O tym, jak przygotować tekst do publikacji, gdzie, kiedy i komu wysłać.txt

(7 KB) Pobierz
O tym, jak przygotować tekst do publikacji, gdzie, kiedy i komu wysłać

KĽCIK ZŁAMANYCH PIÓR Feniks 2102 2001

W wielu, a nawet bardzo wielu listach autorzy i kandydaci na autorów pytajš, jak dostać się na łamy pisma literackiego, jak przygotować utwór, co napisać w licie motywacyjnym (no, naprawdę!), co dokładnie powinna zawierać przesyłka. Właciwie sš to pytania nie do mnie, lecz do szefa działu prozy polskiej... no, ale mam nadzieję, że nie odbiorę mu chleba poruszajšc te sprawy w Kšciku. W gruncie rzeczy rozumiem, że autorzy sš ciekawi, co dzieje się z tekstem, który już dotarł do redakcji, jak utwór jest odbierany, kiedy wyrzucany i tak dalej. Dobra. Postaram się pisać tak, jakby nie istniały na wiecie osoby wiedzšce, co to jest dyskietka albo maszynopis. Bo pragnę rozwiać wszystkie wštpliwoci i ukręcić sprawie łeb raz na zawsze. Dalej, uporajmy się z tym.
Kiedy, gdy byłem mały, redakcje i wydawnictwa przyjmowały tylko znormalizowane maszynopisy. Były na pewno wyjštki od reguły; nie wiem, w jakiej postaci dostarczał - i dostarcza - teksty Stanisław Lem, ale sšdzę, że przyjęliby je nawet zapisane szminkš na stercie przecieradeł. Ponieważ jednak przeciętny autor nie jest Lemem, wyjanię co to takiego ten maszynopis znormalizowany. Na kartce formatu A4, zapisanej jednostronnie, powinno być 30 wierszy (linijek), w każdym wierszu za 60 znaków, łšcznie z odstępami. Oczywicie aptekarskie proporcje sš nie do utrzymania, mowa o wartociach rednich (zwłaszcza w partiach dialogowych sš to przecież warunki zupełnie niemożliwe do spełnienia). Nawet dzi istniejš na wiecie ludzie majšcy w domu maszynę do pisania zamiast komputera, pragnę więc ich uspokoić redakcja pisma - co prawda niechętnie - po staremu przyjmie maszynopis, jeli utwór będzie tego wart. Dobrze jednak, by tekst był wyrany i czysty, bez poprawek i skreleń, wtedy będzie można wrzucić go na skaner. Poplamiona czym czwarta kopia, pisana przez zużytš kalkę, na pewno nie spełnia tych warunków.
Ale, niestety, żyjemy w epoce komputerów i w zasadzie wymagana jest dyskietka, zawierajšca tekst w jakim prostym formacie; prostym nie dlatego, że redakcja dysponuje przestarzałym oprogramowaniem, lecz z powodu - chociażby - wirusów, które niezbyt lubiš podczepiać się pod co takiego, jak siermiężny .rtf.
Ideał - to dyskietka i wydruk. Wydruk, jeli załšczony do dyskietki, nie musi spełniać wymogów maszynopisu znormalizowanego. To po prostu uprzejmy gest ze strony autora; właciwy redaktor będzie mógł zapoznać się z utworem w dowolnie komfortowych warunkach, na przykład popijajšc kawę w zacisznej kawiarence, niekoniecznie lęczšc przed ekranem komputera.
Adres. NAZWISKO I ADRES - na tekcie, na dyskietce, na wydruku, nie tylko na kopercie. Piszę to wielkimi kulfonami dlatego, że koperty się wyrzuca (czy kto zdrowy psychicznie przechowuje rozprute, ostemplowane puste koperty), a nawet, jeli nie zostanš wyrzucone, to już po chwili nie wiadomo, co w nich właciwie było. Bo przecież gdy to co nie jest podpisane, to jak można doń dopasować odpowiedniš pustš kopertę Na podstawie analizy charakteru pisma Redakcja czasem miałaby jaki interes do autora, lecz nie może się z nim skontaktować z powodu braku adresu, nazwiska, bšd jednego i drugiego. Nie wydrukuje więc tekstu, choćby zasługiwał na Nobla. Bo tekst trzeba opublikować pod jakim nazwiskiem, nieprawdaż Autorowi trzeba wysłać pienišdze, fiskusowi za odpalić działkę pod rygorem skarbowej odpowiedzialnoci.
List motywacyjny. List motywacyjny, na litoć boskš, do niczego nie jest potrzebny. Być może redaktor prozy polskiej uprzejmie te listy czyta, ale jeszcze bardziej uprzejmie czyta nadesłanš próbkę literatury i obchodzi go głównie przydatnoć owej próbki dla pisma. To tutaj - tu, w Kšciku - siedzi facet który chętnie czyta listy, albowiem pragnie podyskutować o problemach autorów, w miarę sił odpowiadać na pytania i rozwiewać różne wštpliwoci. Z listu gospodarz rubryki dowiaduje się (czasem) ile lat ma autor i co robi; to może być okolicznoć łagodzšca lub obcišżajšca, bo młodzieńczo naiwny lecz poprawnie napisany tekst czternastolatka to całkiem co innego, niż poprawnie napisany lecz głupi tekst magistra filologii polskiej. Pierwszy rokuje nadzieje, może nauczyć się wszystkiego; drugi już chyba niczego. Ale mniejsza o to. Chcę tylko przypomnieć, że od korespondencji z młodymi autorami jestem w Feniksie ja. To do mnie pisze się listy; to ja na nie odpowiadam i ja oceniam przysłane do Kšcika utwory. Biorę za to pienišdze, więc nie trzeba dziękować ani za nic przepraszać. W dziale prozy polskiej tylko kwalifikujš utwory do druku - albo nie. Jeli nie zakwalifikujš, to włanie wtedy odtršcony autor winien spakować tekst po raz drugi i przysłać go do mnie pytajšc Ale dlaczego DLACZEGO! Prędko, zanim strzelę sobie w łeb!. 
Czyli jeszcze raz, podsumowujšc wystarczy wysłać pod adresem redakcji podpisany imieniem i nazwiskiem utwór. Jeli autor zastrzega swoje dane do wiadomoci redakcji a tekst pragnie sygnować pseudonimem, trzeba to wyranie zaznaczyć. Zamiast listu motywacyjnego najzupełniej wystarczy krótkie pismo w rodzaju Szanowna Redakcjo, proponuję do druku opowiadanie Seks na Saturnie i wyrażam zgodę (nie wyrażam zgody) na dokonanie niezbędnych zmian i skrótów - podpis, adres. Za opinie o pimie - zawsze mile widziane - zwierzenia typu dlaczego sięgnšłem po pióro, recenzje i autorecenzje, pochwały, obelgi bšd kšliwe uwagi można przysłać w oddzielnym licie do sekretarza redakcji. To wszystko nie ma żadnego znaczenia dla osoby kwalifikujšcej tekst do druku. To już nie sš czasy, gdy na przykład proletariusza gotowi byli drukować z powodu samego pochodzenia, z szacunku dla klasy robotniczej. Dzi podchodzi się do tego dużo bardziej merytorycznie. No. Mam nadzieję, że odpowiednio nawietliłem sprawę.
Telefon. W stopce redakcyjnej każdego pisma podany jest numer telefonu. Podany przecież specjalnie po to, by autor, po miesišcu lub po trzech tygodniach od chwili wysłania tekstu, mógł zadzwonić do redakcji, przedstawić się, przypomnieć tytuł utworu i zapytać o jego los. Upewnić się, czy przesyłka w ogóle dotarła (czy istnieje w Polsce choć jeden człowiek, który korzystał z usług poczty i nigdy się nie przejechał). A więc telefon. W czasach, gdy z byle automatu ulicznego (jeli będzie działał) zadzwonić można choćby do Australii, nawišzanie łšcznoci z warszawskš redakcjš nie jest wielkim problemem. Zdradzę w sekrecie, że sam często tak czynię, albowiem mieszkam w Łodzi i choć głos mam donony, to nie zdzieram gardła, rozmawiajšc z naczelnym bez pomocy żadnego urzšdzenia. Nie polegam też na tam-tamach i gołębiach pocztowych.
Co trzeba zrobić, by tekst na pewno został opublikowany. To proste trzeba napisać go porzšdnš literackš polszczyznš, pomysł winien być oryginalny, historia za opowiedziana w sposób zajmujšcy. Mile widziany pełnokrwisty bohater, przyda się też zręczna pointa. Tekst zabawny powinien bawić, za liryczny - odwrotnie, wcale nie powinien. Spełnienie powyższych warunków w zasadzie gwarantuje publikację i odpowiednie honorarium.
I to już wszystko. Zdaję sobie sprawę, że pisałem o sprawach dla wielu ludzi oczywistych. Ale z drugiej strony - istnieje wcale liczne grono osób majšcych rozmaite wštpliwoci. Wierzę, że udało mi się te wštpliwoci rozwiać.

Feliks W. Kres

Zgłoś jeśli naruszono regulamin