Rafferty_Carin_-_Sherlock_i_Watson.doc

(546 KB) Pobierz

 

Carin Rafferty

 

Sherlock i Watson


Rozdział 1

 

Ian Sherlock uniósł nieco głowę i spojrzał uważnie w kierunku drzwi. Zacisnął odruchowo palce na gładkiej powierzchni kija. Jednak po chwili rozluźnił się. Do wypełnionej papierosowym dymem sali weszła ładniutka blondynka. Rozejrzała się po stołach bilardowych, a następnie skierowała w stronę baru. Ian poczuł żal, że to nie Doc Watson. Nie stracił jednak czujności. Dziewczyna mogła być przecież oficerem policji!

Uśmiechnął się do swoich myśli i po raz kolejny uczynił wysiłek, by skoncentrować się na bilach rozrzuconych bezładnie po zielonym suknie. Policja na pewno nie szukałaby go w takim miejscu. Nigdy nie zdradzał choćby najmniejszego zainteresowania bilardem. Ale również nigdy wcześniej nie wchodził w kolizję z prawem. Na myśl o tym ściągnął brwi i... uderzył krzywo. Biała bila ominęła jego dziewiątkę. Do licha!

Ponownie skupił się na grze. Przymierzył się do kolejnego uderzenia. Nagle usłyszał niski kobiecy głos:

– Celujesz pod złym kątem. Nigdy ci się to nie uda.

Uniósł nieco wzrok. To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Dziewczyna miała cudowne piersi. Odważył się wyprostować dopiero wtedy, kiedy usłyszał jej cichy śmiech. To nie była po prostu ładna blondynka, ale prawdziwe zjawisko. Miała włosy w kolorze jasnego złota, owalną twarz i pełne, jakby stworzone do pocałunków usta. Spadające na czoło loki i wielkie chabrowe oczy tworzyły niepowtarzalną całość. Zadarty nosek nadawał twarzy nieco figlarny wygląd. Zmierzył ją wzrokiem. Nieznajoma miała wspaniałą figurę, co podkreślał jeszcze jej strój: obcisła bluzeczka z czerwonego jedwabiu i przylegające do ciała czarne dżinsy.

Ian nigdy nie unikał towarzystwa ładnych kobiet. Nawet jeśli ubierały się zbyt wyzywająco jak na jego gust. Poza tym mały flirt mógł skrócić oczekiwanie na tajemniczego Doca Watsona. Nie mówiąc już o tym, że dziewczyna stanowiła doskonałą ochronę przed policją, która szukała samotnego mężczyzny, a nie zakochanej pary. Gdyby doszło do najgorszego, mogliby zacząć się całować. Blondynka pewnie nie miałaby nic przeciwko temu. Ian nie znał nikogo, nawet wśród najbardziej zatwardziałych glin, kto miałby czelność zakłócić takie małe intymne te-a-te.

– Pięć dolców i na pewno mi się uda – powiedział z szelmowskim uśmiechem.

Dziewczyna wydęła usta.

– W porządalu – mruknęła.

– Pokaż pieniądze.

Sięgnęła za stanik i wyjęła piątaka. Wygładziła go między palcami i położyła na krawędzi stołu. Wszystko to nastąpiło tak szybko, że Ian uniósł brwi ze zdziwienia. Gapił się wciąż na jej sprężyste, krągłe piersi i zastanawiał, ile jeszcze forsy kryją przepastne głębie biustonosza.

– Pokazałam już, co miałam do pokazania. Teraz ty – rzuciła dziewczyna.

Ian otworzył usta. Zabrzmiało to prawie jak propozycja. Ale blondynka patrzyła niewinnie w jego oczy. Powściągnął więc język, chrząknął i sięgnął do kieszeni.

– Mam tylko dziesiątki – odparł, zaglądając do portfela.

Dziewczyna wzięła wyprasowaną piątkę i wyciągnęła ją w jego kierunku.

– Twoja reszta – powiedziała.

Słodki dreszcz przebiegł mu po plecach na myśl o tym, że miałby dotknąć pięciodolarówki, która jeszcze przed chwilą spoczywała na jej piersiach.

– Możemy zwiększyć pulę – zauważył czując, że jeśli weźmie piątkę, to za chwilę zrobi coś nieobliczalnego, czego później będzie żałował. Jeszcze tego brakowało, żeby do innych zarzutów doszło oskarżenie o perwersję.

Wziął koniec kija między stopy i zaczął go obracać. Blondynka schowała piątkę za stanik. Po chwili w jej dłoni pojawiła się dziesiątka. Co za bogactwo! Wiele by dał, żeby dobrać się do tych funduszy.

– Teraz pokaż, co potrafisz – ponagliła go.

Ian zmełł w ustach odpowiedź, która przyszła mu do głowy. Dziewczyna mogłaby się jednak obrazić. Pochylił się więc nad stołem, starając się skoncentrować. Miała rację – umieszczenie dziewiątki w łuzie było prawie niemożliwe.

Rozsądek podpowiadał mu, że lepiej zrobi, wycofując się z zakładu. Ale nie pozwalała na to męska ambicja. Wolał zostać bez pieniędzy, niż przyznać się do porażki.

Mimowolnie zacisnął palce na kiju i uderzył w białą bilę. Aż podskoczył z radości, kiedy dziewiątka powędrowała wprost do łuzy.

– Gratulacje – powiedziała dziewczyna. – Jesteś chyba zawodowcem, co?

Ian przysiągłby, że w aksamitnym głosie pobrzmiewała nutka ironii.

– Jestem tylko niedzielnym graczem – wyznał zgodnie z prawdą. – Po prostu miałem szczęście.

– Tak mówią wszyscy szulerzy – stwierdziła sucho, rzucając banknot wprost na środek stołu.

– Nie chcę twoich pieniędzy.

Otworzyła usta, jakby chciała zaprotestować, ale po chwili machnęła ręką.

– To może pozwolisz zaprosić się na piwo?

Ian wiedział, że powinien odmówić. Sytuacja, w której się znalazł, wymagała od niego jasności umysłu. Ale z drugiej strony – jedno piwo z całą pewnością mu nie zaszkodzi. Przy okazji może będzie mógł się dowiedzieć czegoś o Docu Watsonie. W końcu ma zamiar utrzymywać, że jest mu winien pieniądze...

– W twoim towarzystwie zawsze – wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Dziewczyna odwróciła się w stronę baru.

– Hej, Mick, dwa beczkowe. I dopisz je do mojego rachunku.

– Musisz tutaj często grywać, skoro masz stały rachunek – rzucił, odprowadzając ją do rozchwianego stolika w kącie sali.

Z tyłu prezentowała się równie dobrze, jak z przodu. Wprost nie mógł oderwać wzroku od jej ponętnych pośladków.

– Zgadza się – padła odpowiedź.

Dziewczyna usiadła, Ian usadowił się naprzeciwko niej.

– Znasz tutejszych bywalców?

– Jasne.

Przy stoliku pojawił się barman. Postawił kufle i zmierzył Iana niechętnym wzrokiem.

– Wszystko w porządku? – spytał.

– Jak najbardziej, Mick – uspokoiła go dziewczyna.

– Wygląda na to, że masz tu nawet goryla – stwierdził Ian, patrząc na potężne plecy barmana.

Blondynka uśmiechnęła się z wyraźnym zadowoleniem.

– Mick to stary przyjaciel. Ale powiedz... – zawahała się. – Jak ty się właściwie nazywasz?

– Ian. Ian Sherlock.

– Dobra. Powiedz, Ian, co cię sprowadza do naszej skromnej i zacisznej sali bilardowej?

Pochylił się nad kuflem i wypił pierwszy łyk piwa. Miał nadzieję, że dzięki temu łatwiej będzie mu się zdobyć na tak bezczelne kłamstwo.

– Dług. W zeszłym tygodniu grałem z Dokiem Watsonem i zostałem w samych skarpetkach. Nie miałem pieniędzy, żeby za wszystko zapłacić. Dlatego kazał mi przynieść tutaj całą sumę.

– Musi ci bardzo ufać, skoro pozwolił, żebyś tak sobie poszedł...

Ian znowu wyczuł ironię w jej głosie. Ale na pięknej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Dziewczyna byłaby znakomitą pokerzystką.

– Doc to kumpel mojego przyjaciela – wyjaśnił.

– A któż jest tym wspólnym znajomym?

Przez chwilę wahał się, czy zdradzić nazwisko Quincy McKiernana. Quincy ukrywał się, a Doc pewnie też nie był lepszy. Tyle razy słyszał, jak McKiernan przechwalał się, jakich to cudów dokonywał z Dokiem przy stole bilardowym. Powinien od razu wiedzieć, że nie należy ufać ludziom tego pokroju. Tak, tylko Doc mógł wiedzieć, gdzie przebywa Quincy. Ale jeśli zdradzi się, że szuka starego, domniemany wierzyciel ulotni się pewnie jak kamfora.

– Quincy McKiernan – postanowił zaryzykować.

– Wszyscy znają Quincy'ego. To najlepszy kumpel Doca.

– Właśnie. – Ian starał się nad sobą panować, żeby nie zdradzić, jak jest przejęty. – Dziwne, że jeszcze go nie spotkałem. Sprawiał wrażenie, jakby tutaj mieszkał.

– Naprawdę? – Dziewczyna powiodła palcem po brzegu kufla. – Wydawało mi się, że Quincy unika tej sali. Dwaj zawodowcy w jednym klubie tylko by sobie przeszkadzali.

Jeden zero! Popełnił właśnie pierwszy poważny błąd. Lepiej zrobi zmieniając temat. Kolejna taka gafa może go kosztować wiele lat więzienia.

– A tak swoją drogą, jak ty się nazywasz? – spytał i pociągnął spory łyk z kufla.

Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo.

– Watson, dr Calandra Watson. Ponieważ jesteś moim dłużnikiem, możesz mi mówić Doc...

 

Callie zaniepokoiła się, kiedy Ian zaczął krztusić się piwem. Z trudem łapał powietrze. Skoczyła na równe nogi i zaczęła go walić w plecy.

Kiedy minął już pierwszy atak, Ian zaczął machać rękami.

– Dobrze już, dobrze! – krzyknął. – Za chwilę złamiesz mi kark!

– Chciałam ci po prostu pomóc – powiedziała, wracając na miejsce. – Wszystko w porządku?

– Jak cholera. Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej, że to ty jesteś Doc? Wyszedłem na strasznego idiotę.

– Przez cały czas nieźle się bawiłam – wyjaśniła z uśmiechem. – Wracajmy jednak do rzeczy. Co tym razem przeskrobał wujek Quincy?

– Wujek? – powtórzył. – Ten złodziej jest twoim krewnym?

Uśmiech zamarł na ustach dziewczyny.

– Brat mojej matki nie może być złodziejem – powiedziała twardo.

– Do diabła, zachowaj dla siebie sentymenty rodzinne.

Z jego powodu mogę niedługo wylądować w więzieniu!

Callie potrząsnęła głową.

– To niemożliwe. Co prawda, wujek Quincy lubi czasami omijać prawo, nigdy go jednak nie złamał.

– Ciekawe. – Ian zniżył głos do szeptu. – Czy może wiesz, dlaczego ściga mnie prokurator okręgowy? Dlaczego zagrożony jest cały mój majątek? Dlaczego grozi mi poważny proces? Właśnie z powodu wuja Quincy'ego, koteczku! Jeśli go nie znajdę, mogę na wiele lat pożegnać się z wolnością...

Callie potarła policzek. Jak zawsze, kiedy Quincy znajdował się w opałach, zaczął ją boleć ząb mądrości. Tym razem ból stawał się wprost nieznośny. Wuj musiał mieć spore kłopoty.

– Trudno mi w to uwierzyć – powiedziała. – Nawet gdyby Quincy popełnił jakieś przestępstwo, nie pozwoliłby, żeby ktoś inny poszedł do więzienia. Ma swój honor...

– Honor? – prychnął Ian. – Pół roku temu przyszedł do mnie prosić o pracę. Miał dziurawe buty i zupełnie zniszczone ubranie. Nie potrzebowałem nikogo, ale zrobiło mi się go żal. Teraz z kolei ja mogę zmienić ubranie na więzienny drelich. I to dzięki niemu. Czy tak postępuje człowiek honoru?

– Nabrał cię... – wymamrotała dziewczyna.

– Słucham? – Ian nabrał nagle nowych podejrzeń.

Callie posłała mu blady uśmiech.

– Nabrał cię. Wujek Quincy ma czasami ochotę na stałą pracę. Wkłada wtedy odpowiedni strój i udaje biedaka bez dachu nad głową.

– A dlaczego po prostu nie napisze podania? – spytał sarkastycznie.

Callie wykrzywiła wargi, ale uśmiech wyraźnie jej nie wyszedł.

– Stałe zajęcie szybko go męczy. Dlatego odchodzi bez uprzedzenia, co nie zawsze podoba się pracodawcom...

– To znaczy, że nie może pokazać odpowiedniej opinii z poprzedniej pracy....

– Ale kiedy pracuje, robi to naprawdę dobrze...

– A potem ni stąd, ni zowąd rzuca pracę...

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Myślę, że ciągnie go do sali bilardowej.

– Tak bardzo, że nie może o tym powiedzieć dwa tygodnie wcześniej?

– Wiedziałam, że nie zrozumiesz...

Ian zaklął pod nosem, a następnie spojrzał podejrzliwie na dziewczynę.

– Gdzie mogę go teraz znaleźć?

– Nie mam pojęcia – mruknęła. – Naprawdę – dodała, widząc jego minę.

– Nie miałaś żadnych wiadomości?

Zaczęła się kręcić na krześle. Rozgniewany mężczyzna,

którego spotkała przed zaledwie dwoma kwadransami, nie spuszczał z niej wzroku. Był szczupły i zdecydowanie przystojny, mimo iż miał na twarzy parodniowy zarost, a krótkie, sczesane do tyłu włosy zdradzały ślady zaniedbania. Mocna szczęka i prosty nos świadczyły o tym, że ma do czynienia z człowiekiem wytrwałym i zdecydowanym na wszystko.

– Nagrał mi się na automatyczną sekretarkę parę dni temu – wyznała w końcu.

– Co powiedział?

– Nic – zawahała się – nic sensownego.

– Chcę znać te słowa.

– Powiedział, że znalazł koniec tęczy i że zadzwoni, kiedy odbierze już małym zazdrośnikom garnek złota.

Ian otworzył usta ze zdziwienia.

– Co to niby ma znaczyć?

– Nie mam pojęcia. – Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Pewnie sobie nieźle pociągnął...

– Więc jest również pijakiem?

– Wujek Quincy nie jest alkoholikiem ani złodziejem...

Jest po prostu... Do diabła, co cię to wszystko obchodzi?

Ian przeciągnął dłonią po zmierzwionych włosach.

– Posłuchaj... Zaraz, jak masz na imię?

– Calandra. Możesz mi mówić Callie.

– Dlaczego nazywają cię Doc?

– Mam tytuł doktora.

– Co? Jaki znowu tytuł?

– Naukowy tytuł doktora botaniki.

– Należysz do dzieci-kwiatów?

Zniecierpliwiona Callie machnęła ręką.

– Może zaczniemy rozmawiać poważnie, panie Sherlock.

Ian spojrzał na nią oczami, które były niemal równie niebieskie, jak jej własne. Poczuła, że ściska ją w dołku. Znowu poruszyła się na krześle.

– Jasne. Jak naukowiec z naukowcem. Powiedz mi zatem, gdzie mogę znaleźć Quincy'ego. Mogę cię zapewnić, że to niezłe ziółko.

– Jeśli nie chce, żebyś go znalazł, na pewno ci się to nie uda – wyrwało się jej.

Zmierzyli się wzrokiem. Callie z trudem wytrzymała spojrzenie szatańsko inteligentnych oczu Iana. Wiedziała, że ma do czynienia z niebezpiecznym przeciwnikiem. Nie sądziła jednak, że tak szybko wyciągnie on odpowiednie wnioski.

– Jeśli nie ja go znajdę, to ty – wycelował palcem w jej pierś.

– Nigdy tego nie próbowałam – zaczęła się wykręcać.

– To może byś spróbowała.

– To nie jest takie łatwe. A tak w ogóle, niby po co mam go szukać? – spytała po chwili.

– Żeby pomóc niewinnemu. To znaczy mnie.

– Skąd mam wiedzieć, że jesteś niewinny? Może chcesz wrobić w coś wuja i tyle!

Na twarzy Iana pojawił się wyraz konsternacji.

– Wybacz – ciągnęła. – Znam wuja od lat. Nie mogę uwierzyć, żeby chciał kogoś skrzywdzić. Ciebie poznałam przed półgodziną i od razu zacząłeś kłamać...

Ian skrzywił się, jakby połknął cytrynę. Panował jednak nad emocjami. Potrafił również docenić lojalność dziewczyny wobec wuja. Intuicja podpowiadała mu, że powinien być z nią zupełnie szczery.

– Masz rację, Callie. Powinnaś jednak zrozumieć, w jakiej znalazłem się sytuacji. Całe moje życie wali się w gruzy. A jedynym człowiekiem, który może mi pomóc, jest Quincy McKiernan.

– Dobrze, ale o co właściwie chodzi?

Ian uśmiechnął się ponuro.

– Prowadzę sieć sklepów z częściami do rzadkich, starych samochodów. W zeszłym tygodniu aresztowano mnie za kradzież. Prokuratura zarzuca mi również paserstwo i parę innych rzeczy.

Callie gwizdnęła cicho.

– Poważna sprawa!

Ian skinął głową.

– Te inne sprawy to przeróbki kradzionych samochodów i wysyłanie kradzionych części zamiennych za granicę.

Dziewczyna tylko pokręciła głową.

– Obawiam się, że do sprawy może się włączyć FBI.

– Przecież dotyczy to tylko najpoważniejszych przestępców – zaprotestowała Callie. – Poza tym mówiłeś, że cię aresztowano...

– Uciekłem. To znaczy wyszedłem warunkowo, ale znów mnie szukają.

– Kto? Policja?

– Cii. Nie tak głośno. – Ian rozejrzał się nerwowo dokoła.

Zarówno w sali bilardowej, jak i barze unosił się gęsty dym papierosowy. Wciąż przybywało ludzi. Gracze musieli się już przekrzykiwać. Trudno było przypuścić, że ktoś mógł ich podsłuchać.

– Naprawdę jesteś tu stałym gościem?

Kiwnęła potakująco głową.

– Posłuchaj, musisz się poddać. Ucieczka z warunku to...

– Nie mogę – przerwał jej gwałtownie. – Muszę udowodnić, że jestem niewinny...

– Wynajmij detektywa.

– Callie, czy powierzyłabyś swoje życie zupełnie obcemu facetowi?

– Przecież mówimy o tobie.

– Właśnie.

Dziewczyna potrząsnęła głową.

– Jeśli dopadnie cię policja, zamkną cię bez gadania.

Ale jeśli sam się ujawnisz, możesz liczyć na pobłażliwość władz... Być może dadzą ci nawet szansę udowodnienia, że jesteś niewinny.

– Więc wierzysz w moją niewinność? – wykrzyknął zdziwiony.

– Oczywiście – przytaknęła. – Prawdziwy przestępca nie włóczyłby się po klubach bilardowych, a przede wszystkim nie zwierzałby się, że szuka go policja. Poza tym wujek Quincy zna się na ludziach. Nigdy nie pracowałby u złodzieja samochodów.

– Zaślepia cię miłość do tego człowieka!

– Wcale nie – odparła z wahaniem. – Wiem, że ma dużo wad, ale... zawdzięczam mu życie.

Ian zmarszczył brwi.

– Szkoda, że o tym powiedziałaś – mruknął.

– Niby dlaczego?

– Nie mogę ci teraz zaufać. Zrobisz wszystko, żeby osłonić wuja...

Callie pochyliła się w jego stronę i chwyciła go za koszulę. W błękitnych oczach pojawiły się stalowe błyski.

– To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam – powiedziała, z trudem hamując wściekłość. – Miłość wcale nie oznacza ślepej uległości. Prawda ponad wszystko. Tego nauczył mnie wuj. Jeżeli uciekł, musiał mieć ku temu jakieś powody. Nie spocznę, zanim nie dowiem się, o co chodziło...

– Oboje nie spoczniemy – podpowiedział Ian.

Z trudem hamował się, żeby nie pociągnąć dziewczyny za rękę. Pocałunek przypieczętowałby ich pakt. Ian czuł, że oburzenie łatwo mogłoby się zamienić w namiętność...

– Co? Cóż to niby ma znaczyć?

– Od tej pory, doktorze Watson, pracujemy razem. Będę szefem, choćby z powodu nazwiska. Nie spoczniemy, póki Quincy McKiernan nie wpadnie w nasze ręce...

Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem.

– Nie mam zamiaru jeździć po kraju z człowiekiem poszukiwanym przez policję. Prędzej czy później aresztują mnie za pomoc przestępcy.

W oczach Iana pojawiły się złośliwe błyski.

– O ile wiem, złotko, podróżowanie nie jest karalne w stanie Pensylwania.

Callie zagryzła wargi. Nie mogła uwierzyć, że jest gotowa to zrobić. Zupełnie nie wiedziała, co się z nią stało. Tak dawno nie straciła dla nikogo głowy! Praktycznie od dziecka obracała się wśród graczy bilardowych i nauczyła się trzymać uczucia na wodzy.

– Bądź poważny – ucięła krótko i zaczęła się zbierać do wyjścia.

Doktor Watson i Sherlock. Nierozłączni detektywi. Nieźle to sobie wymyślił!

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin