Nowy18(1).txt

(16 KB) Pobierz
Dopiero teraz moglimy w pełni docenić geniusz inżynieryjny Ellona. Kolapsan pozwalał nie tylko zagęcić lub rozrzedzić czas, zmienić jego znak, ale również dowolnie zakrzywiać, odchylać pod żšdanym kštem od pierwotnej
osi. Olga nazwała to odchylenie fazowym kštem ucieczki w pozaczas i okreliła jego pożšdanš wielkoć za pomocš skomplikowanych wzorów własnego pomysłu. Dla mnie była to kompletna czarna magia, ale Orlan rozumiał Olgę w pół słowa, a niektóre z wielopiętrowych wzorów były wręcz jego autorstwa. Wcale się temu nie dziwiłem, bo Demiurgowie majš wrodzone zdolnoci do mechaniki niebieskiej .
Próby modelowania przesunięcia fazowego czasu na procesach atomowych przebiegały na tyle sprawnie, że już niebawem Olga powiedziała do mnie przy niadaniu:
 Być może jutro, Eli.
Znaczyło to, że już jutro inżynierowie wypróbujš generatory odchylajšce makroczas całego statku.
 Prawdopodobnie jutro  rzucił Orlan podczas obiadu.
 A więc jutro, przyjaciele!  owiadczył Oleg w czasie kolacji.
Z samego rana pospieszyłem na stanowisko dowodzenia, gdzie zastałem już wszystkich kapitanów i Orlana. Sterowanie generatorami czasu fazowego przejšł Gracjusz, bo dla niemiertelnego Galakta przerzut do innego czasu nie był takim wstrzšsem, jak dla któregokolwiek z nas. Fotel pierwszego pilota statku zajšł Kamagin, również obeznany już z podróżami w czasie. A całej reszcie przypadła rola biernych widzów. Czekałem niecierpliwie na wspaniałe widoki, których spodziewałem się przy przejciu do obcego czasu, choć bardzo się lękałem reakcji Ramirów. Po Okrutnych Bogach wszystkiego można się było spodziewać!...
 Trzy, dwa, jeden, zero! wykrzyknšł Kamagin i czas nieco się odchylił.
Powinien się odchylić, a tymczasem nic o tym nie wiadczyło. Na ekranach trwał ten sam co przed chwilš niewyobrażalny gwiezdny chaos, nadal wszystko kotłowało się w tytanicznym wybuchu.
 Czy generatory aby na pewno pracujš?  mruknšł zaniepokojony Osima.
 Ramirowie nie dajš o sobie znać  zauważył Kamagin.  Przegapili nasz manewr czy co?
 I tak bymy nie zauważyli ich reakcji  powiedział poważnie Orlan.  Ich promień spopieli nas wczeniej niż cokolwiek zdšżymy pojšć.
Po pewnym czasie MUK zakomunikował, że obraz chaosu gwiezdnego powoli się zmienia, a Gracjusz potwierdził tę informację. My jednak niczego nie dostrzeglimy.
 Gwarantuję, że jestemy w pozaczasie powiedziała Olga.  Kšt fazowy jest jednak tak niewielki, że musi upłynšć parę godzin zanim zmiany na niebie stanš się wyranie widoczne.
Mary zaproponowała, żebymy poszli do nas i trochę odpoczęli. W kabinie wygasiła ekran i usiadła w fotelu, ja za postanowiłem nieco się zdrzemnšć. Żona obudziła mnie po dwóch godzinach.
 Popatrz na ekran!  wykrzyknęła z podnieceniem.
Na ekranie był zupełnie inny wiat. Nie, wiat był nadal ten sam. Ten sam wiat rozszalałego jšdra Galaktyki, tyle że teraz przybrał on nieuchwytnie inny kształt. Tak, to było jšdro, lecz jšdro w innym czasie, nie w przeszłym, nie w przyszłym, ale w innym...
 Mary, Ramirowie nas wypucili!  zawołałem radonie.  Już nas nie zaatakujš!
Od tego dnia upłynęło wiele czasu. Może godzin, może wieków, a może nawet milionoleci. Nie potrafię okrelić jednostki, bo czas, w którym się poruszamy jest nam obcy. Przyrzšdy go mierżš, MUK zapamiętuje, rejso-graf rejestruje, a ja go nie rozumiem, bo to nie mój czas.
Pozwoliłem sobie na tę dygresję, siedzšc w konserwatorze i dyktujšc historię naszej ucieczki z jšdra Galaktyki, pozwoliłem sobie na niš po to tylko, aby oddać niecierpliwoć z jakš oczekujemy powrotu do naszego normalnego czasu. Przebylimy już trzy czwarte okręgu pętli czasu wstecznego i niebawem zaczniemy doganiać naszš przeszłoć, która po zatoczeniu niemal pełnego koła znalazła się przed nami, stała się naszš przyszłociš.
Czekam na powrót do naszego czasu, ale mylę o czym innym. Ramirowie nas wypucili, to oczywiste, a zarazem bardzo dziwne. Chcę dociec, dlaczego tym razem pozwolili nam odejć. Muszę to zrozumieć, bo przecież ludzie jeszcze kiedy spotkajš się z tš nieuchwytnš cywilizacjš. Nie uwierzę w obojętnoć Ramirów... Wczoraj zaprosiłem do siebie Romera.
 Pawle  powiedziałem.  Nie podoba mi się pańska przypowieć o drwalach i mrówkach.
 Mogę jš więc zmodyfikować. Co by pan powiedział o ćmach lecšcych do ogniska drwali?
 Rola ćmy też mnie w pełni nie urzšdza  odparłem.
 Kim zatem wedle pana jestemy?
 Jestemy królikami, Pawle.
 Królikami? Nie przesłyszałem się?
 Tak, królikami. Królikami dowiadczalnymi, jak
to się kiedy nazywało. Biednymi zwierzakami, na których nasi przodkowie dokonywali eksperymentów medycznych.
 Uważa pan, że jestemy obiektem dowiadczalnym, że Ramirowie dokonujš na nas eksperymentów?
 W każdym razie usiłujš nas do tego celu użyć.
 W tym co jest  powiedział z zastanowieniem Paweł.  A czy ma pan jakie dowody?
 Raczej poszlaki. Pawle. Proszę posłuchać. Zaczšłem od tego, że Ramirowie natychmiast zniszczyli pierwszš eskadrę wysłanš do jšdra, a właciwie zabili załogi, pozostawiajšc w spokoju gwiazdoloty. Nędzne mróweczki zostały wytrute rodkiem owadobójczym na wszelki wypadek, żeby czasem nie pogryzły zajętych ważnš pracš drwali. Jednak w stosunku do drugiej wyprawy zachowali się już inaczej. Wprawdzie nie patyczkowali się również i z nami, kiedy Strzelec zakłócił tworzonš przez nich strukturę gromady Ginšcych wiatów, ale oszczędzili Koziorożca i Węża. Dlaczego? Bo się nami zainteresowali i zaczęli badać. Nasłali na nas Oana, żeby mieć cisłe informacje. Obudzilimy ich ciekawoć prawdopodobnie tym, że udało się nam uratować fałszywego Arana i że następnie zajęlimy się problemem transformacji czasu. To w ich oczach podniosło naszš rangę.
 Z mrówek na króliki, to ma pan na myli?
 Pawle, mówiłem panu kiedy, że staram się przebudować swój system mylenia, upodobnić go do systemu mylenia Ramirów... Proszę sobie na moment wyobrazić, że ludzkoć jest starsza o milion lat i że przez całe te tysišclecia nieustannie się doskonaliła.
 To oznaczałoby niewiarygodnš wprost potęgę!
 Tak, Pawle. Już teraz potrafimy tworzyć, prze-
budowywać i niszczyć planety, czy więc za milion lat nie zapragniemy uporzšdkować nie tylko pojedyncze układy planetarne lub gromady gwiezdne, lecz całš Galaktykę? Galaktyka jest chora, jej jšdro grozi wybuchem, więc przy tej całej naszej przyszłej potędze z pewnociš nie pogodzilibymy się z nieustannym balansowaniem na krawędzi zagłady i postarali raz na zawsze zapobiec niebezpieczeństwu. Proszę sobie teraz wyobrazić, że owa potężna ludzkoć ustaliła, iż jedynš gwarancjš zapewnienia stabilnoci gwiazd w jšdrze jest dowolne kształtowanie czasu, a tego akurat przy całej swojej pozornej wszechmocy ludzkoć robić nie potrafi... I oto zjawiajš się jacy żałosni przybysze, jakie mrówki, które bezczelnie plšczš się pod nogami i przeszkadzajš w robocie. Jaka byłaby pana pierwsza reakcja? Naturalnie wytępić złoliwe owady!
 Omielę się zauważyć, admirale, że na razie nic nowego mi pan nie powiedział...
 Chwileczkę, Pawle! Wkrótce jednak okazuje się, że mrówki majš dziwnš maszynowš cywilizację i że potrafiš dzięki tym swoim mechanizmom zagęszczać i rozrzedzać czas, a nawet zmieniać jego kierunek. Wprawdzie zaledwie na poziomie atomowym, ale... Tutaj z pewnociš by się pan tymi mrówkami poważnie zainteresował, przyjrzał im się uważnie, zmusił do eksperymentowania w najtrudniejszych warunkach. Nie uda się im wyrwać z pułapki  mała strata, ale za to jeli im się powiedzie, jeli mrówki potrafiš co wymyleć  czysta korzyć dla pana, bo można będzie skorzystać z gotowych rezultatów. Tak włanie wyobrażam sobie nasze wzajemne stosunki z Ramira-mi. Pawle.
 Jeli to prawda, to jestemy uratowani. Mnie taka sytuacja w pełni satysfakcjonuje.
 A mnie nie!  wykrzyknšłem zrywajšc się z miejsca.  Mnie taka sytuacja wręcz oburza! Nigdy nie pogodzę się z tym, żeby kto traktował nas jak dokuczliwe mrówki lub w najlepszym razie jak bezrozumne, ale pożyteczne króliki dowiadczalne!...
 Czegóż więc pan chce, admirale?
 Równouprawnienia!
 Obawiam się  powiedział Romero kręcšc z powštpiewaniem głowš  że nikt naszych pragnień nie będzie brał pod uwagę. A poza tym jak zamierza zakomunikować pan swoje żšdanie Ramirom?
 Spróbuję znaleć jaki sposób...
Popatrzył na mnie z umiechem i powiedział:
 Każdy z nas ma swoje powody do zdenerwowania, Eli. Pan podnieca się problemami globalnymi, mnie natomiast doskwierajš rzeczy znacznie mniejszej wagi. Wie pan jakie?
 Nie sšdzę, żeby to był jaki zupełny drobiazg.
 A jednak... Zbliżamy się do naszej przeszłoci. MUK sporzšdza włanie odpowiedniš prognozę. Prognozę przeszłoci, to przecież potworne!
 Nie rozumiem czemu.
 To jasne, Eli. Przeszłoć należy opisywać, a nie przepowiadać... Przy czym wcale nie jestem pewien czy tę naszš przeszłoć uda się nam naprawdę trafnie przepowiedzieć!
W żaden sposób nie mogłem pojšć, dlaczego Romera tak bardzo niepokoi sprawa przepowiedzenia przeszłoci. Zadanie było proste, a w każdym razie nie przekraczajšce możliwoci mózgu pokładowego i nadzorujšcego jego pracę Gracjusza.

Jestemy już poza granicami jšdra. Nareszcie wyrwalimy się z promiennego piekła!
Dokoła rozpociera się normalny Kosmos, w którym gwiazdy dzielš od siebie dziesištki lat wietlnych, a fundamentalne prawo Wszechwiata, powszechne cišżenie, gwarantuje porzšdek niezakłócony szaleństwami czasu. Wspaniały wiat!
Ale to jeszcze nie jest nasz własny wiat, bo na razie znajdujemy się jeszcze w pozaczasie. Przeszłoć jest jeszcze przed nami.
Odwiedziłem Olega.
Dowódca eskadry siedział przed rejsografem i porównywał otaczajšcy nas pejzaż gwiezdny ze zdjęciami okolic jšdra wykonanymi podczas zbliżania się do niego. Pełnej tożsamoci na razie nie było, ale różnice zmniejszały się z każdym dniem. Gracjusz obwiecił...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin