Wspomnienia Zygmunta Śpiewaka.pdf

(60 KB) Pobierz
Wspomnienia Zygmunta Śpiewaka
Wspomnienia Zygmunta Ś piewaka
V. Po wojnie
Zakwaterowano nas we wsi Drozdowice Wielkie (dawniej Szczodra Wielka) w
rozwalającej się ruderze. Rozsypujące się zabudowania miały chyba ze 150 lat.
Wokół domu i zabudowań rosły owocowe drzewa. Lepsze poniemieckie
gospodarstwa juŜ wcześniej zostały zajęte przez przybyszów z poznańskiego i z
centralnej Polski. W okolicznych wsiach byli równieŜ repatrianci z za Bugu, głownie z
okolic Tarnopola. Jedyną zaletą tej miejscowości było to, Ŝe czynny był przy niej
przystanek kolejowy. Na samym początku w porównaniu do juŜ tam mieszkającej
ludności wyglądaliśmy raczej bardziej na włóczęgów cygańskich, ubranych w podarte
łachmany niŜ na zwykłych przeciętnych osiadłych tam Polaków. Początkowo na
niczym nam nie zaleŜało, w wewnątrz nas nadal tkwiło jakieś przekonanie, Ŝe znowu
stąd gdzieś pojedziemy, Ŝe wszystko co posiadamy to i tak nie jest nasze. Po prostu
odbiorą nam to wszystko Niemcy, a my pojedziemy na swoje za Bug. Zajęte po
pewnym czasie przez nas w tej samej wiosce inne, znacznie lepsze gospodarstwo
zostało bez większego namysłu oddane innemu gospodarzowi.
Na tym terenie po naszym przybyciu niczego do zdobycia po Niemcach juŜ nie było.
Wszystko juŜ wcześniej zostało wyszabrowane. Z czasem na wyposaŜenie
dostaliśmy jedną poniemiecką krowę oraz 5 hektarów ziemi. śadnego sprzętu
gospodarczego czy rolniczego w tym gospodarstwie nie było, nie było Ŝadnych
środków do Ŝycia. Bieda towarzyszyła nam dalej. Utęskniona Polska nie była taką,
jakiej oczekiwaliśmy. Sąsiedzi odnosili się do nas z duŜą rezerwą. UwaŜali nas raczej
za Ruskich niŜ za Polaków, poniewaŜ na początku młodsze rodzeństwo nie mówiło
czysto po polsku. Podczas naszych rozmów do mowy polskiej wplatane były przez
nas dosyć liczne wyrazy rosyjskie. Nawet juŜ w pierwszym dniu naszego powrotu z
Sybiru, podczas transportu wozami konnymi ze stacji kolejowej w Wąsoszu do
Drozdowic Wielkich, okoliczne dzieci mówiły do nas wprost: wy nie jesteście
Polakami, a tylko Ruskimi i po co tutaj przyjechaliście. Na mnie przez pewien czas te
dzieci wołany nie Zygmunt, lecz “Cztoby”, poniewaŜ w rozmowie z nimi zamiast
polskiego wyrazu Ŝeby, uŜywałem rosyjskiego wyrazu “cztoby”. Musze przyznać, Ŝe
początkowo strasznie mnie to denerwowało. I tu okazało się, Ŝe jesteśmy
niepoŜądanymi. Na Sybirze byliśmy “jebionymi Polakami” (pieprzonymi Polakami), a
w Polsce nie chcianymi “Ruskimi”. Szczególnie w nazywaniu “Ruskimi” Polaków
pochodzenia z za Bugu i z Sybiru celowali Poznaniacy, którzy uwaŜali siebie za
lepszych gospodarzy, co równoznaczne było z tym, Ŝe są lepszymi Polakami.
Podziały w tak zwanej polskości początkowo wyraźnie odczuwało się w kontaktach
sąsiedzkich i w czasie wiejskich potańcówek. Początkowo bawiono się tylko ze
swoimi. Oczywiście istniejące podziały na swoich i innych ze szczególną
zawziętością były wykorzystywany podczas zdarzających się waśni sąsiedzkich.
Często na tym tle dochodziło do bójek. Szczególnie niebezpieczni pod tym względem
byli Polacy z za Bugu z pod Tarnopola, pospolicie byli nazywani Tarnopilcami, którzy
prawie w całości sami zamieszkiwali pobliskie wioski. Dawniej będąc jeszcze za
Bugiem dla obrony własnej przed napadami Ukraińców prawie wszyscy tam
męŜczyźni nosili przy sobie duŜe noŜe. Po przybyciu na Ziemie Odzyskane nadal
nosili przy sobie te duŜe noŜe. Dlatego z tych wiosek wszystkie chłopaki na wiejskie
zabawy chodzili razem i dla “obrony godności” polskich Zaburzan prawie wszyscy
bez wyjątku nosili przy sobie równieŜ owe długie noŜe za pasem lub w rękawach
marynarek. Czasem zamiast noŜy uŜywali zwykłych bagnetów wojskowych. Pod byle
pretekstem “nie swoich” dźgali tymi narzędziami Pod tym względem byli tam
“najlepszymi Polakami”, poniewaŜ panicznie bali się ich wszyscy “inni” zamieszkujący
tam Polacy, łącznie z tymi z poznańskiego. Dlatego, gdy tylko Tarnopilcy pojawili się
na jakiejś zabawie, to większość zalotników do dziewcząt z ich wiosek wolało nie
ryzykować i salwowała się ucieczką. Trzeba przyznać, Ŝe Tarnopilcy byli
rzeczywiście walecznym polskim narodem. Kiedyś, co prawda było to juŜ znacznie
później od naszego tam przyjazdu nawet ja doznałem hańby z ich strony. Stając w
obronie bitego przez nich na zabawie mojego brata, zostałem znokautowany celnym
kopniakiem w “centrum” między moimi nogami przez jedną z ich dziewczyn.
Doznałem nagłego zamroczenia, ale nie upadłem, poniewaŜ zdąŜyłem oprzeć się o
stół. Byłem w takim stanie, Ŝe za doznane cierpienie nawet nie usiłowałem brać na
niej odwetu, pomimo tego, Ŝe patrząc mi prosto w twarz głośno się śmiała z tego, co
mi zrobiła. Nawet róŜnice w polskości początkowo występowały wśród młodzieŜy
szkolnej i tam równieŜ na tym tle dochodziło do bójek między chłopcami. Nawet ja
kilka razy na tym tle w szkole brałem udział w bijatykach, za co byłem dosyć boleśnie
karcony przez nauczyciela, który za spowodowanie zajść serwował mi liczne
rózgowe “łapy”. Najmniej opryskliwymi pod tym względem byli Polacy pochodzący z
Centralnej Polski. Po niedługim czasie wszystkie te “animozje” na tle róŜnic w
polskości zaczęły zanikać. Zaprzestano wytykać sobie nawzajem kto i jakie ma
pochodzenie i wszystko unormowało się. Po paru latach juŜ nie było lepszych, ani
gorszych Polaków. Zaczęły powstawać mieszane małŜeństwa i z czasem wszyscy
staliśmy się jednakowymi Polakami.
Po powrocie z Sybiru w stosunkowo w krótkim czasie udało się nam pozbyć wszy,
mieliśmy juŜ bowiem środki do prania, utrzymania czystości i dezynsekcji. Jednak
bieda i głód nadal nam towarzyszyły. Ze zdobyciem jedzenia było znacznie gorzej niŜ
na Ukrainie. Tam coś do jedzenia było gdzie ukraść, a tutaj nie wolno było kraść, a
nawet nie było co kraść. Niczego nie mieliśmy do jedzenia i niczego nie mogliśmy
zdobyć do jedzenia. W tej sytuacji w marcu 1946 roku Mama pojechała do swojej
rodziny do Harty w województwie rzeszowskim po pomoc. Przywiozła trochę
Ŝywności i parę kur z kogutem. Wygłodzone kury po wypuszczeniu na podwórko z
głodu tak się obŜarły samą młodą trawą, Ŝe w Ŝaden sposób nie mogły jej strawić i
zaczęły zdychać. Nie widząc innego ratunku Mama zabawiła się w chirurga, rozcięła
kurom zablokowane wola, wyrzuciła z nich zbitą gnijącą juŜ trawę i ponownie je
zaszyła zwykłą nitką. Po tak wykonanej operacji wszystkie kury oraz kogut dosyć
szybko wyzdrowiały i kury zaczęły nieść jajka. W naszej wiosce większość
gospodarzy nie posiadała koni. Były duŜe trudności w zaoraniu posiadanej ziemi pod
uprawę zbóŜ i ziemniaków. Z tego powodu na wiosnę 1946 roku zdołaliśmy posiać
tylko nieco zboŜa i posadzić trochę ziemniaków, ale plonów z tego było bardzo
niewiele, poniewaŜ przed zbiorem wszystkie plony praktycznie w całości zjadła plaga
myszy polnych. Z nastaniem roku szkolnego 1946/47 wszyscy z naszej rodziny, kto
był jeszcze w wieku szkoły podstawowej poszedł do pierwszej klasy. Ja i mój starszy
brat Tadeusz robiliśmy po dwie klasy w roku. Młodsze rodzeństwo robiło po jednej
klasie w roku. Natomiast najstarsze rodzeństwo brakujące klasy do 7 klas szkoły
podstawowej kto tylko chciał później uzupełniał na specjalnych kursach
wieczorowych. Na początku roku szkolnego 1946/47 w ramach pomocy medycznej w
szkołach zostaliśmy przebadani przez Duński Czerwony KrzyŜ. U wielu Sybiraków
wykryto gruźlicę, ale leczyć jej nie było czym. Gospodarzeniem na przydzielonym
nam gospodarstwie od początku powrotu z Sybiru aŜ prawie do czasu zamiany na
rentę rolną, prawie bez przerwy zajmowała się tylko Mama. Wszyscy z rodzeństwa,
gdy tylko który z nas miał taką moŜliwość, oprócz pomocy w gospodarstwie Mamy
dodatkowo zajmował się czym tylko mógł. KaŜdy z członków naszej rodziny dobrze
wiedział o tym, Ŝe tylko jak dorośnie w przyszłości moŜe liczyć tylko sam na siebie.
Dlatego część rodzeństwa w wieku średnim łącznie ze mną nawet zajmowało się
słuŜbą u innych tylko za same wyŜywienie, chociaŜ w tym czasie musiałem równieŜ
chodzić do szkoły. Starsze rodzeństwo po powrocie ze Sybiru najmowało się do
pracy u innych gospodarzy gdzie tylko mogło. Niektórzy ze starszego rodzeństwa
przez jakiś czas zajmowało się handlem produktów rolnych, woŜąc i sprzedając je we
Wrocławiu lub w Legnicy. Handlem najczęściej zajmowała się siostra Zosia. Będąc
na słuŜbie do pasienia krów u jednego sąsiadującego z nami gospodarza ze
zdumieniem odkryłem, Ŝe równieŜ w Polsce “bimber” podobnie jak to wcześniej miało
miejsce na Ukrainie, obok dolara jest równieŜ najmocniejszą walutą obiegową. I tutaj
równieŜ za bimber moŜna było dostać co się tylko chciało i załatwić wszystkie nawet
najtrudniejsze sprawy. Tak więc wojna z “bimbru” zrobiła walutę międzynarodową.
Na tych terenach tuŜ po wojnie kto tylko mógł i jak miał z czego równieŜ pędził
samogon. Dla podniesienia “mocy”, samogon często był zaprawiany karbidem, a
nawet kurzym nawozem. Pędzenie samogonu wymagało duŜej ilości suchego
drewna, które to suche drewno miejscowi bimbrownicy uzyskiwali poprzez
dewastację ładnego zabytkowego pałacu znajdującego się w naszej wiosce. Efektem
ich działalności było to, Ŝe po paru latach pałac zamienił się w wielką hałdę gruzu. Do
lat 50-tch wszystkie wesela i inne uroczystości rodzinne w okolicy z udziałem
alkoholu obsługiwane były tylko przez samogon. Samogon doprowadził do wielkiego
alkoholizmu wśród miejscowej ludności i był powodem wielu dramatów ludzkich. Ale
w latach następnych władza ludowa dosyć szybko uporała się z producentami
samogonu. Wielu z nich swoje bimbrownictwo odpokutowało chorobami, lub
długoletnimi wyrokami sądowymi. Wreszcie gwoździem do trumny masowego
bimbrownictwa na naszym terenie było pojawienie się taniego polskiego wina,
zwanego “jabolem”, lub “patykiem pisane”. Tym razem po powrocie z Sybiru nikt w
naszej rodzinie nie usiłował się zajmować bimbrownictwem. Ewentualne niewielkie
jego potrzeby rodzinne zaspakajane były przez znane nam okoliczne bimbrownie.
Jak się później okazało unikanie bimbrownictwa zupełnie dobrze wyszło nam
wszystkim na zdrowie. Nikt z naszej rodziny nie wykazywał wyraźnych skłonności do
alkoholu, co było nielicznym wyjątkiem wśród okolicznej ludności. Z czasem własne
Ŝycie nam wszystkim zaczęło się jakoś układać. Po osiągnięciu wieku dojrzałego
wszystkie siostry powychodziły za mąŜ, a wszyscy Ŝyjący do dziś bracia łącznie ze
mną poŜenili się. Wszyscy z rodzeństwa w swoich rodzinach mają dzieci, i doczekali
się wnuków, a niektórzy nawet prawnków. Z całej mojej rodziny, którym szczęśliwie
udało się powrócić z Sybiru obecnie juŜ nie Ŝyją: Brat Tadeusz zmarł tragicznie w
1956 roku w wieku 24 lat, Mama Karolina zmarła w 1989 roku w wieku 84 lat i siostra
Zofia zmarła w 2001 roku w wieku 76 lat. Pozostałe przy Ŝyciu moje rodzeństwo
łącznie ze mną aktualnie przebywa na emeryturach lub na rentach inwalidzkich.
Kończąc muszę udzielić własnej odpowiedzi na ciągle stawiane nam pytanie:
Dlaczego prawie całej, licznej naszej rodzinie udało się nam przeŜyć wojnę i
szczęśliwie powrócić do Polski z Sybiru, pomimo tego, Ŝe byliśmy nieodwołalnie
skazani na zagładę na tej nieludzkiej ziemi. Najprościej byłoby odpowiedzieć, Ŝe los
tak chciał. Ale to niczego nie wyjaśnia. 1. Prawdopodobnie dlatego przeŜyliśmy
wojnę, poniewaŜ zostaliśmy deportowani na Sybir, który to Sybir szczęśliwym
zbiegiem losu udało nam się przeŜyć. Przed deportacją na Sybir mieszkaliśmy na
Wołyniu. W czasie wojny niemiecko-radzieckiej na Wołyniu powstały silne oddziały
Armii Krajowej, które głównie zajmowały się wysadzaniem niemieckich transportów
wojskowych udających się na front wschodni i obroną pozostałej tam jeszcze
ludności polskiej przed masowym mordem ze strony band UPA. Wojska niemieckie
podczas wojny ze Związkiem Radzieckim nie mogąc poradzić sobie z ponoszonymi
duŜymi stratami w walce z AK, postanowili do jej zniszczenia wykorzystać Ukraińców,
obiecując im powstanie po wojnie na terenie Galicji niepodległej Rusi Zakarpackiej, w
skład której miał równieŜ wejść Wołyń. Dali im dodatkową broń i dali wolną rękę w
eksterminacji Polaków. Doszło do swego rodzaju specjalizacji. Bandy UPA i
własowcy mieli zwalczać Armię Krajową, a utworzona w 1943 roku z ochotników
ukraińskich dywizja Waffen - SS Hałyczyna miała zwalczać partyzantkę radziecką w
Galicji. Korzystając z okazji bandy UPA i własowcy w ramach czystki etnicznej
postanowili do końca wymordować wszystkich zamieszkujących na tych terenach
Polaków. Po prostu wycinano w pień wszystkich Polaków, gdzie to tylko mogli zrobić.
Mordowano całe wioski zamieszkałe przez Polaków. W tej sytuacji Armia Krajowa na
Wołyniu zamiast walczyć z wojskami niemieckimi musiała walczyć z bandami UPA i z
własowcami. Nie dawała sobie rady, poniewaŜ przewaga była po stronie Ukraińców.
Armii Krajowej udało się ocalić tylko część zamieszkałych tam Polaków i to głównie w
większych i mniejszych miastach i w specjalnie organizowanych skupiskach ludności
polskiej w większych miejscowościach wiejskich. Natomiast pozostali tam Polacy w
mniejszych skupiskach zostali doszczętnie wymordowani. Nie mam najmniejszej
wątpliwości, Ŝe ten okrutny śmiertelny los mieszkających tam Polaków z duŜym
prawdopodobieństwem mogłaby podzielić równieŜ cała nasza rodzina. Pozostając w
miejscu urodzenia nikt z naszej rodziny praktycznie nie miałby Ŝadnych szans tam na
przeŜycie. Zarówno Ojciec jak i Matka byli Polakami i w dodatku byli osadnikami
wojskowymi. Takie rodziny w przeprowadzanej czystce etnicznej Ukraińcy mordowali
w pierwszej kolejności. Mogła nas jedynie uratować ucieczka do jakiegoś większego
miasta, lub do centralnej Polski. DuŜa liczebność rodziny i istniejące realia wojenne
praktycznie nie dawały takiej moŜliwości. Często wyroki śmierci na Polakach
wykonywano w wyjątkowo bestialski sposób poprzez obcinanie głów, ćwiartowanie
lub poprzez wrzucanie do góry nogami Ŝywcem do studni. Napełnioną studnię
Ŝywymi Polakami zasypywano wapnem, bo tego od Ukraińców ze względów
sanitarnych wymagali Niemcy. PrzewaŜnie do tego celu wykorzystywano studnie
osadników wojskowych, po egzekucji doszczętnie palili i niszczyli wszystkie ich domy
i zabudowania gospodarcze. Natomiast, gdy było małŜeństwo mieszane polsko-
ukraińskie, wówczas mordowano tylko Ŝeńską część rodziny, jeŜeli matką była Polka
i na odwrót mordowano część męską rodziny, jeŜeli ojcem był Polak. Szczególnie
zwyrodniałym bestialstwem było to, Ŝe ojciec Ukrainiec był zmuszany do osobistego
wymordowania swojej polskiej Ŝeńskiej części rodziny i takie postępowanie było
powszechnie rozgrzeszane przez ukraiński kler prawosławny. Nielicznych popów,
którzy usiłowali się temu przeciwstawić, natychmiast i oni byli mordowani przez
Ukraińców. Podczas wkroczenia armii sowieckiej i wojska polskiego na wschodnie
tereny Polski w 1944 roku zostały rozgromione i rozproszone główne siły UPA,
własowców i Waffen - SS Hałyczyna. Doszło do licznych aresztowań. NKWD w
pierwszej kolejności aresztowało Ŝołnierzy AK i zsyłało ich na Sybir do łagrów, a
dopiero w drugiej kolejności aresztowało równieŜ bandytów z UPA i zsyłali ich
równieŜ na Sybir do łagrów. Postępowanie takie miało jedyny cel zlikwidowania
zbrojnej opozycji wobec ZSRR, na terenach, które po wojnie w myśl porozumień
jałtańskich miały “powrócić” do Związku Radzieckiego. Chodziło im tylko o
ugruntowanie władzy sowieckiej, a nie o zlikwidowanie mordu Polaków przez
Ukraińców. Dlatego obecność sowietów na tych terenach nie spowodowała
zmniejszenia natęŜenia mordowania Polaków przez Ukraińców, a na odwrót na
przełomie roku 1944/45 mordowanie Polaków przez Ukraińców nawet jeszcze
wzrosło. Ukraińcy nadal mordowali Polaków nawet w okresie późniejszym, gdy
dobrze juŜ wiedzieli o tym, Ŝe Polacy z tych terenów będą przesiedleni na Ziemie
Odzyskane. Nawet mordowali tych Polaków, którzy udawali się do transportów
kolejowych, lub gdy juŜ byli w przesiedleńczych transportach kolejowych. Było na to
ciche przyzwolenie sowietów, bowiem zaleŜało im na tym, Ŝeby pod wpływem
śmiertelnego zagroŜenia wszyscy bez wyjątku Polacy opuścili wschodnie tereny
Polski zajęte przez ZSRR po wojnie i przenieśli się do Polski, głównie na Ziemie
Odzyskane. Po prostu Związek Radziecki nie chciał mieć Ŝadnych Polaków na tych
terenach. MoŜna z duŜym prawdopodobieństwem stwierdzić, Ŝe wielu Polaków,
głównie z Wołynia, w tym znaczna część naszej rodziny w czasie w II Wojny
Światowej będąc na zesłaniu na Sybirze, niejako doznanym tam cierpieniem
uratowało swoje przeŜycie. 2. Deportowanych Polaków z lat 1940/41 do ZSRR,
którzy zdołali przeŜyć na Sybirze do 1946 roku głównie uratował wybuch wojny
niemiecko-radzieckiej z 1941 roku. Gdyby nie ta wojna to wszyscy bez wyjątku
prawdziwi Polacy, nie zaleŜnie od pochodzenia z terenów wschodnich zajętych w
1939 roku przez Związek Radziecki podzieliliby los zesłańców lub łagrowników
Sybiru, którym do końca Ŝycia nie wolno byłoby powrócić do miejsc swojego
poprzedniego zamieszkania. Po prostu byli deportowani na całe Ŝycie. 3. Wojna
niemiecko-radziecka spowodowała porozumienie Sikorski-Stalin w lipcu 1941 roku co
do dalszego losu deportowanych na Sybir Polaków z lat 1940/41. Porozumienie to
zostało zerwane przez władze sowieckie po ucieczce części Polaków z Armią Polską
Andersa z Kazachstanu do Iranu w listopadzie 1942 roku. 4. My, to znaczy ci, którzy
pozostali na Sybirze po ucieczce części Polaków z armią Andersa do Iranu
powróciliśmy do Polski juŜ w 1946 roku tylko dzięki Związkowi Patriotów Polskich
(ZPP) zorganizowanemu przez Wandę Wasilewską, a zwłaszcza dzięki nowej Armii
Polskiej zorganizowanej przez ten Związek na terytorium ZSRR. Właśnie to Wojsko
Polskie dowodzone przez generała Berlinga wraz z armią czerwoną wyzwalało
Polskę z pod okupacji niemieckiej, a nie armia Andersa. Pozostającym nadal
Polakom na Sybirze bez znaczenia było kto i jakie ma przekonanie polityczne. Dla
nas wówczas najwaŜniejsze było jak najszybsze wydostanie się z tej nieludzkiej
ziemi i powrót do Polski bez względu na zabarwienie polityczne sprawowanej w niej
władzy. Gdyby nie wydarzenia związane z powstaniem w ZSRR ZPP i I Dywizji im T.
Kościuszki wojska polskiego, to powrót reszty Polaków z Sybiru deportowanych tam
w latach 1949/41 do Polski byłby praktycznie niemoŜliwy. W najlepszym przypadku
prawdopodobnie do naszego powrotu mogłoby dojść dopiero po wydarzeniach
październikowych w Polsce w 1956 roku, czyli ponad 10 lat później, ale do tego
czasu kto by tam z nas doŜył.
Strony rodzinne
Pomimo doznanego nieszczęścia w miarę upływu czasu w mojej duszy odzywała się
potrzeba odwiedzenia miejsca swego urodzenia, pomimo tego, Ŝe doskonale
zdawałem sobie sprawę, Ŝe z rodzinnego domu nie pozostał Ŝaden ślad. O czym
wcześniej przekonał się mój młodszy brat Mietek. Pomimo tego tęsknota nie dała za
wygraną. Po wielu perypetiach 25 wrześniu 2002 roku postanowiliśmy w trójkę to
znaczy dwaj moi młodsi bracia Henryk i Mietek i ja tam pojechać. Kłopotów z
przekroczeniem granicy ukraińskiej w Dorochusku było co niemiara. Wydawało się,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin