Pisarski Roman - O psie który jeździł koleją.rtf

(227 KB) Pobierz
ROMAN PISARSKI

Roman Pisarski

O PSIE, KTÓRY JEŹDZIŁ KOLEJĄ


I

ochy to piękny i malowniczy kraj na południu Europy. Każdy, kto spojrzy na mapę, znajdzie je od razu. Mają kształt ogromnego buta.

Na cholewie, a także na obcasie tego buta pełno jest miast i wsi. Łączy je ze sobą sieć dróg i torów kolejowych.

Na mapie wyglądają one jak nitki pajęczyny.

Nie bę wam opisywał krajobrazu Włoch. Kiedyś zapewne przeczytacie wiele ciekawych książek o tym kraju. Kto wie, może nawet niektórzy z was, gdy dorosną, pojadą do Włoch, aby je zwiedzić. Przekonają się wtedy, że żaden opis nie potrafi oddać ich piękna. Bo trudno słowami odmalować prześliczny kolor nieba, które jest tam bardziej niebieskie niż turkus. Trzeba je zobaczyć. Trzeba na własne oczy ujrzeć malownicze stare miasta i miasteczka włoskie, cytrynowe i pomarańczowe gaje, góry i doliny, aby się nimi naprawdę zachwycić.

Posłuchajcie dziś historii, która zdarzyła się we Włoszech. Będzie to opowieść o ludziach i o pewnym psie. O psie, który jak prawdziwy turysta, sam podróżował koleją po całym kraju. Będzie to zarazem opowieść o wielkiej przyjaźni. Nie jest to zmyślona historia. Chociaż dziwna, zdarzyła się naprawdę...

Pewnego dnia...

Tak, pewnego dnia na węowej stacji Marittima w środkowych Włoszech oczekiwano na pociąg, który szedł z Turynu do Rzymu. Był upalny lipcowy dzień. Słce, jak to we Włoszech, grzało tak mocno, że ludzie musieli chować się w cień. Na peronie stacyjnym było pusto, bo wszyscy podróżni ukryli się w poczekalni. Tylko zawiadowca stacji wyszedł przed budynek, wł urzędową czapkę i zapiął bluzę munduru na ostatni guzik. Słychać już było gwizd zbliżającego się pociągu. Zza kępy drzew, które rosły obok dworca, wysunęła sięyszcząca elektryczna lokomotywa - za nią przemknął sznur wagonów. Zatrzymały się.

Kiedy do pociągu wsiadło kilku pasażerów, zawiadowca podnió, dając sygnał odjazdu. W tej chwili zobaczył, że z ostatniego wagonu wyskoczył jakiś pies.

Pociąg odjechał, a pies podbiegł do zawiadowcy i zaczął się łasić. Potem pokiwał ogonem i rozejrzał się dookoła. Tuż przy torze stała pompa stacyjna.

Pies podbiegł do kamiennego zbiornika na wodę, który stał obok pompy, i jednym susem wskoczył na cembrowinę. Kolejarz patrzył, jak psiak chłepcze wodę, wreszcie obrócił się na pięcie i wrócił do biura.

Zamknął starannie drzwi, zdjął czapkę i pogrąż się w swoich papierach. Po chwili usłyszał skrobanie do drzwi. Uchylił je i zobaczył znowu psa.

- Czego chcesz? - roześmiał się. Pies usiadł przed nim i popatrzył mu w oczy.

- Czego chcesz? - spytał znowu zawiadowca. - Jesteśodny?

Spojrzał uważnie na kundla. Było to bardzo miłe kudłate psisko podobne trochę do szpica, a trochę do owczarka.

Oczy miało wesołe i szelmowskie. Jedno ucho sterczało ostro do góry, drugie opadało w dół. Nadawało to psu pocieszny, a zarazem zawadiacki wygląd.

Zawiadowca sięgnął po swój chleb z kawałkiem sera, pokruszył go i poczęstował gościa. Pies był widaćodny, jadł z apetytem, ale nie łapczywie, jak to czasem robią źle wychowane kundle. Kolejarz poaskał go.

Poczuł sympatię do tego zwierzęcia i pomyślał, że warto się nim zaopiekować.

Od dawna chciał mieć psa - przyjaciela, który bawiłby się z dziećmi i pilnował domu. Mieszkał dwadzieścia kilometrów od stacji, tuż przy małym kolejowym przystanku. Okolica dookoła jego domu była pusta. „Dzieci ucieszyłyby się, gdybym im przywió tego psa” - pomyślał kolejarz.

- Pojechałbyś do mnie? - spytał. Pies zaszczekał cicho i pomerdał ogonem.

Wyglądało na to, że zrozumiał.

- Będzie z tym trochęopotu - powiedział zawiadowca. Wiedział, że przepisy kolejowe zakazują surowo przewożenia zwierząt osobowymi pociągami. Jako kolejarz nie mó naruszyć tych przepisów. Ale bardzo chciał zabrać psa ze sobą. „Coś trzeba będzie wymyślić” - mruknął.

II

Pociąg miejscowy z Marittimy do przystanku obok Piombino, gdzie mieszkał zawiadowca, odchodził dopiero wieczorem. W ciągu kilku godzin, które kolejarz i pies spędzili razem, zdążyli się zaprzyjaźnić. Pies ani na krok nie odstępował nowego pana. Chodził z nim po całej stacji.

źnym popołudniem obaj wybrali się do bufetu. Zawiadowca jadł podwieczorek i częstował psa.

- Skąd pan go ma? - spytał bufetowy. - Miła psina taką sympatyczną mordę...

- Przyjechał rzymskim pociągiem - wyjaśnił zawiadowca. - Widać ktoś chciał się go pozbyć i wysł w podróż. Ludzie mają różne sposoby...

- Tak pan myśli? - roześmiał się bufetowy. - A bilet miał? - Podszedł do psa i podał mu plasterek kiełbasy.

- Delikatny pies - pochwalił. - Nie rzuca się jedzenie. Ma honor.

- Mądre psisko - przyświadczyli kolejarze, którzy siedzieli przy stole. - Jak się wabi?

Zawiadowca wzruszył ramionami.

- Ja bym go nazwałLampo”[] - powiedział jeden z kolejarzy. - Żywy jak iskra, ślepie mu się świecą, a i grzbiecie ma jasną prę - widzicie?

Prawdziwa błykawica nie pies.

- Chodź, Lampo - rzekł zawiadowca. Spodobało mu się to imię. Wstał. Zapłacił w bufecie za podwieczorek i wyszedł. Pies pobiegł za nim.

- I co z tobą zrobię, biedaku? - spytał człowiek - Nie mogę przecież zabrać ciebie do wagonu. To nie takie proste... Miałbym przykrości... Rozumiesz?

Pies pisnął i popatrzył panu w oczy. Minę miał wesołą jakby sięmiechał.

- A może pobiegniesz za pociągiem? - roześmiał się kolejarz. - To podmiejski. Wlecze się jak żółw. Nie zdążbyś?

Pies pomerdał ogonem.

- Zrobione - powiedział zawiadowca. - Uważaj więc. Za kilka minut ruszamy.

Spojrzał na zegarek i skierował się na peron. Kiedy pociąg zajechał, kolejarz wszedł do wagonu i opuścił okno. Pies został na peronie. Czekał na rozkaz.

Ciekaw jestem, czy zrozumie, o co mi chodzi” - pomyślał zawiadowca.

Lokomotywa ruszyła. Kolejarz wychylił się z okna i cicho zagwizdał. Lampo poderwał się i zaczął biec obok pociągu.

- Mądra psina - ucieszył się człowiek. Kiwnął i pokazał psu kierunek.

Obok toru biegła wąska ścieżka. Pies trafił na nią i pędziłwno z pociągiem. Od czasu do czasu zwracał łeb w stronę okna, szukając oczyma znajomej sylwetki.

- Śmiało, Lampo, śmiało! - zachęcał go kolejarz.

Pociąg sunął coraz prędzej. Lampo nie ustawał w biegu. Szczeknął parę razy, jakby chciał zawiadomić swego pana, że czuje się doskonale, i pędził jak chart na wyścigach. Ale po kilku kilometrach gonitwy zaczął sięczyć. Z pyska zwiesił mu sięzyk, nogi zaczęły się plątać. Dyszał.

- Biedaku! - szepnął kolejarz, który nie spuszcz oczu z psa. Kiwnąłką.

- Zostań! - zawołał.

Pies posłusznie stanął, a potem usiadł na ścieżce. Był bardzo zmęczony.

Ledwo zipał.

III

Nazajutrz kolejarz wró...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin