Thorup Torill - Cienie z przeszłości 11 - Odrzucenie.rtf

(1215 KB) Pobierz

saga

Cienie

z przeszłości

Torill Thorup


W SERII UKAŻĄ SIĘ:

tom 1. Inga

tom 2. Korzenie

tom 3. Podcięte skrzydła

tom 4. Pakt milczenia

tom 5. Groźny przeciwnik

tom 6. Pościg

tom 7. Mroczne tajemnice

tom 8. Kłamstwa

tom 9. Wrogość

tom 10. Nad przepaścią

tom 11. Odrzucenie

tom 12. Zaginiony

tom 13. Waśń rodowa


tom 11.

ODRZUCENIE


1

0vre Gullhaug, 8 maja 1909 roku

Gdy dwuskrzydłowe drzwi do pokoju zostały nagle ot­warte, muzyka wypełniająca salę balową w 0vre Gullhaug natychmiast ucichła. Muzykanci wyciągali z ciekawości szy­je, chcąc przyjrzeć się nowo przybyłemu gościowi. Ale na szczęście zaraz sobie przypomnieli, że wynajęto ich, żeby grali na weselu Torsteina i Sigrid, a nie po to, aby rozglą­dali się na boki. Szybko przywołali się do porządku i już po chwili fałszywe dotąd dźwięki skrzypiec i basów znowu za­brzmiały czysto i melodyjnie.

Wielu gości zaczęło szeptać coś sobie na ucho, rzuca­jąc przybyszowi nienawistne spojrzenia. Najwyraźniej wie­dzieli, kim jest mężczyzna.

-              To ten od procesu - relacjonowała sąsiadce żądna
sensacji pani Smedsrud. - No wiesz, ojciec Torsteina.

Przyjaciółka skinęła znacząco głową.

-            Zastanawiam się, co o tym wszystkim sądzi Hedvig... Założę się, że on nie był zaproszony Skoro przybył tak póź­no - dodała pośpiesznie.

-            Stara miłość nie rdzewieje - pani Smedsrud nie mog­ła powstrzymać się od śmiechu. - Hedvig raczej nie przy­puszczała, że jej kłamstwo wyjdzie na jaw. A już na pewno

5


nie sądziła, że się dowiemy, że ani Halvdan, ani Kristian nie są ojcem dziecka.

Gadatliwe przyjaciółki z zainteresowaniem śledziły wzrokiem obiekt swoich plotek. Mężczyzna zatrzymał się zaskoczony na samym środku parkietu, najwyraźniej szu­kając kogoś w tłumie gości. Wodził oczami od jednego końca sali do drugiego, aż w końcu zakłopotany wycofał się pod ścianę.

Nadal jednak kogoś wypatrywał.

Hedvig o mało co nie straciła panowania nad sobą, gdy nagle zobaczyła swojego dawnego adoratora. Mimowolnie złapała się za gardło i przełknęła ślinę. Poczuła, że się dusi, a jej policzki płoną ze wstydu. Na Boga, co ta kreatura tutaj robi? Jak on śmiał pojawić się na weselu Torsteina?

W końcu jest jego ojcem, przemknęło jej przez myśl, ale nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Mons już od dawna nie był częścią jej życia. Właściwie nigdy nie był, po­myślała z jadowitą satysfakcją, chociaż udało im się razem spłodzić syna.

Wydało jej się nieprawdopodobne, żeby Torstein albo Sigrid zaprosili go na wesele. Chyba nie zrobiliby tego za jej plecami? I dlaczego nie pojawił się na ślubie ani na uroczy­stym obiedzie? Czy dlatego, że nie miał odwagi pokazać się, zanim zapadła noc?

Krople potu wystąpiły jej na skronie. Ciężko oddychając, wytarła twarz elegancką chustką do nosa. Bezgranicznie draż­niło ją to, że ten przeklęty idiota zepsuł tak udaną zabawę. Do tej pory wszystko szło jak z płatka, pomyślała, począwszy od kazania wikarego, przez suknię panny młodej, a na obiedzie i deserze skończywszy. No tak, absolutnie nie podobało jej się

6


to, że Torbj0rn flirtował z Ingą, ale w głosie jej najmłodsze­go syna słychać było tajemniczą nutę ironii, gdy przedstawiał swój plan ożenku z Ingą - czy raczej wżenienia się w Gaupås z całym jego ogromnym bogactwem. Jeśli chodzi o nią, to wal­czyła jak lwica, żeby ślub Torsteina okazał się wielkim sukce­sem. Żaden szczegół nie umknął jej uwadze, jej sokoli wzrok był w stanie wyłapać każde niedociągnięcie. W czasie obiadu wypolerowane na wysoki połysk srebro lśniło w słońcu, tale­rze i kieliszki stały w idealnym porządku, a stoły uginały się pod ciężarem wazonów z kolorowymi kwiatami. Wiele osób chwaliło ją za wspaniałe przyjęcie weselne.

Hedvig musiała przyznać sama przed sobą, że ostatnio straciła w oczach wielu znajomych. Tego wieczoru czuła jednak, że udało jej się odzyskać ich szacunek Dlatego nie­spodziewane pojawienie się ojca Torsteina było jej wyjątko­wo nie na rękę. I to właśnie w chwili, gdy sala balowa pełna była gości!

Zauważyła, że ludzie dyskretnie jej się przyglądają. Przez moment miała nadzieję, że goście nie rozpoznają Mon-sa. Niestety, bardzo się myliła. Upokorzona i zrozpaczona wymknęła się z sali, przeszła przez korytarz i udała się na górę do swojej sypialni. W końcu matka pana młodego ma chyba prawo odpocząć po tak wspaniałym, lecz wyczer­pującym dniu? Nikogo nie powinno to dziwić, próbowała przekonać samą siebie, ale musiała przyznać ze wstydem, że uciekła, żeby uniknąć dramatycznych scen piętro niżej.

Sigrid zauważyła, że Torstein wygląda, jakby się wahał. Do tej pory trzymali się za ręce, ale teraz próbował wyswo­bodzić się z jej objęć.

- Nie wycofuj się, Torsteinie - poprosiła go z czułoś-

7


cią. - Teraz, kiedy Mons nareszcie się pojawił. Pomyśl tylko, ile go to musiało kosztować...

-              Sam nie wiem... - odpowiedział nerwowo.

Jego oczy zrobiły się szkliste, a oddech stał się szybki i nierówny.

-              W końcu to my go tutaj zaprosiliśmy... I dlatego po­
winien się czuć mile widziany.

Torstein wsunął palec pod krawat i trochę go rozluźnił.

-            Nie sądziłem, że znajdzie w sobie tyle odwagi, żeby tu przyjść - odpowiedział, nie zwracając uwagi na żonę.

-            Byliśmy świadomi ryzyka - Sigrid odważyła się przy­pomnieć o tym mężowi. - Odwagi! Idź, mój drogi mężu, i przywitaj się ze swoim ojcem.

Sigrid delikatnie popchnęła Torsteina do przodu. Idąc za nim, trzymała się lekko z tyłu.

Gdy stanęli przed Monsem, Sigrid zauważyła, że niełatwo było znaleźć podobieństwo między ojcem a synem. Torstein odziedziczył rysy twarzy po matce. Jedyne, co mieli podobne, to nosy: wąskie i proste, z idealnie uformowanymi nozdrza­mi. Uderzyło ją to, że Mons nie był tak przystojny jak Tor­stein, ale niewykluczone, że miał za to o wiele lepszy charak­ter od Hedvig. Torstein był równie uparty i stanowczy co jego matka, ale miał też w sobie dużo czułości i łagodności. Czy tę pozytywną cechę odziedziczył po swoim biologicznym ojcu?

Sigrid serce stanęło w gardle, gdy zobaczyła, z jakim wa­haniem ojciec i syn podają sobie ręce. To była przełomowa chwila, pomyślała Sigrid, wycierając ukradkiem łzę. Lody zostały przełamane.

-              Nie stójmy tak - zaczął Torstein, nie potrafiąc ukryć
zakłopotania. - Usiądźmy gdzieś, gdzie ludzie nie będą
mogli tak natrętnie nam się przyglądać. - Ostatnią część
zdania wypowiedział wyraźnie rozdrażniony.

8


Ci, którzy usłyszeli jego sarkastyczną uwagę i mieli w so­bie choć odrobinę przyzwoitości, szybko odwrócili wzrok

Dopiero siedząc wygodnie na małej czerwonej kanapie, Mons w końcu odważył się odezwać. - Znalazłeś sobie wy­jątkowo śliczną żonę - pochwalił syna, wskazując głową na Sigrid. - Delikatna jak lilia, a jednak bije od niej wewnętrz­na siła.

Sigrid oblała się rumieńcem. Nie była przyzwyczajo­na do tego, żeby mężczyźni, których pierwszy raz widziała na oczy, prawili jej komplementy. Schlebiano jej wbrew jej woli.

Torstein uśmiechnął się nieporadnie.

-            Mieliśmy szczęście pobrać się z miłości. Niewielu się to udaje.

-            To prawda - zgodził się Mons wzruszony wyznaniem syna. Po chwili jego pomarszczona twarz stężała, a głos zro­bił się śmiertelnie poważny. - Dziękuję za zaproszenie... synu. Przepraszam, że nie byłem obecny podczas waszych zaślubin. Wydawało mi się, że wiem, gdzie leży wasz koś­ciół, ale niestety popełniłem błąd. Długo czekałem na was przed kościołem w Holmestrand, zanim zorientowałem się, że to nie ten kościół... No cóż, w końcu udało mi się tu­taj dotrzeć, ale wtedy... nie miałem odwagi, żeby wejść do środka. Bałem się reakcji gości. Szczerze mówiąc - swojej też.

-            To zrozumiałe - wymamrotał zakłopotany Torstein.

-            Tylu rzeczy chciałbym się o tobie dowiedzieć... - wes­tchnął Mons. - O twoim dzieciństwie i dorastaniu. ..iw ogó­le.

Czoło Torsteina zmarszczyło się w gniewie.

-              Niczego mi nie brakowało. Matka wychowała Tor-
bjorna, Ingebjorg i mnie najlepiej jak umiała.

9


-            Torbjorn i Ingebjorg - Mons z zaciekawieniem po­wtórzył imiona - to twoje rodzeństwo?

-            Tak - przytaknął Torstein. - Torbjorn jest ode mnie trzy lata młodszy, a Ingebjorg ma jeszcze mleko pod no­sem.

-            I oboje są dziećmi Hahrdana? - zapytał spokojnie Mons.

-            Owszem - odpowiedział Torstein, gwałtownie kiwa­jąc głową.

-            A jaki był ten... Halvdan? - Mons zamrugał oczami ze zdenerwowania, szybko splatając swoje długie, cienkie palce.

Torstein odrzucił głowę do tyłu, tak że grzywka opadła mu na oczy.

-              Ojciec był wyjątkowo miłym człowiekiem - w głosie
Torsteina słychać było nutę szyderstwa. - Nie ma chyba we
wsi nikogo, kto mógłby powiedzieć o nim coś złego. Cierp­
liwy, skłonny do wyrzeczeń, miał z nami bardzo dobry kon­
takt. Jednym słowem: świetnie się nami opiekował!

Sigrid skuliła się w sobie ze wstydu. Czy Torstein na­prawdę musi być taki złośliwy? Czy chciał wzbudzić w swo­im ojcu wyrzuty sumienia, odpłacając mu za jego nieobec­ność? Sigrid nie miała odwagi wtrącić się do rozmowy. W desperackim geście ścisnęła męża mocno za rękę, mając nadzieję, że w końcu się opamięta.

-              A ty - spytał Torstein obojętnym tonem - co porabia­
łeś przez te wszystkie lata, gdy ciebie nie było? - TymTazem
również nie starał się ukryć sarkazmu.

Mons zwiesił głowę jak zbity pies. Krew uderzyła mu do głowy, a zapadnięte policzki nabrały krwistoczerwonego koloru.

-              Skończyłem szkołę rolniczą, ale to wykształcenie nie

10


na wiele mi się przydało. Znalazłem zatrudnienie jako tak-sator w Larvik, gdzie pracuje do tej pory. Moje zajęcie pole­ga na dokonywaniu wyceny głównie starszych gospodarstw, spisywaniu szkód i braków i na sporządzaniu kosztorysów napraw.

-              Na sali sądowej powiedział pan, że jest pan żona­
ty - wtrąciła się do rozmowy Sigrid.

Mons uśmiechnął się ze smutkiem.

-            To prawda. Możliwe, że Hedvig nie była mi prze­znaczona. Może nie miała być kobietą mojego życia? Trzy lata później spotkałem bowiem Martine, moją małżonkę. To wprost idealna towarzyszka życia. Nie ma jej dzisiaj ze mną, ponieważ była zdania, że powinniśmy mieć okazję swobodnie ze sobą porozmawiać - Mons wskazał na Tor-steina i na siebie - nie niepokojeni przez nikogo. Martine obdarowała mnie dwojgiem wspaniałych dzieci... - Mons zamyślił się przez moment.

-            A więc mam przyrodnie rodzeństwo? - zapytał za­skoczony Torstein.

-            Tak. Masz młodszą siostrę Helenę i brata Markusa. Helenę trzy lata temu wyszła za mąż i sama ma już dwie małe córeczki. Natomiast Markusowi chyba się zdaje, że jest motylem, bo lata z kwiatka na kwiatek. Nie znaczy to, oczywiście, że źle się prowadzi - dodał szybko, zawsty­dzony swoją własną szczerością - po prostu nie może się ustatkować.

-            Czy oni wiedzą o moim istnieniu? - pytanie Torsteina było ledwo słyszalne.

-            Oczywiście - Mons pośpieszył z odpowiedzią. - To ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin