Upadły Anioł.doc

(738 KB) Pobierz

Rozdział 1.

 

Ponure. Tak można było określić to miejsce. Nie było tam kwiatów, nie świeciło słońce. Ściany były pokryte czarną tapetą. Wszyscy mężczyźni zgromadzeni w sali mieli kaptury.

-          Jak tam wasze anioły? – Mężczyzna siedzący na podwyższeniu bawił się kieliszkiem wina.

-          Większość z nas – tu odpowiadający spojrzał na postać w fioletowym płaszczu. – Już zabiła wspomniane obiekty.

-          A ty, mój drogi? Jak ci idzie eksperyment? – spojrzał na postać.

-          Bardzo dobrze. Jak dotychczas mam pełną kontrolę nad aniołem.

-          A co z młodzieżowymi hormonami? – zwątpił jeden z zebranych.

-          Mój drogi, porządne lanie i kary potrafią zdziałać cuda. Oczywiście, jak anioł będzie próbował przysporzyć kłopotów, sprowadzę go tutaj, opętamy go i zabijemy obu naraz.

Roześmiali się nieprzyjemnie. Zaczęli omawiać śmierć kolejnej wytypowanej osoby z protektorem.

 

***

 

Znudzony rozejrzał się po budynkach. Ta wioska mugoli była niewielka. Za to bogata. Jego śmierciożercy już wpadli do wszystkich budynków. Niedaleko niego siedział młody chłopak i obserwował pożar i zniszczenia. Podszedł do niego spokojnie.

-          Twoi ludzie sprawiają mi wielką frajdę, wiesz? – mugol nie zaszczycił go spojrzeniem.

-          Ach tak? – usiadł koło niego, wiedziony ciekawością.

-          Nienawidzę ich. Zamienili mi życie w piekło. Zasługują na śmierć. – spojrzał na wioskę z gniewem.

-          A co ci zrobili? – zachichotał.

-          Cóż, obroniłem swoją kuzynkę przed pedofilem. Niemal mnie za to nie zlinczowali. Ten pedofil był kimś ważnym i wioska płaciła karę za atak na niego. Straciłem wszystko i zostałem bezdomnym. A draniowi się upiekło. – spojrzał na niego ciekawie. – Wyświadcz mi przysługę i zabij też tego drania.

-          Nie mam zwyczaju wyświadczać przysług. – Voldemort już miał go zabić.

-          Dupek. Tchórzysz przed zdobyciem nowego sojusznika? On lubi oglądać śmierć, mógłby typować ci ciekawsze ofiary.

Voldemort zamrugał. No tak, przeklęty Potter. Znów grzebie mu w umyśle. Ale pomysł był kuszący.

-          Ale dla ciebie chyba zrobię wyjątek. – dokończył lekko.

-          To dobrze. Nienawidzę ludzi za to, co zrobili. Będzie fajna zabawa.

Uśmiechnął się. Chłopak był mniej więcej w wieku Pottera. Może uda mu się nauczyć go magii? Czuł potencjał. Sowa mogła go nie odnaleźć, ale jakie to ma znaczenie. Nawet jeśli to szlama, przyda mu się zabawka. Będzie wymyślał tortury dla wrogów i nieposłusznych sług. Wkrótce podeszli śmierciożercy. Spojrzeli na chłopaka.

-          Zabrać go do kwatery. – Voldemort podniósł się. – Mam dla ciebie zajęcie.

-          Nie ma sprawy. Byle zapłata była krwawa i widowiskowa.

Obaj zachichotali. Bellatriks złapała go w pasie i przenieśli się do kwatery. Jedna z postaci obserwowała chłopaka niespokojnie.

 

***

 

Dumbledore przygryzł wargę.

-          Możesz to powtórzyć, Severusie? – zasugerował łagodnie.

-          Voldemort zabrał do kwatery mugola. Wyglądało na to, że zawarli jakąś umowę.

Snape napił się herbaty. Odbywało się właśnie spotkanie Zakonu. Wszyscy byli zaskoczeni tym wydarzeniem.

-          Co zrobił z tym nietypowym gościem? – Lupin podrapał się po nosie.

-          Dał mu domek ogrodnika i umieścił tam mugolski sprzęt, zaczarowany tak, by działał przy magii. – Severus potarł skronie. – Wszyscy byli zaskoczeni. On coś kombinuje.

-          Oby nie skończył kombinowania przed rozpoczęciem roku szkolnego. – Molly spojrzała na sufit.

Rozumieli jej niepokój. Na szczęście jej rodzina, oraz Harry Potter byli już w kwaterze głównej. A już jutro mieli jechać do szkoły. Wprawdzie szkoła miała się zacząć dopiero za półtora miesiąca, ale to było życzenie Pottera na urodziny. Chciał się uczyć podczas wakacji. Lupin zgodził się wrócić wraz z nim i pilnować go. Mężczyzna otrząsnął się z rozmyślań, gdy członkowie Zakonu zaczęli się podnosić. Dumbledore machnął mu i został. Albus poczekał, aż reszta wyjdzie i zagadnął.

-          Na pewno chcesz tego? – zapytał.

-          Albusie. Harry jest tutaj otoczony wspomnieniami o Syriuszu. Niby minął już rok, ale wciąż to go boli. Nawet ze mną mało co rozmawiał. Pomyśl co czuje po tym, jak w czerwcu niemal nie zginąłeś. Gdyby nie jego tarcza ochronna…

-          Wiem, zdaje sobie z tego sprawę. Do tego jego umiejętności w eliksirach są lepsze niż Severusa.

Obaj spojrzeli na dłoń dyrektora. Teraz była już zdrowa. To Potter stworzył eliksir na tę klątwę. Snape zaciskał wargi, ale musiał dać mu Wybitny. Było to dosyć sporym zaskoczeniem dla całej szkoły, ale nie dla chłopaka. Ten wzruszył tylko ramionami. Do tego Severus zawdzięczał mu życie. To Potter zasugerował, że Voldemort mógł opętać Snape’a i to go oszczędziło od kary za próbę morderstwa. Jednocześnie uraziło Albusa, który zamierzał właśnie wówczas zginąć i tym samym zmusić Harry’ego do zabicia Voldemorta. Dyrektor westchnął i podniósł się. Poszli razem na drugie piętro. Harry kończył się pakować i spojrzał na nich z uśmiechem.

-          Pomyślałem, że będziesz chciał zabrać przyjaciół.

Ron zaraz poderwał się i rzucił do pakowania z radosnym Jupi. Hermiona wstała niechętnie. Zauważyła, że Harry ostatnio ma napady humoru i wcale nie uśmiechało się jej to. Dyrektor obrzucił ją karcącym spojrzeniem. Harry zaś obrzucił takim spojrzeniem jego. Wyszedł za dyrektorem.

-          Muszą? – zapytał ponuro.

-          Oczywiście. Przecież to twoi przyjaciele. Czuliby się pominięci. – dyrektor uśmiechnął się ciepło.

-          Szkoda, że nie pomyślał pan o tym pominięciu podczas poprzedniego miesiąca.

Harry wrócił wściekły do pokoju. Jakby mało mu było marudzenia i kontroli.

-          To chyba moja wina. – skruszony Lupin usiadł na łóżku i szepnął mu na ucho.

-          Tak? – Harry spojrzał uważnie.

-          Nie chciał się zgodzić, więc wspomniałem, że ty tu wariujesz bo masz złe wspomnienia. Chyba uznał, że potrzeba ci towarzystwa.

-          Dupek. – Harry uśmiechnął się do Lupina.

Najbardziej właśnie lubił jego i Hermionę. Wiedział, że ta wyczuła jego zły humor i nie chciała jechać. Za to ich kochał.

 

***

 

Harry położył się na łóżku. Niedawno się rozpakował. Ron już poleciał po Hermionę, by szli na kolację. Nienawidził regularnych pór posiłków. I nienawidził tego jedzenia. Może im to smakowało, mu nie.

-          Harry, rusz się. – Ron zajrzał do środka. – Kolacja!

-          Nie chce mi się jeść! Idźcie sami. – Potter odwrócił się na bok.

-          Ależ Harry. Nic nie jadłeś na obiad!

-          Której części zdania nie chce mi się jeść nie zrozumiałeś?! Nie każdy myśli tylko o żarciu tak jak ty! Zostaw mnie w spokoju.

Ron spojrzał na niego wściekle i wyszedł, trzaskając drzwiami. Hermiona spojrzała na niego i już wiedziała, że się starli.

-          Co za…

-          Ron. Posłuchaj mnie. – posadziła go. – To sekret, ale Harry ma gorączkę. – skłamała.

-          To niech idzie do Pomfrey…

-          I się to wyda i zaczną go męczyć, że to przez niestosowanie Legilimencji i tak dalej. On wciąż jest senny. Wybacz mu to. – poprosiła.

Spojrzenie Rona złagodniało.

-          Wiesz, że jesteśmy jego przyjaciółmi. – kontynuowała. – Wiesz też, że mugole nie dali mu nigdy nic. Pewnie nie kupili mu leków i jedyne, co teraz można zrobić to czekać, aż sam wyzdrowieje. Po to chciał pewnie wrócić do szkoły, skorzystać z magazynku Snape’a i zrobić sobie lek.

-          Masz racje. Przepraszam.

-          Później go przeprosisz. Daj mu chwilowo spokój. – wstała.

Razem ruszyli do portretu, a potem do kuchni.

 

Rozdział 2.

 

Harry z ulgą zamknął drzwi. Kochana Hermiona. Uspokoiła kretyna. Inaczej dyrektor znów by się czepiał. I tak pewnie zastanawiają się, co kombinuje Tom. On czasem to widział, ale teraz nie chciało mu się zaglądać. Miał wspaniałe plany na ten miesiąc i znów mu je zepsuto. Dumbledore wiedział, że Remus nie będzie go cały czas kontrolował. To dlatego zaprosił również te dwójkę. Tak więc zero szwendania się i wybryków. I to go złościło.

-          Ile razy jeszcze będą mnie podcinali?! – warknął.

Przecież miał swoje życie. A był niemal niewolnikiem. Od narodzin miał wyznaczoną rolę. Ale dyrektor umieścił go u krewnych i to go zniewoliło. Potem trafił do Hogwartu, gdzie każdy oczekiwał od niego zbawienia świata. Był pewny, że to również robota dyrektora. A on głupi to robił. Jak zaczął się buntował w czwartej klasie, to wrócił ON. I całą piątą był prześladowany. Co za ludzie… tu też była wina dyrektora. Specjalnie unikał go i zostawił na pastwę czarodziejów. By wiedział, co go czeka jak się będzie buntował. A w poprzednim roku szkolnym bił go podczas prywatnych zajęć. Warknął bezgłośnie, po czym usiadł. Złapał za pergamin i zestaw do pisania, po czym zszedł do pokoju wspólnego. Usiadł i zaczął pisać.

 

Życie jest do dupy. Tak samo jak papier toaletowy mella. Każdy każdego w dupę rypie i wygląda to jak naturalna symbioza. Ale co ma powiedzieć na to ten, kto nikogo nie rypie, a rypią wciąż jego? Dla przykładu ja? Nikt mi nie pomoże, nikt mnie nie uwolni. Miałem nadzieje na fajne wakacje, a wepchali mi szpiegów, by siedzieli na odwłoku i pilnowali. Nic, tylko wziąć przykład z Emo Martynki i się wiecznie ciąć, AjĆ. Ale nie, czarodzieje nie wiedzą, co to emo Martynka. Swoją drogą, to strasznie głupie pisać jak PoKeMoN. Jak ona wypełni podanie o prace, jak pisze wiecznie ajć lub, że się tnie. Doświadczenie zawodowe? Tamowanie krwi. Ale, ale, nie miałem współczuć jej, tylko sobie. Albo i nie, mnie nie można współczuć. Tylko posmarować zad wazeliną i lecimy, jak każdy na tym świecie.

 

Harry zaśmiał się i przeczytał jeszcze raz kartkę. Miał dosyć ponure poczucie humorku. Ale nikt o tym nie wiedział. Złożył kartkę i rzucił w płomienie. Te, zamiast spalić ją, stały się czarne i kartka zniknęła. Potter zamarł.

-          Ja to zawsze mam szczęście. – zamamrotał.

Wkrótce do pokoju wróciła reszta. Usiedli na kanapie niedaleko niego. Hermiona zajęła się czytaniem i odrabianiem pracy wakacyjnej. Przez prawie godzinę nie zamienili ze sobą słowa. Ron już miał coś powiedzieć, gdy rozbłysły czarne płomienie i koperta wylądowała pod stopami Harry’ego. Ten podniósł ją i odwrócił. Nadawcy nie było, za to podpisane było „do papieru Mella”. Zaczął śmiać się jak wariat. Rozerwał kopertę i wyjął kartkę i plik naklejek.

 

Kotku.

 

Wbrew pozorom Mella to luksus. Ostatecznie zawsze idzie podcierać sobie dupę papierem Pupuś. Nie masz więc jeszcze tak źle. Szpiegów olej, jak są mądrzy, to ci dadzą spokój. Jak nie, to uduś lub upiecz na rożnie. Co do emo Martynki nie znam, to ci nie poradzę. Pisma tego też nie znam. Kto w ogóle wymyślił by tak pisać? Nie mów, że ona bo ją od razu zabiję. Chcesz, by ci lecieć na wazelinie? Kotku, nie znamy się aż tak dobrze, by się spoufalać.

A teraz na poważnie. Jakim cudem udało ci się mnie niemal nie utopić, tego nie zrozumiem. Siedziałem sobie w wannie, funkcja hydromasażu pieściła mi delikatnie ciało… a tu nagle z kominka wyleciała kartka i wbiła się narożnikiem prosto w nos. Na szczęście była dosyć wesoła. Opracowałem więc naklejki. Jak będziemy je stosować, to listy zawsze dotrą do nas. Tylko łap je uważnie, by nie podkradli.

Wydajesz się być… młody. Bardzo młody. Albo się uczysz, albo dopiero skończyłeś szkołę. Masz kłopoty sercowe? Zabij ukochaną. Dyrektor cię meczy? Podpal mu te fioletowe gacie. A tak w ogóle opisz mi siebie.

 

Harry odwrócił kartkę, ale nic tam nie było. Nawet się nie podpisał. Dopiero po chwili Potter zareagował. Następne, co pamiętał, to fakt, że wije się na dywanie ze śmiechu.

-          Harry, w porządku? – Hermiona wyrwała mu list. – Ojej.

-          Dokładnie. Ojej. To jest boskie! – Potter krztusił się i przez to zaczął kaszleć.

Ron klepał go po plecach. Potem zagonili go do łazienki, gdzie jeszcze bardziej zaczął się śmiać. Hermiona też zachichotała.

-          Znalazłeś nowego kolegę? – zapytała się cicho, jak Ron poszedł po jego przybory do kąpieli.

-          On jest boski. – Harry oparł się o ściankę.

-          Uważaj, jak traktujesz Rona. On jest całym sercem przy dyrektorze. – ostrzegła.

-          Wiem. Dzięki za pomoc. – odparł.

 

***

 

Harry ziewnął. Potarł oczy i spojrzał w bok. Ron jeszcze spał. Chłopak wstał i umknął pod prysznic. Umył się dokładnie, wciąż chichocząc na wspomnienie listu. Wczoraj Ron męczył go ponad dwie godziny, zanim dał sobie spokój. Nie rozumiał go. To jego list, co go to obchodzi? Chyba, że naprawdę ma go szpiegować. I on się na to zgodził?! Co z niego za przyjaciel?! Za dwa tygodnie miał mieć urodziny, a ten mu to psuje. Na szczęście miał nowego kolegę. Na pewno starszego, ale nie szkodziło. Póki nie dowie się, z kim pisze. Wówczas będzie źle. Ten słynny Harry Potter. Zacznie się marudzenie i tak dalej. Skończył się myć i wrócił do pokoju. Ubrał się i zszedł do pokoju wspólnego. Hermiona siedziała na kanapie, pisząc prace domową.

-          Nie pisał jeszcze. – powiedziała lakonicznie.

-          Dzięki.

Usiadł i zaczął odpisywać na wczorajszy list. Miał lekkie wyrzuty sumienia. Wczoraj tak się śmiał, że nie odpisał. A potem uciekł Ronowi pod pozorem spania i ten bardzo go pilnował. Ale to miało plus. Dzisiaj był wyspany i mógł na spokojnie odpisać. Bez rudzielca dyszącego mu w kark.

-          Tak w ogóle, macie jakiś sposób na dostarczanie sobie listów? – Hermiona spojrzała na niego. – Mogą się łatwo zgubić. Wyobrażasz sobie minę dyrektora, jak dostanie taki list od ciebie?

-          O tak. Rozerwałoby mnie ze śmiechu. A na poważnie to mamy naklejki. Naklejamy je na kopertę i wtedy się nie gubią. – Harry zaśmiał się.

-          Wiesz, że to zaawansowana magia? – Hermiona obejrzała uważnie naklejki.

-          Wiem. Nawet wiem, kto pisze ze mną. Tego pisma nie idzie pomylić. – Harry zakleił kopertę z listem i nakleił naklejkę.

Wrzucił ją w płomienie, które znów stały się czarne.

-          To z kim piszesz? – Hermiona wróciła do pracy domowej.

-          Z Voldemortem. – powiedział spokojnie.

Potem usiadł na kanapie i zabrał się za czytanie swojego referatu z eliksirów, nie zwracając uwagi na jej zaskoczone spojrzenie.

 

Rozdział 3.

 

Voldemort nalał wody do miseczki Nagini. Ponownie spojrzał na kominek. Od wczorajszego wieczora siedział niemal całą noc i czekał na to. Na list od nieznanego mu papieru Mella, jak go nazywał. Ten list był miłym zakończeniem dnia. Najpierw zabijał, torturował i znęcał się nad ludźmi i sługami. A potem w kąpieli dostał w nos. I to dostał w nos dość ponurym listem. Przez który niemal nie utopił się ze śmiechu. Teraz usiadł i wziął ponownie do ręki list. Ktokolwiek go pisał, miał humor. Potem raptem podniósł się i ruszył do domku ogrodnika, gdzie zainstalował mugola.

-          Hey. – powitał go, segregując kartki. – Masz listę dosyć wpływowych i bogatych mugoli.

-          Dobrze. Mam dla ciebie małe zadanie. – pokazał mu kartkę.

Chłopak wziął list i przeczytał.

-          Niezła ironia. – zauważył.

-          Tak. Co to jest emo Martynka?

-          To.

Chłopak odpalił blog i Voldemort niemal nie zwymiotował.

-          Myślałem, że mugole nie mogą bardziej zgłupieć.

Wyszedł do wtóru śmiechu chłopaka. Spojrzał na listę. Było kilka nazwisk bogatych kobiet i mężczyzn. Można się obłowić i pozabijać co nieco. Zamknął drzwi od pokoju i niemal w tej samej chwili zaszumiał kominek. Spojrzał na czarne płomienie. Kiedy zgasły, rozejrzał się. Koperta leżała pod komodą. Podszedł i sięgnął po nią, sycząc, gdy ugryzł go pająk.

-          Nienawidzę robali. - Warknął.

Jak na zawołanie usłyszał chichot w umyśle. Potter znów go obserwował.

-          Znowu ty?! Mało ci opętania i bólu?! - Zezłościł się.

-          Cześć, Pupuś.

-          Potter, ty… - zamrugał. – Nie mów…

-          Nie żartuj sobie. W końcu widziałem twój dziennik i pismo. Ech, głowa mnie rozbolała. Pogadamy listownie.

Podszedł i spojrzał na kopertę. Rozerwał ją.

 

Hey, Pupuś.

 

Dobra, schowaj różdżkę, Tom.

Przyznaje, jak tylko ta kartka zniknęła zamiast spłonąć, pomyślałem: znając moje palnięte szczęście, trafi prosto w twój zad. Niewiele się pomyliłem, dotarła do ciebie. Nawet taka korespondencja będzie lepsza. Tym bardziej, że jest coś, o czym chyba musimy porozmawiać. Chodzi mi o połączenie umysłów. Możesz mi wyjaśnić, jak mam to wyłączyć?

Nie udawaj niewiniątka. Ciebie to denerwuje, mnie też.

Siedzę teraz do końca wakacji w Hogwarcie. Do tego niestety nie sam. Dumbledore wsadził mi szpiega do kontroli. Wcześniej Ron był fajnym przyjacielem, ale teraz strasznie mnie pilnuje. Nie idzie się uwolnić. Przydałoby się poznać hasło do twojego domu. Wiem, jest ponury i zimny, ale on tam nie wejdzie. Chociaż drops podałby mu hasło. Zabij dropsa, będę miał spokój. Kończę, bo słyszę dupka. Wstał i trzeba będzie zawlec się na to paskudne śniadanie.

Do usłyszenia, Motyl.

 

Ps. Nie zabijaj dzisiaj nikogo, głowa mnie boli, więc miej to na uwadze. Fajny mugolak w twoim posiadaniu.

 

Voldemort złożył kartkę na pół. Motyl? Dobrze, że nie podpisał się aniołek albo złoty chłopczyk. Usiadł w fotelu i potarł palcami skronie. Taka mała bzdura, dwie kartki. A wykazała bardzo dużo. Po pierwsze nie znał Pottera. Świadomość, że chłopak już po jednym liście go rozszyfrował – a przecież zmienił pismo i styl – była jakoś niepokojąca. I miał rację. Coś było nie tak. Przecież blokował go i to połączenie. A mimo to chłopak wciąż szpera mu w mózgu. No i jego życie prywatne. Dlaczego mu się zwierzył? Może to również z powodu tego połączenia? Nie obawia się, bo to tak, jakby mówił to do samego siebie? Voldemort nalał sobie wina do kieliszka i napił się. Jakby nie patrzeć, właśnie zrozumiał kawałek układanki. Potter w pierwszej klasie, gdy niemal go nie namówił, a potem niespodziewanie chłopak czegoś się wystraszył. Czwarta klasa, gdy uciekł… Piąta, gdy uparcie stał przy dyrektorze... I teraz też go wyleczył. Przecież nawet on i Severus nie umieli stworzyć leku na tę klątwę. Więc chłopak jest jakby w niewoli. Dyrektor ma na niego haka i ten nie potrafi uciec. Boi się. Zabicie Albusa to najlepsza sprawa dla chłopaka. Zamrugał. Naraz wyjaśniła się kolejna zagadka. Zastanawiał się nad nią, jak tylko odkrył to połączenie z Potterem. Miał pewność, że chłopak został przez niego połączony w chwili ataku na niego i stworzeniu przesławnej blizny. Dlaczego więc nie powiedział dyrektorowi, że się odradza? Miał przesłanki, że on go wyczuwa nawet Severus poświadczył mu, że Potter ma częste wizje o nim. Więc dlatego nie wydał go. Potter POZWOLIŁ mu się odrodzić. I teraz wiedział dlaczego. Żeby pokonać dyrektora i uwolnić go od niego.

-          Panie Potter, pan jest za bardzo cwany. – powiedział.

-          A co, ja mam sobie brudzić ręce? Przecież każdy utożsamia mnie ze zbawcą świata. Wcale się o to nie prosiłem. To Albus rozgłosił takie bzdety.

-          Cóż, bywa. Zobaczy się, a teraz won z mojej głowy.

Usłyszał jeszcze chichot i napór znikł. Uśmiechnął się lekko. Co za uparty szpieg. Cofnij, żaden szpieg. Nigdy nie zdradził wszystkiego. Tylko zostały ujawnione te wizje, które zagrażały jego znajomym. Wypił do końca wino i złapał za pergamin.

 

Potter.

 

Osobiście cię zabiję za tego Pupusia! Co do połączenia, nie wiem, jak je wyłączyć. Jak na razie nic nie skutkuje. Rona zabić, czy Dumbledore’a? Zresztą, nieważne. Nie ma sensu wiać do pokoju ślizgonów, dyrek poda mu hasło. Ciesz się wakacjami. Wkrótce wyjdziecie na Pokątną po książki. No i wioska, i błonia. Ciesz się życiem.

Nie spełniam próśb. Jeszcze dzisiaj dodatkowo będę zabijać. Bynajmniej wyślą cię po leki. Dorzucam ci coś na urodziny. To zaczarowane magicznie MP3. Wprawdzie muzyka mroczna, ale jakoś to wytrzymasz. Lepsze klimaty metalu, niż szpieg. Zresztą, ludzie zakonu wieją od tego. Będziesz miał spokój.

 

Tom.

 

Podpisał się swoim imieniem. Skoro chłopak ma szpiega, to lepiej nie męczyć go kłopotliwym listem. Chociaż i tak mogą podejrzewać go o to. Może powinien zmienić podpis? Ale nie, rozszyfrują magię i będą się pytali. Lepiej wysłać tak, jak jest teraz. Przesłał kartkę w kominku i zszedł na obiad. Miał nadzieję, że jeszcze dzisiaj dostanie odpowiedź.

 

Rozdział 4.

 

Harry odwrócił się od okna w chwili, gdy Ron zszedł na dół.

-          Mogłeś powiedzieć, że już wstałeś.

-          Nie jestem twoim niewolnikiem, by ci się meldować. – Harry spojrzał na niego zimno.

Potem ruszył w stronę wyjścia z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin