Nowy8(1).txt

(11 KB) Pobierz
 
*
Pag obwiniał mnie, że z Chelsea tak się skończyło. No i dobrze. Ja jego - że tak się 
zaczęło. 
Poszedł w neuroekonomię przynajmniej częciowo dlatego, że kumpel z 
dzieciństwa na jego oczach zmienił się w człowieka z kapsuły. Ja z grubsza z tego 
samego powodu wylšdowałem na Syntezie. Nasze drogi rozeszły się i nie za często 
widywalimy się na żywo; ale dwadziecia lat po tym, jak dla niego zmaltretowałem 
grupkę dzieciaków, Robert Paglino nadal był moim najlepszym i jedynym 
przyjacielem. 
- Musisz porzšdnie odtajać - powiedział. - A ja znam kobietę nadajšcš się w sam 
raz do użycia rękawic kuchennych, żeby cię wyjšć z piekarnika. 
- To chyba przykład najgorszego użycia metafory w historii ludzkiego języka - 
odparłem. 
- Ale, Kapsuło, serio. Przyda ci się kto taki. Taka, ta... przeciwwaga, która 
przesunie cię trochę ku wygodnej medianie. Rozumiesz. 
- Nie, Pag. Nie rozumiem. Kto to? Jaka kolejna neuroekonomistka? 
- Neuroestetyk - odpowiedział. 
- Jest jeszcze na to rynek? - Nie wyobrażałem sobie. Po co płacić za poprawienie 
zgodnoci z drugš połowš, skoro posiadanie drugiej połowy totalnie wyszło z mody? 
- Nie za bardzo - przyznał Pag. - Ona w sumie już przestała się tym zajmować. Ale 
warsztat jeszcze ma, i to jaki. Jest bardzo tigmotaktyczna. Uznaje tylko kontakty 
osobiste, twarzš w twarz. 
- No, nie wiem, Pag. To wyglšda jak praca. 
- Ale nie twoja. Ona na pewno będzie łatwiejsza w obejciu niż te cholerne 
składane osobowoci, którym służysz za rzecznika. Jest bystra, seksowna i elegancko 

mieci się w jednym odchyleniu standardowym, no, poza tym skrzywieniem w stronę 
osobistych kontaktów. Ale to nie tyle zboczenie, ile uroczy fetysz. W twoim przypadku 
mógłby nawet mieć terapeutyczny wpływ. 
- Gdybym chciał pójć na terapię, znalazłbym sobie terapeutę. 
- Prawdę mówišc, tym ona też się trochę zajmuje. 
- Taak? - Po chwili zapytałem wbrew sobie: - I dobra jest? 
Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. 
- Aż tak dobry to nikt nie jest. Zresztš nie o to chodzi. Pomylałem sobie, że 
bycie zaskoczyli. Akurat ona nie zniechęciłaby się twoimi problemami z intymnociš. 
- Może nie zauważyłe, ale dzisiaj wszyscy majš problemy z intymnociš. - Nie 
mógł nie zauważyć, populacja malała od dziesištków lat. 
- Taki eufemizm. Chodziło mi o twojš ogólnš awersję do kontaktów z ludmi. 
- Czyli nazywanie ciebie człowiekiem to eufemizm? 
Wyszczerzył zęby. 
- To inna sprawa. Mamy przeszłoć. 
- Dzięki. Nie skorzystam. 
- Za póno. Już jedzie na umówione miejsce. 
- Umó... wiesz co, Pag, dupek z ciebie. 
- Największy na wiecie. 
I tak włanie znalazłem się w realu, w klubie na południe od Beth and Bear, w 
natarczywej bliskoci innych ludzi. wiatło, przyćmione i dyskretne, wydobywało się 
spod foteli i krawędzi stołów. Chromatyka, przynajmniej tego wieczoru, była 
wyzywajšco długofalowa. Lokal, gdzie zwyklaki mogš udawać, że widzš w 
podczerwieni. 
I przez chwilę udawałem, taksujšc kobietę w narożnej loży: tyczkowata, choć 
ładna, współbrzmiało w niej z pół tuzina grup etnicznych, a żadna nie wybijała się 
ponad tło. Co wieciło na policzku, słabiutkie szmaragdowe staccato na tle ogólnego 
przesunięcia ku czerwieni. Włosy unosiły się rozwianš hebanowš chmurš nad głowš; 
zbliżajšc się, zauważyłem pobłyskujšce w tym nimbusie nitki metalu, podłšczone do 
generujšcego złudzenie nieważkoci generatora elektrostatycznego. W normalnym 
wietle krwistoczerwona barwa jej skóry na pewno przesunie się z powrotem ku 
modnemu kajmakowemu odcieniowi bezkompromisowego mieszańca. 
Była atrakcyjna, jak wszyscy w takim wietle; im dłuższa fala, tym gorsza ostroć. 
Nie bez powodu w sekshotelikach nie montuje się jarzeniówek. 

Nie nabierzesz się na to, powtórzyłem sobie. 
- Chelsea - odezwała się. Mały palec trzymała na jednej z zagłębionych w stole 
ładowarek. - Dawniej neuroestetyczka, obecnie pasożyt na Gospodarce Ciała, dzięki 
genom i nowym rodzajom maszyn. 
Poblask na policzku leniwie zatrzepotał jaskrawymi skrzydłami - tatuaż, 
bioluminescencyjny motylek. 
- Siri - odpowiedziałem. - Niezależny syntetyk, pokorny sługa genów i maszyn, 
które zrobiły z ciebie pasożyta. 
Machnęła ku pustemu fotelowi. Usiadłem, analizujšc układ przede mnš, 
opracowujšc najlepszš taktykę szybkiego, acz dyplomatycznego pożegnania. Kontur 
jej ramion powiedział mi, że lubi wiatłobrazy, choć wstydzi się do tego przyznać. Jej 
ulubionym artystš jest Monahan. Uważa się za naturalnš dziewczynę, bo od wielu lat 
poprzestaje na chemicznych pobudzaczach libido, a przecież modyfikacja synaptyczna 
byłaby dużo prostsza. Rozkoszuje się własnš niespójnociš: kobieta, której warsztat 
zawodowy zajmuje się edycjš samych myli, ona za nie ufa nawet dehumanizujšcym 
telefonom. Od urodzenia uczuciowa, od urodzenia obawiajšca się 
nieodwzajemnionego uczucia i zawzięcie niepozwalajšca, by to jš przed czymkolwiek 
powstrzymało. 
Patrzyła na mnie i co jej się podobało. Tego też się trochę bała. 
Wskazała dłoniš mojš częć stołu. Panele wieciły łagodnym szafirem, 
dysonansem na tle wszechogarniajšcej czerwieni. Przypominały odciski 
rozcapierzonych palców. 
- Dobry towar. Dodatkowa grupa hydroksylowa w piercieniu, czy co w tym 
stylu. 
Masówka neurofarmowa specjalnie mnie nie rusza, robi się jš dla ludzi, którzy 
majš więcej mięcha w głowie. Dla pozoru pogładziłem jeden z paneli i ledwo co 
wyczułem. 
- Czyli syntetyk. Tłumaczy Niezrozumiałe Niezainteresowanym. 
Umiechnšłem się na ten sygnał. 
- Bardziej pomost między ludmi, którzy dokonujš odkryć, a tymi, co zbierajš 
pochwały. 
Odwzajemniła umiech. 
- A jak to się w ogóle robi? Wszystkie te zoptymalizowane płaty czołowe, 
przebudowy - no wiesz, skoro nie da się ich zrozumieć, to jak ty to robisz? 

- Dobrze jest uważać wszystkich innych za niezrozumiałych. Ma się 
dowiadczenie. - No włanie. To powinno wymusić przyzwoity dystans. 
Ale nic z tego, wzięła to za żart. Widziałem, jak się zbiera, żeby poznać szczegóły, 
zapytać o mojš pracę, co doprowadzi do pytań o mnie, co doprowadzi... 
- Powiedz mi, jak to jest - rzuciłem gładko - żyć z przerabiania ludziom mózgów. 
Chelsea skrzywiła się; motyl na policzku zatrzepotał nerwowo przy tym ruchu. 
Pojaniały mu skrzydełka. 
- Jezu, to brzmi jakbymy robili z nich zombiaków, czy co takiego - odparła. - Z 
reguły chodzi o drobne podregulowanie. Zmiana gustów muzycznych czy kulinarnych, 
no wiesz, optymalizacja kompatybilnoci partnerskiej. Wszystko całkowicie 
odwracalne. 
- Nie ma do tego leków? 
- Nie. Za dużo rozwojowych różnic między mózgami; tu chodzi o naprawdę 
precyzyjne celowanie. Ale to nie polega tylko na mikrochirurgii i wypalaniu synaps. 
Zdziwiłby się, ile rzeczy można zrobić nieinwazyjnie. Mnóstwo kaskadowych reakcji 
da się wywołać po prostu przez odtworzenie odpowiednich dwięków w odpowiedniej 
kolejnoci, albo pokazujšc obrazki o odpowiednich proporcjach geometrii i emocji. 
- To chyba jakie nowe techniki. 
- Nie bardzo. Rytm i muzyka polegajš w sumie na tym samym. My zrobilimy 
tylko naukę ze sztuki. 
- Tak, ale kiedy? - Na pewno niedawno. Ostatnie dwadziecia lat, czy co koło 
tego... 
Nagle zniżyła głos. 
- Robert opowiadał mi o twojej operacji. Jaka wirusowa epilepsja, tak? Kiedy 
byłe jeszcze maluchem. 
Nigdy nie prosiłem go wprost, żeby trzymał to w tajemnicy. Właciwie, co za 
różnica? Przecież wyzdrowiałem. 
A poza tym Pag dalej sšdził, że to przydarzyło się komu innemu. 
- Nie znam dokładnie twojego przypadku - cišgnęła łagodnie Chelsea. - Ale tak na 
oko, techniki nieinwazyjne by nie pomogły. Na pewno zrobili co trzeba. 
Ona mi się podoba. Próbowałem stłumić tę myl. 
I wtedy co poczułem: dziwne, nieznane uczucie, jakby kto mi poluzował kręgi. 
Fotel za plecami nagle w nieokrelony, subtelny sposób stał się wygodniejszy. 
- Zresztš, odkšd rynek przebił się przez dno, za wiele tego nie robię. Ale zostało 

mi po tym upodobanie do spotkań twarzš w twarz, jeli rozumiesz, co mam na myli. 
- Tak. Pag mówił, że uznajesz tylko seks w pierwszej osobie. 
Kiwnęła głowš. 
- Jestem bardzo starowiecka. Nie przeszkadza ci to? 
Nie miałem pewnoci. W realu byłem dziewicš - jedna z nielicznych cech 
wspólnych z resztš cywilizowanego wiata. 
- Teoretycznie nie. Tylko wydaje się, że to, wiesz... spory wysiłek, a nagroda taka 
sobie. 
- Mnie też. - Umiechnęła się. - Prawdziwi partnerzy do pieprzenia nie sš 
retuszowani. Majš swoje życzenia i potrzeby, których nie da się wykasować. Czy 
można kogo winić za to, że teraz, kiedy już jest wybór, daje sobie spokój z tym 
wszystkim? Człowiek się zastanawia, jak naszym rodzicom w ogóle udawało się 
pozostawać razem. 
A przydałoby się wiedzieć dlaczego. Poczułem, że zapadam się głębiej w fotel, i 
zdziwiłem tym nowym odczuciem. Mówiła, że ta dopamina jest jaka podkręcona. 
Pewnie tak. 
Nachyliła się ku mnie, bez niemiałoci, bez kokieterii, ani na chwilę w tym 
długofalowym mroku nie przerywajšc kontaktu wzrokowego. Czułem ostry, 
cytrynowy zapach mieszajšcej się na jej skórze chemii i feromonów. 
- Wiesz, jak już poznasz zasady, sš też zalety - powiedziała. - Ciało ma dobrš 
pamięć. Aha, Siri, ty wiesz, że pod prawš rękš nie masz ładowarki, prawda? 
Popatrzyłem. Palcem wskazujšcym lewej ręki dotykałem jednego z dotykowych 
pulpitów; prawa, kiedy nie patrzyłem, odzwierciedliła ten ruch, bezsensownie 
postukujšc palcem w pusty blat. 
Zabrałem jš. 
- Taki dwustronny tik - przyznałem. - Kiedy nie zwracam uwagi, ciało ukradkiem 
przyjmuje symetrycznš pozycję. 
Czekałem na żart, a przynajmniej uniesionš brew. Chelsea tylko skinęła głowš i 
podjęła wštek. 
- No to jeli jeste zainteresowany, to ja też. Nigdy wczeniej nie kotłowałam się z 
syntetykiem. 
- Żargonauta też może...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin