CZĘĆ TRZECIA TRZYDZIECI SIEDEM wiat Szponów, widzę go Phamie! Główne okno pokazywało system w rzeczywistych wymiarach, słońce znajdowało się mniej niż dwa miliony kilometrów od nich, owietlało kabinę dowodzenia. Czerwone migajšce strzałki wskazywały pozycje zidentyfikowanych planet. Jedna z nich w odległoci zaledwie dwudziestu milionów kilometrów została oznaczona jako planeta typu ziemskiego. Po wyjciu z międzygwiezdnego skoku trudno marzyć o lepszej pozycji niż ta, którš mieli obecnie. Pham nie reagował, tylko wpatrywał się w okno zaniepokojony, jak gdyby dostrzegał co niewłaciwego w tym, co obserwowali. Po bitwie z Plagš co się w nim załamało. Był pewny swej iskry bożej, dlatego też wydawał się przybity rozmiarami klęski. Zamknšł się w sobie bardziej niż kiedykolwiek. Obecnie chyba sšdził, że wystarczy poruszać się doć szybko, aby ocalała z potyczki częć wrogiej floty nie mogła ich dogonić. Stał się dużo bardziej podejrzliwy wobec Błękitnego Pancerzy-ka i Zielonej Łodyżki niż dotychczas, tak jakby stanowili oni dużo większe zagrożenie niż cigajšce ich statki. Cholera zaklšł Pham w końcu. Zobacz na prędkoć względnš. Wynosiła siedemdziesišt kilometrów na sekundę. Dostosowanie pozycji nie przedstawiało większego problemu, ale... Dostosowanie prędkoci będzie nas kosztowało trochę czasu, sir Phamie. Pham skierował swoje spojrzenie na Błękitnego Pancerzy-ka. Omawialimy to z miejscowymi trzy tygodnie temu, pamiętasz? Ty opracowywałe parametry wejcia. A ty kontrolowałe to, co robię. To pewnie jaki kolejny defekt systemu nawigacyjnego... aczkolwiek nie spodziewałem się, że co takiego może zdarzyć się podczas prostego balistycznego lšdowania.^ Odwrotny znak, prędkoć zbliżania się siedemdziesišt klików na sekundę zamiast zera. Błękitny Pancerzyk odsunšł się do drugiej konsoli. Być może powiedział Pham. Ale teraz chciałbym, żeby wyniósł się z kabiny, Pancerzyku. Przecież nic na to nie mogę poradzić. Powinnimy skontaktować się z Jefrim, ponownie dostosować prędkoci i... Wyno się z kabiny, Pancerzyku! Nie mam już czasu, by cię kontrolować. Pham zanurkował, by szybciej przebyć dzielšcš ich przestrzeń, ale zanim dotarł do Jedca natknšł się na Ravnę. Ta stanęła między nimi, szybko wyrzucajšc z siebie słowa: W porzšdku, Phamie. Błękitny Pancerzyk zaraz sobie pójdzie. Pogładziła jedno z rozedrganych odroli Jedca, które po chwili opadły. Już sobie idę, już idę. Jej dłoń wcišż go dotykała, jak gdyby dodajšc mu otuchy. Ravna stała pomiędzy nimi do chwili, kiedy Skrodojedziec smętnie wytoczył się z kabiny. Kiedy był już na zewnštrz, odwróciła się do Phama. Czy nie mógł to rzeczywicie być defekt układu nawigacyjnego? Wydawało się, że mężczyzna nie słyszy tego pytania. W chwili kiedy właz zamknšł się za wychodzšcym, odwrócił się i odszedł do konsoli sterujšcej. Zgodnie z ostatnimi szacunkami PPII do przybycia Plagi mieli jeszcze pięćdziesišt trzy godziny. A teraz musieli jeszcze marnować czas na ponowne dostosowanie prędkoci, co przecież powinno zostać wykonane trzy tygodnie wczeniej. Kto albo co musiał nas wykiwać. Pham cały czas mamrotał do siebie, nawet kiedy już przeprowadził do końca sekwencję kontrolnš. Być może był to defekt. Następne wejcie wykonamy z ręcznym sterowaniem. Sygnały alarmowe informujšce o zwiększeniu przyspieszenia odbiły się echem po całym statku. Pham dzielił uwagę pomiędzy otwarte okna na monitorze patrzšc, czy w okolicach nie ma swobodnych obiektów wystarczajšco dużych, aby stanowiły niebezpieczeństwo. Ty też się zapnij odezwał się do niej, wycišgajšc rękę, aby wyłšczyć pięciominutowy synchronizator czasowy. Ravna zanurkowała przez całš kabinę, po czym rozłożyła małe siodełko, używane podczas spadku swobodnego, zamieniajšc je w sporych rozmiarów fotel, do którego przypięła się pasami. Usłyszała głos Phama na kanale głównym, ostrzegajšcy o wyłšczeniu synchronizatora czasowego. Potem został włšczony napęd impulsowy, powoli rosnšce cinienie wciskało ich w sieć pasów bezpieczeństwa. Cztery dziesište przyspieszenia grawitacyjnego było to wszystko, co biedny PPII mógł jeszcze wytrzymać. Pham mówił o sterowaniu ręcznym całkiem serio. Główne okno zostało wycentrowane. Obraz nie zmieniał się już zgodnie z życzeniem pilota i nie było żadnych pomocniczych legend ani schematów. Najprawdopodobniej to, co widzieli, było wiernym obrazem tego, co znajdowało się w jednej linii z głównš osiš statku. Okna peryferyjne były regularnie rozmieszczone wokół okna głównego. Wzrok Phama przelizgiwał się między nimi, a jego dłonie nerwowo przesuwały się nad przyciskami płyty sterujšcej. Przysunšł się najbliżej, jak mógł, starajšc się kierować zgodnie z tym, co dyktowały mu zmysły, nie ufajšc nikomu. Jednoczenie wcišż próbował korzystać z ultranapędu. Znajdowali się dwadziecia milionów klików od celu swej podróży, była to odległoć pozwalajšca na submikroskopijny skok. Pham Nuwen starał się tak sprytnie skonfigurować parametry napędu, aby wykonać precyzyjny skok mniejszy od standardowego. Co chwilę do kabiny na ułamek sekundy wpadało słoneczne wiatło, najpierw owietlajšc lewe ramię Ravny, potem prawe. Słońce uniemożliwiało ponowne nawišzanie łšcznoci z Jefrim. Nagle okno pod ich stopami wypełniło się obrazem planety, ogromnej, na wpół ocienionej, niebieskiej z białymi esami-floresami. wiat Szponów, taki jak opisał Jefri Olsndot, normalna planeta typu ziemskiego. Po miesišcach spędzonych w przestrzeni kosmicznej i po zagładzie Sjandry Kei widok ten poruszył Ravnę. Ocean zajmował większoć całego obszaru, ale niedaleko linii odgraniczajšcej częć owietlonš przez słońce od częci nie owietlonej widać było ciemniejsze plamy lšdów. Malutki pojedynczy księżyc wychylał się zza planety. Pham wstrzymał oddech. Jest jakie dziesięć tysięcy kilometrów od nas. Znakomicie. Tyle że zbliżamy się do niej, robišc siedemdziesišt klików na sekundę. Planeta zdawała się rosnšć, lecieć ku nim. Pham przez kilka chwil przyglšdał się jej tarczy. Nie martw się, miniemy jš, przelecimy nad... hm... północnym skrajem. Planeta rosła pod nimi, zasłaniajšc księżyc. Zawsze uwielbiała oglšdać Herte wchodzšcš w skład Sjandry Kei. Ale tamten wiat miał dużo mniejsze oceany i był cały poprzecinany cieżkami Dirokimów. To miejsce było równie piękne jak Przekanik i wydawało się dziewicze. Mała czapa bieguna znajdowała się w strefie owietlonej, widziała też linię brzegowš cišgnšcš się na południe w stronę obszarów ogarniętych mrokiem. Widzę północnozachodnie wybrzeże. Tam włanie jest Jefri! Ravna sięgnęła do swojej klawiatury, proszšc statek o dokonanie próby połšczenia ultrafalowego oraz radiowego. Mam połšczenie ultrafalowe oznajmiła po sekundzie. I co słyszysz? Jakie zniekształcone odgłosy. Może to tylko odpowied impulsowa. Potwierdzenie odbioru w odpowiedzi na impuls wysyłany z PPII, jedyna rzecz, jakš mogli przesyłać od czasu, gdy porwała ich fala. W ostatnich dniach Jefri musiał zamieszkać bardzo blisko statku, czasami otrzymywała odpowied niemal natychmiast, nawet wtedy kiedy u chłopca panowała noc. Dobrze by było porozmawiać z nim ponownie, nawet jeli... wiat Szponów wypełniał już połowę okna, widzieli krzywiznę horyzontu. Przed nimi kolory nieba zlewały się z czerniš przestrzeni kosmicznych. Od fali morskiej wody wyranie odcinały się lodowe czapy i góry lodowe. Widziała nawet cienie chmur. Spoglšdała na cišgnšcš się na południe linię brzegowš: wyspy i półwyspy były tak blisko siebie, że trudno było je rozróżnić. Ciemnoszare góry i usiane czarnymi plamami lodowce. Zielonobršzowe doliny. Próbowała przypomnieć sobie wszystkie wskazówki geograficzne, które przekazał jej Jefri. Gdzie jest Ukryta Wyspa? Tych wysp było tak wiele. Nawišzano kontakt radiowy z planetš usłyszeli głos statku. Jednoczenie migajšca strzałka wskazała jakie miejsce na stałym lšdzie, niedaleko morskiego brzegu. Czy przekaz ma być w czasie rzeczywistym? Tak! Tak! zawołała Ravna i niecierpliwie uderzała w klawiaturę, gdy statek nic nie odpowiadał. Czeć, Ravno! Słyszysz mnie, Ravno? Podekscytowany głos małego chłopca słychać było w całej kabinie. Brzmiał dokładnie tak, jak to sobie wyobrażała. Ravna wcisnęła kilka klawiszy, wybierajšc tryb rozmowy dwustronnej. Obecnie dzieliło ich od Jefriego nie więcej niż pięć tysięcy klików, chociaż przelatywali z szybkociš siedemdziesięciu kilometrów na sekundę. Było to wystarczajšco blisko, by mogli sobie porozmawiać przez radio. Hej, Jefri! zawołała Wreszcie dolecielimy, ale potrzebujemy... Potrzebujemy wszelkiej pomocy, jakš twoi czworonożni przyjaciele mogš nam zapewnić. Jak to powiedzieć szybko i zrozumiale? Ale chłopak znajdujšcy się na dole miał już swój plan. ...jemy pomocy, i to teraz, Ravno! Snycerze włanie atakujš. Dał się słyszeć głuchy huk, jak gdyby przesuwano nadajnik. Po chwili odezwał się inny głos, bardzo wysoki i dziwnie niewyrany. Ravno, tu Stal. Jefri racja. Snycerka... Tu podobny do ludzkiego głos przeszedł w serię syknięć i gulgotów. Po chwili znowu usłyszała głos Jefriego: Zasadzka, to słowo brzmi zasadzka. Tak... Snycerka zrobiła dużš, dużš zasadzkę. Okršżajš nas. Zginiemy za kilka godzin, jeli nie pomożecie. Snycerka nigdy nie pragnęła sławy wojownika. Ale sprawowanie władzy przez połowę tysišclecia wymagało wielu różnych umiejętnoci, nauczyła się więc także sztuki wojennej. Wydarzenia ostatnich dni spowodowały, że wielu rzeczy musiała się także oduczyć na przykład zaufania do wszystkich członków swojej wity. Na Margrumowym Stoku rzeczywicie urzšdzon...
sunzi