Jakub Kaliszewski Ko�ci chudych dzieci �wie�e groby zawsze wzrusz�, niezale�nie, gdzie kopane gdy porosn�, wyjdzie na jaw, kto szczu� i co by�o grane. J.Kleyff "Telewizja" - Nudzi ci si�, co, Zelig? Szef popatrzy� na mnie z politowaniem i westchn��. Podrapa� si� po �ysej czaszce brudnymi paznokciami. - Chyba wiesz, jaka to �liska sprawa. - W�a�nie dlatego... szefie, przecie� to wymarzony temat - dr��y�em. Wymarzy�em sobie ten reporta� ju� dawno temu i czu�em, �e naczelny nie da si� d�ugo przekonywa�, musz� mu tylko udowodni�, �e naprawd� mi na tym zale�y. - Nie dosy�, �e rocznica, to jeszcze wybory... na pewno "Zeitung" b�dzie chcia� zrobi� to samo. - My�lisz? - Szef podni�s� brew i zamy�li� si�. Mia�em go. "Zeitung", nasz jedyny istotny konkurent na p�nocnej p�kuli, wzbudzi� ostatnio sensacj� ujawnieniem tajnych archiw�w EIA z czas�w wojen marsja�skich. Wystarczy�o przypomnienie liczby wej�� na ich strony w tym feralnym dla nas dniu, aby naczelny z�apa� haczyk. - Uhm... no dobrze... - walczy� ze sob� szef. - Ostatecznie zawsze mog� nie pu�ci� tego, co przywieziesz. Tylko pami�taj, �agodnie o MLA. Je�li wsi�dzie na nas Darien i jego ludzie, to fakt, �e najpierw poleci twoja g�owa, b�dzie ma�ym pocieszeniem dla lec�cej za ni� mojej. Prze�kn��em to jako�. Nawet najpoczytniejsza zeta Konfederacji musia�a liczy� si� ze zdaniem prezydenta Ziemi i jego niezmordowanej armii prawnik�w. Wszyscy oni zwaliliby si� nam na g�ow�, gdybym tylko wspomnia� co� zanadto niepochlebnego o uwa�anej dzi� za bohatersk� Armii Marsja�skich Lojalist�w, w kt�rej walczy� ongi prezydent Darien. Tylko jak napisa� o masakrze pod Amaltej� nie wspominaj�c o MLA? - Masz dwa tygodnie - g�os szefa wyrwa� mnie z zamy�lenia - jak nie zd��ysz, damy standardow� notk� rocznicow�. Je�li zd��ysz, ale mi si� nie spodoba - to samo. I uwa�aj na siebie, ostatnio znowu by�o par� zamach�w. - Tajest, szefie - zasalutowa�em, obr�ci�em si� na pi�tach i wymaszerowa�em z gabinetu, �ciskaj�c w r�ku akredytacj�. Przed odpraw� podszed�em do terminala, kupi� aktualne wydania ziemskich i marsja�skich zet - po pierwsze, �eby by� na czasie, po drugie - �eby si� czym� zaj�� w czasie startu i l�dowania, kt�re zawsze �le znosi�em. Moj� uwag� przyku�a krzycz�ca czerwieni� miniatura ok�adki na samym dole ekranu. Powi�kszy�em j�. "CA�A PRAWDA O AMALTEI" - wrzeszcza� krwawymi literami tytu� jakiej� szmat�awej broszurki anonimowego wydawnictwa - "50 ROCZNICA OSZUSTWA?" Wzruszy�em ramionami, ale wsun��em kart� do czytnika i zgra�em broszurk�. Postanowi�em sprawdzi�, co mog� znale�� na interesuj�cy mnie temat w ka�dym, najmniej nawet wiarygodnym �r�dle. Mo�e i tutaj trafi� na jaki� �lad? Rzeczywi�cie, zbli�a�y si� pi��dziesi�te rocznice kolejnych wydarze� tamtego pami�tnego roku, ostatniego roku wojny. Komisja �ledcza, obalenie prezydenta Funaki, wycofanie ostatnich jednostek, wreszcie uznanie niepodleg�o�ci Marsa... a wszystko zacz�o si� w�a�nie od Amaltei. Przepcha�em si� przez bramk� i stan��em na chodniku jad�cym prosto do brzuchatego wn�trza promu. Mia�em przed sob� par� minut jazdy, chodnik by� stary i powolny, otworzy�em wi�c projektor i zacz��em przegl�da� �ci�gni�t� broszurk�. Widzia�em ju� takie rzeczy. Autor, legitymuj�cy si� tytu�em profesora jakiego� nieznanego uniwersytetu - na przyk�ad Texarkana University of Historical Studies, czy Pend�absko-Kaszmirska Akademia Nauk - na trzydziestu paru bogato ilustrowanych zdj�ciami z epoki stronach stara� si� dowie��, �e ca�a historia masakry zosta�a spreparowana przez "Rebeliant�w" (jak nazywano w�wczas - a, jak wida�, czasami i teraz - bojownik�w o wolno�� Marsa), by wstrz�sn�� opini� publiczn� na Ziemi i przyspieszy� pozytywne rozstrzygni�cie konfliktu. Przy okazji wspomniano te� o innych masakrach i masowych grobach, odkrytych przez Komisj� �ledcz�, powo�an� do �ycia w�a�nie po wydarzeniach w Amaltei - one te� mia�y by� wielkimi i mniejszymi mistyfikacjami. Mora� by� jasny - MLA by�a czysta, jej bojownicy - prezydent Darien zw�aszcza - to bohaterowie, a Marsjanom nale�y si� nauczka. Ca�e szcz�cie, �e poparcie dla Dariena nie przek�ada si� na poparcie dla nast�pnej wojny - pomy�la�em. Ciekawostk� broszurki by�y fragmenty wywiadu, jakiego autorowi (autorom?) udzieli� jeden z �yj�cych jeszcze uczestnik�w masakry. Wedle jego s��w dzieci, kt�re przedstawiono Komisji, zosta�y przez Rebeliant�w sp�dzone do Amaltei i wyuczone tego, co maj� m�wi�. Ciekawe. Thorvald Christiansen. Sprawdzi�em szybko - rzeczywi�cie, kroniki sprzed pi��dziesi�ciu lat wspomina�y takie nazwisko. Zanotowa�em sobie, �e musz� go koniecznie odwiedzi� po przylocie. Wi�cej rewelacji w broszurce nie by�o, skasowa�em j� wi�c bez �alu. Chcia�em zabra� si� do przegl�dania dziennik�w, ale chodnik przywl�k� si� w ko�cu do kresu swej podr�y. Przekroczy�em okr�g�e wrota promu, rozejrza�em si� - by�em ostatnim pasa�erem, pozostali wyprzedzili mnie po drodze, ufaj�c raczej w�asnym nogom ni� zdezelowanemu ta�moci�gowi, trudno im si� by�o dziwi�. Usiad�em w niezbyt komfortowym fotelu business class, poprosi�em stewardess� - przyjemnie ludzk�, jak zd��y�em si� zorientowa�, jednym z nielicznych plus�w kiepskiego bud�etu Ares Aero by� fakt, �e zatrudniali wi�cej �ywego personelu ni� inne linie - o tranquilizer i roz�o�y�em si� jak mog�em najwygodniej w oczekiwaniu na start. Jak ja tego nie lubi�. Lotnisko w Olympus to, mimo pi��dziesi�ciu lat samodzielnych rz�d�w tej by�ej g�rniczej kolonii, nadal zapyzia�y barak w przera�liwie r�owym kolorze odpadaj�cej p�atami farby izolacyjnej. Nigdy si� nie zmienia i chyba ju� si� nie zmieni. Jednak jest to tak�e nadal g��wny port kosmiczny Czerwonej Planety. Codziennie przewalaj� si� przez niego tysi�ce pasa�er�w - turyst�w, robotnik�w, farmer�w, naukowc�w... a mi�dzy nimi od czasu do czasu trafiaj� si� ci, kt�rym zawsze co� si� nie podoba, terrory�ci. Kontrola celna by�a tutaj wyj�tkowo drobiazgowa. Ka�dy pasa�er musia� nie tylko podda� gruntownemu przeszukaniu siebie i sw�j baga�, ale te� musia� przej�� przez ekran prze�wietlenia. Dwa dni wcze�niej jaki� nieszcz�nik nafaszerowa� si� Cortexem - jadalnym materia�em wybuchowym - i wywali� wielk� dziur� w sekcji "toalety - �azienki" portu. Ofiary jeszcze liczono, gdy l�dowa� m�j prom. Oddzielanie flak�w od g�wien - brr... nieprzyjemna robota. Celnik, gdy wcisn��em mu w �ap� moj� legitymacj� - ze skromnym napiwkiem wci�ni�tym za zak�adk� - wpatrywa� si� w ni� d�ugo, my�l�c nad czym� intensywnie. - Gazeta Codzienna... - Rzek� wreszcie powoli. Chcia�em rzuci� jak�� zgry�liw� uwag� na temat jego umiej�tno�ci czytania - tytu� mojej netzety by� umieszczony na karcie wo�ami w czterech g��wnych j�zykach Uk�adu - ale ugryz�em si� w j�zyk. K�opoty na granicy by�y ostatni� rzecz�, jakiej mi by�o trzeba. Czego on si� tak przyczepi�? Zawsze staramy si� pisa� o Marsie �agodnie, wa��c racje obu stron, niczego nam nie mo�na zarzuci�. �e nie m�wimy wszystkiego? A kto m�wi? Nie chcemy przecie�, �eby nam odebrano licencj�, prawda? - Witamy na Czerwonej Planecie, redaktorze... Zelig - celnik przemy�la� do ko�ca swoj� wypowied�, prestidigitatorsko zr�cznym ruchem wy�uska� banknot (ech, te przedpotopowe formy wr�czania �ap�wek... kiedy� wreszcie Mars przejdzie w stu procentach na obr�t bezgot�wkowy?) i odda� wyt�uszczon� legitymacj�. Popatrzy� si� na mnie jako� dziwnie, ale w ko�cu pu�ci�. Na zewn�trz, w strugach wieczornego deszczu, czeka�o kilka taks�wek, w r�wnie imponuj�cym stanie co budynek lotniska - pordzewia�e rz�chy, ledwo odrywaj�ce si� od ziemi. Trudno by�o wybra� spo�r�d nich jedn� wygl�daj�c� lepiej od innych. Wsiad�em do pierwszego wozu z brzegu. - Sheraton - rzuci�em. - Aj - odpar� prowadz�cy samoch�d japo�czyk i ruszy�. Karoseria brz�cza�a i dr�a�a, silnik bzycza� nerwowo. Zastanawia�em si�, kiedy ten gruchot si� rozleci. Ha�asy zag�usza�y trajkotanie kierowcy, z kt�rego i tak nie rozumia�em ani s�owa - m�wi� jakim� straszliwym lokalnym slangiem. Po intonacji rozr�nia�em tylko, kiedy pyta� mnie o co� - w�wczas na wszelki wypadek przytakiwa�em - a kiedy przeciw czemu� protestowa�. Co jaki� czas naciska� klakson i wychylaj�c si� przez szyb� wygra�a� przeje�d�aj�cym obok, na co tamci zalewali nas potokiem r�wnie niezrozumiale brzmi�cych obelg, po czym obie strony oddala�y si� zadowolone. Wreszcie taks�wka stan�a i spad�a - w�a�nie spad�a z grzechotem, a nie osiad�a �agodnie, tak jak by si� mo�na spodziewa� - na chodnik przed najlepszym hotelem w mie�cie. Trzygwiazdkowy Olympus Sheraton mie�ci� si� w jednym z najstarszych budynk�w, niegdysiejszym kapitanacie portu, zbudowanym w porz�dnym, klasycznym stylu szk�o- aluminium. Mi�a odmiana po nieko�cz�cych si� szeregach jednakowych plastikowych barak�w, z kt�rych w wi�kszo�ci sk�ada�a si� zabudowa miasta. - Ay�cia - mrukn�� przez nos kierowca. Spojrzawszy na poplamiony licznik upewni�em si�, o jak� kwot� mu chodzi i wysup�a�em dwie dziesi�cioaresowe monety. Zat�ch�e wn�trze taks�wki wyplu�o mnie na deszcz. - �adna pogoda - zagadn��em przysypiaj�cego portiera. Poza sezonem niewielu turyst�w odwiedza�o Olympus, jeszcze mniej sta� by�o na ten stosunkowo drogi hotel. Portier w czerwonej liberii spojrza� na mnie jak na nieszkodliwego wariata, otaksowa� wzrokiem i doszed�szy do wniosku, �e nie doczeka si� ode mnie sutego napiwku, postanowi� zignorowa�. Z jedn� walizk� podszed�em do terminala w recepcji i zameldowa�em si� w zarezerwowanym pokoju. Terminal przynajmniej nie chcia� napiwku. Z samego rana lotobusem - jako� nie mog�em si� powa�y� na ponowne wypr�bowanie tutejszych us�ug taks�wkarskich - potelepa�em si� na miejsce akcji, czyli do Amaltei. W �agodnym �wietle staj�cego w zenicie s�o�ca pow�drowa�em na plac centralny, do pomnika masakry. Na trzymetrowym czarnym monolicie dzies...
ZuzkaPOGRZEBACZ