Nowe inne życie II [Z].docx

(91 KB) Pobierz

Nowe Inne Życie II

Autor: Zilidya

Bety: MichiruK i Persian Witch

Pairing: SmH, Drarry

Raiting: + 15( z podskoskami do +18)

Długość: ?

Ostrzeżenia: non-canon, alternatywa

Rozdział 1.1

++ Sześć lat później ++

— Draco, jeszcze raz ci powtarzam, że nic mi nie jest! — Wściekły głos odbił się po korytarzu, gdy wysoki blondyn wynosił miskę pełną czerwonej wody i odstawiał ją na podłodze.

W tej części dworu skrzatom nie wolno było przebywać w pewnych pokojach i to był jeden z nich.

— Czyżby nasz Złoty Wilczek znów miał humorki? — Severus Snape wyłonił się za zakrętu, zdejmując jednocześnie maskę i zrzucając czarny płaszcz na podłogę, gdzie natychmiast pojawił się skrzat, zabierając go do czyszczenia.

— Twierdzi, że nic mu nie jest.

— Tak, oczywiście — skomentował mistrz eliksirów, widząc zawartość naczynia. Otworzył drzwi z taką siłą, że uderzyły o ścianę, odłupując kawałek farby. — Potter, co ty znowu wyrabiałeś? — wrzasnął, gdy zobaczył krwawą rzeźnię na plecach podopiecznego.

Młodzieniec natychmiast przestał się ubierać i obrócił w stronę wchodzącego.

— Miałeś wrócić za tydzień.

— Ale wróciłem dzisiaj i co zastaję? Żywego tatara. Komu tym razem się upiekło?

Harry wiedział, że nie ma najmniejszego sensu kłamać, nie po tylu latach.

— Nevillowi.

— Co „nie" zrobił? — Seversu nakazał mu ruchem dłoni położyć się na brzuchu, a Draco już przygotowywał opatrunki.

— Nie chciał uczestniczyć w ataku na sierociniec.

— Sprzeciwił się Czarnemu Panu? Otwarcie? Nie podejrzewałem go o taką odwagę — zakpił.

— Severusie! Dobrze wiesz, że nikt nie sprzeciwia się Voldemortowi.

— Poza tobą, oczywiście — zauważył mistrz eliksirów, zmywając świeżą krew z długich szram. — Ile tym razem?

— Dwadzieścia. Był zajęty przygotowaniami.

— Zrobił to przed atakiem? Nie chciał ciebie wziąć na pokaz? Niespotykane.

Chłopak syknął kilka razy, ale poza tym zachował ciszę podczas opatrywania. Severus wyszeptał inkantację zaklęcia leczącego i ostrożnie przesuwał czubek różdżki nad rozcięciami.

— Maść — rzucił do pomocnika.

— Po twojej prawej stronie. Neville znów ją ulepszył. — Draco wskazał słoiczek przy jego nodze.

Severus, klęcząc nad Potterem, wydawał się straszny. Czarna szata na tym smukłym ciele upodabniała go do pumy, stojącej właśnie nad swoją zdobyczą.

— Oczywiście Rumuar nic nie zrobił, prawda?

— On nigdy nic nie robi. Poza pełnią. — Harry obrócił się w stronę Draco i ten natychmiast spojrzał w innym kierunku, starając się ukryć rumieniec.

Ranny nie skomentował tego zachowania. Znów obrócił głowę.

— Poleż do wieczora. Ranny powinny się zaleczyć na tyle, że nie otworzą się przy poruszaniu.

— Ale...

— Żadnych „ale"! Zrobię obchód za ciebie.

— Co u Syriusza? — Harry nie odwracał się, tak jak nakazał Snape.

Po plusku wody zrozumiał, że myje ręce.

— Ma misję na północy Anglii. Grymasi na pogodę, ale jest bezpieczny. Muszę iść. Wrócił — syknął nagle Snape, pocierając ramię.

— Wiem. Ma czwórkę nastolatków - mugolaków. — Przymknięte oczy świadczyły, że podgląda swego wroga. — Uważaj na dziewczynę, zabiła dwóch zanim ją obezwładnili. Nożem.

Severus uniósł brwi w zdziwieniu.

— Ile ma lat? — zapytał.

— Góra szesnaście. Złapali ją na Nokturnie, gdy wracali. Idź, czeka i każe byś się pośpieszył.

Snape, przyzwyczajony po tylu latach do tego typu przekazywania poleceń, wyszedł szybko i dołączył do innych w sali audiencyjnej.

— Gdzie Potter? — Voldemort zwrócił się do niego oschle.

— Jest... — Chciał już udzielić odpowiedzi na pytanie, gdy drzwi znów się otworzyły i wkroczył Harry.

Ubrany tylko w białą koszulę i czarne spodnie, w ogóle nie pasował do przebywających w sali odzianych na czarno ludzi. Draco, podobnie ubrany, stał u jego boku.

— Jestem, Tom.

— Podejdź. Zobaczysz, co cię ominęło tym razem. — Wskazał na skulone sylwetki złapanych, choć jedna z nich klęczała tylko dlatego, że została zmuszona przez silne ramię jednego z porywaczy.

— Dobrze wiesz, że widziałem wszystko — odparł, podchodząc i stając u podnóża podium, na którym stało krzesło Czarnego Pana.

Draco nie odstępował go na krok.

— Jak myślisz? Będą smakowały twoim wampirom? Ostatnio są trochę głodne.

Zaśmiał się na koniec, a większość śmierciożerców zawtórowała mu.

Postronny obserwator mógłby zauważyć pewną zbierzność. Śmiali się jedynie dorośli. Młodsza generacja nie okazała żadnej emocji. Nie zareagowała w żaden sposób. Patrzyli na jedną osobę na sali i nie był to Voldemort. Ten musiałby być ślepy, gdyby tego nie widział. A oczywiście spostrzegł to.

— Czekam na twoją odpowiedź, wilczku.

Dłonią chwycił nagle powietrze i wykonał ruch jakby coś pociągnął. W komnacie zabrzmiał dźwięk dzwonienia łańcuchów, a Harry został powalony na ziemię, gdy prawa stopa straciła oparcie. Na plecach koszuli pojawiły się krwiste smugi. Voldemort uśmiechnął się okrutnie.

— Nie będę się powtarzał! — warknął.

— Cokolwiek zrobisz, będę zadowolony, Tom — rzekł spokojnie Potter, wstając i wracając na swoje miejsce.

— Mówisz to, co chcę usłyszeć. Nie mówisz tego, co byś chciał powiedzieć — zauważył Czarny Pan.

— Bo są sprzeczne z twoimi planami. A skoro nie są po twojej myśli, to po co je wypowiadać? — Harry zbyt wiele razy został poddawany temu testowi, próbie, czy jak to sobie nazywał jegomość na tronie, którego bała się cała Anglia.

— Czasani, gdy stoisz tu taki dumny w swojej niemocy, to mam ochotę oddać ci różdżkę. — Znów się roześmiał. — Niestety obaj wiemy, że to niemożliwe. Gdzie ostatni raz ją widziałeś? — droczył się z nim, podnosząc z miejsca i zbliżając do swoich nowych zdobyczy.

Podniósł brodę małej buntowniczki i spojrzał jej w oczy, pytając jednak kogoś innego:

— A może ty ją chcesz, Ar? Jest całkiem ładna.

Harry szarpnął się i zawłądnął ciałem, które zajmował tylko po części, a niepozwalając na przejęcie.

— On nie ma tu nic do gadania.

— Czyżby, Harry Potterze? Zobaczymy za kilka dni. Planuję sobie z twoim znajomym mały wypad. Co ty na to?

Potter nie odpowiedział. Śmiech Rumuara był aż nazbyt drażniący. W każdą pełnię znosił harce tej nienormalnej dwójki i niestety dla niego, robił to co wilk, bo przecież nim był. Severus nadal nie znalazł sposobu powstrzymania osobowości wilkołaka przed władzą nad jego ciałem. Może gdyby mistrz Artur żył, udałoby się, ale tak nie było i tylko dwaj najlepsi uczniowie mogli kontynuować jego prace. Te próby oczywiście robiono potajemnie. Cena była zbyt ogromna.

Gdyby Voldemort dowiedział się, że to robią i Severus i Neville ponieśliby śmierć natychmiast, albo po wyjątkowo długich torturach.

Nadal Harry zastanawiał się nad kilkoma dziwnymi zachowaniami Ara, bo dotąd nie zdradziła Voldemortowi tajemnicy Kamienia ani testów, choć ten drugi jemu zagrażał. Nie mógł go zapytać, raczej nie chciał. Ich rozmowy od czasu nawiązania kontaktu z Lordem nabrały sporo oziębłości. Zbyt często czuł się jak marionetka, przejęty cieleśnie przez wilka. Wyrzucał sobie, że nie pojął „jego" intencji. Przecież znał całe życie Rumuara przed i po ukąszeniu. Wiedział jakim był człowiekiem, a potem bestią. Zawsze chyba chciał widzieć jego dobre strony i nawet ilość tych złych, nie przeważyła w jego osądzie. Cóż, zawsze chciał widzieć w każdym dobro. Niestety nadal się nie nauczył i ciągle za to płacił.

Brak odpowiedzi młodzieńca, którego „schwytał" zadowolił Czarnego Pana. Nakazał opuścić salę wszystkim poza strażnikami dzieci i Potterowi, który nawet nie drgnął.

Niewielu wiedziało z zaklęciu łączącym go z Tomem Riddle'em. Po części czarem, po części kajdanami. Te ostatnie były niewidzialne, umieszczone na prawej kostce. On sam wyczuwał jedynie obręcz i ani śladu łańcucha. Jedynie Voldemort potrafił i robił to często pociągając za ten łańcuch gdziekolwiek by był. Zwykłe pociągnięcia zwracały jego uwagę, albo tak jak teraz, zwalały z nóg. Jednak mógł dzięki niemu zadawać ból. Kary były częste, bolesne i nader okrutne. Powód nie musiał być ważny, mógł w ogóle niezaistnieć. Wystarczyła ochota Toma, by Potter poczuł do kogo należy.

Śmierciożercy dali mu spokój po pierwszej nocy. Zostali przykładnie ukarani. I to przez własne dzieci, choć początkowo nie przyznawali się do tego przed Voldemortem. Oczywiście on i tak wiedział. Miał swoich informatorów.

== WSPOMNIENIE==

— Dlaczego to robisz? — Pytanie, dziecka stojącego za plecami mężczyzny, przerwało jego poczynania.

Potter klęczał na podłodze z rękami przypiętymi do łańcuchów umocowanych do sufitu. Jego plecy już nosiły ślady bicza.

— Tak rozkazał mi Lord.

— Nie musi wiedzieć, że to robisz. Zostaw go.

— Nie mogę. To rozkaz.

— Tato, proszę, przestań. Albo cię powstrzymam.

— Ty? — zaśmiał się słabo mężczyzna. — Jesteś tylko dzieckiem, które przybyło jak głupiec do paszczy lwa, bo tak ci kazałem.

Ośmiolatek zbliżył się jeszcze bardziej. W świetle pochodni widać było na jego przedramieniu świeży Mroczny Znak.

— Tego dla mnie chciałeś? Bym był sługą? Niewolnikiem? Tak jak ty?

Uderzenie w twarz nie starło z twarzy dzieciaka hardości. Wytarł drobną strużkę krwi z kącika ust i powiedział:

— Przyszedłem tu za Harrym Potterem, bo w niego wierzę, nie dlatego, że mi nakazałeś. On nie traktuje mnie jak niewolnika.

— On — wskazał na klęczącego, który ze spuszczoną głową przysłuchiwał się tej rozmowie — nawet cię pewnie nie pamięta. Byłeś u niego raz, gdy miałeś sześć lat, on dziewięć. Jaka więź może rozwinąć się przez dwie godziny? Jak dobrze pamiętam rozchorowałeś się zaraz po powrocie i matka musiała cię zabrać do Szwajcarii na miesiąc. Też mi wielka przyjaźń.

Mężczyzna znów uniósł skórzany pręt.

— Nie rób tego, tato!

— Nie chcesz patrzeć, wyjdź. Ma dostać jeszcze siedem. Mam go nauczyć posłuszeństwa.

Uderzenie trafiło go w brzuch, bardzo blisko strategicznego dla mężczyzn miejsca. Siła była tak duża, że dorosły wylądował pod ścianą, osuwając się po niej.

— Graham! Co ty wyrabiasz? I skąd znasz zaklecie siły? — Ojciec podniósł się powoli z podłogi, trzymając się za brzuch.

— Nie użyłem żadnego czaru potęgującego. — Chłopiec stanął przed Harrym, blokując mu do niego dostęp.

— Pritchard — szepnął cicho Gryfon. — Pozwól mu. Inaczej obaj zostaniecie ukarani.

— Oni chcą cię zakatować, wszyscy tak mówią! — krzyknął chłopak, odwracając się do niego.

— Nie, nie zrobi tego. On chce mnie żywego. Na pokaz jego potęgi. Po prostu wyjdź i pozwól ojcu wykonać rozkaz.

— Nie wyjdę!

Potter podniósł głowę i złote oczy spojrzały na członka watahy.

— Wyjdź! — Rozkaz Alfy był ostry i naglący.

Chłopak skulił się i starał przez chwilę sprzeciwić, ale nie udało mu się i opuścił salę.

Harry westchnął i znów spuścił głowę, przygotowując się do kontynuacji. Zaraz jednak została ona podniesiona do góry za włosy przez mężczyznę.

— Ugryzłeś go! On jest wilkołakiem! — krzyczał, ciągnąc go wyżej tak, że musiał wstać.

— Tak — odparł, sycząc z bólu.

— Jak śmiałeś? Taka bestia jak ty powinna być uśmiercana zaraz po schwytaniu! — Cienki pręt dotknął srebrnego łańcuszka na szyi chłopca. — Dziwiło mnie, dlaczego Pan oddał ci ten naszyjnik, ale teraz rozumiem jego plany. Chce by rodzice mogli cię ukarać, za pogryzienia ich dzieci. Bo wszystkie, które wczoraj przyszły to pogryzieni, prawda? Bez wyjątku. Nawet szlama, niby twoja przyjaciółka. Naczytałem się o tobie wystarczająco, by teraz zrozumieć twoje postępowanie. Myślałeś, że one, jako czystokrwiste, ochronią cię przed Czarnym Panem. Jakiż ty byłeś głupi! — Zaśmiał się. — Żadne dziecko z czystego rodu nie przeciwstawi się rodzinie. Ugryzienie nic ci nie dało. Jesteś teraz w rękach naszego Pana i on w końcu zabije cię ku swojej chwale.

Mężczyzna był przedostatnim, który ośmielił się dotknąć Harry'ego Pottera, gdy nie był przy tym Voldemort.

Gdy Pritcharda i jego następcę w karaniu Wybrańca, znaleziono po kilku godzinach w opłakanym stanie gdzieś na korytarzach dworu Voldemorta, inni nie chcieli do nich dołączyć. Początkowo nie łączono tego z wilkołakiem, ale gdy ranni ocknęli się i przyznali, że to ich własne dzieci wraz z przyjaciółmi i to w wieku, w którym nie miałyby najmniejszej szansy, pokonały ich, reszta zrozumiała, że stado Harry'ego Pottera nie było wymysłem Proroka. Ono istniało naprawdę i to były ich dzieci. Nie przybyły, bo oni im kazali, gdy w tym samym czasie Czarny Pan zmusił Pottera do wezwania swego stada. Nikt nie domyślił się tego powiązania, myślac, że tylko Hermiona Granger i Ronald Weasley zostali pogryzieni zaraz po Draco Malfoyu, który oczywiści eteż się zjawił.

Dorośli byli jednak już zbyt zepsuci. Może i przestali torturować Harry'ego Pottera, gdy był sam, obawiając się wendetty własnych potomków, ale przy Czarnym Panie to ograniczenie znikało. Przy nim czuli się bezkarni.

Potter musiał nakazać stadu by nie ingerowali. A oni musieli usłuchać.

== KONIEC WSPOMNIENIA ==

— I jak, Harry Potterze? Zastanowiłeś się już? Bo ja tak.

Voldemort nakazał strażnikom podniesienie z ziemi dzieci na nogi i przygladał im się przez chwilę.

— Myślę, że ta dziewczyna będzie świetną częścią twego stada. — Popchnął w jego stronę młodą buntowniczkę.

Dziewczyna straciła równowagę i upadła u stóp Harry'ego. Wyciągnął do niej rękę, by pomóc jej wstać, ale odtrąciła ją, podnosząc się sama.

— Ugryź ją! — nakazał Czarny Pan. — Ma być posłuszna — dodał chłodno, a jego czerwone oczy zmrużyły się złowieszczo.

Dziewczyna drgnęła i chciała już się odsunąć, ale chłopak złapał ją za ramię. Zdziwiona jego siłą spojrzała wpierw na trzymajacą ją rękę, potem na niego.

— Puść mnie! — warknęła.

— Nie broń się. Będziesz tylko więcej cierpieć — rzekł spokojnie Harry. — To i tak lepsze wyjście niż wampiry, czy tutejsze lochy.

— Odwal się! — Znów próbowała się wyrwać, ale dłoń trzymała ją pewnie i mocno, niż mógłby świadczyć o tym wygląd chłopaka.

— Postaram się nie zrobić dużej rany, żeby blizna nie została zbyt widoczna.

Ujął jej drugą rękę i zbliżył do swojej twarzy.

— Co tu się dzieje? Czego ty ode mnie chcesz? — Zaczęła się wyrywać mocniej.

— Przykro mi, ale nie mam wyboru. To dla ciebie najlepsze wyjście — powiedział i ugryzł ją w dłoń.

Dziewczyna krzyknęła. Ukąszenie bolało i to bardzo. Zakażona ślina dostała się do krwioobiegu i Harry puścił ją. Uderzyła go w brzuch zaraz, gdy odzyskała wolność.

— Porąbało cię? Dlaczego to zrobiłeś? — Przytuliła zranioną dłoń do piersi.

Śmiech za jej plecami przypomniał jej, że nie są tu sami.

— Zawsze potrafisz mnie rozbawić. Starasz się być taki łagodny, a oni tak ci dziękują — zaśmiał się znów Voldemort, wracając na podium. — Oddać ją Snape'owi, a resztę wampirom.

Dziewczyna szarpała się, tak jak reszta złapanych, ale w porównaniu do niej, nie wykazywali większego zapału.

— Możesz odejść, Harry Potterze — rzucił niby od niechcenia Tom. — I przyślij mi tu Longbottoma. Mam dla niego zadanie. Tym razem nie odmówi.

Harry pomału skierował się w stronę drzwi. Już po otwarciu zobaczył, że kilkoro osób czeka na niego. Uśmiechnął się słabo, wychodzac na korytarz i zamykając za sobą drzwi.

— Dzisiaj był w miarę spokojny — zauważył Draco.

— Malfoy, ciebie już całkiem pogięło? On? — Hermiona walnęła blondyna w ramię tak, że zatoczył się na ścianę.

— Trzeba było trochę mocniej. Może klepki by mu się poukładały. — Ron stał z boku, opierając się o framugę drzwi innego pokoju.

— Neville, idź do niego. Ma dla ciebie zadanie. — Widząc szeroko otwarte oczy przyjaciela, Harry dodał: — Raczej chodzi o eliksir, więc się nie denerwuj.

W ciszy, która zapadła, młody mistrz eliksirów wszedł do sali. Harry dotknął brzucha, nadal czując ból uderzenia dziewczyny. Osłabiony wcześniejszą karą, poczuł cios dosyć dotkliwie.

— Harry? — zaniepokoiła się Hermiona, podchodząc.

Draco podążył za nią, stając u jej boku.

— Musimy opatrzyć rany, znów się otworzyły.

— To nic — odparł Alfa. — Bywało go...

Świat zawirował, a pod nim ugięły się kolana.

Trzy osoby na raz złapały słabnącego. Hermiona i Draco za ramiona, a Ron z przodu, łapiąc go pod pachami.

— Dzięki — szepnął, opierajac się ciężko o Weasleya. — Naprawdę dziękuję — dodał i pogrążył się w ciemnościach.

== WSPOMNIENIE ==

— On nas pogryzł! — Krzyk Weasleya odbijał się od ścian sali szpitalnej.

Krążył po niej nerwowo tam i z powrotem. Hermiona siedziała na krawędzi łóżka, zapatrzona w okno.

— Nie on, tylko Rumuar.

— I co z tego? Jesteśmy teraz wilkołakami! Ty pewnie widzisz jakiś pozytywy. Tak, to jest pewne. Uważasz, że wycie do księżyca podczas pełni jest romantyczne? — Machanie przez niego rękami w geście złości wyglądąło nawet zabawnie, gdy koszula na plecach unosiłą się za każdym razem, niczym brzuch rechoczącej żaby. — Merlinie, oszaleję! Bill i Charlie wyśmieją mnie i jeszcze zamkną w klatce. — Podrapał się po karku, gdzie został ukąszony i rana dokuczała mu, swędząc niemiłościernie podczas gojenia. — Chyba złapałem pchły. Uduszę Pottera jak go dorwę!

Hermiona odwróciła się do niego. W głosie przyjaciela nie było grama złości.

— Nie jesteś na niego zły?

Weasley westchnął i zatrzymał się w miejscu. Przeciągnął dłonią przez swoją rudą czuprynę i podszedł do niej, zajmując łóżko naprzeciw.

— Jestem. — Zapatrzył się w okno. — Ale wiem, że on tak naprawdę tego nie chciał. Nie kontroluje tego.

— Właśnie.

— A skoro Malfoy jakoś to przyjął, to nie będę od niego gorszy. — Uśmiechnął się, szczerząc jak głupi.— Przynajmniej teraz mam z nim równe szanse.

Hermiona parsknęła krótko, kiwając z pobłażaniem głową.

— Chłopcy nigdy się nie zmienią.

— No co? — oburzył się Weasley. — A tak przy okazji. Myślisz, że wypuszczą nas na śniadanie?

== KONIEC WSPOMNIENIA ==

NIŻ 1.2

Od sześciu lat życie Harry'ego Pottera ograniczało się do dworu Voldemorta. Jedyną możliwością jego opuszczenia były ataki śmierciożerców, gdy zostawał zabierany z Czarnym Panem na pokaz jego siły. Jego całe stado, włączając w to wampiry, miało za zadanie chronić Lorda przed wszelkimi próbami zabicia go.

Sprawa była łatwa. Jeśli pozwolą zabić Czarnego Pana, ich Alfa zginie także. Harry wielokrotnie rozkazywał im atakować, ale nawet ból nie złamał ich, by to polecenie wykonali. Woleli zwijać się z bólu, u stóp rechoczącego ze śmiechu Lorda, dopóki Harry nie zdjął nakazu, niż wykonać polecenie Alfy. Potter zaprzestał tego sposobu. Jednak sam nie zrezygnował. Ciągle próbował, dlatego kilka osób ze stada zawsze stało bardzo blisko, by powstrzymać jego próby. Najbliżej zawsze przebywał Draco.

Voldemort stworzył sobie ochronę doskonałą. Dopóki Potter żył, nikt nie zbliżał się do niego.

Trójka przeniosła nieprzytomnego do jego komnaty. W ciszy zajęli się jego ranami, jak wiele razy wcześniej w podobnych sytuacjach.

— Znowu schudł — spostrzegła Hermiona, zawijając bandaże wokół żeber. — Trzeba pilnować go podczas posiłków.

— Cały czas to robię. Je normalnie — burknął Malfoy, podtrzymując rannego w siadzie, by ułatwić jej pracę.

Ron podawał wszystkie potrzebne rzeczy dziewczynie.

— Za dużo do siebie wymaga. Utrzymanie w ryzach klanu wampirów nie jest łatwe. Dziś do nich nie poszedł, będą wściekli — zauważy poważnie Weasley.

Wszyscy zmienili się w ciągu tych sześciu lat. Oni, w przeciwieństwie do Pottera, mogli opuszczać dwór Voldemorta o każdej porze. Nakaz Alfy był mocniejszy nawet od Mrocznego Znaku, który nosili na ramieniu. Lord nie kłopot się za każdym razem do wilkołaka. Wiedział, że oni przybędą na wezwanie i bez nakazu. Wystarczyło ich traktować jak śmierciożerców i użyć Znaku.

Ich życie zmieniło się diametralnie. Zresztą nie tylko ich. Macki Czarnego Pana sięgały daleko. W ministerstwie magii miał swoich ludzi na wysokich stanowiskach. Nawet Hogwart, gdzie nadal trwał na swym miejscu Dumbledore, miał swoich ludzi. Jednak tu jego władza była najsłabsza i był tego świadom. Bariery, oraz sam dyrektor, były dla niego za potężne by mógł wkroczyć osobiście na teren szkoły. Jedynie uczniowie, a ci należeli do stada Pottera, oraz sam Severus Snape, bez problemu przechodzili przez te bariery. Oni wracali na lekcje i władza Lorda kończyła się w tym momencie. Jakikolwiek sabotaż, który mieliby wykonać, przestawał dla nich istnieć po przekroczeniu barier szkoły. I żadna kara, czy to na danym uczniu, czy na samym Potterze, nic nie dawała. W końcu zrezygnował z tego planu, złoszcząc się, ale nie poddając się tak do końca.

Świat się zmienił. Śmierciożercy byli traktowani jak aurorzy. Mieli władzę i nikt im się nie sprzeciwiał. Mogli chodzić po ulicach, nawet w płaszczach i maskach, albo normalnie, odsłaniając tylko przedramię i każdy ich słuchał.

Draco położył delikatnie Harry'ego i przykrył go.

— Za kilka dni pełnia — rzekła nagle Hermiona, patrząc wymownie na Malfoya.

— Przecież wiem — odparł, podając jej ręcznik, gdy Weasley wynosił miskę z brudną wodą.

— Jesteś gotowy?

Blondyn drgnął.

— Już lepiej idź. Lekcje zaczynają się za godzinę, a to, co dzieje się tutaj zostaw mnie — sapnął ze złości.

— Nigdy się nie zmienisz, prawda? Do końca arystokrata — uśmiechnęła się do niego smutno, całując nagle w policzek. — Zajmijcie się sobą. Przyniosę ci wieczorem notatki — rzuciła na koniec i wyszła.

Draco dotknął palcami policzka, prychając. Tak, wiele się zmieniło. Zwłaszcza w ich relacjach. Przypuszczalnie, gdyby Rumuar wybrał ją zamiast Draco, to właśnie Hermiona byłaby Betą. Harry traktował ją bardzo poważnie, słuchając jej rad, na równi z poradami Severusa. Osobiście Draco wiedział, że gdyby nie Rumuar, nigdy nie byłoby go tutaj, przynajmniej nie w ten sposób. Może stałby u boku swego ojca. Może.

Posprzątał komnatę, choć za bardzo nie było co. Voldemort pozwalał tylko na minimum w kwaterze Pottera. Łóżko, stół z dwoma krzesłami i szafa. Nic więcej. Żadnych niepotrzebnych półek, bo i tak nie miałby co na nich trzymać. Harry uczył się tylko z tego, co przyniosła ze sobą Hermiona. Nic nie mogło zostać po jej wyjściu. Harry nie posiadał nic, poza naszyjnikiem, dzięki któremu słyszał i ubraniami. Wszystko zostało mu odebrane. Mamba, którą uwielbiał, została zabita, gdy tylko Czarny Pan ją zobaczył. Różdżka, gdy wpadła w rezonans z jego własną podczas pokazu siły, została złamana i spalona. Tamten pojedynek długo był jeszcze na ustach wszystkich. Gdyby nie stan Pottera, miałby duże szanse na zwycięstwo. Jednak „gościna" Toma zrobiła swoje. I choć chłopiec miał wtedy tylko jedenaście lat, żadnego doświadczenia z poważną magią, sprzeciwił się Voldemortowi. I omal nie zginął. Ale tylko omal.

==WSPOMNIENIE==

Severus wkroczył do sali audiencyjnej Czarnego Pana powoli. Nie udawał dumy, nie okazywał strachu. Szedł spokojnie, obserwując i będąc obserwowanym. Od razu zauważył dzieciaki ze stada Pottera, ale jego samego nigdzie nie było.

Nikt się nie odzywał, gdy zatrzymał się przed Voldemortem, który stał dumny na podwyższeniu.

— Czyżby powrót syna marnotrawnego? — zapytał ten ironicznie, schodząc niżej. — Uklęknij!

Snape zrobił to. Uklęknął na jedno kolano, opierając na nim dłoń. Nie pochylił głowy, patrząc wprost na mrocznego czarodzieja.

— Ile jesteś w stanie znieść, Severusie? — Głos Toma był cichy, bardziej na granicy szeptu.

Ujął swoją różdżkę i od niechcenia stukał się jej końcem po ramieniu, okrążając klęczącego.

— Dobrze wiem, że jesteś tu z powodu chłopca. Aż tyle dla ciebie znaczy? Nie musisz mówić, znam odpowiedź. Myślałeś, że jak weźmiesz go pod swoje skrzydła to uda ci się mnie zwieść? Niby, że pilnujesz go dla mnie? To chciałeś mi przekazać? Niestety ten plan nie zadziałał, przejrzałem cię. — Czubek różdżki dotknął policzka Severusa, niebezpiecznie zbliżając się do jego oka. — Mógłbym cię zabić. Tu i teraz. Albo skazać na długie tortury. Jest tu wielu chętnych, by wziąć w takiej zabawie udział. Na twoje szczęście, mam plany związane właśnie z tobą. — Kiwnął na jednego ze śmierciożerców, stojących przy bocznych drzwiach i ten natychmiast wyszedł.

Wrócił w ciągu chwili, ciągnąc za sobą Pottera. Bladego, brudnego i wyraźnie wycieńczonego, ale żywego.

— Severusie — powiedział cicho na jego widok chłopiec. — Dlaczego przyszedłeś?

Voldemort zaśmiał się i ruszył dłonią, a Harry, jak za pociągnięciem, podszedł chwiejnie bliżej.

— Widzisz? Wszyscy tak bardzo pragną twej bliskości, że nawet wbrew rozsądkowi tu przychodzą. Niestety to ich zguba. Ja nienawidzę tego typu zachowań. Są głupie i irracjonalne. Pchać się w ręce śmierci, a jednak to robią. Niczym ćmy, lecące do płomienia świecy, nie zważając na związane z tym niebezpieczeństwo.

— Nigdy nie zrozumiesz, Tom — mruknął Harry, patrząc cały czas smutno na Severusa.

— Ależ rozumiem, dlatego nie daję się ponosić takim emocjom.

— Nie, nie rozumiesz — powtórzył chłopiec, za co otrzymał karę.

Uderzony zaklęciem torturującym, upadł na kolana. Nie krzyczał. Patrzył ciągle na Severusa, jakby coś od niego chciał. Widząc brak większych efektów pierwszego zaklęcia, Voldemort powtórzył go. Tym razem Harry musiał podeprzeć się na dłoniach. Crucio nie sprawiało mu takiego bólu jakiego chciał Lord, ale nadal był bolesny.

Nagle poczuł czyjeś obejmujące go ramiona i czar został przerwany. Czarna szata o bardzo znajomym zapachu otuliła jego zmarznięte ciało, pozbawione w dużej części garderoby.

— Severusie, czyżbyś chciał przyjąć na siebie jego karę. To chyba da się załatwić. Cru...

— Nie! — Potter zerwał się na nogi, zasłaniając sobą Severusa. — Nie zgadzam się! To ja zawiniłem, nie on!

— Przyjmiesz też na siebie karę Snape'a? — Voldemort widać świetnie się bawił.

— Nie! — krzyknął Severus, protestując.

— Tak — odparł spokojnie Harry.

— Nie wolno ci. — Mężczyzna przyciągnął go do siebie.

Harry wyplątał się z ramion opiekuna i podszedł bliżej Voldemorta. Severus zauważył, że kilka osób ze stada, nawet Draco, zbliżyli się wraz z Alfą.

— Severusie, on nie c...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin