Podróż Mozarta do Pragi.rtf

(55 KB) Pobierz

 

Eduard MÖrike ( 1804-1875) urodził się w Ludwigsburgu w Szwabii. Studiował teologię, po czym został wikarym i pastorem. Dosyć wcześniej zrezygnował z pracy duszpasterskiej, ożenił się i przyjął posadę profesora gimnazjalnego w Stuttgarcie, gdzie zmarł. Mörike jest przede wszystkim lirykiem. Jego wiersze odznaczają się głębokim odczuciem przyrody, melodyjnością i obrazowością, w tonacji zbliżone do pieśni ludowych („ Na wiosnę”,  „O północy”, „Poranek wrześniowy” ).

Swoją powieścią „ Malarz Nolten” kontynuuje Mörike romantyczną powieść o artystach. Na wielkie wyżyny wznosi się jego sztuka opowiadania w mistrzowskiej noweli, pt. „Podróż Mozarta do Pragi”.

 

 

 

„Podróż Mozarta do Pragi”

 

Treść:

 

 

Jesienią roku 1787 Mozart wybrał się w towarzystwie żony w podróż do Pragi, by tam osobiście zaprezentować swą operę „Don Juan”. Trzeciego dnia podróży, 14 września około godziny 11 rano, małżeństwo w dobrym nastroju wyruszyło w dalszą drogę. Ich pojazdem była zaprzężona w trzy konie pocztowe wytworna kareta, która należała do zaprzyjaźnionej z nimi generałowej, pani Volkstett. Małżonkowie ubrani byli w stosowny do podróży strój. Podczas postoju Mozart zachwyca się przyrodą, pięknem lasów. Kompozytor był bowiem bardzo wrażliwy na wszelkie uroki świata. Zastanawia się tu nad ludzkim przemijaniem.

Mozart chętnie udzielał się towarzysko. Bardzo często zapraszano go na bale, majówki, przede wszystkim ze względu na jego talent. On sam organizował w domu, dwa, trzy  razy w tygodniu sobotnie wieczorki muzyczne. Bez tego nie potrafił się obejść. Na takie spotkania zapraszani byli często ludzie prosto z ulicy, ludzie bardzo różnego pokroju, zarówno próżniak i darmozjad, jak i wyborny muzyk.

Część nocy Mozart zawsze poświęcał kompozycjom. Wczesnym rankiem kończył je, a później, odbywał rundę lekcji, które z reguły zajmowały mu jeszcze kilka godzin popołudniowych. Hulając czy tworząc, nie znał Mozart miary ani końca. Skutki jego złego trybu życia najdotkliwiej odczuwał dom. Przyczyną była rozrzutność i hojność kompozytora, który chętnie darowywał pożyczki, zwłaszcza, kiedy myślał, że sam ma więcej, niż mu potrzeba. Jednak wydatki były nieproporcjonalne do wpływów. To co przychodziło z teatrów, koncertów, od wydawców, uczniów, wraz z pensją cesarską było niewystarczające. Tym bardziej, że gusta publiczności były jeszcze dalekie od tego, by zdecydowanie opowiedzieć się za muzyką Mozarta. Boleśnie odczuwała to pani domu, Konstancja. To właśnie ona trzymała pieniądze i prowadziła księgę wydatków. Każde ponaglanie, przypomnienie o długu, wszystkie przykrości spadały na nią. Poza tym dochodziło do tego przygnębienie Mozarta, który siedział całymi dniami bezczynnie, mając uczucie nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Przy tym skarżył się nieustannie swej żonie. Konstancję  jednak nie opuszczała pogoda ducha. Decydującej pomocy spodziewała się madame Mozart po sukcesie nowej opery, o którą chodziło w tej podróży.

Małżonkowie zatrzymują się w gospodzie. Madame Mozart decyduje się na krótką drzemkę, Mozart natomiast udaje się do pałacowego ogrodu. Wcześniej poinformowano go o wyjeździe rodziny hrabiego von Schinzberg. W ogrodzie Mozart siada  w altance, przypatrując się z wielką uwagą drzewku pomarańczowemu, obwieszonemu najpiękniejszymi owocami. Widok ten przywołuje wspomnienia Mozarta z lat chłopięcych. Trwając w zadumie, nieświadomie kompozytor sięga po owoc. Następnie przekrawa go małym nożykiem, rozkoszując się smakowitym zapachem pomarańczy. Na gorącym uczynku przyłapał Mozarta ogrodnik pałacu. Powiedział mu, że owoce drzewka są policzone i ma ono teraz zostać wyniesione, ponieważ pan hrabia przeznaczył je na uroczystość. Mozart musi zaświadczyć o popełnionym przez siebie przewinieniu. Mistrz przekazuje słudze bilecik zaadresowany do hrabiny, w którym zawiadamia o swym przybyciu. Po chwili przyjeżdża hrabia wraz  z siostrzenicą Eugenią i jej narzeczonym, młodym bogatym baronem. Tego dnia odbyły się zaręczyny u matki młodzieńca, poprawiny zaś postanowiono obchodzić tutaj w pałacu. Hrabina wraz z synem Maksem( lejtnantem) przybywa wcześniej, by wydać różne dyspozycje. Otrzymuje liścik, jednak jest zbyt zajęta, dlatego nie od razu go odczytuje. Hrabia natomiast dowiaduje się o zerwaniu owocu przez Mozarta. Mężczyzna wpada w gniew. Nadchodzi hrabina z radością obwieszczając przybycie znakomitego kompozytora z Wiednia. Małżonka nie obchodzi tożsamość Mozarta, ważne jest, że zerwał jedno z dziewięciu pomarańczy, które były przeznaczone dla Eugenii, w ten sposób psując program uroczystości i wiersz, który miał zaprezentować Maks.  Hrabina uspokaja go jednak, że wspanialszym prezentem dla dziewczyny będzie wizyta Mozarta, a lukę da się wypełnić. Maks jest tego samego zdania. Hrabia uspokaja się i zmienia diametralnie swe nastawienie wobec kompozytora. Z wielkim szacunkiem odnosi się do Mozarta. Zapewnia go o tym, jak bardzo jest im bliski i zaprasza do siebie do pałacu. Mozart postanawia pół dnia spędzić z przyjaciółmi, a następnego dnia rano wyruszyć w dalszą podróż. Hrabia Maks - młody wykształcony oficer, zaoferował, że sprowadzi jego małżonkę, Konstancję do pałacu. Madame Mozart, przywykła do niezwykłych pomysłów swego męża, pojechała z Maksem, załatwiwszy wcześniej konieczne sprawy.

Mozart w tym czasie poznał narzeczonych. Eugenia była szczupłą blondynką, skromną i wrażliwą kobietą. Baron, o łagodnym charakterze, wydawał się być wart jej pod każdym względem.

Podczas przyjęcia Eugenia śpiewała przy akompaniamencie barona arie Zuzanny z sceny ogrodowej ( "Wesele Figara"). Mozart zachwycony talentem dziewczyny pochwalił jej występ, co wzruszyło Eugenię. Mozart zagrał fragment pewnego koncertu swojej kompozycji. Urzekł wszystkich swym talentem, także Hrabiego, który wygłosił na głos swą aprobatę.  Na zaproszenie gospodyni udano się do sali jadalnej. Madame Mozart dowiaduje się tu o nadzwyczajnym sposobie, w jaki jej małżonek dostał się do pałacu. Mozart sam szczegółowo opisuje to wydarzenie. Wyjaśniając powód zerwania owocu, opowiada  historię z dzieciństwa.

Wiosną roku 1770, jako trzynastoletni chłopiec, podróżował  z ojcem po Italii. Jechali z Rzymu do Neapolu. Mozart dwukrotnie grał w konserwatorium. Szlachta i duchowieństwo okazywała im przychylność, szczególnie pewien ksiądz, który liczył się na dworze. Na dzień przed ich odjazdem, zaprowadził ich do jednego z królewskich ogrodów, Villa reale, położonego tuż nad morzem. Z wieloma dostojnymi widzami, siedzieli na ławkach w cieniu galerii, u której podnóża pluskały fale. Przed sobą mieli Wezuwiusz, z lewej strony uroczy brzeg. Mozarta zachwyciła druga część spektaklu. Składała się ona z samych tylko pokazów statków, pływaków i nurków. Płynęły dwie barki. Jedna trochę większa, pięknie malowana, na pokładzie której byli młodzieńcy, ubrani w jaskrawą czerwień i ich kochanki. Druga łódź była skromniejsza, a na jej pokładzie znajdowali się tylko młodzieńcy, ubrani w kolorze morskiej zieleni. Młodzieńcy ci pragnęli poznać bliżej załogę drugiej barki. Czerwoni nie byli jednak przychylni, dziewczęta zaś postanowiły, że chociaż rzucą coś im dla zaspokojenia pragnienia i głodu. Na pokładzie stał kosz pełen pomarańcz. Były to prawdopodobnie żółte piłeczki, imitujące owoce. Zaczęło się zachwycające widowisko. Jedna z dziewcząt posłała zgrabnie w tamtą stronę kilka pomarańcz, które wnet powróciły. Po przyłączeniu się reszty dziewcząt, stworzył się prawdziwy ogień krzyżowy. Okręty krążyły wokół siebie, a w powietrzu nieustannie znajdowały się dwadzieścia cztery piłki. Towarzyszyła temu muzyka. Po widowisku, jeden z chłopców po drugiej stronie złowił wspaniałą dużą, niebiesko-zieloną i złoto mieniącą się rybę. Nagle wyśliznęła mu się z rąk. Był to umówiony fortel wojenny dla oszukania czerwonych i wybawienia ich ze statku. Gdy czerwoni rozpoczęli połów, druga grupa przejęła ich okręt. Najwspanialszy z młodzieńców, podbiegł do jednej z dziewcząt, ucałował ją, ta zaś namiętnie oplotła ramionami dobrze znanego jej chłopca. Pozostałe dziewczęta nie podzielały jej entuzjazmu. Oszukana gromadka została odparta wiosłami i orężem. Wkrótce jednak, kiedy tamci zbliżyli się do zarośniętego półwyspu, czekali na nich uzbrojeni czerwoni. Gromadka zawiesiła białą flagę i po chwili można było zobaczyć, jak dziewczęta, z wyjątkiem tej jednej, która pozostała z własnej woli, wsiadają zadowolone na statek z  kochankami. Tak zakończyła się komedia.

I właśnie to wspomnienie w altance przy fontannie spowodowało, że Mozart pod jego wpływem, dokończył pierwszy akt, który musiał uzupełnić o duet i chór wiejskiego wesela. Napisał też piosenkę, którą nazwał pieśnią narzeczonej. Nagle do salonu zostało wzniesione drzewko pomarańczy, przed którym na mchu, na porcelanowym talerzu położono rozciętą pomarańczę, obok której Hrabia umieścił autograf mistrza. Powitano to ogólnym aplauzem. Eugenia myślała, że drzewka nie udało się uratować. Kiedy wiosną poprzedniego roku zaczęło marnieć, liście żółknąć, a wiele gałązek uschło. Drzewko należało kiedyś do jej prababci, pielęgnowane było przez lata przez jej dzieci i wnuki. Lejtnant Maks odczytuje przygotowany przez siebie wiersz. Następnie rozpoczęły się tańce, pito bardzo dużo toastów, towarzystwo bawiło się wybornie. Wieczorem mężczyźni udali się do pokoju bilardowego, panie wspięły się na pagórek, słuchając opowiadań madame Mozart o sobie i jej małżonku.

Przedostatniej zimy stan zdrowia Mozarta znacznie się pogorszył. Często wpadał w przygnębienie, był smutny, zamknięty w sobie, wdychał, narzekał. Lekarz zalecił mu dietę, wodę leczniczą i ruch. Dopiero po zastraszeniu Mozarta przez lekarza ( po wysłuchaniu wykładu) mężczyzna zaczął stosować dietę. Po niecałych trzech tygodnia było widać znaczną poprawę, Mozart stał się jednak równocześnie bardzo beztroski. Zmęczony pracą codziennego dnia, chodził na muzyczne wieczorki, gdzie ludzie nadużywali jego dobroci, a on zatracając się w muzyce, wracał bardzo późno do domu. Na jednym z wieczorków była signora Malerbi,  młoda śpiewaczka, która została zaangażowana do opery dzięki wstawiennictwu Mozarta. Dziewczyna zachowała się bezczelnie wobec swojego dobroczyńcy nazywając go pewnego razu małym, ogolonym, świńskim ryjkiem. Mozart dowiedział się o tym. Opowiedział żonie o obrazie. Madame Mozart  miała jeszcze jedną troskę, mianowicie ich gotówka miała się wkrótce skończyć. Konstancja nie powiedziała jednak o tym mężowi. Pewnego dnia, będąc na spacerze, Mozart zaszedł do sklepu powroźnika. Zakupił tam kilka podarunków dla żony, które kazał przysłać do siebie do domu. Następnie poszedł napić się do stolika, przy którym siedział mistrz blacharski. Od niego dowiedział się o smutnym losie dziewczyny, obsługującej gości. Poznała ona zacnego chłopaka i chciałaby wyjść za niego za mąż, jednak nie maja wystarczająco pieniędzy. Jej majątek przepuścił ojciec, którym opiekowała się w chorobie. Kiedy umarł, sprawa wyszła na jaw. Teraz służy ona u krewniaka. Powroźnik bez problemu mógłby pożyczyć im trochę pieniędzy, jednak nie chce wypuścić dziewczyny. Mozart postanowia zrobić wszystko, aby pomóc dziewczynie. Każe jej przyjść do siebie następnego dnia. Wkrótce potem Mozart otrzymuje pieniądze od  księcia Esterhazy, urzeczonego jego muzyką. Dzięki temu kończą się ich problemy finansowe. Pewnej soboty mają gości: m.in. kapitana Wesselta i hrabiego Hardegga. W tym czasie pojawia się owa dziewczyna. Przyniosła dopiero teraz rzeczy zakupione przez Mozarta, ponieważ zapomniała nazwy uliczki. Kaitan usłyszawszy, w jakiej sytuacji znajduje się dziewczyna zdecydował, że trzeba temu jakoś zaradzić. Zorganizowano koncert, którego dochód ofiarowano młodym.

Na przyjęciu natomiast podano herbatę, a następnie poproszono Mozarta o występ. Eugenia i jej narzeczony byli doskonałymi słuchaczami. Konstancja po chwili wyraża chęć powrotu, bowiem rano wyruszają w dalszą podróż. Mozart mówi jej, że właśnie o tej godzinie (ok.23), o tej samej porze nocy, przed podróżą, powstał fragment dzieła, który zaraz usłyszy. Następnie wykonuje fragment z „Don Juana”. Wyjaśnia też, że postanowił dokończyć utwór, dlatego rano nie był zdolny do podróży. Małżonka odpowiada, że dostrzegła powód opóźnienia wyjazdu. Towarzystwo rozstaje się dobrze po północy. Następnego dnia zobaczyć można było na podwórzu elegancką karetę, załadowaną bagażami wiedeńskich gości. Hrabia podarował ją Mozartowi.

Eugenia bardziej niż inni przeżyła wizytę Mozarta. Kiedy odjechał uświadomiła sobie, jak bardzo boi się o mistrza, że człowieka tak szybko i niepowstrzymanie strawi jego własny żar, że może być on jedynie przelotnym zjawiskiem na ziemi, gdyż obfitości, jaką by wytworzył, nie potrafiłaby ona udźwignąć. Obawy Eugenii podzielał tylko baron. Dziewczyna wysłuchiwała chętnie wesołe kontrargumenty. Kilka chwil później przechodząc, zatrzymała się przy fortepianie. Wydało się jej prawie snem, że jeszcze przed kilkoma godzinami, siedział przy nim Mozart. Zamknęła klapę, z troską, by żadna inna ręka nie otworzyła go za wcześnie. Wychodząc odłożyła na miejsce jeszcze kilka zeszytów, z jednego wypadł odpis czeskiej piosenki ludowej. Kiedy przeczytała jej słowa, z oczu popłynęły jej łzy.

 

 

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin