Szalony pościg za UFO.pdf

(82 KB) Pobierz
68335775 UNPDF
Szalony pościg za UFO
Historia ta zakrawa na komedię pomyłek, monumentalnej wzgardy dla faktów, intryg i emocji
(włącznie z samochodowym pościgiem, prowadzonym z prędkością 105 mil na godzinę) – komedię,
która na koniec przekształciła się w tragedię.
Z uwagą, przemyślnością, taktem i uporem William Weitzel, wykładowca filozofii z
bradfordskiej filii Uniwersytetu w Pittsburghu, zgromadził wiele szczegółów, składających się na
relację z Bliskiego Spotkania. Gdyby nie fatalna okoliczność, że pierwszy sprawozdawca musiał na
siebie przyjąć odium kpiny, stał się najprawdziwszym banitą, przeżył rozpad rodziny i doświadczył
okropnego osobistego zażenowania, historię sprawy można by uznać za szampańską farsę. Trzej
inni obserwatorzy – z których dwaj znajdowali się w innych miejscach niż pierwszy i jego
towarzysz – dzięki kaprysom serwisu prasowego na temat zdarzenia, a także faktu, iż nie zostali
przesłuchani przez komisję lotnictwa, uniknęli oskarżeń o niekompetencję, halucynacje, a nawet
szaleństwo, jakkolwiek niezależnie opisali zjawisko w bardzo podobny sposób, jak świadek, który
znalazł się „na widelcu”.
Wszystko zaczęło się zupełnie zwyczajnie. Nocą 16 kwietnia 1966 roku etatowy zastępca szeryfa
z powiatu Portage County w stanie Ohio, Dale F. Spaur, po kolacji, dwugodzinnej drzemce i dwóch
filiżankach kawy stawił się o północy na służbę. Natychmiast wysłano go do sprawdzenia skargi na
włóczęgę. Nic nie stwierdził. Otrzymał wiadomość, aby pojechać po Wilbura Neffa, mechanika,
który jeździł niekiedy z zastępcami etatowymi jako zastępca ochotniczy. Obaj mężczyźni pojechali
następnie na wezwanie, dotyczące samochodu, który w pobliżu Atwater Center wpadł na słup.
Dopilnowali odwiezienia kierowcy do szpitala i zaholowania wozu. Potem przybył monter, żeby
naprawić słup.
Obaj zastępcy pojechali do pobliskiego Deerfield na kawę; mieli również przywieźć kubek dla
montera. W Deerfield pomogli człowiekowi, któremu nawalił samochód i załatwili holowanie. Na
miejsce wypadku wrócili o 4.45 nad ranem.
Kiedy rozmawiali z monterem, otrzymali wiadomość radiową, że w sąsiadującym z Portage od
zachodu powiecie Summit jakaś kobieta zameldowała o latającym nad okolicą jaskrawo
oświetlonym obiekcie „wielkości domu”. Obiekt, twierdziła kobieta, znajduje się za nisko, aby mógł
być samolotem i za wysoko jak na latarnie uliczne. Nastąpiła radiowa wymiana żartów. Ani Spaur,
ani Neff nie potraktowali sprawy poważnie.
Obaj zastępcy ruszyli potem Szosą 224 z zamiarem sporządzenia w szpitalu meldunku o
wypadku. Na południowym poboczu drogi spostrzegli zaparkowany wóz. Zawrócili radiowozem i
podjechali od tyłu do porzuconego auta. Oto co powiedział Spaur:
„Neff wysiada z prawej, a ja z lewej; on podchodzi do prawej przedniej części radiowozu i
tam staje – taki rodzaj ubezpieczenia – a ja od lewej podchodzę z tyłu do tego drugiego
samochodu. Obracam się dokoła, żeby obadać teren, no, wie pan, sprawdzić, czy ktoś nie poszedł
odlać się w krzaki albo coś w tym stylu. I cały czas zerkam przez ramię, czy ktoś nie zachodzi od
tyłu. No i kiedy patrzyłem na ten zalesiony teren za naszymi plecami, dostrzegłem tę rzecz.
Unosiła się właśnie w górę. Jest tam lekkie wzniesienie; podleciała tak na wysokość czubków
drzew, powiedziałbym, sto stóp. I ruszyła w naszą stronę – a, te drzewa, nad którymi
przelatywała, zarastały szczyt wzgórka przy samej drodze... W tym momencie ją zobaczyłem.
Leciała tak nisko, że pokazała się dopiero wówczas, gdy prawie wisiała nam nad głową.
Zerknąłem na Barney'a (Neffa), który wciąż obserwował ten wóz przed nami – no a ta rzecz
robiła się coraz jaśniejsza i jaśniejsza, aż zaczęła oświetlać okolicę. Więc znów spojrzałem na
Barneya i powiedziałem mu, żeby zerknął za siebie. Popatrzył. Nic nie powiedział, tylko przez
minutę stał z rozdziawioną paszczęką, a potem oślepiony jaskrawym światłem opuścił wzrok. I ja
też opuściłem. Popatrzyłem na ręce, ale kiedy ta rzecz zatrzymała się dokładnie nad nami, moje
ciuchy nie zapaliły się ani nic w tym rodzaju. Jedynym dźwiękiem w całej okolicy był ten
pomruk. Żaden tam pisk ani ryk. I ten pomruk się trochę zmieniał – coś jak ładowany, a potem
doładowany transformator.
68335775.005.png
Przez parę minut byłem nieźle wystraszony; prawdę mówiąc, sztywny ze strachu; więc
poruszyłem prawą stopą, ale wszystko grało. Barney najwyraźniej podjął taką samą decyzję, jak
ja, to znaczy, żeby coś go oddzielało od tej rzeczy, więc obaj daliśmy dyla do wozu i tam
siedzieliśmy. Nawet nie próbuję określić, czy trwało to trzy sekundy, trzydzieści czy też trzy
minuty – to się nie ruszało, wisiało w powietrzu, a my nie robiliśmy nic... no i potem odleciało
trochę na wschód i przystanęło na sekundkę. Wciąż nie działo mi się nic złego, Barney też
wyglądał w porządku, więc wcisnąłem guzik i podniosłem mikrofon. Najpierw zacząłem im
mówić, no wie pan, że ta rzecz tu jest. I pomyślałem, cholera, jeśli to zrobię, pomyślą... więc
tylko powiedziałem Bobowi przez radio: „Mamy nad sobą ten jasny obiekt, o którym wszyscy
gadają”. A Bob na to: „Zestrzel!” Ta rzecz, hm, to nie żadna zabawka; do diabła... była wielka
jak dom! No i piekielnie jasna; od patrzenia łzawiły oczy”.
Kazano im podążać za zjawiskiem i w ten sposób zaczął się może najbardziej szaleńczy z
udokumentowanych pościgów za UFO. Ciągnął się ponad siedemdziesiąt mil; chwilami jego
prędkość przekraczała sto pięć mil na godzinę.
Rysunek obiektu wykonany przez zastępcę szeryfa Dale'a Spaura.
Podczas jego trwania, jakieś czterdzieści mil na wschód od punktu startowego funkcjonariusz
Wayne Huston słuchał w swym wozie patrolowym, znajdującym się nie opodal East Palestine, stan
Ohio, rozmowy radiowej Spaura z jego posterunkiem w Ravennie.
Później, w podpisanym oświadczeniu, Huston powiedział Weitzelowi:
„Rozmawiałem ze Spaurem przez radio. Spotkałem się z nim przy północnym obrzeżu miasta,
na Szosie 14. Dostrzegłem tę rzecz, kiedy Dale był jakichś pięć mil ode mnie. Obiekt sunął nad
Szosą 14 na wysokości może 800-900 stóp. Ani razu później nie widziałem go na mniejszej.
Stałem przy swoim radiowozie, kiedy przelatywał. Przypominał kształtem rożek na lody z jakby
zaokrąglonym czubkiem. Ta część była skierowana w dół. Zaraz potem drogą nadjechali Spaur i
Neff. Ruszyłem za nimi. Robiliśmy po osiemdziesiąt, osiemdziesiąt pięć mil na godzinę, parę
razy koło stu pięciu. W pewnym momencie omal nie siadłem Spaurowi na zderzaku,
wymieniliśmy swoje spostrzeżenia. Obiekt był wprost przed nami, wyprzedzał nas o pół do
trzech czwartych mili.
Znam Rochester dość dobrze (znajdowali się teraz w Pennsylvanii, około piętnastu mil za
68335775.006.png 68335775.007.png
granicą Ohio) i prowadziłem Spaura przez radio. Cały czas próbowaliśmy złapać kontakt z
jakimś radiowozem z Pennsylvanii. Poprosiłem bazę, żeby połączyła się z komisariatem
Stanowej w Chippewa i spytała, czy mają jakiś wóz na 51; nie mieli. Pierwszy radiowóz z
Pennsylvanii zobaczyliśmy w Conway (kilka mil na wschód od Rochester). Dale'owi kończyła
się benzyna, więc przystanęliśmy obok miejsca, gdzie parkował Frank Panzanella”.
W ten sposób wkracza do akcji czwarty obserwator: Frank Panzanella, funkcjonariusz policji w
Conway. W swym podpisanym oświadczeniu mówi:
„O 5.20 zatrzymałem się przy hotelu Conway i wypiłem filiżankę kawy. Patem wyszedłem z
hotelu i pojechałem Drugą Aleją. Spojrzawszy w prawo dostrzegłem lśniący obiekt. Sądziłem, że
to jakiś odbłysk z samolotu. Wysiadłem z radiowozu i ponownie spojrzałem na obiekt. Wtedy
podjechały dwa inne wozy patrolowe, z których wysiedli trzej funkcjonariusze i zapytali, czy
widziałem. Pokazali obiekt, a ja odparłem, że obserwowałem go przez dziesięć ostatnich minut.
Obiekt miał kształt połowy piłki, był bardzo jasny i mierzył w średnicy około 25 do 30 stóp.
Potem obiekt ruszył w kierunku gminy Harmony na wysokości, w przybliżeniu, tysiąca stóp;
zatrzymał się na chwilę i naprawdę bardzo szybko wzleciał w górę na wysokość trzech i pół
tysiąca stóp (gdzie, według innej relacji zatrzymał się ponownie). Połączyłem się z centralą i
powiedziałem radiooperatorowi, żeby powiadomił lotnisko w Pittsburghu. Zapytał, czy mi
odbiło. Odparłem, że jeśli mi odbiło, to odbiło także trzem innym posterunkowym. Obiekt
kontynuował wznoszenie aż zmalał do rozmiaru długopisu. Od księżyca, którego ze swojego
stanowiska nie widziałem, znajdował się dość daleko w lewo. (Wenus była widoczna po prawej
stronie księżyca). Obiekt był widoczny pomiędzy dwoma antenami stojącymi na podwórku po
drugiej stronie ulicy. Wszyscy czterej obserwowaliśmy błyskawiczne wznoszenie, a potem
zniknięcie obiektu”.
Obiekt trwał w locie wiszącym, kiedy przemknął pod nim samolot startujący z lotniska, potem –
zdaniem wszystkich świadków – wyprysnął w górę.
Major Quintanilla, wówczas szef Programu Blue Book, usiło-
wał skonstruować interpretację, że wszyscy czterej funkcjo-
nariusze policji najpierw dostrzegli satelitę (jakkolwiek w owym
czasie nie było widać żadnego satelity), a potem jakimś cudem
przerzucili swoją uwagę na Wenus (widzianą przez obserwa-
torów równolegle z obiektem). Śledztwo przeprowadzono po-
wierzchownie; wstępne przesłuchanie – i to tylko jednego
świadka, Spaura – było dwu i półminutową rozmową telefo-
niczną, którą wedle Spaura – rozpoczęły słowa: „No to proszę
opowiedzieć o tym mirażu, który pan widział”.
Drugie przesłuchanie, również telefoniczne, trwało półtorej minuty. Sądząc po podpisanym
oświadczeniu Spaura, Quintanilla pragnął uzyskać odeń zeznanie, iż widział UFO tylko przez kilka
minut; usłyszawszy, że obiekt był widoczny prawie przez cały czas trwania sześćdziesięciomilo-
wego pościgu z Ohio do Pennsylvanii, major pospiesznie uciął rozmowę.
Metoda Quintanilli była prosta: zlekceważyć wszelkie dowody sprzeczne z jego hipotezą.
Niespełna pięć minut rozmów telefonicznych wystarczyło szefowi Blue Book na sformułowanie
„rozwiązania” zagadki; dopiero nacisk ze strony Kongresu sprawił, że Quintanilla przedsięwziął
podróż do Ravenny w stanie Ohio, by w biurze szeryfa powiatu Portage przesłuchać osobiście
Spaura i Neffa.
68335775.008.png 68335775.001.png
Od lewej: Gerald Buchert, Dale F. Spaur i Robert Wilson.
Przesłuchanie, na prośbę Spaura nagrane przez Weitzela na taśmę, pozwala – co jest nieczęstą
okazją – wejrzeć w metody, stosowane przez Blue Book. Tym razem rozmowa była długa i
rzeczowa. Prócz zeznań Spaura i Neffa zawiera świadectwo zastępcy szeryfa Roberta Wilsona,
który utrzymywał z oboma obserwatorami łączność radiową, i szeryfa Rossa Dustmana, którego
główna rola polega na ręczeniu za charaktery swoich zastępców. Pominięto wszakże w śledztwie
dwóch pozostałych z czwórki głównych świadków, zatem posterunkowego Hustona z East
Palestine, który w tej właśnie miejscowości dołączył do pościgu prowadzonego przez Spaura i
Neffa oraz posterunkowego Panzanellę, który wespół z trzema pierwszymi funkcjonariuszami
obserwował obiekt, gdy ów dotarł nad Conway.
Oto fragmenty rozmowy, niekiedy – rzecz nieunikniona – wyrwane z kontekstu:
SPAUR: Po drugie, odnoszę wrażenie, że Wenus, jako gwiazda zaranna, wschodzi na samym
wschodzie. No i to by się też nie zgadzało.
QUINTANILLA: To zależy, zależy.
S: Hę?
Q: Czasem może wzejść panu nad głową.
S: Ach. O.K. Tak czy owak...
Q: Wenus, Wenus... dzisiaj Wenus (szelest papieru) wschodzi o 2.49 nad ranem. Azymut 150
stopni, podniesienie 25 stopni. Wcale nie musi wstawać zza horyzontu; może wzejść wysoko.
Ale jest na ekliptyce, tak.
S: O.K., więc niech sobie będzie na ekliptyce. Na pewno wie pan, co mówi. A teraz: ta rzecz jest
taka szeroka, taka wysoka i leci tak nisko; ludzie dostrzegli ją z okolicy Mogadore i złożyli
meldunek; ja ruszyłem za nią z Barneyem. Jechaliśmy szosą; więc pan nie uwierzy, dobra, było
dwóch świrów, gonili Wenus. Otóż Wenus...
Q: No nie, niech pan zaczeka...
S: Nie, to niech pan zaczeka i pozwoli mi mówić...
Q: Użył pan niewłaściwego słowa...
S: O.K., Więc...
Q: Jestem oficerem w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych...
S: Słusznie. Bez wątpienia pan jest.
Q: I nie nazwałem nikogo świrem.
S: Nie, O.K. Więc mam przywidzenia! Ale mówiłem właśnie...
Q: Nie powiedziałem, że ma pan halucynacje.
S: Więc próbuję powiedzieć, że jadę drogą, a obiekt, który ścigam...
Q: I proszę mnie traktować z takim samym szacunkiem, z jakim ja traktuję pana.
S: Uczynię to, sir; naprawdę. Potraktuję pana z większym szacunkiem, niż okazano mi w ciągu...
68335775.002.png 68335775.003.png
Q: Nie nazywałem pana świrem. I nie mówię, że miewa pan halucynacje.
S: Dobra, w ciągu ostatnich dwudziestu dni! W każdym bądź razie ta rzecz przelatuje nad
następnym radiowozem. Ten ją dostrzega. Więc już dwa wozy gapią się na Wenus. Jedziemy
szosą. Dojeżdżamy do Conway w Pennsylvanii, a ta rzecz przelatuje nad trzecim radiowozem,
który jest tam zaparkowany. Nawet nie mieliśmy tej samej częstotliwości (uwaga odnosi się do
faktu, że przed wydarzeniem Spaur nie mógł porozumiewać się z Panzanellą). Nigdy, ani
przedtem, ani potem, nie poznałem tego funkcjonariusza, nie widziałem go i nie rozmawiałem z
nim. Kiedy wpadliśmy z piskiem opon, on obserwował tę rzecz, przelatującą w stronę
Pittsburgha nad jego głową. Otóż: obserwowaliśmy to stojąc koło siebie, czterech ludzi, czterech
policjantów. Powie pan sobie, co zechce, ale staliśmy tam, obserwowali, widzieliśmy, jak dołem
przelatuje samolot, który dopiero co wystartował z Pittsburgha, a potem ta rzecz pionowo wznosi
się do góry. I, sir...
Q: Znika.
S: Bóg mi świadkiem. Tak, sir. Jedyne, co pozostało do oglądania, to jasny punkcik, który był
już wcześniej. Wschodziło słońce, a księżyc bladł. No i w prostej linii z księżycem, czyli na
południe od niego, jakby patrzeć na zachód (wschód?) był ten jeden jasny punkt. Jak taka gumka
na końcu ołówka, naprawdę jasny. (Była to, oczywiście, Wenus, a jednak Quintanilla upierał się
przy swojej hipotezie).
WILSON: (radiooperator, który prowadził nasłuch, ale nie widział UFO). To był statek-matka.
S: Hę? Jeszcze jeden statek?
W: Statek-matka.
S: Ach, statek-matka. Zaraz mnie, chłopaki, przekonacie. Przestańcie chrzanić, tylko dajcie
jakiegoś kielicha i kawę... (śmiech). Ta nasza rzecz była natomiast na lewo, czyli na północ od
księżyca, i obserwowaliśmy, jak się wznosi, jak przelatuje pod nią samolot, a potem ona idzie w
górę, prościutko w górę. No i... ja, cóż, ja bym tego nie wymyślił czy coś w tym stylu, wiem, że
ludzie są czasem skołowani na taki temat; ale nie sądzę, że... nie widzę, jakim cudem mógłbym
się tak przekabacić ja, drugi radiowóz, ten czwarty facet i w ogóle. Pogoń za Wenus. Nie kupuję.
Wiem, że... że może chodzi tu o zrobienie z całej historii wymysłu, ale ja to widziałem, jestem
pewien. Bardzo wyraźnie.
Q: Dale, nie idzie o nic podobnego; próbujemy po prostu dojść do (jedno niezrozumiałe słowo).
Próbujemy określić naturę zjawiska.
S: Sir, gdybym mógł panu powiedzieć, co to było, to proszę uwierzyć, bym... ja sam... i jak
mówiłem wcześniej, gdybym ujrzał forda, walącego po autostradzie, to by pan nie wątpił, że
wiem, o czym mówię. To samo z samolotem. Pan mówi: „O, leci B-29”, a ja na to: „Jasne, ten
staruszek” albo coś w tym guście i rzecz jest zidentyfikowana. A coś takiego? – w najdzikszych
fantazjach nie widziałem niczego podobnego ani przedtem, ani potem. Wiem, że można
doświadczyć iluzji optycznej albo nawet patrząc przez szkło dopatrzyć się ruchu tam, gdzie go
nie ma...
Q: Tak, zniekształcenia.
S: Na to idę. Ale nie z czymś tak wielkim. W życiu mi się nie śniło, że mógłbym sobie coś
takiego wyobrazić albo pooglądać. Ale ta rzecz tam była. Widziałem ją wyraźnie; widziałem
stojąc przed samochodem i siedząc w środku. I rzygać mi się chce na myśl, że mógłbym
ryzykować życiem Neffa i innych ludzi goniąc za Wenus. Ani na chwilę nie uwierzę, że ścigałem
Wenus. Nie wiem, jak to wyjaśnić, Nie mam bladego pomysłu. Ale, sir, ta rzecz była tak
wyraźna, jak (słowo trudne do rozszyfrowania)...
Q: Wie pan, Dale, nie jest pan pierwszym, któremu to się przytrafiło.
W: (radiooperator). A siły powietrzne uważają, że co to jest?
Q: Fałszywie zinterpretowane obiekty konwencjonalne i zjawiska naturalne. W ubiegłym roku
mieliśmy 245 przypadków astronomicznych.
W: W jakiej kategorii mieści się to, co zobaczył Dale?
Q: Powiedzmy obserwacji ciał niebieskich i satelitów.
Ta sprawa figuruje obecnie w archiwach Blue Book jako obserwacja Wenus, choć, zgodnie z
meldunkiem, widziano jednocześnie obiekt i Wenus. Cztery pary ludzkich oczu doniosły o czymś
68335775.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin