ROZDZIAŁ 8 PIERWSZA MIŁOĆ 2621 r. Kónigsberg, Dyrektoria Rosyjska Planeta Ziemia, Układ Słoneczny - Tatiana! No nie bšdże taka skryta! - nalegała Tamila. - To nieuczciwe! Jak ci wszystko opowiadam, a ty mnie nic! - No dobrze - poddała się Tania. - Co chcesz wiedzieć? - Ty i Mirosław... bylicie już... no, było już między wami?... - Więc o to ci chodzi! - Tania się zarumieniła. - No co, to zawsze ciekawe - wyjaniła prostodusznie Tamila, siadajšc wygodniej na łóżku. - Jeszcze nie. Mirosław mówi, że nasze stosunki sš dla niego ważne i że nie chce nic forsować. - Jasne - westchnęła smętnie Tamila. - Ale wiesz, pół roku to kawał czasu... mam na myli, że to już by nie było forsowanie! - Ty tak sšdzisz, a ja i Mirosław mamy inne zdanie - odparła Tania. - U nas wszystko jest szczególnie... - Niu-niu-niu, moi wy szczególni! Poczštkowo Tania nie przejmowała się faktem, że pocałunki na materacu do niczego nie prowadzš, wydawało jej się to naturalne. Ale po roku znajomoci zaczęła się niepokoić. Nowy Rok Tania powitała w Domu Literatów, z Mirosławem i jego przyjaciółmi, poetami i chałturnikami. Wielu przyszło z żonami, niektórzy z dziećmi - prawie dorosłymi. W towarzystwie tych poważnych, dowiadczonych ludzi Tania czuła się nieswojo. - Idcie do stołu, dziewczynki-malinki. A my tutaj z dorosłymi wujkami porozmawiamy o różnych niezrozumiałych sprawach - powiedział poeta Gocew do Leli i Juli, swoich nastoletnich córek, i tak się jako złożyło, że również do Tani, rozmawiajšcej z przylepš Julš o wstšpieniu na uniwersytet. Wtedy Tania wyjštkowo ostro poczuła, że zasiedziała się w dziewczynkach-malinkach". Nad ranem taksówka zawiozła jš i Mirosława, przyprószonych konfetti, do studia na Lwa Tołstoja. Mirosław był w szampańskim humorze, dowcipkował, przytulał zarumienionš Tanie, bawił się jej lokami (zawiniętymi w drogim salonie fryzjerskim) i mrugał do niej, jak się Tani zdawało, znaczšco. Ale gdy tylko weszli do mieszkania i zamknęli ciężkie, obite rudš dermš drzwi, z miejsca stracił szampański nastrój. Wpakował się pod swojš puchowš kołdrę i nie czekajšc nawet, aż Tania wyjdzie z łazienki, zachrapał. Spał z szeroko rozrzuconymi rękami, przypominajšc teraz arktycznego morsa. A Tania wtuliła twarz w niewieżš powłoczkę poduszki i rozpłakała się. No bo jakże to tak, towarzysze? Miłoć jest, a namiętnoci nie ma? Gdy Tania wróciła do akademika, nowiutki wideofon (prezent od rodziców) aż się zanosił. - No i jak? Stało się? - pytała opalona zgrabna Tamila. Nowy Rok witała w domku ukrytym w dżungli Cankun, w towarzystwie nowej miłoci, artysty moskiewskiego baletu na lodzie, Aslama Karimbekowa. - Stało - skłamała Tania z udręczonym umiechem. - Gratuluję! Toteż widzę, że bukę masz bledziutkš... Gdy seans łšcznoci dobiegł końca, Tania wsunęła się pod stary kraciasty koc i zaczęła płakać. Nigdy by przypuszczała, że przyjdzie jej okłamywać przyjaciółkę! Zresztš cztery miesišce póniej nie wytrzymała i przyznała się do kłamstwa. Nie miała sił sama nieć prawdy o swoich stosunkach z Mirosiawem, - Słuchaj, a może on jest gejem? - Nie, to odpada. - Dlaczego? - Na psychologii nam mówili, że statystycznie rzecz bioršc geje ukrywajšcy swoje homoseksualne skłonnoci, wymawiajš słowo homoseksualizm" cztery razy częciej niż reszta społeczeństwa. A Mirosław jeszcze nigdy nie wymówił przy mnie tego słowa! - Też mi argument! - A pamiętasz, jak nam dała bilety na koncert? Tam w pierwszym akcie był męski balet Kaprys", a w drugim Szopeniana". I Mirosław przez cały pierwszy akt marudził, żeby ci połamańcy w trykotach skończyli wreszcie swoje analne przeżycia! Nie, ja czuję, że on jest normalny, to tylko ty masz uprzedzenia po swoim Anatolu. - No może - zgodziła się lekko Tamila. - To może po prostu impotent? - Też nie... Widzisz, gdy się całujemy... - Tania spuciła oczy. - Nie, to nie to... - Aha. W takim razie, moja droga Giselle, mam dla ciebie tylko jednš wersję. Twój Wozdwiżeński ma innš kobietę. I jak zawsze się okazało, że Tamila miała rację. W mieszkaniu Mirosława Tania zaczęła zauważać w popielniczkach niedopałki wymazane czerwonš pomadkš, potem ujawniły się resztki chałwy w lodówce, a gocinne damskie kapcie regularnie plštały się pod nogami Tani w ciemnym przedpokoju, mimo że ona zawsze przed wyjciem stawiała je na półeczce. Wszystko wyranie wskazywało na to, że Tania nie jest jedynš kobietš odwiedzajšcš gawrę. Konkurentkš Tani okazała się Polinka, krytyk muzyczny Apolinaria Żywokorencewa. Żeby się upewnić, Tania musiała zniżyć się do pewnej podłoci. Pewnego dnia, gdy Wozdwiżeński mył swoje obszerne ciało pod prysznicem, Tania podejrzała spis ostatnich numerów, pod które dzwonił z domowego telefonu. Wyszło na jaw, że do Żywokorencewej dzwoni rednio raz dziennie, czyli cztery częciej niż do Tani. Cóż, Tania znała Polinkę na tyle, żeby się przerazić gustem Woz-dwiżeńskiego. Rówienica Mirosława, Apolinaria Żywokorencewa, kobieta zamężna, mieszkała w willi nad Morzem Bałtyckim razem z czwórkš dzieci - dwoma chłopcami z pierwszego małżeństwa i dwiema córkami z drugiego. Miała duży dom z clematisami na żeliwnym ogrodzeniu, fontannš na tyłach domu i innymi oznakami niejakiej zamożnoci. Nawet zaprosiła tam Tanie i Mirosława na pierwszomajowe szaszłyki, ale wtedy akurat Tanie złapała grypę, miała temperaturę i mdłoci, i niewiele z tej podróży zapamiętała. Natura podarowała Apolinarii twarz mocnš, takš którš trudno zapomnieć - może włanie dlatego tak chętnie malujš takie oblicza kiepscy malarze? Ciało Apolinarii również podobało się kiepskim malarzom. Było... duże. Czasem wydzielało mocny zapach potu i niemal zawsze słodki aromat perfum Upragniona. Polinka lubiła nosić obcisłe swetry i drogie dżinsy, czerwone, ultramarynowe i złociste; upodabniały jej tyłek do zadu konia cyrkowego okrytego kolorowš derkš. Mšż Polinki był generałem; codziennie po południu osobisty szofer generała zajeżdżał długim russobałtem pod filharmonię i czekał, aż Apolinaria Żywokorencewa wyjdzie z pracy. - Przecież tylko się cieszyć, że ona jest straszna jak noc i w dodatku zamężna! - A z czego tu się cieszyć? - Tania pocišgała nosem. - No jak to? Że to dla ciebie żadna konkurencja! - Ale on z niš pi! - Skšd wiesz? Może wcale nie pi. - Wiem! - szlochała Tania. - Znalazłam w łazience prezerwatywę! - Ee tam, może napełniajš wodš i leje z balkonu na przechodniów, w szkole tak robilimy. - Akurat! Z parteru?! - To może się przygotowuje, żeby z tobš... - Ta była zużyta! - No to wiesz co? - Co? - Rzuć ty go w diabły! - Nie mogę! Nie mogę, rozumiesz?! - Nie rozumiem! Tępa jestem, jak każda baletnica, i nie rozumiem, dlaczego nie miałby go zostawić! - Bo chyba go kocham... Tania nie na darmo użyła słowa chyba". Rzeczywicie nie była pewna, czy kocha Mirosława. Czasem wydawało jej się że tak. a czasem - że nie do końca. Zbyt często Mirosławowi udawało się Tanie rozzłocić czy zawstydzić. Naiwna Tania mylała, żeby gdyby go kochała na sto procent, to nigdy, przenigdy nie zdołałby jej wyprowadzić z równowagi. Ponadto Tanie peszyły pewne kwestie estetyczne; mianowicie tusza Mirosława i jego abnegacja. Potrafił całymi tygodniami nie zmywać naczyń, a niewieże skarpety traktował z dużš wyrozumiałociš. Tania sšdziła, że gdyby kochała go naprawdę, jak Tatiana Oniegina, nie dostrzegałaby ani brzucha, ani skarpetek, ani filiżanek. w których fusy od kawy zmieniały się w skamielinę. Ale wystarczyło, żeby pomylała o tych czułych słowach, które jej szeptał, o tym, jak mówi do niej nieżynko...", a czuła, że będzie kochać Mirosława, autora Jesiennego romansu", już zawsze, wiecznie, przez całe życie. Luba, która również została wtajemniczona w tę miłosnš awanturę, i w dodatku czuła się winna - przecież to przez niš Tania zwišzała się z tym palantem, zasypywała przyjaciółkę dobrymi radami. - Zamiast ryczeć, id i otwarcie go zapytaj! - O co? - Zapytaj, kto jest mu droższy, ty czy ta krowa! -A czy to pomoże? - Gorzej w każdym razie nie będzie! - A jeli on mnie wtedy rzuci? - pytała przerażona Tania. - Akurat, od razu cię rzuci! Tydzień póniej Tania zdecydowała się posłuchać tej rady - wparowaia do Wozdwiżeńskiego w mokry kwietniowy poranek i zażšdała wyjanień. A najbardziej zdumiało jš to, że na jej bezporednie, wręcz nieprzyzwoite pytania Mirosław odpowiadał szczerze i bez skrępowania. - Owszem, ja i Apolinaria zajmujemy się czasem tym, co ludzie spoza naszego kręgu okrelajš plebejskim słowem seks - odparł Mirosław, spokojnie pijšc kawę. Po wczorajszej pijatyce twarz miał ciężkš i spuchniętš. - Ale poza tym nasze stosunki sš czysto duchowe! - Hm! - Taniu, wiesz przecież, jak Apolinaria kocha męża. Ja jestem dla niej jedynie epizodem... Nasz burzliwy romans należy do dalekiej przeszłoci... - Ale picie w teraniejszoci! - oburzała się Tania. - Jaka ty jeszcze młoda i naiwna, moja nieżynko - rzekł Woz-dwiżeński z udawanym dostojeństwem. - picie"... Powiedz jeszcze - dmuchacie się! - Jak zwał, tak zwał, a sens jest jeden - pornograficzny! - Oto i ona, planeta Jekaterina we własnej osobie! Czy ty chociaż wiesz, moja mała, jak bardzo złożony jest wiat ludzkich uczuć? - Wiem - powiedziała Tania, starajšc się nie pokazać, jak bardzo uraziły jš słowa o Jekaterinie. - W tym wiecie sš tysišce odcieni, miliony niuansów, setki nastrojów! Gdyby wiedziała, jak bezgrzeszne sš moje kontak...
sunzi