Nowy7(1).txt

(25 KB) Pobierz
Czasami odnosilimy wrażenie, iż nasi strażnicy opucili statek, tak swobodnie moglimy się poruszać po częci mieszkalnej i parku. Wystarczyło jednak zbliżyć się do pomieszczeń służbowych i już nie wiadomo skšd pojawiał się dyżurny Zływróg. Zakazem nie była objęta tylko sala obserwacyjna, w której dniem i nocš tłoczyli się ludzie.
Nieraz łamałem sobie głowę nad zagadkš, czemu Niszczyciele nas tam puszczajš, zdradzajšc tym samym tajemnicę fortyfikacji Perseusza. Petri uważał, że czynili to umylnie, aby zastraszyć nas swojš potęgš, a potem narzucić traktat pokojowy na własnych warunkach.
Wrogowie rzeczywicie mieli się czym pochwalić. Pędzilimy w otoczeniu statków wrogiej eskadry, poza granicami wyznaczonej przez nie sfery rozpocierała się majestatyczna panorama: jedna gwiazda zastępowała drugš, nie było im końca, a przy każdej z nich mnożniki wykrywały planety, setki planet, zagospodarowanych, uprzemysłowionych, z miastami i fabrykami i tysišcami okrętów kršżšcych wokół globów. Patrzyłem na to w przerażeniu, bo wróg istotnie był bardzo potężny.
Kamagin zapisywał w dzienniku pokładowym, zabranym z jego starego statku, wszystko, co dostrzegał na stereoekranie. Wkrótce na podstawie tych notatek sporzšdził schemat przebytej drogi, nie tak dokładny, jaki mógłby wykonać komputer, ale wystarczajšco szczegółowy.
Jedynie na Osimie demonstracja potęgi Niszczycieli nie wywarła żadnego wrażenia. Uważał on mianowicie, że wszystkie te piekielnie uzbrojone planety ze sztucznymi księżycami i armadami kršżowników sš w trzech czwartych mistyfikacjš. Wróg miał wedle jego opinii kršżyć wokół tego samego rejonu i pokazywać go z różnych stron.
 Przypatrzcie się uważnie  dowodził, wodzšc palcem po mapie Kamagina.  Charakterystyki planet powtarzajš się. Dlaczego?
Nie przekonał mnie: lecielimy prosto na Pomarańczowš, a nie kršżylimy wokół niej. Wkrótce jednak Pomarańczowa zeszła z osi lotu. Minęlimy jš i po paru dniach pomknęlimy ku rodkowi skupiska.
W dniu katastrofy byłem w laboratorium Mary, która ze wieżym zapałem badała prymitywne formy życia. Pomagał jej w tym Aster.
 Ożywimy nie tylko Niklowš, lecz te wszystkie metalowe pustynie, jeżeli kiedykolwiek zdołamy do nich dotrzeć  mówiła żona.  Obok krystalicznych pseudo-rolin zjawiš się tam organizmy żywe, najpierw mikroskopijne, a póniej takie, do jakich przywyklimy na Ziemi.
Nagle przez cały statek przebiegł skurcz. Wszystko zadygotało, ruchome przedmioty poderwały się ze swoich miejsc. ciany zbliżały się ku sobie, a podłoga wznosiła się ku opadajšcemu sufitowi.
 Mary, co z tobš?  wykrzyknšłem przerażony, widzšc, jak żona spłaszcza się niczym nalenik, by po chwili spęcznieć i zamienić się w karzełka. Przypominało to widoki z gabinetu krzywych luster. Ja pewnie też wyglšdałem nie lepiej, bo Mary zbladła i szarpnęła się, kiedy wreszcie udało mi się chwycić jš za rękę.
Wszystkie przedmioty wróciły po chwili do swych normalnych proporcji, ale Cielec nadal wibrował i cały statek wypełniony był łoskotem mechanizmów.
 Biegnijmy do sali obserwacyjnej!  krzyknšłem.  To jaki nowy podstęp przeklętych Niszczycieli!
Na wewnętrznej uliczce omal nie zderzyłem się z pędzšcym Orlanem. Tym razem nie miał eskorty, a jego wyglšd wiadczył o tym, że katastrofa również dla niego była zaskoczeniem. Chwyciłem go za ramię.
 Co się stało?
Orlan zaczšł się w milczeniu wyrywać. Poczułem, że traci siły. Dowiedziałem się póniej, iż Niszczyciela pozbawionego rodków technicznych, wszystkich tych pól grawitacyjnych, zakrzywionych powłok przestrzennych i wyładowań elektrycznych, może pokonać byle ziemskie dziecko.
 Puć mnie!  wychrypiał Orlan.  Wszyscy tu zginiemy, jeżeli mnie nie pucisz!
Mary szarpnęła mnie za rękaw. Niechętnie uwolniłem nienawistnego Zływroga i Orlan pomknšł takimi niewiarygodnymi skokami, że aż mi zamigotało w oczach.
W sali obserwacyjnej uderzył mnie przeraliwy krzyk Kamagina:
 Admirale, spadamy na Pomarańczowš!

Trzy czwarte gwiazd skupiska zniknęło z ekranów, a pozostałe bladly w oczach. Chwyciłem lornetę mnożnika, ale i tam również dostrzegłem jedynie czarnš pustkę.
 Zabawna przygoda!  powiedział Osima głosem, w którym nie było ladu lęku, a tylko zainteresowanie. Energiczny kapitan najwidoczniej zastanawiał się już, jakš korzyć możemy wycišgnšć z awarii.
Pomarańczowa nie wieciła, lecz pałała jak nieustanny jaskrawożółty rozbłysk eksplozji. Kamagin miał rację, spadalimy na niš, i to z coraz większš prędkociš, wielokrotnie już teraz przekraczajšcš szybkoć wiatła.
 Wkrótce nie będzie już żadnej gwiazdy  powiedział w zadumie Romero.  Przedziwny wiat! Czy panu, admirale, nie niło się przypadkiem nic podobnego?
Gwiazdy nadal blakły i znikały, a za nimi zaczęły rozpływać się okręty wrogów. Wokół nas szalała burza, jakiej od dawna nie potrafilimy sobie nawet wyobrazić, burza nieustannie zmieniajšca metrykę przestrzeni.
 Admirale Eli! Proszę do sterówki!  rozległ się z głoników ostry głos Orlana.  Natychmiast do sterówki!
Zawahałem się, ale Romero powiedział:
 Proszę ić, to nie zaszkodzi. Najwidoczniej zdarzyło się co niezwykłego, skoro potrzebujš pańskiej pomocy...
Sterówka była owietlona, transportery siłowe nie działały i musiałem ręcznie otwierać drzwi. W pobliżu foteli stał Orlan ze swymi adiutantami. Skłoniłem się w odpowiedzi na jego powitanie.
 Trzeba uruchomić urzšdzenia napędowe statku, admirale!  rozkazał Orlan.  Chodzi o życie twoje i twoich przyjaciół!
 O wasze chyba też  dorzuciłem ironicznie.  Mówiłem już, że komputer sterujšcy napędem jest uszkodzony.
 Musicie go natychmiast naprawić!
 Nie znam się na takich skomplikowanych aparatach.
 A kto się zna?
 Nikt. Maszyny sterujšce remontuje się jedynie w bazie kosmicznej.
 Macie chyba sterowanie ręczne?
 Tak, ale można go używać tylko w przestrzeni einsteinowskiej, a nie w obszarze nadwietlnym. Powiedz zresztš, co się stało, abym mógł zdecydować, czy warto wam pomagać.
Orlan milczał przez chwilę i zdawał się czego nasłuchiwać. Pewnie majš łšcznoć telepatycznš  pomylałem.
 Powiem  odezwał się wreszcie.  Mechanizmy, kształtujšce metrykę, zainstalowane na gwiedzie, obok której przelatywalimy, rozregulowały się. Kurs flotylli został zmieniony, a statki rozproszone. Znalelimy się wewnštrz limaka przestrzennego, a kršżowniki konwoju na zewnštrz.
 Nie widzę w tym żadnej tragedii, chyba że co przede mnš ukrywasz.
Orlan wahał się kilka sekund.
 Wielki zabronił tracić Cielca z oczu. Kiedy zaczniemy znikać, okręty nas zaatakujš. Musimy się trzymać w pobliżu eskorty lub odeprzeć ich salwę grawitacyjnš, bo
inaczej koniec z nami. Uruchom mechanizmy obronne, admirale!
 Czy mamy za cenę życia sprzedać najważniejsze tajemnice ludzkoci? Nasze życie nie jest tyle warte!
 Za póno!  krzyknšł strasznym głosem Orlan.
 Jestemy ostrzeliwani!
Obok Pomarańczowej pałajšcej złowieszczym wiatłem na wygasłym niebie pozostały jeszcze trzy zielone punkciki, trzy niknšce w innym wiecie gwiazdoloty. Wiedziałem już, co to znaczy atak grawitacyjny. Bez pól ochronnych nie sposób go przeżyć. Zamknšłem oczy.
 Nie!  wykrzyknšł triumfalnie Orlan.  Nie!...
Otworzyłem oczy. Na czarnym niebie płonęła tylko Pomarańczowa. Kršżowniki zostały wyrzucone z naszej przestrzeni wraz z wystrzelonymi przez siebie falami grawitacyjnymi. Nie wiedziałem, co nas czeka w przyszłoci, ale Orlan również był najwidoczniej kompletnie zdezorientowany.
 No i obeszło się bez zdrady ludzkich tajemnic!
 zakpiłem z niego.  Czy nie wydaje ci się przypadkiem, iż po naszej stronie wystšpiły siły znacznie potężniejsze od całej floty waszych kršżowników?
 Po waszej stronie, mówisz?  Wskazał rękš na Pomarańczowš.  Gdyby wiedział, dokšd pędzimy, wolałby zginšć od salwy dział grawitacyjnych. W imperium Wielkiego Niszczyciela nie ma miejsca groniejszego niż Trzecia Planeta!
Odwrócił się do mnie plecami.
Niewidzialne, giętkie ręce chwyciły mnie za ramiona, odwróciły i popchnęły ku wyjciu. Wciekłym szar
pnięciem spróbowałem się uwolnić, ale nie miałem teraz pola osobistego, którym niegdy poraziłem atakujšcego mnie niewidzialnego. Pogroziłem więc tylko pięciš Orlanowi i spokojnie wyszedłem na korytarz.

Na wklęsłych ekranach złociło się niebo. Powiedziałem niebo i poczułem, jak słowo to kłóci się z widokiem rozpocierajšcym się przed nami. Niebo to przestrzeń z gwiazdami, planetami i satelitami. Tu za była tylko wypełniajšca wszystko Pomarańczowa i kršżšca wokół niej samotna planeta.
Tuż przed lšdowaniem na planecie Orlan odnalazł mnie w parku, gdzie przechadzałem się z synkiem, i odwołał na bok.
 Admirale Eli  powiedział.  Statek opada w złym miejscu. Przycišganie na planecie zależy od szerokoci geograficznej, a my lšdujemy w strefie wysokiej grawitacji. Należy szybko dotrzeć do Stacji Metryki Przestrzennej, tam będzie lżej. Na Planecie nie ma rodków komunikacji, gdyż nie wolno jej odwiedzać. Stacja nie odpowiada na wezwania. Musisz zatroszczyć się o to, aby jeńcy szli możliwie szybko.
 Jakie cinienie i temperatura panujš na planecie? Czy potrzebne sš skafandry? Jak z wodš i żywnociš?
 Skafandry zostawcie na statku. Cinienie i temperatura sš znone. Żywnoć i wodę załadujcie na swoje awionetki. Masz jeszcze jakie pytania?
 Tak. Co to za planeta? Czemu na niej lšdujemy? Jaki los nas czeka?
 Na te pytania nie odpowiem  rzucił zimno i popiesznie się oddalił.

To była metalowa planeta, naga metalowa pustynia nigdzie nie zakamuflowana nawet pseudorolinami podobnymi do rosnšcych na Niklowej. Nad olepiajšco błyszczšcš zlotem i ołowiem równinš rozpocierało się połyskliwe, złotawe niebo z pałajšcš na nim czerwonawš gwiazdš, której pozorna rednica była około pięciu razy mniejsza od naszego ziemskiego Słońca.
Schodzšc po trapie upadłem. Potężna siła pochwyciła mnie i rzuciła ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin