[I.] Jak widzę smutek wcišż sprzedaje się najlepiej I to tak kurwa głupie jarać się kupionš w sklepie Po promocyjnej cenie CD z przegranym życiem Gdy kto rozpacz, gniew i biedę wyrył głosem na bicie Zapisane w zeszycie czy w arkuszu Open-Office Wersy o własnej agonii mógłbym jeszcze raz Cię prosić Żeby było Ci le, a łzy lały się po twarzy Chyba nie gram w Twojej grze, bo w mojej mogę tylko marzyć Pewnie, że kiedy miałem wszystko to co chciałem Wspominam stale, mówiš "Ej, został Ci talent" Niektórzy lubiš fakt, że na track wylewam żale Cudownie, przewspaniale, tylko jest jedno "ale" Życie nie jest koszmarem, a ja się jeszcze nie poddałem Mimo przeciwnoci losu wrzeszczę, do przodu walę Małe grono osób czytaj: najbliższe otoczenie Ma prawo głosu, reszta to sš kurwa zwykłe cienie Podnoszę cinienie domorosłym mizantropom Bo nie zwykłem się pierdolić z nadgnitš filozofiš Nadaję sens zwrotom, pokazuję swoje zdanie Pluję w twarz tym idiotom, nie ważne co się stanie Mam chorš banię, bo nie daję za wygranš? Powiedz będę prawdziwy kiedy znajdš mnie rano Na łóżku utopionego we własnych rzygach Młodzież potrzebuje kultu, więc się małym dzieciom przydam chyba I nie rozstrzygam wiem, że sam nie byłem lepszy Ale z perspektywy lat boli mnie jak kto tak pieprzy Że podoba mu się to co drugi ma do powiedzenia Pod warunkiem, że kurwa nie zmienia linii frontu Bo gdy leje się krew to wtedy jest w porzšdku Łabędzi piew idola zamkniętego w sali tortur Sšdzisz, że to dla sportu sam urzšdzam sobie stypę Widzisz, ja się będę męczyć - Ty z playera wyjmiesz płytę [REF.] I zamówiłem kolejnš porcję żalu Trochę się zawiodłem, na psy schodzisz pomału To nie istotne, że w dwiękach tyle się nie działo Grasz na innš modłę niż wielu z nas by kurwa chciało [II.] Naprawdę doceniam fakt, że wchłaniasz moje słowa To nie jest żadna ciema, a tym bardziej tani slogan Wiem, że kiedy nie ma opcji żeby skorelować Ulgę i pragnienia sam chcesz pod ziemię się schować Szukasz kogo kto będzie potrafił Cię zrozumieć Dorwać się do trumien, dokonać ekshumacji marzeń Nie wiem może to umiem, jak to mówiš, czas pokaże Chciałbym zwrócić Ci wiat, a nie dostarczać mocnych wrażeń I możesz się zapytać, co w ramach nagrody Pozornie prosta kwestia, a zaczynajš się schody Bo, wiesz, z czystej wygody, lepiej jest nic nie zmieniać Gdy masz więcej swobody, to zwykle nie czujesz cinienia I to co wczeniej było odbiciem Twoich myli Kiedy piekło się skończyło, już tylko błyszczy Bez litoci dla blinich, to jest zajebicie przykre Gdy ten cały chory wycig traktujesz jak rozrywkę Kiedy mesjasz, a dzi zwykły zaryczany przygłup Możesz przestać się przejmować obserwujšc z trybun A tym bardziej jeli w ogóle to Ciebie nie dotyczy Zapomniałe jak w moich słowach szukałe przyczyn Swojego zachowania zimy i cmentarnych wieńców Nikt przecież nie zabrania z przyjaciół zrobić morderców I na nic te starania chociaż leżš mi na sercu Losy dawnych współwyznawców, a obecnie innowierców W sumie to do zajebania cišgle to powtarzam Sam sobie ukręciłem pętlę, wiem tak się zdarza I często mnie zatrważa to co widzę w waszych oczach Obraz w chuj nawiedzonego, upadłego proroka Bo chyba wszystko nagle się wyrwało z pod kontroli Po prostu jestem wciekły chciałbym mocno Ci wpierdolić Bo wkurwia to, że deklarujesz pełne poparcie Ale tęsknisz za cierpieniem, które gryzło mnie na starcie [REF.] I zamówiłem kolejnš porcję żalu Trochę się zawiodłem, na psy schodzisz pomału To nie istotne, że w dwiękach tyle się nie działo Grasz na innš modłę niż wielu z nas by kurwa chciało Tak nie wygodne słuchać słów ze szczyptš nadziei I wcieka mnie, że próbujesz swoje życie skleić Chcesz się wybielić tym, że jeszcze komu ufasz A przecież tragedie to poezja dla ucha
hanss92