Watanabe_Jun'ichi_-_Za_kwietnymi_polami.rtf

(657 KB) Pobierz

JUN'ICHI WATANABE

Za

kwietnymi

polami

Przełożył

Ludwik Stawowy

Prószyński i S-ka

Tytuł oryginału BEYOND THE BLOSSOMING FIELDS

Copyright © 1970Jun'ichi Watanabe All rights reserved

Projekt okładki e-digital

Zdjęcie na okładce

Neovision/Getty Images/Flash Press Media

Opracowanie graficzne okładki

Maciej Trzebiecki

Redaktor prowadzący

Renata Smolińska

Redakcja

Barbara Pigłowska-Stawowa

Korekta

Jolanta Tyczyńska

Łamanie

Ewa Wójcik

ISBN 978-83-7648-180-7

Warszawa 2009

Wydawca

Prószyński Media Sp, z o.o.

02-651 Warszawa, ul. Garażowa 7

www.proszynski.pl

Druk i oprawa

Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca SA

30-011 Kraków, ul. Wrocławska 53

1.

Tone to najdłuższa rzeka na równinie Kantō. Gdy dociera do Tawarase na północy prefektury Saitama, jest już potężną, lecz spokojną drogą wodną, wezbraną od śniegów topniejących na skalistych stokach okolicznych gór.

Po rzece sunęły z wdziękiem łodzie z białymi żaglami. Stojąc na brzegu i patrząc na jej bezmiar, można ich było naliczyć aż czternaście. Zbyt odległe, żeby do obserwatora dotarły miarowo skandowane komendy dla wioślarzy, w łagodnych promieniach wiosennego słońca wyglądały jak nieruchomy obraz.

Rzeka płynęła przez trawiaste moczary, za którymi wznosiły się wysokie wały ziemne. Za wałami, aż po obsadzone drzewami ulice Tawarase, rozciągały się zielone pola pszenicy.

W samym środku tych pól leżała posiadłość naczelnika wsi Ayasabury Ogino. Otoczone murem okazałe domostwo miało od frontu stróżówkę, za nim wznosiły się białe zabudowania gospodarcze okalające ogród, któremu cień dawały brzostownice i palmy. Znad rzeki wyglądało jak zamek na równinie.

Rejon ten zamieszkiwały liczne rodziny o nazwisku Ogino. Wszystkie, choć nie bezpośrednio, wywodziły się z klanu Ashikaga, a ich herby wieńczył taki sam krąg z dwiema poziomymi liniami. Spośród wielu rodzin Oginów rodzina Ayasabury

wyróżniała się tym, że zwano ją Oginami Górnymi. Oni i Oginowie Dolni byli najbardziej szanowani w klanie i aż do czasów współczesnych należeli do tych bardzo nielicznych rodów chłopskich, które miały przywilej posiadania nazwiska i prawo noszenia miecza.

Owego roku u schyłku dziewiętnastego wieku Ayasaburo skończył pięćdziesiąt dwa lata. Od trzech lat cierpiał na zapalenie stawów i większość czasu spędzał w łóżku, w pokoju w głębi domu. Jego najstarszy syn, dwudziestoczteroletni Yasuhei, był kawalerem i przejawiał niewielkie zainteresowanie rolnictwem, wszystkie sprawy gospodarstwa spadły więc na barki Kayo, czterdziestopięcioletniej żony Ayasabury.

Kayo, drobna kobieta o pięknych oczach, dobra żona nie zmanierowana wysokim statusem rodziny, prowadziła dom pewną ręką. Każdego wieczoru, kiedy wszystkie prace były już wykonane, pilnowała, żeby mąż wykąpał się pierwszy, po nim dwaj synowie, a potem cała służba, aż do najmniej ważnej pomocy domowej. Sama kąpała się na końcu. Troszczyła się o wszystko i uważała to za rzecz zupełnie naturalną. Miała tylko dwóch synów, Yasuhei i Masuhei, i pięć córek. Wszystkie córki, bystre jak matka, umiały czytać i pisać i słynęły z inteligencji i urody. Wszystkie były zamężne.

W okolicy często można było usłyszeć powiedzenie „Bierz przykład z Górnych Oginów”. Wszyscy mieszkańcy wsi lubili ich i szanowali. Ostatnio zaczęła jednak krążyć o nich plotka.

Trzy lata wcześniej piąta córka, Gin, wyszła za Kanichiro, najstarszego syna bogatej chłopskiej rodziny Inamurów z pobliskiej wsi Kawakami. Teraz ludzie mówili, że Gin wróciła do Tawarase. Ale nie po to, żeby urodzić dziecko albo odwiedzić rodziców. Wróciła sama, z jednym tobołkiem w ręku. Od tej pory minęły już dwa tygodnie.

Nikt z rodziny ani ze służby nic o tym nie mówił, ale co najmniej trzech mieszkańców wsi widziało Gin, jak samotnie szła nad rzeką w kierunku domu rodziców.

Była to wieś, w której niewiele się działo, jeśli akurat nie wylała Tone. Inaczej niż w Tokio, gdzie niedawno powstał rząd Meiji i dokąd przeniósł się z Kioto cesarz. Jednak skutki tych zmian do północnej Saitamy jeszcze nie dotarły.

Wieśniacy się nudzili i pragnęli plotek. Wszystko jedno, czy o nowej pannie młodej, czy o pogrzebie - każda była dobra. Dzięki niespodziewanemu powrotowi córki najbardziej poważanej rodziny w okolicy ludzie mieli o czym gadać.

-              Może to z powodu rodziny jej męża?

-              Podobno nie ma zamiaru wracać.

-              Wszystkie dziewczęta Oginów są ładne, ale ta z pewnością najładniejsza - i mówią, że też mądra.

-              Już jako dziesięciolatka znała cztery księgi i pięciu klasyków konfucjanizmu.

-              Co ją tu trzyma?

-              Naturalnie nie wiem tego z pierwszej ręki, ale powiadają, że wpadła w melancholię i wróciła dla odpoczynku.

-              Ale w drodze z Kawakami nikt jej nie towarzyszył.

-              Właśnie! To przecież dziwne.

-              Może źle się układa między nią a teściową? Albo nią a mężem?

-              Cóż, to jest niewątpliwie rodzina o rygorystycznych zasadach. Inamurowie z Kawakami byli od pokoleń zastępcami naczelników. Słyszałam, że Sei, jej teściowa, jest jeszcze w pełni sił i rządzi domem żelazną ręką.

-              Ale rozwodu z tego chyba nie będzie, co?

-              U Górnych Oginów? Oczywiście, że nie. Jej matka nigdy by na coś takiego nie pozwoliła.

-              No tak. Zepsuliby sobie opinię.

W przestrzegającej tradycji, konserwatywnej wiosce pierwszych lat okresu Meiji byłoby czymś niebywałym, żeby młoda żona uciekła od męża i wróciła do domu rodziców. Plotki rozeszły się szybko i stały przedmiotem najdziwniejszych domysłów. Jednak i Yasuhei, i Kayo zachowywali się tak, jakby się nie działo absolutnie nic złego. Ludzi spotkanych na ulicy, domokrążców i dzierżawców, którzy przychodzili do domu, witali jak zwykle dobrodusznym uśmiechem. Goście nie mieli powodu do przypuszczeń, że coś jest nie w porządku.

-              Może wróciła do Kawakami. W domu nikt jej nie widział.

-              Nie. Wszyscy wiedzą, że Gin nie ma w domu jej męża.

-              Pewnie pojechała do gorących źródeł, żeby poratować zdrowie.

-              Jest u Oginów. Gdyby wyszła, ktoś by ją na pewno widział. Musi przebywać w którymś z pokoi w głębi domu.

Mieszkańcy małych rolniczych wiosek byli spostrzegawczy. Choć Kayo bardzo się starała ratować pozory, plotki nie cichły. Prawdę mówiąc, z każdym dniem się nasilały. Czuła na sobie wzrok sąsiadów patrzących po części ze współczuciem, po części z ciekawością. Niektórzy nawet delikatnie próbowali w niby przypadkowej rozmowie czegoś się od niej dowiedzieć. Minęło już trzydzieści lat, od kiedy weszła do rodziny Oginów, ale coś takiego nigdy się wcześniej nie zdarzyło. Jednak milczała jak głaz. Nie chciała, by dobre imię rodu poniosło uszczerbek - przecież mieli obowiązek świecić przykładem.

2.

Więc gdzie jest Gin?

Tomoko, nie bawiąc się w zbytnie subtelności, przystąpiła do rzeczy od razu po przyjeździe. Była czwartą córką Kayo, starszą od Gin o cztery lata, od pięciu lat zamężną z najstarszym synem kapłana szinto z Kumagayi. Otrzymała od matki list w pilnej sprawie i następnego ranka wyruszyła z Kumagayi do Tawarase. Chodziło oczywiście o Gin.

-              W pokoju w głębi, koło korytarza.

-              Leży w łóżku?

-              Od czasu do czasu wstaje, ale ciągle ma gorączkę.

-              Był u niej lekarz?

-              Tak, doktor Mannen.

Tomoko kiwnęła głową. Mannen Matsumoto, badacz kultury chińskiej, przed dziesięciu laty przybył do Tawarase wraz z córką Ogie i założył prywatną wiejską szkołę. Gdy Tomoko była dzieckiem, pozwalano jej chodzić z bratem na lekcje. Jak wielu ówczesnych znawców Chin, doktor Mannen był również specjalistą od chińskiego ziołolecznictwa, więc pełnił we wsi funkcję zarówno nauczyciela, jak i lekarza.

-              I co powiedział?

-              Powiedział - Kayo rozejrzała się, żeby mieć pewność, że nikogo nie ma w pobliżu, podeszła bliżej do Tomoko i dokończyła przyciszonym głosem - że to norin.

-              Norin?

Kayo ledwie dostrzegalnie skinęła głową.

Słowo norin oznaczało w chińskiej medycynie rzeżączkę. Chorego na nią męczyła wysoka gorączka, silny ból w zainfekowanym miejscu i ból przy oddawaniu moczu. Dziś rzeżączkę można wyleczyć penicyliną i innymi antybiotykami, lecz w tamtych czasach nie było jeszcze nawet sulfonamidów i uważano ją za chorobę nieuleczalną.

-              Dawno ją ma?

-              Mówi, że już dwa lata.

-              To znaczy, że jej mąż...

Kayo milczała.

-              Więc nabawiła się tego wkrótce po ślubie... - Tomoko była zaskoczona. - Jak długo potrwa leczenie?

-              Nie wiadomo. Doktor Mannen powiedział, że to się nawet może nie dać wyleczyć.

-              Słyszałam, że kobieta chora na norin może nigdy nie mieć dzieci.

-              To właśnie mówi doktor Mannen - potwierdziła Kayo cichym, zmęczonym głosem.

Tomoko ciężko westchnęła.

-              Co na to Inamurowie?

-              Nie dają znaku życia. Kiedy Gin opuszczała ich dom, z nikim nie rozmawiała; powiedziała tylko służącej, że idzie do Tawarase wypocząć.

-              I co teraz zrobi?

-              Przypuszczam, że nie zamierza wrócić do Kawakami.

-              Nie wierzę. - Tomoko zastygła w bezruchu ze zdziwienia. - I mówisz, że przyszła do Tawarase sama? - Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby opuścić dom męża, nie mówiąc o tym nikomu, a Gin weszła przecież do jednego z najbogatszych rodów w północnej Saitamie. - Nie do wiary, że nam to zrobiła! - Ucieczka siostry od męża odbiłaby się na całej rodzinie. - Jak mogłaś

pozwolić jej tu zostać? Wiesz, że powinnaś ją odesłać. - Tomoko nie miała wątpliwości, że matka rozpuściła młodszą córkę, pozwalając jej w dzieciństwie robić, co się jej podobało.

-              Wiem o tym, ale trzeba ją było widzieć, kiedy przyszła - rozpalona od gorączki, zgięta wpół z bólu. Dopiero od dwóch albo trzech dni czuje się trochę lepiej.

-              W takim razie była chora, zanim się tu zjawiła.

-              Mówi, że leżała w łóżku od zimy. Pisała, że jest przeziębiona, prawda, ale to mnie nie zaniepokoiło. Oddaliśmy ją Inamurom jako pannę młodą i przeziębienie to nie był powód, żeby się o nią dopytywać.

Tomoko zrozumiała, co matka chciała powiedzieć, i uważnie słuchała dalej.

-              Gin czuła się upokorzona i miała nadzieję, że wyzdrowieje, zanim ktokolwiek zauważy, że jest chora. W lutym dostała gorączki, ale nadal robiła wszystko w domu jak zwykle. Później jednak tak osłabła, że rano nie miała siły wstać z łóżka, i tak jest do dzisiaj.

Tomoko zaczynała pojmować, dlaczego siostra postanowiła uciec. Kayo od razu zgodziła się na małżeństwo młodszej córki, nie pytając jej o zdanie. Gin zrobiła, co jej kazano, i wszystko potoczyło się zgodnie z przyjętymi normami społecznymi.

Kayo wiedziała, że Gin nie można obwiniać; o małżeństwie zdecydowali ona i pośrednicy.

-              Wszystko moja wina. - Zasłoniła oczy.

-              Zrządzenie losu - zaczęła Tomoko, chcąc pocieszyć matkę, ale nie potrafiła powiedzieć więcej, uświadomiwszy sobie, co to znaczyło dla Gin.

Kayo sięgnęła po żelazny czajnik i nalała gorącej wody do dzbanka.

-              Co na to ojciec?

-              Kazał mi ją natychmiast odesłać.

-              Do Kawakami? - Tomoko sama już nie wiedziała, co ma

myśleć. Była zła na siostrę za ucieczkę od męża, ale usłyszawszy, że ojciec kazał ją odesłać do człowieka, który ją zaraził, oniemiała.

-              A co powinna zrobić Gin twoim zdaniem, matko?

-              Jeśli zostanie tutaj, spowoduje przeróżne kłopoty. Najlepiej by było, dla wszystkich, gdyby jak najszybciej odeszła... - Kayo się zawahała. - Ale pewnie będzie miała własny pogląd na ten temat.

-              Zwłaszcza jeśli nie uda się jej wyleczyć - dopowiedziała Tomoko.

-              Poprosiłam cię, żebyś przyjechała, bo chcę, żebyś z nią porozmawiała i dowiedziała się, ço o tym wszystkim myśli.

Gin była najmłodszym dzieckiem, a ponieważ Tomoko najmniej się od niej różniła wiekiem, zawsze trzymały się razem. Kiedy miało być wesele Gin, Tomoko przyjechała w przeddzień i przegadały całą noc. Gin nie miała do zamążpójścia zastrzeżeń. Dopiero szesnastoletnia, była pełna dziewczęcych oczekiwań. Teraz Tomoko nie mogła uwierzyć, że po zaledwie trzech latach jej pogodna, bystra siostra wróciła do domu w takim stanie.

-              Wkrótce będziemy się musieli skontaktować z Inamurami.

-              Kto mógł przypuszczać, że on się okaże takim człowiekiem? - Tomoko próbowała sobie przypomnieć narzeczonego Gin z okresu przed ślubem. Miał piękną jasną skórę, aż za gładką dla jego płci, kontrastującą ze zdrową, rumianą cerą Gin. - Chyba nigdy nie zrozumiem mężczyzn.

Nie wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć.

Tomoko zajrzała do pokoju w głębi korytarza, za pokojem ojca. Gin leżała w łóżku i czytała.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin