Nowy23(1).txt

(22 KB) Pobierz

Rozdział 23



Pojazdy mknęły na tyle szybko i nisko, że pierwsza sieć czujników ledwo zdšżyła je namierzyć. Gdy pobudzone alarmem stanowiska ogniowe zaczęły szukać celów, cała grupa była już daleko. Pierwsza linia obrony została z tyłu.
Chwilę póniej kilka pocisków wyszczerbiło pancerz desantowca. Jeden z trafionych lizgaczy eskorty wykręcił beczkę i zapalił się dostawszy się w wišzkę ciężkiego promiennika. Wyrwał do góry i eksplodował, zarzucajšc kamienistš okolicę płonšcymi odłamkami i trudnymi do rozpoznania szczštkami załogi.
Prowadzšca desantowiec Massudka robiła co mogła, aby przebić się cało do celu. Wykorzystywała nawet najmizerniejsze osłony terenowe. Żaden komputer nie byłby do tego zdolny, nawet programy uwzględniajšce teorię chaosu nie były równie skuteczne jak wprawny i dowiadczony pilot. Pojazd trzšsł się nieustannie, ale leciał dalej.
Kompleks dowódczy zbudowano u stóp urwiska, piaskowiec blokował skutecznie dojcia ze wschodu i południa. Atak lotniczy z pomocš pocisków samosterujšcych miałby przez to raczej mizerne szansę powodzenia. Każdy zbliżajšcy się wehikuł był wystawiony na ogień znad urwiska oraz ze szczytów okolicznych wzgórz. Jedynym wyjciem było przebijać się jak najdalej i liczyć na odrobinę szczęcia.
To ostatnie sprzyjało żołnierzom Gromady. Zuchwały atak zaskoczył obrońców. Dopiero obsada drugiej linii obrony zdołała

pozbierać się na tyle, żeby w ogóle otworzyć ogień. Jednak nie doć skutecznie.
Byli już wewnštrz bronionego obszaru. Przed nimi widniały polimerowe ciany przytulonych do urwiska budynków. Całoć miała tylko kilka okien, umieszczone na poziomie ziemi wejcia nosiły lady krygolickiej roboty. Wystarczyło kilka strzałów, a kompleks stanšł otworem.
Żołnierze wysypali się z pojazdów. Dzięki informacjom odzyskanych wiedzieli z góry, gdzie czego szukać. Dopiero teraz w polu widzenia pojawili się pierwsi przeciwnicy.
Grupa Randżiego skierowała się do centrum telekomunikacyjnego. Kilka lat temu atakowali już podobny cel na Koba. Tyle, że wtedy byli Aszreganami. Randżi pomylał przelotnie, że chyba jakie fatum nad nim cišży, że chociaż sam tak pragnie zrozumienia i towarzystwa, wcišż przychodzi mu niszczyć instalacje łšcznoci.
Jednak ironiczne refleksje trzeba było odsunšć: teraz musiał się martwić, jak zrobić swoje i przeżyć.
Weszli przez wysokš na dwie kondygnacje dziurę, wybitš pociskiem ze lizgacza. Szybko też trafili na opór. Nieskuteczny. Gdy tylko nie było w pobliżu Massudów, odzyskani korzystali ze swych niezwykłych możliwoci i "sugerowali" przeciwnikowi odłożenie broni. Nie zawsze działało tak samo, ale na ogół się udawało.
Wnikali coraz głębiej, aż trafili na wydršżone w piaskowcu hangary. Stały tu liczne lizgacze bojowe, wszystkie uzbrojone i zatankowane, gotowe do użycia. Brakowało tylko załóg.
Randżi zostawił paru ludzi, aby zniszczyli pojazdy, sam z resztš pobiegł dalej, na poszukiwanie wyznaczonego mu celu. Co pewien czas dochodziło do krótkiej, ale intensywnej strzelaniny.
Aby skutecznie oczycić teren z zaskoczonych obrońców, oddział Randżiego musiał działać w rozproszeniu. Zwoływali się tylko wtedy, gdy trzeba było unieszkodliwić jakie większe gniazdo oporu.
Nagle tuż obok Randżiego pojawił się ciężko zdyszany i jakby zaniepokojony Winun.
- Mamy trochę kłopotów po drugiej stronie.
- Jakiej natury? - spytał Randżi, gdy zapadli obaj za wielkim i szarym kontenerem seguniańskiej roboty.
- Z Massudami. Najpierw jedna taka próbowała zastrzelić

swego dowódcę, potem inny chciał palnšć sobie w łeb. Powstrzymalimy ich, ale mało brakowało. Gdy próbowalimy wyjanić sprawę, oboje zapadli w pišczkę.
- O czym tak szepczecie? - spytała skulona w pobliżu Kossinza.
- Jeden przypadek szaleństwa, to się zdarza pod ogniem. Dwa to już nie przypadek - mruknšł Randżi, nasłuchujšc kršżšcych po wnętrzu kompleksu ech kanonady. - Tu gdzie jest Amplitur.
Winun ponuro przytaknšł.
- Jeden Massud też doszedł do tego wniosku.
- Powiedz naszym, żeby uważali na wszystkich Massudów i na Hivistahmów. Może będzie trzeba w ogóle ich wycofać. W ostatecznoci dokończymy.
- To już wiedzš, ale jednak chcš spróbować. Bojš się, ale chcš dopać Amplitura. Jeszcze żadnego nie widzieli. Chyba liczš na ekstrazdobycz... Gdyby udało się go bezpiecznie zabrać, oczywicie.
Randżi zagryzł dolnš wargę.
- Nie możemy odsunšć ich na siłę. Ale to znaczy, że naszym idzie całkiem dobrze, skoro Nau... Amplitur się ujawnił. Musiał nie mieć wyboru. Z tego wynika jeszcze jedno: tu brak tylnego wyjcia. Robal został uwięziony. Dobra. Ty, Tourmast i reszta z dowiadczeniem w sprawie, miejcie oko na Massudów. Jakby co, użyjcie własnych możliwoci, aby zneutralizować wpływ Amplitura. W ostatecznoci ogłuszcie. Łeb ich od tego rozboli jak cholera, ale przynajmniej ocalejš.
- Nie zacznš niczego podejrzewać? - spytał Winun.
- Raczej nie. Przy takim natłoku wrażeń nie poznajš, co od kogo pochodzi. Potem uznajš wszystko za wpływ Amplitura. Zresztš, nie mamy wyboru. Nie możemy zostawić sojuszników na łaskę robala.
Zastępca przytaknšł i pobiegł do swego oddziału.
Mimo długiej nauki i leczenia, mimo wszystkich zabiegów i rozlicznych przykrych dowiadczeń, Randżi czuł wcišż co na kształt zabobonnego lęku przez Ampliturami. Cóż, uwarunkowania z dzieciństwa nie dało się tak łatwo usunšć. Ostatecznie nie tak dawno stał dumny przed rodzinš i przyjaciółmi i czekał na wyróżnienie Nauczycieli. Zrobiło mu się nieswojo. Kossinza też wyglšdała niewyranie.

Obie strony miotały się po kompleksie, krzyczały i kluczyły, aż trudno było w zamkniętej, pełnej ognia i dymu przestrzeni odróżnić swoich od obcych. Zaawansowana technologia niewiele w tym przypadku pomagała. Massudzi konsekwentnie zdobywali kolejne pomieszczenia; nie tyle z szaleńczej odwagi, co z poczucia obowišzku. Dodatkowo mieli wrażenie, jakby moc Amplitura osłabła. Nie był już równie skuteczny, jak parę chwil wczeniej. Zachęceni takim obrotem sprawy, zdwoili wysiłki. Ludzie nie zostali w tyle.
Dwie bitwy, ta o zespół łšcznoci jak i ta o umysły Massudów, toczyły się równolegle i były równie zajadłe. Nieliczna stosunkowo grupa odzyskanych rychło przejęła inicjatywę w obu starciach. Randżi pomylał, że Amplitur musi przeżywać włanie najpaskudniejsze chwile swojego życia.
To było zadanie akurat dla Szybkoznaczšcego. Dziękował losowi, że trafiło włanie na niego. Wobec Aszreganów z eskorty zachowywał spokój właciwy komu, kto w pełni panuje nad sytuacjš. Nie dał po sobie poznać, że nagle co się zmieniło.
Owszem, indywidualni Massudzi dalej reagowali jak powinni, bodce mylowe skutkowały, jednak wystarczyło, że wypucił którego spod kontroli, by poszukać następnego, a wszystko się rozsypywało. Żołnierz wracał błyskawicznie do normy. Szybko-znaczšcy był wstrzšnięty; wiedział, co to oznacza.
Kto albo co przeciwstawiało się jego wpływom.
Niezwykła umysłowoć bezbłędnie odszukiwała w burzy myli te właciwe i umiejętnie je neutralizowała. Drugi Amplitur? To niemożliwe, nigdy w dziejach Wspólnoty żaden Amplitur nie zszedł z drogi cnoty. Łatwiej byłoby zmienić prawa entropii, niż przerobić Amplitura na dysydenta.
Gromada badała Ampliturów od setek lat. Czyżby udało im się w końcu dokonać przełomu? Czyżby zbudowali mechaniczny analog ich umysłu, zdolny oddziaływać na cudze myli? Jeli tak, to by znaczyło, że kontrwywiad Wspólnoty jest nie wart funta kłaków. W raportach nie było ani słowa o podobnym wynalazku.
Ale jak inaczej to wytłumaczyć?
Krygolici i Aszreganie otoczyli Amplitura murem żywych tarcz i rozglšdali się nieustannie, trzymajšc gotowš do strzału broń. Nauczyciel włšczył się do obrony centrum łšcznoci, tutaj

bowiem włanie nieprzyjaciel poczynił niepokojšco duże postępy. Jeli opanuje urzšdzenia nadawcze, będzie mógł wysłać do wszystkich jednostek zaszyfrowany sygnał, nakazujšcy zaprzestania walk. A wtedy koniec z marzeniem o zdobyciu tej planety. Stšd nawet Nauczyciel przemógł opory i gorliwie włšczył się do batalii, w której mógł przecież ucierpieć. Ale cóż, w takich okolicznociach jeden umysł projekcyjny wart był tyle, co cała kompania.
Szybkoznaczšcy spróbował wyizolować obce ródło poleceń. Bez powodzenia. Do tego potrzebowałby jeszcze dwóch towarzyszy, ale niestety, ci byli potrzebni gdzie indziej: dowodzik' całociš obrony. Musiał samodzielnie zażegnać niebezpieczeństwo.
Mimo niechętnych reakcji, Amplitur skłonił eskortę, by przenieć się bliżej pola walki. Miał nadzieję, że może jaki przypadek pomoże mu rozwišzać zagadkę. Drużyna ochrony zareagowała jak jeden mšż, bo i faktycznie, rzšdzeni byli jednym umysłem.
Pierwotny wstrzšs był niczym w porównaniu z szokiem, jaki dane było przeżyć Szybkoznaczšcemu, gdy odkrył już ródło, a właciwie ródła emisji. Nie było to żadne urzšdzenie, ale kilkunastu ziemskich żołnierzy! Amplitur poczuł, że nogi się pod nim uginajš. Oto spełnił się najgorszy z koszmarów!
Zrozpaczony Nauczyciel nie poinformował o niczym eskorty. Chciał jak nadłużej pozostać na pierwszej linii, gdyż musiał zebrać więcej informacji, zbadać sprawę. Szybko ustalił, że sporód całej gromadki jeden umysł był szczególnie sprawny i skuteczny. Szybkoznaczšcy skoncentrował na nim swojš uwagę.
Atak Gromady stracił nieco impetu, walki rozpadły się na indywidualne pojedynki. Nauczyciel mógł przysunšć się jeszcze bliżej, nie ryzykujšc wpadnięcia na większš grupę nieprzyjaciół. Niestety, z tego samego powodu nikt nie mógł zagwarantować mu bezpiecznej drogi odwrotu. Trudno, sytuacja wymagała odwagi i determinacji; rozwišzanie tajemnicy jawiło mu się istotniejsze, niż cała batalia o Ulaluable. Amplitur wiedział, że nie może wrócić do swoich bez dowodów. Nie tym razem. Sam by nie uwierzył w gołe słowa...
Czy ten wrogi umysł potrafi również wpływać na myli Aszreganów i Krygolitów? Gra szła o wielkš stawkę, bo jeli tak... Jeden był tylko sposób...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin