Joachim Badeni OP - Prosta modlitwa.pdf

(347 KB) Pobierz
666055527 UNPDF
Joachim Badeni OP
Alina Petrowa Wasilewicz
PROSTA MODLITWA
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko …
Wstęp
Wystarczy stanąć przed Bogiem …
a On zdecyduje, co dalej.
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko.
Prostota Boga
To już piąta rozmowa z Ojcem Joachimem Badenim, którą
przekazuję Czytelnikom. W poprzednich Ojciec opowiadał o swoim
życiu, o śmierci i zaświatach, o kapłaństwie.
Ta rozmowa jest o modlitwie. I po raz pierwszy jest to
propozycja Ojca Joachima, gdyż wszystkie poprzednie rozmowy były
czyimś pomysłem i inicjatywą. Ojciec się zgadzał na czyjś
projekt. Po otrzymaniu propozycji potrzebował trochę czasu na
rozeznanie woli Pana Boga, a gdy Pan Bóg mówił OK, Ojciec
dzwonił do mnie i mówił: Dostałem już wiadomość. Bardziej realną
niż ta ściana obok. Piszemy książkę. Pan Bóg tego chce.
A skoro Pan Bóg tego chce, trzeba było jechać do Krakowa i
biec z dyktafonem do klasztoru przy ulicy Stolarskiej. Potem z
entuzjazmem i bardzo sumiennie, schodząc dwa razy dziennie do
klasztornej rozmównicy przed Mszą św. o godz. 12 i po południu,
Ojciec Joachim książkę dyktował. W trakcie rozmowy nieraz pytał:
Jak pani to robi, że z tych moich wynurzeń powstaje książka?
Tak więc z książką o modlitwie jest inaczej. Po raz
pierwszy jest to wyłącznie inicjatywa Ojca. A skoro Ojciec
Joachim uznał, że jest to ważne …
Przyjechałam do Krakowa i w te pędy na Stolarską. I znowu
spotykaliśmy się w klasztornej rozmównicy dwa razy dziennie. Był
sierpień 2008 roku. I oto jest książka, która z tej rozmowy
powstała, a ja sobie zadałam pytanie, dlaczego wśród wielu
tematów i spraw najważniejszych i trochę mniej istotnych,
modlitwa jest na pierwszym miejscu listy przebojów i tak bardzo
na niej Ojcu zależało.
Będę szczera - nie znam odpowiedzi na to pytanie, mogę
jedynie się domyślać. Odpowiedź jest pewnie ukryta gdzieś na
stronach książki albo w tajemniczej sumie jej przesłania.
Wiem natomiast, czym ta książka jest. To jest namowa Ojca
Joachima - łagodna i zarazem gorliwa perswazja. Jest lekkim
popchnięciem w stronę Pana Boga, respektującym jednak całkowicie
nasze wolne wybory.
W tej książce Ojciec Joachim namawia nas do modlitwy. I
robi to w określony sposób -zachęcając do nawiązania kontaktów
przekazuje nam ważną informację o samym Adresacie. Twierdzi, że
modlitwa jest prosta, bo Pan Bóg jest prosty. Właściwie wszyscy,
którzy wiedzą coś konkretnego o Nim (a Ojciec Joachim wie sporo)
tak mówią - że Bóg jest nieskończenie prosty i Jego drogi też, a
skoro tak - to także modlitwa.
Nie od razu Ojciec o tym wiedział. Całymi latami odkrywał
tę prostotę i do prostoty dochodził. Szukał. Nieraz po omacku,
bardzo często mając za kompas uczone traktaty - przecież jest
synem św. Dominika i św. Tomasza z Akwinu. Dlatego opowiada o
swoich poszukiwaniach, rozczarowaniach, trudnościach, o swoim
doświadczeniu zakonnym, lekturach i szukaniu metody. O historii
swojej osobistej modlitwy, która od konwencjonalnej i pewnie
trochę płytkiej konwersacji stopniowo przemieniła się w gorliwy
dialog dwojga.
Ojciec Joachim dzieli się swym doświadczeniem. Podsumowuje
je i daje nam pewne gotowce, bo po co tracić czas na labirynty i
wbijania się w ślepe uliczki. Po co wyważać drzwi, gdy wszystkie
okna są otwarte? Trzeba tylko zauważyć, że istnieją.
Ojciec Joachim chce powiedzieć nam, że możemy wyfrunąć.
Przez chrzest mamy zmontowany kontakt z Panem Bogiem, teraz
trzeba ten kontakt zaktywizować. Ojciec zapewnia nas, że jest to
możliwe, a na dodatek zupełnie proste. I że wielu z nas uda się
to, co wydaje się niemożliwe, gdyż czasy są specyficzne - Pan
Bóg jest osamotniony. Jego trzódka nie jest dziś zbyt liczna,
więc na nielicznych spadnie łaska i będą działy się cudy i
rzeczy niezwykłe, i będzie jak w psalmach, i prorokować będą
najzwyczajniejsi ludzie w najzwyczajniejszych okolicznościach.
Taksówkarz, babcie, które przychodzą na Mszę o 12, młodzież z
Przystani i Beczki. I wszystko to będzie, Pan Bóg spełni swoje
obietnice, ale trzeba tylko chcieć go spotkać.
Żadnych podań, zawiłych procedur. Wszystko jest bardzo
proste. Nie trzeba żadnej metody ani traktatów. Wystarczy stanąć
przed Bogiem … A On zdecyduje, co dalej.
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko.
Alina Petrowa - Wasilewicz
ROZDZIAŁ 1
Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy
takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka, a w
istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa.
Przeżyłem w zakonie dokładnie 64 lata i w całym swoim życiu
zaliczyłem sporo modlitwy. Na przykład modlitwy chórowej czyli
wspólnego odmawiania psalmów przez zakonników, Liturgii Godzin.
W klasztorze zajmuje to około dwóch godzin dziennie - od rana do
wieczora. Te modlitwy są bardzo piękne i pięknie wykonane,
recytowane z brewiarza, ale niestety, mam co do nich pewne
wątpliwości. Obawiam się, że w miarę upływu czasu, z tego
odmawiania modlitw robi się formalność i nie można na tym
poprzestać.
Od dłuższego czasu nurtuje mnie pewna myśl na temat
modlitwy. Szczególnie pytanie Stwórcy z Księgi Rodzaju, po
zjedzeniu przez człowieka zakazanego owocu. „Adamie, gdzie
jesteś?”. Oczywiście, Bóg doskonale wiedział, gdzie on jest, bo
go stworzył. Chciał jednak objawić, że coś się stało między Nim
- Stwórcą a człowiekiem, którego stworzył na swoje podobieństwo.
Adam nie wybiegł natychmiast na spotkanie, nie czekał na Niego
wśród przepięknych drzew w raju, które zapewne sadził sam Pan
Bóg, ale gdzieś się schował.
Przed upadkiem człowieka między nim a Bogiem była prosta
rozmowa, nic więcej. Kiedy człowiek zgrzeszył, Bóg go szukał:
„Chcę z tobą porozmawiać, a ciebie nie ma”. Człowiek wlazł w
krzaki.”Dlaczego się chowasz?” - zapytał Bóg. „Nie mam spodni
odpowiedział Adam”. ”Czemu się boisz? Czy zjadłeś owoc z
zakazanego drzewa?”. ”To kobieta mi powiedziała, żeby zerwać
owoc z drzewa, a przecież to Ty dałeś mi kobietę, która mnie
nabrała”. A kobieta powiedziała: ”Mnie nabrał wąż”. Już wtedy
zrzucali jeden na drugiego.
Co to znaczy? To znaczy, że po zjedzeniu owocu między
Stwórcą a stworzeniem coś się popsuło, że powstał rodzaj
przepaści. Dlatego też potrzebne stały się medytacje, szkoły
duchowości - augustiańskie, ignacjańskie, karmelitańskie. W
ciągu wieków musiała powstać cała sztuczna struktura jako próba
przekroczenia tej przepaści, która wskutek grzechu oddzieliła
człowieka od Boga.
Przekroczenie przepaści. Zasypanie jej. Na przykład
medytacją. Nie jestem zwolennikiem tej metody, choć jest od
dawna przyjęta i praktykowana w Kościele. My, dominikanie, mamy
obowiązek medytować codziennie pół godziny, w innych zakonach
jeszcze dłużej. Najdłużej medytują nowicjusze. Zapisuję sobie
„punkty” do medytacji. Co to znaczy jednak, że ja - jako
chrześcijanin - muszę medytować?
Odmawiam Ojcze nasz - modlitwę, której nauczył nas Jezus.
Przychodzę do Ojca niebieskiego. ”Witam Cię Ojcze, kochany
Tatusiu, zamierzam z Tobą porozmawiać i zapisałem to w
punktach”, czyli zaczynam medytować.”Jest tu pierwszy punkt,
drugi punkt i potem trzeci”.”Czy ty masz bzika, zwariowałeś? Co
się z tobą, człowieku, dzieje?” - powie ziemski tatuś.”Ze mną
rozmawia się od razu. Przychodzisz, mówisz, o co ci chodzi”.
A tutaj jest Bóg, Który nazywa Siebie Ojcem, ale z tego nie
wynika, że jest naiwnym tatusiem, tylko nieskończoną Mocą,
nieskończoną Mądrością, nieskończoną Wiedzą. I tę wiedzę chce
przekazać, ale w rozmowie, zwykłej rozmowie.
Nie wiemy, jak rozmawiali ze sobą Bóg i człowiek w raju. W
jakim to było języku, może mówili po hebrajsku, może wymieniali
myśli bez używania słów.
W każdym razie była to bezpośrednia rozmowa Stwórcy ze
stworzeniem. Boga, który stworzył na Swoje podobieństwo ludzką
istotę, żeby ten człowiek, podobny do Boga, mógł z Nim swobodnie
rozmawiać i nie musiał nigdy kryć się za ścianami medytacji,
metod, systemów, punktów. One wszystkie były wtedy zupełnie
niepotrzebne.
Stały się potrzebne w skutek upadku - pierwszego grzechu i
grzechów następnych. Grzechu pierworodnego i grzechów
osobistych. Grzech pierworodny, największy upadek, został przez
Syna Bożego zniesiony przez Odkupienie. Dzieło Syna - Drugiej
Osoby Boskiej, który został posłany i odkupił nas, tak mi się
wydaje, od konieczności nie tylko medytacji, ale od całego
sztucznego, formalnego podchodzenia do Boga jako Ojca. Ojciec -
Bóg pragnie aby wróciło - może nie w pełnym stanie pierwotnym,
bo przecież są trwałe następstwa grzechu pierwotnego – coś
podobnego do pierwotnej zażyłości , prostoty bycia razem z
Bogiem w Ogrodzie. Od tego czasu Bóg szuka każdego człowieka.
„Adamie, Kazimierzu, Stefanie, gdzie jesteś?” - woła.
Ogród. Bóg - w powiewie wiatru o zachodzie słońca
przychodził swobodnie na spotkanie z człowiekiem. To wszystko
niestety przepadło z winy człowieka. Zostało - nie całkowicie,
ale w jakiejś części - przywrócone przez Mękę Pańską.
Można dyskutować, w jakim stopniu pierwotna prostota
modlitwy jest do odtworzenia. O ile pamiętam, święty Jan od
Krzyża pisze w swoich dziełach, że wyższy rozwój modlitwy – w
jakim sensie, w sposób niepełny - przywraca pierwotną prostotę
bycia z Bogiem. Dlatego od dłuższego czasu się zastanawiam, jak
rozwinąć myśl świętego Jana?
Prostota modlitwy. Może ktoś powiedzieć: ”Ojcu to łatwo.
Jest ojciec 60 lat w zakonie, miał specjalne warunki. Ale my nie
jesteśmy w zakonie. Jesteśmy małżeństwem, nie mamy pracy, mamy
też inne problemy. Dla nas prosta modlitwa wcale nie jest
prosta”. Mnie rzeczywiście jest łatwo. W zakonie jestem
dokładnie 64 lata. W moim życiu wszystko jest poukładane. Nic
dziwnego, tak musiało być. Jak więc propagować prostotę
modlitwy? Najpierw trzeba się zastanowić, co to znaczy prostota
odniesienia do Boga.
Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy
takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka.
Myślę jednak, że w istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa.
Czytałem dużo dzieł mistyków, przez pewien czas po moim
nawróceniu rozczytywałem się w dziełach świętego Jana od Krzyża,
świętej Teresy z Avila. To oni podzielili życie duchowe na
siedem etapów - na przykład Teresa pisała o siedmiu
mieszkaniach; w siódmym z nich przebywa Oblubieniec. Zacząłem
się ubierać w mistykę. Czytałem te książki i się zastanawiałem:
gdzie ja teraz jestem - w mieszkaniu pierwszym, drugim czy
trzecim? Takie głupstwa. Czytając te traktaty można się nabrać,
że modlitwa musi być bardzo skomplikowana, że droga do Pana Boga
jest bardzo trudna. Święty Jan pisał o drodze na Górę Karmel, a
na okładkach rysowali bardzo strome góry …
Nie grzech, ale nieuprzejmość
Skoro celem jest prostota bycia z Bogiem, powrót do stanu,
który utraciliśmy, czy to dobrze, że ja odmawiam modlitwę,
konkretny tekst? Na pewno tak, ale samo werbalne odmawianie
modlitwy może być tylko formalnością. Obowiązkiem. Obowiązuje
zakonników i kapłanów. Musi być. Co zrobić, żeby brewiarz - tak
zwana Liturgia Godzin, modlitwy odmawiane podczas Mszy świętej,
straciły charakter sztywny, formalny? One są bardzo piękne,
poetyckie, zwłaszcza psalmy, ale to tylko tekst. Tekst, który
jest między mną a Bogiem. A między mną a Bogiem nie powinno być
żadnych tekstów. Tylko synostwo. Tylko to, co nazywamy tajemnicą
synostwa Bożego. Wraz z tym, co zostało stracone z synostwa, a
potem częściowo przywrócone, powinna wrócić swoboda rozmawiania
bezpośrednio z Bogiem.
Co zrobić, żeby nie popaść w rutynę, żeby różaniec,
modlitwa brewiarzowa, nie stały się bezmyślnie odtwarzanymi
słowami? Należy w tych tekstach odkryć żywego Boga. Tekst
Zgłoś jeśli naruszono regulamin