Realia, czyli o tym, czy fantasta koniecznie musi trzymać się realiów, a jeśli tak, to jakich.txt

(11 KB) Pobierz
Realia, czyli o tym, czy fantasta koniecznie musi trzymać się realiów, a jeśli tak, to jakich

KĄCIK ZŁAMANYCH PIÓR „Feniks 997 2000

Zdarzyło mi się ostatnio rozmawiać o realiach w tekstach fantastycznych - o tym, czy prawda historyczna powinna mieć jakieś znaczenie dla autora-fantasty. Temat nie jest nowy, dość często zmuszony byłem tłumaczyć, dlaczego, moim zdaniem, nie warto budować świata od podstaw. Problem nie jest błahy; zdaje mi się, że wiele tekstów poległo właśnie dlatego, iż autor był przekonany o braku jakichkolwiek ograniczeń. Skoro pisze fantastykę, to wolno mu fantazjować. To prawda, wolno. Lecz wyobraźnia winna znać granice, inaczej łatwo otrzymać produkt bedący materiałem badawczym raczej dla psychiatry, niźli krytyka literackiego.
Gdy ktoś pisze, powiedzmy, powieść fantasy, osadzoną w realiach średniowiecznych, powinien mieć pojęcie o tych czasach. Powinien wiedzieć, jak wygląda średniowieczna twierdza, średniowieczna zabudowa miejska, średniowieczne kiecki, potrawy, dzieła sztuki i oręż (zwłaszcza oręż, szczególnie oręż, najkonieczniej luby oręż - bo w powieściach fantasy bohaterowie orężują się nieustannie). Autor powinien wiedzieć sporo o tym wszystkim nie dlatego, że musi opisywać zamki warowne takie, jakie były, miecze identyczne z oglądanymi w muzeach i stroje jak na starych obrazach. Powinien wiedzieć po to, żeby przytomnie wymyślać własne wersje wszystkiego. Otóż, na przykład, średniowieczne fortece budowane były w określony sposób nie dla czyjegoś widzimisię. Po prostu, takie a nie inne budowle były odporne na stosowany ówcześnie sprzęt oblężniczy (zaś z drugiej strony - ów sprzęt dawał szanse zdobycia warowni, bo zachodzi tu sprzężenie zwrotne). Jeśli autor bezmyślnie wprowadzi na przykład zaawansowane działa prochowe do okresu, gdy ich nie było, to karą za pozostawienie niezmienionych zamków średniowiecznych będzie logiczny uwiąd tekstu. Jest najzupełniej wykluczone, by rozwój artylerii odbywał się niezależnie od rozwoju architektury warownej; jasne, można opisać zderzenie dwóch cywilizacji, z których jedna przybyła z Księżyca, lub zza oceanu i dysponuje bronią, wobec której druga cywilizacja jest bezradna. Ale w obrębie jednej cywilizacji, jako tako skuteczne działa muszą iść o lepsze z bastejami (a później bastionami) budowanymi zamiast dawnych baszt. Bo basteje były skutkiem pojawienia się dział; jest niemożliwe, by rozwój artylerii ognistej pozostał bez odpowiedzi. Kto tego nie wie - ten będzie wypisywał głupoty. Oto, dlaczego trzeba mieć pojęcie o rozmaitych zależnościach, występujących w opisywanym okresie historycznym. Gdy autor jest świadom takich zależności, wtedy oczywiście, z mniejszym lub większym powodzeniem, wymyślać może swoje własne wersje rozwoju artylerii i sztuki fortyfikacyjnej. Bo zna mechanizm i rozumie związki przyczynowo-skutkowe. Niektórzy o tym wiedzą, jeszcze zanim na dobre przystąpią do pisania - do innych ta prawda nie dociera nigdy. Mam tu list od debiutantki, która kiedyś przysłała teksty do „Kącika; trzymam ten list od dawna z zamiarem wykorzystania w sprzyjającej chwili i ta chwila właśnie nadeszła.
Prościutko do absurdu - pisze autorka, przedstawiająca się jako Hancyś - prowadzi też kopiowanie historycznej rzeczywistości w sposób zbyt drobiazgowy czy dosłowny - nie o to tu chodzi. Światy fantasy rządzą się własnymi prawami i chwała im za to, inaczej nie byłyby to światy fantastyczne. Najczęściej jednak czegoś się trzymać trzeba i tu dochodzimy do granic. Granic pomiędzy tym, co z rzeczywistości historycznej wykorzystujemy, a co odrzucamy żeby nie narazić się na niekonsekwencję. Niektórych rzeczy wyrzucić się nie da. Do tych należy choćby przybliżony czas pokonania konno czy pieszo określonej odległości. Oczywiście wiele sobie można „dotworzyć, posługując się wyobraźnią i zdrowym rozsądkiem po czym otrzymaną strukturę podlać sporą dawką magii i już! Gotowe! Tyle tylko, że... ogół nie może chodzić w magicznie krojonych i szytych gaciach z magicznej tkaniny uzyskiwanej z magicznego zielska etc. etc. Swoją drogą ciekawy pomysł, ale prowadzi prościutko do absurdu.
Ot, co. Zaś absurd - to jeszcze nie jest fantastyka. Ponieważ nie raz i nie dwa razy musiałem bronić tego poglądu przed czytelnikami, choćby podczas spotkań autorskich, przechowywałem przytoczony wyżej list równo rok (datowany jest 19 czerwca ‘99), doskonale wiedząc, że nadejdzie dzień, gdy się przyda. No więc, proszę bardzo. Może niekoniecznie mam nierówno pod sufitem, nawołując do trzymania się JAKICHŚ realiów Dziewczyna doszła do swoich wniosków posługując się tylko zdrowym rozsądkiem - i nie mam pojęcia, dlaczego przytomność umysłu nie mogłaby być regułą uniwersalną
A teraz - kiedy NIE NALEŻY trzymać się prawdy historycznej. Otóż, moim zdaniem, nie należy trzymać się jej wówczas, gdy w grę wchodzą kategorie estetyczne. Ideały piękna były różne w różnych epokach i warto wiedzieć, jakie były - lecz zarazem trzeba zdawać sobie sprawę, że czytelnik żadną miarą nie zdoła utożsamić się z bohaterem, który będzie wzdychał z miłości do grubej, bezzębnej i spoconej hrabiny, tłukącej wszy przy biesiadnym stole, sikającej w kucki wprost pod suknię i wypróżniającej się pierdliwie do kominka, skrywającej pryszcze pod pudrem, tłuste resztki włosów pod peruką, a smród niemytego cielska w oparach straszliwych perfum. W ten sposób opisując kobietę, można co najwyżej nawrócić faceta na autoerotyzm, albo i zoofilię (zdrowa koza jawi mi się, przysięgam, bardziej pociągająca, niźli to, co pokazałem wyżej). Co z tego, że taka jest prawda o XVII-wiecznej Francji, i nie tylko Francji Ktoś, kto zechce poznać tę prawdę, nie sięgnie po „Trzech muszkieterów, lub ich fantastyczny odpowiednik, lecz po książkę taką choćby, jak „Życie codzienne... w czasach Ludwika XIV (skądinąd gorąco polecam). Lecz my tutaj, w „Kąciku, nie gadamy przecież o literaturze popularno- i stricte naukowej, ani nawet o powieści historycznej. Krótko mówiąc można trochę stylizować, można przemycić jakieś „smaczki właściwe dla danej epoki, lecz łatwo tu przeszarżować. Autor musi podjąć decyzję czy chce, by czytelnik przeżywał rozmaite rozterki razem z bohaterem opowieści; czy też pragnie wychować czytelnika w duchu tolerancji wobec wszelkich kanonów estetycznych i zjawisk obyczajowych.
A problem dotyczy nie tylko estetyki, obyczajowości i etyki. Faktem historycznym jest także, na przykład, inne postrzeganie upływu czasu przez ludzi żyjących kilka wieków temu. Sześćdziesięcioletni człowiek był wówczas na ogół starcem i nikt nie powiadał o takim młodo umarł. On sam uważał z pełnym przekonaniem, że pora już na to, by być zupełnie bezzębnym, półślepym i zniedołężniałym. Ale też odczuwanie upływu czasu jest zjawiskiem wielce subiektywnym, wiążącym się najbardziej z tempem życia. Jak „przełożyć tempo życia ze średniowiecznego na nasze Zapewnić, że wtedy było inaczej - owszem, można. Ale przyjąć coś do wiadomości, a wczuć się w konkretną sytuację, wejść w skórę danego człowieka, to dwie różne sprawy. Pozwolę sobie zgłosić wątpliwość, czy dwudziestostronicowe opowiadanko to wystarczająco obszerny poligon do przeprowadzenia takich ćwiczeń. Może lepiej będzie pojęciu „starość nadać wymiar współczesny Jeśli autor uwzględni niektóre, wynikające z dłuższego czasu życia, konsekwencje, to taki zabieg niekoniecznie musi szkodzić opisywanej historii.
Teraz rodzi się pytanie czy wolno w ten sposób kłamać, albo - powiedzmy - przemilczać niewygodne fakty. Moim zdaniem wolno. Bohaterowie książek fantasy nie posługują się językiem średniowiecznym, bo byłby to język dla osoby żyjącej w XX wieku zupełnie niezrozumiały, autor więc uwspółcześnia mowę bohatera, uciekając się co najwyżej do stylizacji. Podobnie chyba należy prezentować sposób postrzegania świata; można zatem uwspółcześnić nieco domniemaną długość życia, albo gust bohatera książki, zwłaszcza że nie ma to w końcu większego znaczenia, jaki kanon kobiecej lub męskiej urody obowiązuje w przedstawionym świecie. Niechże tedy „piękna kobieta lub „przystojny mężczyzna oznacza dla odbiorcy to właśnie, co przez te słowa rozumie. A i starość lub młodość można chyba czasem... no, właśnie „przetłumaczyć ze średniowiecznego na nasze.
Teraz jeszcze kilka zastrzeżeń. Po pierwsze, nie zamierzam tu poskramiać niczyich ambicji. Jeśli ktoś uważa, iż podoła wyzwaniu i zechce stworzyć książkę ściśle trzymając się wszystkich realiów - droga wolna. Nie twierdzę, że to niemożliwe; przekonuję tylko, że niezmiernie trudne. Trzeba wiedzieć o tym, że trudne. Wiedza historyczna autora to jedno, zaś umiejętność nakłonienia czytelnika do podziwiania brzydoty, to rzecz całkiem inna.
Po drugie, teksty fantasy nie są oczywiście jedynymi, gdzie obowiązywać muszą jakieś reguły. Literatura SF także podlega ograniczeniom, i to wcale nie mniejszym, choć zwykle należy się tam trzymać raczej realiów technicznych, niźli historycznych. JAKICHŚ realiów trzymać się trzeba. Poza polem grawitacyjnym mamy do czynienia ze stanem nieważkości; w próżni nie można oddychać, zaś skład atmosfery zdatnej do oddychania jest znany i ściśle określony. Silniki potrzebują paliwa; woda to tlen i wodór, zaś bomba atomowa nie nadaje się do wyburzenia budynku w centrum miasta. Wypisuję tu rzeczy z pozoru oczywiste, lecz muszę powiedzieć, że naprawdę znam takich, co kłócili się ze mną o podobne sprawy. „A dlaczego - pytali. „A może za dwa tysiące lat ludzie będą przystosowani do oddychania dwutlenkiem węgla, a silniki będą obywać się bez paliwa. Odpowiadam, że szkoda mi czasu na podejmowanie dyskusji z takimi argumentami; jest to jazda po ciemku w niewiadomym kierunku, istny zamek strachów. Gdzieś w tym mroku (intelektualnym) niechybnie znaleźć można pytanie „A dlaczego ludzie są ludzie i „Dlaczego trąbka to nie znaczy koń. Nie mogę zajmować się czymś takim, bo mi to ubliża. Ludzi, którzy dowodzą, że można pis...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin