Nowy5(1).txt

(22 KB) Pobierz
Magiczny pojedynek


- Życzę ci szczęcia - odezwał się Herrel podnoszšc dwornie czarę i upił mały łyk iskrzšcego się płynu bursztynowej barwy.
- Ale wcale nie jeste tego pewny... - odparłam cicho. - Czy to włanie chciałe mi powiedzieć? Jeli tak, to dlaczego?
Herrel wypił więcej wina, aby dopełnić toastu. Ja również się napiłam, spoglšdajšc mu w oczy ponad krawędziš czary.
- Z kilku powodów, pani. Po pierwsze, nie miała tego nosić żadna z was. - Dotknšł płaszcza, który nadal otaczał moje ramiona aureolš blasku. - Prawo Kompanii pozwala każdemu rzucać czary, więc nie mogli mi tego zabronić, ale ani Halse, ani Hyron nie wierzyli, że mój płaszcz przycišgnie jakš niewiastę. le wybrała, Gillan, gdyż w tym towarzystwie jestem ostatni...
Powiedział to tak lekko, jakby za jego słowami nie krył się wstyd albo ból, lecz jakby powtarzał wyrok, który na niego wydano i z którym się pogodził.
- Nie wierzę w to...
- miej się! - Ułamał kawałek ciasta. - Przemawia przez ciebie kurtuazja, pani żono.
- Mówię to, co uważam za słuszne i prawdziwe. Teraz Herrel spoważniał, zbadał spojrzeniem mojš twarz i zajrzał mi w oczy, jak gdyby chciał dotrzeć do mojego umysłu, żeby odczytać myli, które znałam, jak i poznać to, co się za nimi kryło. Nagle odetchnšł głęboko i rzekł:


- Mylisz się. Zostałem tak stworzony, że poruszam się po omacku tam, gdzie inni bez trudu zmierzajš do celu. W moich żyłach płynie ta sama krew, lecz co się we mnie wypaczyło. Dlatego czasem mogę z powodzeniem posługiwać się moimi mocami, a kiedy indziej mnie zawodzš. Przyszła do człowieka, którego jego współplemieńcy uważajš za najgorszego.
Wygładziłam płaszcz na ramionach mówišc:
- Ale to on mnie do ciebie przycišgnšł, więc chyba tym razem twoja moc cię nie zawiodła. Herrel skinšł głowš i rzekł:
- Dlaczego wszedłem tam, gdzie nigdy nie powinna była postać moja noga...
- Iz tego powodu obawiasz się katastrofy? - zapytałam. Nie posšdzałam go o tchórzostwo, nie należał bowiem do walczšcych na tyłach, cokolwiek by o sobie mówił.
- Wiesz, że nie. - Nie powiedział tego ostrym tonem. - Ale chciałbym, żeby już na samym poczštku dowiedziała się, że nie czeka nas gładka, prosta droga. Zawarlimy pakt o dwanacie i jednš pannę, lecz nasz oddział liczy prawie dwa razy tyle wojowników. Magia miała nam wskazać wyroki losu, sš jednak wród nas tacy, którzy nie pogodzš się z czym, co nie zgadza się z ich pragnieniami. Poza tym... Nazwała się alizońskš brankš i wychowankš Krainy Dolin. W twoich żyłach nie płynie krew High Hallacku, ponieważ tam nikt nie ma podwójnego wzroku. Możesz więc być naszš dalekš krewnš...
Czy to znaczy, że nie należę do rodzaju ludzkiego? - zapytała niedawno obudzona czšstka mojej istoty pragnšca rosnšć i nabierać mocy.
- Nie wiem, kim jestem, Herrelu - odparłam w zamyleniu. - Pamiętam, że więziono mnie na alizońskim okręcie, a póniej wpadłam w ręce żołnierzy z High Hallacku. Przybyłam do was dobrowolnie, zastępujšc dziewczynę, która panicznie bała się takiego losu...
- Nikt nie może nawet podejrzewać, że twoje oczy przenikajš zasłonę iluzji. W ostatnich latach moi pobratymcy nie dowierzajš obcym - więc tym bardziej nie zaufajš tej,


która podniosła mój płaszcz. - Spojrzał na powierzchnię wina w kryształowej czarze, jak gdyby mógł zobaczyć tam przyszłoć. - Stšpaj cicho w nocy, kiedy wróg pi w pobliżu. Czy nie przestraszyłem cię tym żołnierskim słownictwem, Gillan?
- Niezbyt. Nie sšdzę, żebym musiała trzymać przed sobš zwierciadło, aby obronić się przed tobš.
- Zwierciadło?
- Zwierciadło do zabijania demonów. Na swój własny widok umierajš albo uciekajš ze strachu. Widzisz, że nieobca mi jest starożytna wiedza.
Herrel rozemiał się wreszcie zupełnie naturalnie, a nie na pokaz.
- Może to ja powinienem trzymać takie zwierciadło? Mylę, że jednak nie. Przecież wystarczy, gdy taka pięknoć tylko zerknie na swoje odbicie, a już wie, jak bardzo się podoba.
- Czy to jest wasz obóz? - Spiekłam raka, gdyż nikt nigdy nie zwracał się tak do mnie.
- Na godzinę lub dwie - odparł z umiechem i zrozumiałam, iż wyczuł moje skrępowanie, a to jeszcze bardziej je powiększyło. - Jeżeli szukasz przytulnego dworu lub zamku, daremny to trud, pani - przynajmniej na jaki czas. Nie mamy teraz innej ojczyzny poza Ziemiami Spustoszonymi...
- Przecież je opuszczacie! To było częciš Wielkiego Paktu. Więc dokšd jedziecie?
- Na północ... jeszcze dalej na północ... i na wschód. - Wsunšł rękę za pas, dotykajšc palcami mlecznobiałych kamieni zdobišcych klamrę. - Jestemy wygnańcami, a teraz chcemy powrócić do ojczyzny.
- Wygnańcami? Z jakiego kraju? Zza morza? - Może rzeczywicie bylimy dalekimi krewnymi.
- Nie. Nasza ojczyzna leży niedaleko stšd, lecz oddalona jest w czasie. Pochodzimy z bardzo starożytnego ludu, a mieszkańcy High Hallacku sš nowymi przybyszami. Ongi potrafilimy wędrować, gdzie dusza zapragnie. Wszyscy mężczyni i kobiety władali mocami, które im


służyły i tworzyły na ich rozkaz. Jeżeli kto chciał zaznać swobody konia pędzšcego szybciej niż wiatr, to mógł nim się stać. Albo orłem czy sokołem szybujšcym w przestworzach. Jeli zapragnęło się miękkich, jedwabistych szat lub pięknych klejnotów dla ozdoby, istniały one tak długo, dopóki się nie znudziły. Lecz władanie i wykorzystywanie tak wielkich sił bardzo męczy i w końcu już nic się nie chce i nic nie cieszy oczu, serca i umysłu.
Póniej nastały niebezpieczne czasy, kiedy znudzeni i zniecierpliwieni ludzie zaczęli szukać nowej wiedzy, otwierajšc drzwi zakazanym mocom. Postarzelimy się i utracilimy radoć życia. Niektórzy z nas, niecierpliwi i ciekawscy, wypróbowywali nowe rozrywki i podniety. W końcu uwolnili siły, których nie mogli kontrolować. mierć, i co od niej gorszego, pustoszyła naszš ojczyznę. Ludzie patrzyli teraz na swoich blinich podejrzliwie lub z nienawiciš. Wybuchła wojna, polała się krew; zadawano też mierć po stokroć gorszš niż pchnięcie miecza.
Wreszcie po jakiej wielkiej bitwie ocalali postanowili zaprowadzić porzšdek. Niespokojne duchy miały pójć na wygnanie. Jedni sami wybrali taki los, innych do tego zmuszono, gdyż mogli zakłócić pokój, który należało utrzymać za wszelkš cenę, bo w przeciwnym wypadku zginęlibymy wszyscy. Banici mieli wędrować przez okrelonš liczbę lat, dopóki gwiazdy nie ułożš się na niebie w inne wzory. Wówczas będš mogli stanšć przed bramš i prosić, żeby pozwolono im wrócić. Jeżeli pomylnie przejdš próbę, znów znajdš się wród swoich.
- Ale mieszkańcy High Hallacku mówiš, że odkšd przybyli do tego kraju, Jedcy zawsze tu byli...
- Czas płynie dla nas inaczej niż dla ludzi z nowej rasy. Bliski jest już dzień, kiedy będziemy mogli stanšć przed bramš wiodšcš do naszej ojczyzny. W każdym razie, bez względu na to, czy wygramy, czy przegramy, nasz rodzaj nie wyginie. Wzięlimy za żony córki Krainy Dolin, żeby mieć następców.
- Lecz mieszańcy nie zawsze dorównujš rodzicom.
- To prawda. Zapominasz jednak, pani, że władamy


Mocami i znamy nauki tajemne. Nie wszystkie zmiany, które potrafimy dokonać, sš iluzjami.
- Czy one pozostanš pod ich wpływem? - Rozejrzałam się dookoła. Inne żony Jedców widziały tylko swoich małżonków. Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć, czy to dobrze, czy le.
- Na razie widzš to, co powinny widzieć - odparł Herrel - zgodnie z wolš tych, których płaszcze noszš.
- A ja?
- A ty... Mylę, że uległaby czarom, gdyby działała na ciebie nie tylko moja wola. Najlepiej będzie, jeli udasz, że widzisz utkanš przez mnie iluzję. Sš bowiem wród nas tacy, którym nie spodoba się kto, kogo nie zdołajš sobie podporzšdkować. Na szczęcie, pani...
Zmienił ton głosu i sposób mówienia tak nagle, że bardzo mnie tym zaskoczył. Kto zbliżał się do nas od tyłu. Wzorujšc się na swoich towarzyszkach, nie dałam nic po sobie poznać i wpatrywałam się w Herrela, jakby tylko on jeden istniał na wiecie.
Mężczyzna, który podszedł, stanšł za mnš w milczeniu, lecz emanowało od niego silne, niepokojšce uczucie - nienawici? Nie, był zbyt pewny siebie. Nienawić rezerwujemy dla ludzi nam równych lub wyżej od nas postawionych. Nie, taka mieszanina gniewu i pogardy ogarnia nas tylko wtedy, gdy istoty, którymi gardzimy, omielš się nam sprzeciwić. Nie miałam pojęcia, skšd o tym wiedziałam. Może jakim nie znanym mi zmysłem odczytałam uczucia, które w tym zaczarowanym zakštku stały się silniejsze niż zwykle.
- Ach, Halse, czy przyszedłe się napić z weselnej czary? - Herrel podniósł oczy na stojšcego za mnš mężczyznę. Nie wyglšdał na zaniepokojonego. Lecz kiedy na uczcie w wiosce Norstead oglšdałam zapasy. Mówiono, że przeciwnicy nienawidzili się, więc ów pojedynek nie miał nic wspólnego ani ze sportem, ani z zabawš. Dostrzegłam wtedy charakterystyczne przymrużenie oczu i napięcie mięni ramion, zanim rzucili się na siebie. Dlatego teraz byłam pewna, iż Halse nie zaliczał się do przyjaciół Herrela, ale do tych Jedców, którzy mogli wpać w gniew widzšc, że jego


czary podziałały. Mimo to starałam się patrzeć tylko na Herrela, udajšc równie oszołomionš jak pozostałe dziewczęta.
- Z weselnej czary? - W głosie nowo przybyłego brzmiało szyderstwo i złoć. - Wydaje się, Herrelu Niezdaro, że chociaż raz rzuciłe czary we właciwy sposób. Zobaczmyż więc, jak dobrze to zrobiłe - jaka żona przyszła do twojego płaszcza!
Herrel wstał jednym płynnym ruchem. Nie był uzbrojony, lecz stał w takiej pozie, jak gdyby z obnażonym mieczem w dłoni podjšł wyzwanie Halse'a.
- Panie mężu? - Czy włożyłam w te słowa dostatecznš dozę zdumienia? Wyglšda na to, że muszę udawać kogo, kim nie jestem. Złapałam Herrela za luno zwisajšcš rękę. Ciało miał chłodne i gładkie.
Z niezwykłš siłš podniósł mnie, jakbym była lekka niby piórko. Nareszcie mogłam się odwrócić i spojrzeć na przybysza. Od razu uderzyło mnie zdumiewajšce podobieństwo obu Jedców, którzy mogliby być braćmi albo p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin