OSIEM Przez ponad dwiecie lat mechanizm zegarowy pod zamarzniętym jeziorem skrupulatnie odmierzał upływajšce sekundy, rozwijał powoli zwoje sprężyny. Mechanizm działał bez zarzutu przez tyle lat, by zacišć się na ostatnim spucie. Mógłby tak trwać aż do Nowego Słońca, gdyby nie inny nieprzewidziany wypadek; siódmego dnia dwiecie dziewištego roku od strony zamarzniętego morza nadeszła seria gwałtownych drgnień skorupy ziemskiej, które to drgnienia zwolniły ostatni spust. Tłok wsunšł pianę organicznego szlamu do zbiornika z zamarzniętym powietrzem. Przez kilka minut nic się nie działo. Potem w substancji organicznej rozszedł się blask, temperatura wzrosła ponad punkt zamarzania tlenu i azotu, a nawet dwutlenku węgla. Gazy wydzielane przez trylion pšczkujšcych egzoterm stopiły lód nad małym pojazdem. Zaczęło się wznoszenie ku powierzchni. Przebudzenie z Ciemnoci nie przypomina zwykłego przebudzenia. Ta chwila była już tematem tysięcy wierszy, a w ostatnich pokoleniach * przedmiotem tysięcy badań naukowych. Sherkaner dowiadczał jej po raz drugi, choć pierwszy właciwie się nie liczył, ginšł wród innych, niewyranych wspomnień z dzieciństwa, kiedy to tulił się do grzbietu swego ojca w stawach Otchłani Mountroyal. Przebudzenie z Ciemnoci składało się z kilku etapów. Wzrok, dotyk, słuch. Pamięć, orientacja, mylenie. Czy wszystkie te zmysły i zdolnoci budziły się stopniowo, jedna po drugiej, czy też jednoczenie, lecz oddzielnie? Kiedy te częci zaczynały tworzyć umysł"? Pytania te miały dręczyć Sherkanera do końca życia, być podstawš jego ostatecznych poszukiwań... Lecz w tych chwilach poszatkowanej wiadomoci współistniały z rzeczami o znacznie większym znaczeniu; musiał odzyskać zdolnoć logicznego mylenia, przypomnieć sobie, kim jest, dlaczego tu jest i co musi zrobić, by przeżyć. Teraz kierowały nim instynkty milionów lat. Mijały kolejne minuty, myli przybierały coraz konkretniejsze kształty. Sherkaner wyjrzał przez pęknięte okno pojazdu na zewnštrz, w ciemnoć. Dostrzegł jaki ruch. Kłęby pary? Nie, raczej cienka warstwa kryształów wirujšca w bladym wietle, na którym płynęli. Kto stukał go w ramię, wołał go głono po imieniu. Sherkaner wytężył pamięć. - Tak, sierżancie, już się obudziłem. - Doskonale - odpowiedział mu metaliczny głos Unnerby'ego. - Nic ci nie jest? Znasz procedurę. Sherkaner posłusznie poruszał nogami. Wszystkie go bolały; to był już dobry poczštek. rodkowe, przednie, ręce pożywiajšce. - Nie czuję prawej przedniej i rodkowej. Może się skleiły. - Tak, pewnie sš jeszcze zamarznięte. - Jak się czujš Gil i Amber? - Rozmawiam z nimi przez cały czas. Odzyskali wiadomoć szybciej niż ty, ale jeszcze całkiem się nie rozmrozili. - Podaj mi kabel. - Unnerby podsunšł mu sprzęt przewodzšcy dwięk, a Sherkaner porozmawiał bezporednio z pozostałymi członkami zespołu. Ciało toleruje stopniowe rozmrażanie, jeli jednak nie zakończy się ono we właciwym czasie, rozpoczyna się proces gnilny. Problem polegał tutaj na tym, że torby z egzotermami i paliwem przesunęły się, gdy łód zaczęła sunšć ku górze. Sherkaner ułożył je ponownie i uruchomił opływ szlamu i powietrza. Zielony blask wypełniajšcy ich maleńkš kabinę przybrał na sile, a Sherkaner wykorzystał wiatło, by sprawdzić, czy rury przewodzšce tlen nie uległy uszkodzeniu. Egzotermy pozwalały im utrzymać odpowiedniš temperaturę, gdyby jednak zespół musiał walczyć z nimi o tlen, z pewnociš by przegrał. Minęło pół godziny. Ciepło przywracało ich do życia, uwalniało kończyny. Wyszli z przebudzenia niemal bez szwanku, tylko Gil Haven miał odmrożone czubki rodkowych ršk. Podczas wielu zwykłych przebudzeń dochodziło do gorszych obrażeń. Szeroki umiech wypłynšł na oblicze Sherkanera. Udało im się, obudzili się w Głębi Ciemnoci. Wszyscy czworo odpoczywali jeszcze przez chwilę, nadzorujšc przepływ powietrza i ćwiczšc procedurę przygotowanš przez Sherkanera. Unnerby i Amberdon Nizhnimor sprawdzili szczegółowo wszystkie elementy wyposażenia, przekazujšc podejrzane i zepsute przedmioty Sherkanero-wi. Nizhnimor, Haven i Unnerby, dwójka inżynierów i chemik, byli bardzo inteligentnymi istotami, ale także zawodowymi żołnierzami. Sherkaner z fascynacjš obserwował zmiany, jakie zachodziły w ich zachowaniu, kiedy przenieli się z laboratorium na pole rzeczywistych działań. Unnerby stanowił tu szczególnie interesujšcy przypadek; zaprawiony w bojach żołnierz i inżynier o ogromnej wyobrani, tradycjonalista kierujšcy się w życiu prostymi, jednoznacznymi zasadami. Sherkaner znał sierżanta od siedmiu lat. Pogarda, z jakš ten odnosił się do projektów Underhilla, należała już do odległej przeszłoci; niegdysiejsi adwersarze zostali potem bliskimi przyjaciółmi. Kiedy jednak zespół przeniósł się w końcu na Wschodni Front, zachowanie Unnerby'ego uległo dziwnej odmianie. Traktował Underhilla z dystansem, czasami nawet zwracał się do niego per pan", a jego szacunek bliski był czasem zniecierpliwieniu. Sherkaner spytał o to Victory. Po raz ostatni byli wtedy sami, w zimnej kwaterze pod ostatnim aerodromem funkcjonšcym na Wschodnim Froncie. Rozemiała się, usłyszawszy jego pytanie. - Och, mój kochany, a czego ty się spodziewałe? Kiedy zespół opuci nasze terytorium, to Hrunk przejmie dowództwo i będzie za was odpowiedzialny. Ty jeste cywilnym doradcš bez żadnego wyszkolenia wojskowego, obcym elementem, który trzeba jako wpasować w strukturę dowo*- dzenia. On potrzebuje twojego absolutnego posłuszeństwa, ale i twojej wyobrani i elastycznoci. - Rozemiała się lekko; od korytarza oddzielała ich tylko cienka płócienna zasłona. - Gdyby był zwyczajnym rekrutem, Unnerby już sto razy spaliłby ci pancerz. Biedny kober boi się okropnie, że w krytycznej sytuacji, kiedy będzie się liczyła każda sekunda, twój geniusz zajmie się czym zupełnie innym, na przykład astronomiš. - Hm... -Właciwie nieraz już zastanawiał się, jak wyglšdajš gwiazdy bez atmosfery, która przyćmiewa ich naturalne kolory. - Rozumiem. Dziwię się tylko, że w tej sytuacji pozwolił Greenvalowi włšczyć mnie do zespołu. - Żartujesz? Hrunk sam tego zażšdał. Wie, że czekajš was tam niespodzianki, z którymi tylko ty będziesz mógł sobie poradzić. Jak powiedziałam; ten kober ma problem. Sherkaner Underhill rzadko odczuwał zdumienie, lecz to włanie była jedna z takich chwil. - Cóż, postaram się być dobry. - Wiem o tym. Chciałam tylko, by wiedział, czego obawia się Hrunk... Hej, możesz to potraktować jako zagadnienie behawioralne; jak tak różni od siebie ludzie mogš współpracować i przetrwać w warunkach, w których nikt jeszcze nie przeżył? - Może traktowała to jako żart, ale to rzeczywicie była interesujšca kwestia. * Bez wštpienia ich pojazd był najdziwniejszym wehikułem w historii; skrzyżowanie łodzi podwodnej z przenonš otchłaniš i pojemnikiem na szlam. Teraz skorupa długoci piętnastu stóp spoczywała w płytkiej sadzawce wiecšcej zieleni i zgniłej czerwieni. Woda gotowała się w próżni, unosiły się nad niš kłęby gazów, które natychmiast zamarzały i opadały z powrotem w postaci maleńkich kryształków. Unnerby otworzył klapę, a zespół utworzył żywy łańcuch, transportujšc z ršk do ršk elementy wyposażenia i zbiorniki z egzotermami i układajšc je na ziemi za sadzawkš. Rozcišgnęli pomiędzy sobš kable audio, od Underhilla do Unnerby'ego, potem do Havena i do Nizhnimor. Sherkaner niemal do samego końca miał nadzieję, że uda im się stworzyć system łšcznoci bezprzewodowej, ten był jednak zbyt ciężki, nikt też nie potrafił powiedzieć, czy będzie działał w tak ekstremalnych warunkach. Każdy mógł więc w danej chwili rozmawiać tylko z jednym sporód innych członków zespołu. Tak czy inaczej potrzebowali linii bezpieczeństwa, kable nie stanowiły więc dodatkowego obcišżenia. Sherkaner prowadził grupę do brzegu jeziora. Za nim szedł Unnerby, potem Nizhnimor, a na końcu Haven, który cišgnšł sanie ze sprzętem. Gdy tylko oddalili się nieco od łodzi, otoczyła ich ciemnoć. W miejscu, gdzie na powierzchni rozpłynęły się egzotermy, nadal pobłyskiwało czerwone wiatło; łód spaliła wiele ton paliwa, przebijajšc się ku powierzchni. Energię dla pozostałej częci misji musiały im zapewnić egzotermy, które nieli ze sobš, i paliwo, jakie uda im się znaleć pod niegiem. Włanie egzotermy były tym pomysłem Sherkanera, który umożliwił podróż w Ciemnoci. Przed wynalezieniem mikroskopu wielcy myliciele" twierdzili, że cechš, która odróżnia wyższe zwierzęta od pozostałych form życia, jest ich zdolnoć do przetrwania Wielkiej Ciemnoci. Roliny i prostsze zwierzęta umierały; Ciemnoć mogły przeżyć tylko ich otorbio-ne jajka. Póniej jednak okazało się, że wiele jednokomórkowych zwierzšt potrafi przetrwać w ekstremalnych warunkach i to na powierzchni planety, a nie w otchłaniach. Co dziwniejsze - a odkrycia tego dokonali biolodzy ze Szkoły Królewskiej, kiedy Sherkaner był studentem ostatniego roku - istniały formy Mniejszych Bakterii, które żyły w wulkanach i pozostawały aktywne przez całš Ciemnoć. Te mikroskopijne stworzenia bardzo zainteresowały Sherkanera. Profesorowie zakładali, że tego rodzaju istoty muszš zawieszać procesy życiowe albo tworzyć sporule, kiedy wulkany sš zimne, ale Sherkanera ciekawiło, czy nie istniejš także takie odmiany bakterii, które w zimniejszych okresach same wytwarzajš ciepło. Przecież nawet w Ciemnoci nad powierzchniš planety znajdowało się sporo tlenu - a w wielu miejscach pod warstwš niegu powietrznego zalegały resztki substancji organicznych. Gdyby istniał jaki katalizator rozpoczynajšcy utlenianie w bardzo niskich temperaturach, te male...
sunzi