne trzęsienia ziemi i powodzie spustoszyły ją i zdziesiątkowały jej mieszkańców w

czasach, które można w przybliżeniu określić na lata: 4 000, 10 000, 16 000 przed Chrystusem [...]

i tak dalej. Wszyscy uznaliby możliwość istnienia zaginionych cywilizacji gdyby nie zasiane przez

prehistoryków wątpliwości w postaci wymyślonych przez nich er w rodzaju paleolitu czy neolitu

albo też idei pochodzenia człowieka od małpy. Jeśli nasi przodkowie byli małpami, to z pewnością

nie mogli zajmować się fizyką atomową, telewizją czy kosmicznymi podróżami! Jednak w ciągu

ostatnich kilku lat dwa odkrycia podważyły teorie historyków starej szkoły, sprawiając że problem

jest znów aktualny. Nowe konstatacje brzmią:

1. Jest rzeczą nieprawdopodobną, by człowiek pochodził od małpy.

2. Paleolit i neolit to wymysły, monstrualne błędy, oparte wyłącznie na fałszywych

interpretacjach.

W następnych rozdziałach omówię to bardziej szczegółowo, teraz zaś zwracam tylko uwagę, że

nasi przodkowie, z wyjątkiem nielicznych, żyjących na marginesie prymitywnych osobników, nigdy

nie używali kamiennych noży, toporów czy innych narzędzi. Gdyby bowiem stosowanie tych

kamiennych przedmiotów było powszechne, to takie znaleziska powinny iść w miliardy. W

porównaniu z tym nie znaleziono właściwie nic, poza kilkuset tysiącami kamiennych toporów

(główne narzędzie), nie wystarczających, by przyjąć, że jedno ziemskie pokolenie liczyło więcej niż

dwadzieścia osób.

Wciąż istnieją dowody świadczące o tym, że pogrzebane zostały miasta, a całe kontynenty

unicestwione przez powodzie i kosmiczne kataklizmy - że przed nami istniały nieznane cywilizacje.

Wierzyli w to: Buffon, Laplace, Arago i dziesiątki innych uczonych. Czemu więc nie mielibyśmy

wierzyć i my?

Podwodne i podziemne świątynie i miasta

W różnych miejscach pustyni Gobi rosyjscy archeolodzy odkryli rozlegle, wychylające się z

piasku fundamenty. Na pustym jemeńskiej, w pobliżu Maribu, znajdują się ruiny starożytnej stolicy

królowej Saby, pod nimi jednak są fundamenty znacznie starszego miasta z czasów, kiedy Arabia

była urodzajną, dobrze nawodnioną krainą.

Idąc dalej na północ, ponad sto kilometrów na zachód od Homs w Syrii, napotykamy ruiny

Palmiry. Czemuż to wielkie starożytne miasto wybudowano na pustyni? Historycy nie potrafią

odpowiedzieć na to w sposób przekonywający, a dodatkowo deprymuje ich świadomość, że w

stolicy królowej Zenobii żyło, zaspokajało głód i pragnienie setki tysięcy mieszkańców. Wszystko

jednak stanie się zrozumiałe z chwilą, gdy przyjmiemy, że w owym czasie ta pustynia była terenem

uprawnym. Według żydowskich przekazów, Palmirę wybudował król Salomon, jednak już

wcześniej na miejscu tym znajdowały się ruiny. Niektórzy kronikarze zgadzają się z baronem

d'Espiardem de Cologne co do tego, że “wielce czcigodny król [Salomon] znalazł zakopany w

mieście wielki skarb; w mieście, które zostało zniszczone przez straszliwy kataklizm. To właśnie

było źródłem jego słynnych bogactw".

Król Salomon wysyłał ekspedycje do Ofiru, usytuowanego podobno na terenach dzisiejszej

południowej Rodezji, by zdobyły złoto na budowę świątyni. Spotkało go jednak spore

rozczarowanie. W rzeczywistości Salomon był pierwotnie ubogim królem, który z konieczności

przyjął od Hirama pomoc przy wznoszeniu świątyni. Twierdzenie d'Espiarda de Cologne nie było

więc zupełnie pozbawione podstaw. Według legendy, starożytne greckie miasto Copae zostało

zniszczone przez Herkulesa. W historii tej kryje się oczywiście bardziej racjonalna prawda.

Jeszcze w dziewiętnastym wieku pozostałości miasta widoczne były na dnie jeziora Copais.

Pięć tysięcy lat temu gród ten musiał się znajdować co najmniej pięćdziesiąt metrów wyżej.

Archeolodzy ze zdumieniem odkryli system kanalizacji odprowadzającej ścieki do morza, ponieważ

jednak miasto osiadło na dnie zagłębienia, kanały te skierowane były ku górze zamiast prowadzić

w dół. Świadczy to o rozmiarach kataklizmu. Grecy nie zachowali o nim żadnych wspomnień i

wszystko przypisali gniewowi Herkulesa.

Copae było zaś miastem potężnym. Wyrąbane w litej skale przejścia towarzyszyły

pięćdziesięciu odgałęzieniom ciągów kanalizacyjnych, służąc jako wentylacyjne szachty. Cały ten

system był dokonaniem tytanicznym, przekraczającym możliwości zarówno starożytnej, jak i

współczesnej Grecji.

Schronienie dla wtajemniczonych

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin