Dachau ( Mauthausen Gusen ).doc

(60 KB) Pobierz
W dniu 17 października 2008 r

W dniu 17 października 2008 r. w Pile zmarł ks. Antoni Jezierski SDB. Przeżył 95 lat, w tym 74 jako salezjanin. W karty historii jego powołania wpisana została trudna dziejowa droga Kościoła w Polsce w wieku XX. Ksiądz Antoni osobiście doświadczył prześladowań wymierzonych w chrześcijan przez dwa totalitarne systemy. Poddany ciężkiej próbie wierności Chrystusowi wyszedł z niej zwycięsko. Do końca życia świecił przykładem kapłana, który całe życie poświęcił służbie Bogu i realizacji misji Kościoła.

Antoni Jezierski urodził się 11 czerwca 1913 r. w miejscowości Podlesie na Kujawach, która należała do parafii Modzerowo. Był najmłodszym z pięciorga dzieci Stanisława i Antoniny z domu Maroszczyk. Byli biedni, więc ojciec po narodzinach Antoniego wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, aby podreperować trudną sytuację materialną swojej rodziny. Miał tam pracować dwa lata. Jednak z powodu zawieruchy wojennej i komplikacji ze znalezieniem stałego zatrudnienia pobyt za oceanem się przedłużył. Ostatecznie w USA Stanisław Jezierski pracował aż osiem lat. W tym długim czasie matka Antonina z pomocą krewnych dzielnie stawiała czoła wyzwaniom, które niosło wychowanie gromadki dzieci. Po powrocie Stanisława do Polski rodzina zakupiła większe gospodarstwo w miejscowości Grójczyk, w powiecie włocławskim. Kościół parafialny znajdował się w Boniewie. Antoni Jezierski uczęszczał w tej miejscowości do szkoły podstawowej.
Sytuacja materialna rodziny znacznie się poprawiła. Starsze rodzeństwo zaczęło pracować. Ksiądz Antoni, wspominając po latach ten okres dzieciństwa, podkreślał, że rodzice starali się ich wszystkich wychować na pracowitych i religijnych ludzi: "Rodzina moja, zwłaszcza matka, była bardzo religijna, wszyscy praktykowali (codzienny pacierz, niedzielna Msza Święta i częsta spowiedź - to stały element życia każdego członka rodziny)". Kapłan zapamiętał też parafialną pielgrzymkę do Częstochowy z 1925 r., na którą wybrał się z mamą: "Kiedy zajechaliśmy na Jasną Górę, gdy na powitanie Cudownego Obrazu Matki Bożej wszyscy pielgrzymi upadli na kolana i z wielu oczu popłynęły łzy radości, moja matka leżąc krzyżem na posadzce, modliła się dość długo do Matki Bożej, a ja obok niej klęczałem, wpatrując się w Cudowny Obraz. Po czym podniosła się i powiedziała: 'Poleciłam cię opiece Matki Najświętszej' i oboje na kolanach obeszliśmy ołtarz z Cudownym Obrazem Jasnogórskiej Pani. Fakt ten odżywał w mej pamięci często, a zwłaszcza w ciężkich i niebezpiecznych wypadkach mego życia. Rzeczywiście, przez całe moje długie i niebezpieczne życie opieka Maryi bardzo okazywała się widoczna".

W duchowej szkole ks. Bosko
Antoni Jezierski wyróżniał się wśród rówieśników pobożnością, na co zwrócił uwagę proboszcz parafii Nawiedzenia NMP w Boniewie - ks. Arnold Przeradzki. Był kapłanem bardzo wrażliwym na sprawy społeczne. Organizował spółdzielczość, wielu ludziom pomagał materialnie. Roztoczył opiekę duchową nad młodym Jezierskim i pomógł mu rozeznać powołanie. Poradził Antoniemu, aby naukę po szkole podstawowej kontynuował w Małym Seminarium "Synów Maryi" w Lądzie nad Wartą, które prowadzili salezjanie. W tej szkole zafascynował się postacią św. Jana Bosko i postanowił tak jak on poświęcić swoje życie dla biednej i opuszczonej młodzieży.
W roku 1934 Antoni Jezierski wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Salezjańskiego w Czerwińsku nad Wisłą. 5 sierpnia 1935 r. złożył pierwszą profesję zakonną i udał się na dwa lata do studentatu filozoficznego w Marszałkach. W tym okresie zdobył także państwową maturę. W roku 1937 rozpoczął w Płocku praktykę duszpastersko-pedagogiczną zwaną asystencją. Pełnił na tzw. Stanisławówce funkcję wychowawcy w salezjańskim domu dziecka.

W kamieniołomach Mauthausen-Gusen
Swoją męczeńską drogę rozpoczął w Płocku. Po wybuchu wojny salezjański zakład dla sierot nadal funkcjonował. Kleryk Jezierski, oprócz normalnych zajęć, rozpoczął też studia teologiczne w seminarium w Płocku. Tam spotkał się z późniejszym błogosławionym męczennikiem - ks. abp. Antonim Julianem Nowowiejskim. Z dnia na dzień dawało się wyczuć coraz większą agresję hitlerowskiego okupanta skierowaną głównie przeciw płockiemu duchowieństwu. Doszło do pierwszych aresztowań. Ich ofiarą padło także trzech kleryków salezjańskich, wśród których był Antoni Jezierski. Nikt z nich wówczas nie przypuszczał, że w hitlerowskich obozach zagłady przyjdzie im spędzić pięć lat.
Po aresztowaniu i więzieniu w Płocku kleryk Antoni został przewieziony do obozu przejściowego w Działdowie. Stamtąd 19 kwietnia wywieziono go do Dachau. Był to obóz przeznaczony m.in. do eksterminacji duchowieństwa katolickiego. Po miesiącu obozowej kwarantanny Jezierski trafił ostatecznie do grupy więźniów, których umieszczono w innym obozie - w Mauthausen-Gusen w Austrii. Tu kleryk Antoni aż do końca wojny walczył o przetrwanie.
Obóz koncentracyjny, do którego trafił wraz z innymi salezjańskimi klerykami: S. Pawlaczykiem i A. Zdunkiem, dopiero się organizował. Panowały w nim bardzo prymitywne warunki, brakowało kanalizacji i wodociągów. Umieralność wśród więźniów była bardzo duża, co spowodowało zainstalowanie już w styczniu 1941 r. krematoriów. Z czasem obóz się rozrastał.
KL Mauthausen-Gusen to jeden z najcięższych obozów III Rzeszy. W ciągu II wojny światowej należało do niego ponad pięćdziesiąt podobozów. Więźniowie byli w nich wykorzystywani do niewolniczej pracy na rzecz niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Pracowali w morderczych warunkach w kamieniołomie lub w okolicznych fabrykach, głównie zakładach zbrojeniowych. Szczególnie trudne były roboty przy konstrukcji fabryk podziemnych. Duża śmiertelność więźniów wynikała również z systemu terroru wewnątrzobozowego, złych warunków bytowych, chorób i epidemii, a także eksperymentów medycznych i pseudomedycznych. Regularnie zdarzały się również masowe egzekucje przez rozstrzelanie bądź zagazowanie, również w specjalnych ciężarówkach. Więźniowie tworzyli na terenie obozu ruch oporu, prowadzili też w ukryciu życie religijne, chociaż było ono surowo zabronione.
Początkowo salezjańscy klerycy i inni pierwsi więźniowie pracowali przy budowie obozu. Później już tylko w kamieniołomach. Praca była niezwykle ciężka i niebezpieczna. Wielu ginęło podczas eksplozji dynamitu. Do końca życia ks. Jezierski potrafił dokładnie opisać, jak wyglądało wydobywanie granitu. Ważył wówczas 45 kilogramów i był wycieńczony. Puchły mu nogi. Od śmierci uratował go tyfus, którego epidemia wybuchła w obozie. Niemcy przez tydzień nie wypuszczali wtedy nikogo do pracy. Tak wspominał obozową gehennę w jednym z wywiadów: "Byłem tam ponad pięć lat i nie pamiętam jednego spokojnego dnia. Bito nas i zabijano bez mrugnięcia. Za nic. Każdy kapo był wcześniej 'wybitnym' kryminalistą. Prześcigali się w swych okrucieństwach, bo dostawali od esesmanów nagrody. Najczęściej porcję jedzenia. Każdy więzień powinien wytrzymać w obozie najwyżej 3 miesiące. Niedożywieni więźniowie pracowali ponad siły w kamieniołomach. Trudno było to wytrzymać, a codziennego noszenia ciężkich kamieni nie mogło przeżyć wielu. (...) Ja miałem szczęście spotkać wielu przyjaciół - współwięźniów Ślązaków i chyba dzięki temu trafiłem na lepszą pracę. Budowaliśmy baraki (...), potem trafiłem do grupy do pracy przy regulacji rzeki. To już była ciężka praca, w podmokłym terenie. Ta praca wykańczała mnie fizycznie. (...) Ale pewnego dnia wszystko się zmieniło. W obozie wybuchła epidemia tyfusu, a tego Niemcy bali się strasznie. Na tydzień obóz zamknięto. To chyba mnie ocaliło...".
Pomimo tak trudnych warunków młodzi klerycy salezjańscy przeżyli obozową katorgę. Obóz w Mauthausen-Gusen został wyzwolony przez Amerykanów. Ten dzień ks. Jezierski bardzo często wspominał: "Z dnia na dzień słychać było zbliżający się front. Nie prowadzono nas już do pracy, ale wiedzieliśmy, że będą chcieli nas zlikwidować, aby nie było żadnych świadków hitlerowskich zbrodni. Wszyscy bardzo się bali. W dniu 5 maja 1945 r. amerykański żołnierz czołgiem wywalił bramę i wparował na plac. Za nim wtargnęli do obozu inni amerykańscy żołnierze. Hitlerowscy oprawcy uciekli w tym czasie w Alpy. W obozie ludzie nie wiedzieli, co mają robić. Śpiewali pieśni do Matki Bożej. Niektórzy przechodzili przez bramę po kilka razy w tę i z powrotem, aby się przekonać, czy naprawdę odzyskali wolność". Dodać w tym miejscu można, że był to ostatni wyzwolony duży obóz koncentracyjny.

Żywy Różaniec w obozie zagłady
Sam fakt przeżycia obozu ks. Antoni Jezierski uważał za cud i przypisywał go wstawiennictwu Matki Bożej, do której przez cały czas więzienia się modlił. W KL Mauthausen-Gusen więźniowie zorganizowali konspiracyjny Żywy Różaniec. Należał do niego także kleryk Antoni Jezierski. Inspiracją do zorganizowania tej grupy modlitewnej była śmierć kapłana, którego Niemcy w październiku 1940 r. przyłapali na odmawianiu Koronki do Matki Bożej. Został dotkliwie pobity. Kazano mu także wyrzucić różaniec. Ksiądz jednak ucałował krzyżyk i trzymał różaniec kurczowo w rękach. W relacji świadków tego wydarzenia czytamy: "Odmowa wykonania polecenia doprowadziła esesmana do szału, wyrwał więźniowi różaniec i zaczął go wściekle bić i kopać, a następnie zmusił do zjedzenia różańca. Pobity, zalany krwią na wpół przytomny więzień połykał ziarenka różańca przy akompaniamencie szyderczych i ordynarnych śmiechów zebranych esesmanów. Dalej bity zmarł. Wiadomość o tym wydarzeniu błyskawicznie rozeszła się wśród więźniów, wywołując powszechną odrazę i oburzenie nie tylko wśród więźniów katolików, ale także innych wyznań i niewierzących. Profanacja różańca i męczeństwo współwięźnia spowodowały, że modlitwę różańcową zaczęto odmawiać w obozie, na razie w niewielkich, a potem w coraz liczniejszych grupach".
Żywy Różaniec został zawiązany w wigilijny wieczór 1941 r. przez 15 polskich więźniów tego obozu koncentracyjnego. Zaczęli przyłączać się do nich kolejni więźniowie. 2 lutego 1942 r. Polacy zorganizowali w konspiracji koncert pieśni religijnych i patriotycznych połączony z recytacją poezji polskich poetów. Na tej uroczystości więźniowie zorganizowani w Żywy Różaniec dokonali aktu zawierzenia całego obozu w Gusen Matce Najświętszej. Następnie wokół całego obozu rozrzucili za druty kolczaste paciorki różańca. Wierzyli, że opieka Matki Najświętszej ustrzeże ich od nieszczęść i zagłady oraz doda im nadziei na przeżycie obozu. Podczas kolejnych lat życia obozowego więźniowie wykonywali ziarenka różańcowe, które następnie ukrywali w kostkach do gry i rozdawali między sobą. Paciorki części radosnej różańca wykonano w połowie 1943 r. z granitu, który wydobywano w kamieniołomach; część bolesną wykonano w podobny sposób z kawałka drewna odłamanego z obozowej szubienicy. Ta tajemnica została wykonana dla uczczenia śmierci 17-letniego chłopca, którego rozstrzelano w bestialski sposób. W drewnianych kostkach różańcowych umieszczono prochy więźniów spalonych w krematorium, zaś paciorki trzeciej części chwalebnej wykonano z plastikowej szyby amerykańskiego samolotu zestrzelonego w okolicach obozu w 1944 r., którego załogę Niemcy wymordowali w okrutny sposób jeszcze w trakcie opadania na spadochronach. Ksiądz Jezierski po latach tak wspominał tę modlitewną inicjatywę więźniów: "Różaniec w swych tajemnicach był towarzyszem naszego okrutnego życia obozowego. Pogłębiał naszą wiarę w Opatrzność i sprawiedliwość Bożą, wzmacniał nadzieję na przetrwanie i zwycięstwo dobra nad złem, utrwalał miłość wzajemną współtowarzyszy niedoli, uczył niesienia pomocy w pracy, chorobie i solidarności w potrzebie. Przez rozważanie męki Chrystusa - łagodził cierpienie, podnosił na duchu i dopomagał w łatwiejszym i spokojniejszym przetrwaniu gehenny obozu".
Więźniowie należący do Żywego Różańca postanowili także, że po wyzwoleniu pojadą złożyć hołd wdzięczności Matce Bożej Królowej Polski na Jasnej Górze. Swoje ślubowanie wypełnili. Po wojnie zebrali ocalone kostki z paciorkami różańca i złożyli je jako wotum na Jasnej Górze w sierpniu 1960 roku. Uroczystej Mszy Świętej przewodniczył ks. Antoni Jezierski, który wygłosił okolicznościową homilię. Ofiarowany na Jasnej Górze różaniec z obozowych paciorków oprawionych w srebro znajduje się obecnie w Kaplicy Pamięci Narodu. Dwa kolejne różańce byli więźniowie złożyli w Warszawie w kościele św. Anny i w katedrze we Wrocławiu.
Po latach jeszcze wielokrotnie przybywali na Jasną Górę. Podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny w 1983 r. więźniowie KL Mauthausen-Gusen przekazali Papieżowi dokument, w którym opisali historię obozowego Żywego Różańca. Czytamy w nim m. in.: "W beznadziejnych warunkach eksterminacji więźniów modlitwa do Matki Bożej (...) była jedną z form ruchu oporu, stała się silnym ogniwem łączącym umęczonych i głodnych więźniów różnych wyznań, a nawet niewierzących".

W nowej rzeczywistości
Po wyzwoleniu z obozu kleryk Antoni Jezierski powrócił do Polski i kontynuował formację seminaryjną w Krakowie. 26 czerwca 1947 r. przyjął święcenia kapłańskie. Dyplom magistra teologii uzyskał na UJ w Krakowie 1 lipca 1947 r. na podstawie pracy "Łaska uczynkowa w kształceniu charakteru". Przełożeni skierowali go do pracy w Płocku w charakterze radcy zakładu salezjańskiego i kierownika domu dziecka.
W 1949 r. rozpoczął posługę w salezjańskim Niższym Seminarium Duchownym w Różanymstoku, gdzie pracował jako radca, katecheta, nauczyciel matematyki i fizyki. Przeżył tu pierwsze represje ze strony komunistycznych władz, które 30 czerwca 1954 r. zlikwidowały salezjańskie szkoły w Różanymstoku. 6 lipca funkcjonariusze UB wywieźli księży salezjanów ciężarowymi samochodami do klasztoru w Lądzie. W przejętych budynkach władze zorganizowały państwową szkołę rolniczą. W akcji likwidacji brał udział sam Mieczysław Moczar. Po latach ks. Antoni Jezierski wspominał: "Warunki do prowadzenia szkoły były trudne, tak ze strony materialnej, jak i ze strony komunistycznego rządu PRL. Dzięki wysiłkom i poświęceniu współbraci salezjanów tam pracujących szkoła rozwijała się i dobrą atmosferą przyciągała młodzież. Wydała 148 kapłanów dla różnych diecezji i zakonów, a wielu młodych ukończyło studia wyższe zwłaszcza na KUL-u. Po zakończeniu roku szkolnego 1954 r. UB z Białegostoku w bardzo brutalny sposób zabrało nam szkołę wraz z całym urządzeniem, internatem i gospodarstwem, a księży i siostry zakonne prowadzące tam przedszkole wywieziono w nocy do Lądu z zakazem powrotu i początkowo także z zakazem zameldowania się w innych miejscowościach. Przeżyłem to nie mniej niż likwidację Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku, dokonaną przez Gestapo w 1939 roku".
Ksiądz Antoni rozpoczął pracę w Łodzi. Uczył w niższym seminarium duchownym przedmiotów ścisłych, był też kapelanem sióstr urszulanek i bernardynek. Łódzkie NSD władze także zlikwidowały. W latach 1958-1963 ks. Jezierski trafił ponownie do Płocka w charakterze nauczyciela matematyki i fizyki w niższym seminarium duchownym.
W roku 1963 przełożeni mianowali ks. Antoniego Jezierskiego proboszczem parafii Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych i przełożonym domu zakonnego w Rumi. Przyszło mu pracować w młodej parafii powstałej w 1957 r., a więc w okresie organizacji jej życia duchowego. Dodatkowo salezjanie musieli przestawić się tu z pracy zakładowej na pracę typowo duszpasterską, ponieważ w 1960 r. komunistyczne władze zlikwidowały w Rumi ostatni dom dziecka z szesnastu prowadzonych przez zgromadzenie w powojennej Polsce.
Stojąc na czele parafii, ks. Jezierski musiał borykać się z typowymi dla tego okresu trudnościami, które stwarzały władze. Na przykład w styczniu 1966 r. Sąd Powiatowy w Wejherowie skazał go na karę grzywny za nieprowadzenie parafialnej księgi inwentarzowej. Ksiądz Jezierski latami bezskutecznie odwoływał się od tego wyroku. W tych działaniach wspierał go obeznany w sporach z władzami ks. prałat Hilary Jastak z Gdyni. W książce poświęconej 70-leciu pracy salezjanów w Rumi ks. Jezierski wspominał: "Po bezskutecznych odwołaniach Wydział Finansowy z Wejherowa wysłał mi sekwestratorów, którzy robili zajęcia rzeczy, jakie znajdowały się w moim mieszkaniu i na gospodarstwie, np. zegar wiszący na ścianie, chodnik leżący na podłodze, maszynę do pisania na biurku, świnie z gospodarstwa. Wiele z nich były to przedmioty należące do parafii, a tylko przeze mnie użytkowane lub konieczne do pracy codziennej. Musiałem wtedy osobno pisemnie własność tych rzeczy dokumentować, aby zostały zwolnione od zajęcia. Było to dla mnie bardzo upokarzające, jako dla byłego więźnia obozów koncentracyjnych z Dachau i Mauthausen-Gusen, który długie lata cierpiał za wolną i niepodległą Polskę". Władze komunistyczne systematycznie odmawiały także zezwolenia na budowę nowego kościoła w Rumi, co było bardzo uciążliwe, gdyż całe duszpasterstwo parafialne funkcjonowało przy dawnej kaplicy domu dziecka. Ksiądz Jezierski wspominał również i te szykany: "Pod koniec października lub na początku listopada ja, jak również następujący po mnie proboszczowie składaliśmy podanie o zatwierdzenie budowy nowego kościoła i potrzebnych obiektów. Każdorazowo otrzymywaliśmy odmowę i to często utrzymywaną w złośliwym tonie".
Pracę w Rumi ks. proboszcz Jezierski zakończył w 1970 r. i został przeniesiony do Piły. Pracował tu przez następne 38 lat. Większość czasu poświęcał na pracę w kancelarii parafialnej. Był też przez kilka lat odpowiedzialny za organizację Studium Życia Rodzinnego. Po ukończeniu kursu jego uczestnicy otrzymywali dyplom nauczyciela naturalnego planowania rodziny, wydawany przez Instytut Matki i Dziecka w Warszawie, który upoważniał do pracy w szkołach, placówkach służby zdrowia oraz parafialnych poradniach rodzinnych. Ksiądz Jezierski dał się poznać także jako wytrawny kaznodzieja i rekolekcjonista.
Przez cały okres powojenny ks. Antoni był zaangażowany w działalność Komitetu Księży Polskich Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych. Publikował na łamach "Biuletynu" wydawanego przez komitet. Dopóki starczało mu sił, uczestniczył corocznie w pielgrzymkach kapłanów, więźniów obozów zagłady, do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, które zostały zapoczątkowane już w 1946 roku. Kapłan ze swoimi obozowymi konfratrami pielgrzymował także na Jasną Górę, do Lourdes, Rzymu, Dachau. Był świadkiem w procesach beatyfikacyjnych męczenników II wojny światowej. Nad jego łóżkiem do końca życia wisiał obraz przedstawiający Pana Jezusa na krzyżu, przepasanego w biodrach pasiakiem, z numerem obozowym zamiast napisu "INRI". W tle znajdują się baraki, wieże i krematoryjne kominy. Pod obrazem ks. Jezierski umieścił daty rozpoczęcia i zakończenia obozowej niedoli: 8 kwietnia 1940 - 5 maja 1945, oraz napis "Przeżyłem własną śmierć".
Ksiądz Antoni chętnie o trudnych doświadczeniach lat wojny opowiadał młodzieży, udzielał wywiadów do prasy katolickiej, występował w okolicznościowych filmach dokumentalnych. To jego zaangażowanie na polu ocalenia pamięci zaowocowało m.in. wieloletnią przyjaźnią ze zmarłym w 2007 r. ks. kard. Ignacym Jeżem z Koszalina. Ksiądz Jezierski przez całe życie zainteresowany był też sprawami Ojczyzny. Wspierał ruch "Solidarności", na bieżąco śledził wydarzenia polityczne. Zawsze smucił się wyborczymi zwycięstwami postkomunistów. Do końca życia był stałym prenumeratorem "Naszego Dziennika".

Ostatnia droga
W roku 2007 na jubileuszu 60-lecia kapłaństwa, dziękując za wszystkich ludzi, których Pan Bóg postawił na jego drodze życia, w swoim przemówieniu ks. Antoni powiedział m.in.: "Przeżyłem 94 lata mojego życia i to nieraz w bardzo tragicznych i niewiarygodnych okolicznościach, oraz 60 lat w kapłaństwie, w tym 37 lat w Pile. (...) Dziękuję Bogu i Jego Najświętszej Matce Maryi za opiekę i pomoc w tak długim i tragicznym życiu. Niech będzie Bóg błogosławiony. Pragnę podziękować ludziom, których spotkałem na drodze mojego długiego życia. Szczególnie tym, którzy darzyli mnie swym sercem, sympatią, życzliwością i wspomagali w trudnych warunkach w czasie gehenny hitlerowskiej i komunistycznej. Niech im Bóg stokrotnie wynagrodzi". Na końcu swojego życiorysu sporządzonego własnoręcznie w ostatnich latach życia pisał: "Gdyby mi przyszło jeszcze raz od nowa wybrać drogę życia, wybrałbym taką samą, bo uważam, że ta była wybrana dla mnie przez Stwórcę. Chryste, który różnymi drogami prowadzisz ku sobie ludzi i swą niewidzialną dłonią kierujesz ich losami - dziękuję Ci za dotychczasową opiekę i proszę Cię, nie wypuszczaj mnie nigdy ze swoich dobrotliwych dłoni tu na ziemi i tam w wieczności".
Ksiądz Antoni Jezierski został powołany w dobrotliwe ramiona Ojca Niebieskiego do wieczności 17 października 2008 roku. Miał 95 lat, z których 74 przeżył w Zgromadzeniu Salezjańskim i 62 w Chrystusowym kapłaństwie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 21 października. Ksiądz Jezierski został pochowany na cmentarzu komunalnym w Pile w kwaterze salezjańskiej.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin