TROY DENNING Morze Piask�w Dla Barry'ego, kt�ry by� mi zawsze wspania�ym bratem. Podzi�kowania Chcia�bym podzi�kowa� Jonowi Pickensowi za to, �e grzeba� dla mnie w stosach naukowych materia��w, kt�re zawsze dostarcza�y bardzo istotnych informacji; Jimowi Lowderowi za jego "�agodny skalpel"; Lyonowi Holdeno-wi z AKF Martial Arts w Janesville; WI za mo�liwo�� poznania technik do scen walki; oraz szczeg�lnie Adrii Hayday za to, �e nie zabi�a mnie we �nie wtedy, kiedy brak�o mi ju� s��w. Rozdzia� pierwszy Ruha przebudzi�a si� nagle, niepewna co przerwa�o jej drzemk�. Le�a�a obok �pi�cego m�a, ich cia�a styka�y si� biodrami i ramionami. Odwr�ci�a g�ow�, by m�c spojrze� na jego ogorza�� twarz. Ajaman mia� chropowat� sk�r� i obfite w�sy dojrza�ego m�czyzny, ale jego pozbawiona ow�osienia pier� pozostawa�a m�oda, krzepka i muskularna. By� jedynym m�czyzn� jakiego kiedykolwiek widzia�a bez przyodziewku. Gdy si� tak w niego wpatrywa�a obraz nagle si� rozmy�. Po chwili wszystko wr�ci�o do normy, jednak zamiast twarzy Ajamana ujrza�a oblicze innego cz�owieka Zapar�o jej dech, ale nie krzykn�a. Obcy r�ni� si� od wszystkich, kt�rych zna�a: sk�ra jego by�a tak mocno opalona, �e a� czerwona, z kremowobia�ymi plamami w miejscach z�uszcze�. Czarna przepaska skrywa�a jego prawe oko, lewe by�o b��kitne niczym pustynne niebo. Twarz mia� �ci�gni�t� i wychudzon�, ale nie zniszczon�, wygl�da� na nie wi�cej ni� dwadzie�cia pi�� lat. Ka�da m��dka uciek�aby z krzykiem ze swego nowego domu s�dz�c, �e ojciec wyda� j� za d�ina - ka�da, ale nie Ruha. Ona mia�a ju� wcze�niej wizje, jeszcze zanim nauczy�a si� chodzi�, rozpozna�a wi�c i t�: by� to mira� jutra. Wiedzia�a, �e wcze�niej czy p�niej obcy pojawi si�, ale nie potrafi�a przewidzie� co si� w�wczas wydarzy, cho� czu�a, �e b�dzie to jakie� nieszcz�cie albo katastrofa. Zosta�a obdarzona talentem wieszczenia, ale jej wizje nigdy nie przynios�y niczego dobrego. Za pierwszym razem widzia�a tysi�ce motyli. Motyle zmieni�y si� w mole i w ci�gu dw�ch miesi�cy nie by�o w wiosce skrawka tkaniny bez dziur. Innym razem, podczas straszliwej suszy ujrza�a rozleg�� zielon� ��k� na po�udnie od osady. Szejk, jej ojciec, poprowadzi� wi�c stada w poszukiwaniu �wie�ego pastwiska, gdy po tygodniu jazdy odnalaz� wreszcie ��k�, okaza�o si�, �e by�a po�o�ona na skraju zatrutego jeziorka i po�owa wielb��d�w pad�a po wypiciu z�ej wody. Nic dziwnego, �e Ruha uznawa�a swoje przeczucia bardziej za kl�tw� ni� za dar. S�dz�c, �e wizja rozwieje si�, wdowa zacisn�a mocno oczy nie po�wi�caj�c jej dalszej uwagi. Z zadumy wyrwa� j� Ajaman: - Czy co� ci� niepokoi moja �ono? Zarumieni�a si�, gdy� nazywanie jej "�on�" sprawia�o, �e czu�a si� dziwnie speszona. Otworzy�a oczy i z ulg� ujrza�a Ajamana zamiast jednookiego m�czyzny, zaraz te� u�miechn�a si� i odpar�a: - Nic, o co musieliby�my si� martwi�. Nie powiedzia�a o swej wizji. Nie chcia�a, by Ajaman obwinia� j� za nieszcz�cia jakie przyniesie jednooki nieznajomy. Poza tym pustynne szczepy stroni�y od magii i gdyby jej nowy m�� zacz�� podejrzewa�, �e jest czarownic� m�g�by wygna� j� ze swego namiotu. Ajaman nagle spostrzeg�, �e jest nagi i zaczerwieni� si�. Si�gn�� po aba, lu�n� szat� bedui�skich plemion i naci�gn�� j� przez g�ow�. Byli ma��e�stwem od zaledwie dw�ch dni i doskonale wiedzieli, �e musi min�� jeszcze wiele tygodni, zanim poczuj� si� swobodnie w swoim towarzystwie. Ruha usiad�a i zarzuci�a na siebie w�asn� aba po czym zacz�a z niek�aman� przyjemno�ci� ogl�da� now� khreima: nie zdobyli jeszcze wielu sprz�t�w, przez co s�abo o�wietlony namiot by� niemal pusty. Kilkana�cie poduszek wala�o si� po dywanie, tkacki warsztat Ruhy i przybory kuchenne le�a�y w k�cie, a bro� Ajamana odpoczywa�a na hakach wbitych w drewniane �erdzie. Popo�udniowy powiew uderzy� delikatnie w khreima i Ruha us�ysza�a na zewn�trz kroki, kilku przechodz�cych ludzi zacz�o mi�dzy sob� �artobliwie szepta�, prawdopodobnie dociekaj�c dlaczego w tak gor�cy dzie� namiot jest zamkni�ty. Zirytowana obecno�ci� m�czyzn przekr�ci�a g�ow� w stron� wej�cia. - Mamy go�ci - powiedzia�a. Zgodnie z obyczajem, przyby�ych do khreima zaprosi� m�g� tylko jej m��. Ajaman skin��. - Tak, s�ysza�em. - I zwr�ciwszy si� w stron� wej�cia zawo�a� zgodnie z tradycj� domowego ogniska: - Czy do mojej khreima przybywa potrzebuj�cy pomocy? - Czas na wart� - pad�a odpowied�. Jak by�o do przewidzenia Ruha nie rozpozna�a m�czyzny po charakterystycznym g��bokim g�osie. Przed ma��e�stwem nie nale�a�a do plemienia Qahtanich. Ajaman nachmurzy� si�. - To niemo�liwe, �e ju� si� zmierzcha. - Czy tej nocy masz wart�? - zapyta�a Ruha, pami�ci� wracaj�c do swojej wizji. - Niech kto� ci� zast�pi, przecie� pobrali�my si� zaledwie dwa dni temu. - I na wst�pie poha�bi� nasz� rodzin�? - odrzek� wstaj�c z dywanu. Po takiej odpowiedzi Ruha ju� nie pr�bowa�a przekonywa� m�a. Dla Ajamana pe�nienie warty by�o wa�nym sk�adnikiem wsp�lnoty rodowej i nawet �wiadomo�� nag�ej �mierci nie mog�a go powstrzyma� - jak wszyscy Beduini ceni� honor ponad �ycie. - Poza tym - doda�. - Nie jest bezpiecznie wyprawia� si� dzisiejszej nocy, wiesz dobrze, �e Mtair Dhafir nie jest jedynym khowwan w tej okolicy. Ma��e�stwo c�rki szejka Mtair Dhafir�w przypiecz�towa�o sojusz pomi�dzy dwoma khowwan, do kt�rych nale�eli Ajaman i Ruha. Niestety, istnia�o wiele szczep�w, z kt�rymi stosunki Qahtani nie uk�ada�y si� r�wnie pomy�lnie, jednak to nie najazdy niepokoi�y Ruh�. Jasna sk�ra jednookiego nieznajomego sugerowa�a, �e nie nale�y on do �adnego z bedui�skich plemion. Jakichkolwiek by� pow�d jego przybycia do Qathan�w, nie by�y nim mi�dzyplemienne utarczki. - Chod� Ajamanie - przynagli� g��boki g�os. - Musimy zaj�� swoje stanowiska. Ajaman zdj�� sw�j keffiyeh z haka i wsun�� na w�osy bia�e nakrycie g�owy. Ruha wsta�a i rozprostowa�a je tak, by materia� opad� mu na ramiona. - B�d� ostro�ny, Ajamanie - rzek�a. - B�d� niezadowolona je�li pozwolisz jakiemu� ch�opcu poci�� twoj� szat�. Ajaman u�miechn�� si�. - O to si� Ruho nie martw - odpowiedzia� si�gaj�c po bu�at. - Pe�ni� stra� na koronie El Ma'ra, ze szczytu kt�rej dostrzegam wrog�w na odleg�o�� wielu mil. Ruha zna�a miejsce, o kt�rym m�wi� jej ma�. Mil� od oazy na wysoko�� ponad stu st�p nad pustyni� stercza�a samotna iglica z ��tego piaskowca. Wie�yc� t� by� El Ma'ra Dat-ur Ojhogo - wysoki b�g, kt�ry pozwala� m�czyznom spoczywa� na swojej g�owie. Zni�aj�c g�os tak, by nikt postronny jej nie us�ysza� powiedzia�a: - Po zmroku przynios� ci owoce i mleko. Ajaman prawie upu�ci� sw�j zdobiony pas. - Nie mo�esz tego zrobi�! - Dlaczego? - zdziwi�a si� dziewczyna. - Czy przynoszenie przez �on� po�ywienia w�asnemu m�owi jest czym� ha�bi�cym? W Ajamanie odezwa�a si� ura�ona duma. - Naruszenie twego purdah jest wystarczaj�c� ha�b� - odpowiedzia�. - Purdah to zabranianie m�odym �onom powrotu do khowwan ich ojc�w - rzek�a Ruha. - Jam jest ci oddana i nie mam zamiaru wraca� do Mtair Dhafir�w, nie musisz mnie pilnowa�. - Wiem - wyszepta� Ajaman, a jego g�os straci� poprzedni� surowo��. - Ale je�li kto� ci� zobaczy... - Powiem, �e kaza�e� mi przynie�� sobie wieczerz� - odpowiedzia�a chytrze. Widz�c, �e �ona nie da si� przekona� Ajaman westchn��: - Je�eli wszystkie kobiety Mtair Dhafir�w s� tak uparte, to mo�e to oni powinni za przysy�an� nam pann� m�od� zap�aci� wielb��dami. Ruha u�miechn�a si� zadowolona, �e jej nowy ma� nie nale�a� do m�czyzn, kt�rzy tyranizowali swoje �ony. Nie wiedzia�a jak ochroni� Ajamana przed tym, co nios�a ze sob� wizja, ale mog�a przynajmniej by� z nim, by wypatrywa� z�owieszczych znak�w. Gdy Ajaman zapina� sw�j ozdobny pas Ruha poca�owa�a go. - Jak du�a ma by� kolacja? - Taka, by� mog�a j� �atwo przynie�� - odpowiedzia� ci�gle szeptem. M�czyzna o g��bokim g�osie zawo�a� z zewn�trz: - Ajamanie porzu�e swoje gierki i chod� do nas. Napomnienie rozbawi�o jego towarzystwo. - M�j m�u, czy do wezwania ciebie potrzeba a� tylu m�czyzn? - zapyta�a dziewczyna zirytowana zbiorowiskiem przed khreima. Chocia� pytanie to skierowane by�o do Ajamana, celowo wym�wi�a je na tyle g�o�no, by dotar�o do uszu tamtych m�czyzn. Ci udali, �e nic nie s�yszeli, poniewa� kobietom w purdah nie wolno by�o zwraca� si� bezpo�rednio do jakiegokolwiek m�czyzny poza w�asnym m�em. Mimo wysi�ku kilku z nich nie uda�o si� st�umi� prychni�cia. Ajaman uni�s� brew, mimo to nie wygl�da� na zirytowanego zuchwalstwem Ruhy, zamaskowa� szybko jej uchybienie osobi�cie powtarzaj�c pytanie: Moja �ona chcia�aby dowiedzie� si�, ilu m�czyzn jest potrzebnych do wezwania mnie. - Widocznie wi�cej ni� tylu, ilu nas tu jest - odci�� si� g��boki g�os. - �eby odci�gn�� ci� od twego obowi�zku. Musi by� rzeczywi�cie tak pi�kna, jak to obiecywa� jej ojciec. Ruha u�miechn�a si� s�ysz�c komentarz m�czyzny, ojciec r�wnie� i jej obieca�, �e b�dzie szcz�liwa z Ajamanem i jak dot�d wydawa�o si�, �e w swataniu mia� tak� sam� wpraw�, jak w gromadzeniu stad. Podnosz�c ko�czan i �uk Ajaman spojrza� na �on�: - Rzeczywi�cie, ojciec mojej �ony pochodzi z honorowej rodziny - zawo�a�. - Jakie� to smutne Dawasir, �e nie mo�esz przekona� si� na w�asne oczy, �e nie rzuca s��w na wiatr. Nie jestem w stanie tego opisa�. Gdy to powiedzia� z twarzy Ruhy znikn�� u�miech, komentarz sprawi�, �e poczu�a si� jakby wystawiono j� na pokaz. Jak wszystkie bedui�skie kobiety Ruha zachowywa�a swoj� urod� jedynie dla oczu m�a. Poza domem zaokr�glenia jej m�odego cia�a musia�y pozostawa� pod obszern� aba, szal i woalka winny skrywa� kruczoczarne w�osy, zadarty nosek i wyraziste pos�gowe rysy twarzy. Wszystkim co Dawasir i jego towarzysze mogliby zobaczy� s� jej ogniste oczy, oraz, co prawdopodobne, krzy�yki wytatuowane na kr�lewskich ko�ciach policzkowych. Nie mog�c si� oprze� wra�eniu, �e komplementy Ajamana by�y nieprawdziwe Ruha chwyci�a ma��...
ZuzkaPOGRZEBACZ