Joanna chmielewska "Skradziona kolekcja" Czuj� si� zmuszona powt�rzy� zadawane mi wielokrotnie pytanie: dlaczego z moich ksi��ek nie kr�ci si� film�w? Sama tym jestem zdziwiona i nawet �cis�a wsp�praca z re�yserem nie rozja�ni�a mi kwestii. Zastanawiam si�, co w tym jest: chc� ekranizowa� ksi��k�, �api� si� za ni�, wydaj� si� ni� zachwyceni, a potem wychodzi im kompletnie co innego. Zmieniaj�, co popadnie, wyrzucaj�, ile mog�, zostaje im ledwo �lad pierwotnego pomys�u. To w�a�ciwie co im si� tak podoba�o w moim utworze? Dialogi...? A sk�d, dialogi dok�adaj� swoje, te ksi��kowe gdzie� gin�, bohaterowie ulegaj� metamorfozie ca�kowitej, w s�owach wykazuj� t�pot� i ograniczenie beznadziejne, gdzie w tym wszystkim sens, gdzie logika? My�l� obrazami. Najpierw oczyma duszy widz� scen� czy wydarzenie, potem je dopiero opisuj�, mo�liwe, �e czyni� to nieudolnie, ale re�yser, operuj�cy wy��cznie obrazem, powinien za�atwi� spraw� lepiej. Dla przedstawienia gestu, zachowania, wyrazu twarzy osoby potrzebuj� ca�ego akapitu, w filmie wystarczy na to jedna sekunda. Pod warunkiem oczywi�cie, �e si� chce pokaza� akurat to, co opisa�am, a nie co� zupe�nie innego. Tymczasem pokazuj� co innego. Wyst�puj�ce w filmie osoby nie maj� nic wsp�lnego z moimi bohaterami i to pod �adnym wzgl�dem. Akcja startuje z jakiego� kawa�ka mojego pomys�u i z du�ym przy�pieszeniem pod��a w odwrotnym kierunku. Je�li jestem w��czona w ten ca�y interes, og�upia mnie to doszcz�tnie, sama ju� nie wiem, co mam robi�, wyd�ubywa� dalszy ci�g z ksi��ki, czy pisa� nowy utw�r? Nowy utw�r nie podoba mi si� wcale, napisa�abym go ca�kiem inaczej. Ludzie, ratunku, od czego� takiego mo�na zwariowa�! Osobi�cie by�am zdania, �e Upiorny legat zawiera w sobie mn�stwo mo�liwo�ci, ostatecznie jest to krymina�, zaczyna si� od trupa i jakie� zw�oki pa��taj� si� tak�e dalej. Przytrafiaj� si� liczne idiotyzmy, ju� same napady i w�amania w wykonaniu amator�w mog� dostarczy� rozrywki, jednostki p�ci �e�skiej wyst�puj� tam cztery, mo�na je zu�ytkowa� prawie dowolnie, mog� si� nawet rozbiera� jakby kto chcia�, mog� by� cudownie pi�kne, bo niby dlaczego nie, wszystko w ramach stworzonej i jako tako logicznej akcji. Zmodyfikowa� j� nieco, �eby nie by�o za d�ugie i cze��, scenariusz gotowy. No, romans to nie jest z pewno�ci�, a zdaje si�, �e re�yser by� spragniony romansu. No dobrze, mo�na by�o ostatecznie kogo� tam rzuci� sobie wzajemnie w obj�cia, niechby Gawe� o�eni� si� z Ba�k�, czort ich bierz, niechby kapitan zakocha� si� w k�opotliwej bohaterce, posz�abym na te dodatki dla �wi�tego spokoju, ale krymina� powinien pozosta�. Batory umia� robi� krymina�y, lubi� nawet, sk�d mu si� wzi�a nag�a odmiana...? Przygn�biaj�cym nieszcz�ciem by�a i jest dla mnie sprawa bohater�w. To prawda, �e prawie nigdzie nie opisuj� ich wygl�du zewn�trznego, ale wszyscy wiedz�, i� maj� swoje pierwowzory w naturze. Pos�uguj� si� gronem znajomych, przyjaci� i wrog�w, niekiedy wcale nie chc�, �eby si� rozpoznali, niekiedy za� g�upio informowa� ca�e spo�ecze�stwo, jak kto� wygl�da�, bo ten kto� m�g�by si� obrazi�. Niemniej s� autentyczni i wszystko, co robi�, pasuje do nich, prawdziwych. Tymczasem w filmach wyst�puj� jakie� obce osoby, do nikogo niepodobne, niedopasowane do tre�ci, ca�kowicie sk��cone z moimi, b�d� co b�d� opisanymi wcze�niej, wyobra�eniami. Pewnie �e ka�dy mo�e mie� dowolne wizje, ale skoro ich ju� pokazujemy, chcia�abym wszystkich zaprezentowa� we w�a�ciwej postaci. A tu klops. No prosz�, prosz�, wyobra�my sobie Herkulesa Poirot w charakterze wysokiego bruneta, g�adko ogolonego, albo Scarlett O'Hara jako wielk�, dorodn� dziewuch� z g�osem mosi�nej tr�by. Co by z tego wynik�o...? Rozpacz mnie istna ogarnia�a, kiedy �aden re�yser nie s�ucha�, co do niego m�wi� i robi� swoje po swojemu. Mia� w�asny obraz, no dobrze, wolno mu, ale po co mu by�a moja ksi��ka? Wszystko zaczyna�o si� zmienia�... Upiorny legat przeistoczy� si� w Skradzion� kolekcj� gruntownie i radykalnie. Na dobr� spraw�, jedynym elementem, jaki pozosta� z ksi��ki, s� znaczki, zaprezentowane zreszt� w spos�b ur�gaj�cy zasadom zbieractwa. Z piersi ka�dego filatelisty musz� si� wyrywa� rozpaczliwe j�ki na widok macania pierwszej kr�lowej Wiktorii go�ymi palcami, nie m�wi�c ju� o nie usztywnionej kopercie. Pan Parfiniewicz, doradca filatelistyczny w owej imprezie, musia� si� zasugerowa� znikom� warto�ci� u�ywanych w filmie reprodukcji, albo te� straci� si�y, tak samo jak ja, co doskonale potrafi� zrozumie�. Chyba jednak zabrak�o mu tchu i poniecha� protest�w, bo u�ywane dalej pakieciki z kiosku "Ruchu" nie mog�y, wbrew intencjom scenariusza, budzi� wzrusze� �adnego zbieracza. Na ekranie cenne serie powinny si� r�ni� od ch�amu wyra�nie i porz�dnie, nie r�ni� si� wcale, ca�a sprawa zatem zosta�a zwyczajnie puszczona. No owszem, jeszcze szpital. W�a�ciciel walor�w poszed� do szpitala i na tym w�a�ciwie koniec powi�za� filmu z ksi��k�. Zacz�am si� dziko k��ci� z Batorym ju� od pierwszej sceny i pierwszego pomys�u. W ksi��ce bohaterem ca�ej awantury i posiadaczem znaczk�w by� Marcin, posta� poniek�d ustabilizowana, przewijaj�ca si� przez kilka utwor�w, charakterem dopasowana do akcji. Batory upar� si� przy dziewczynie, poszed� niejako po linii Lekarstwa na mi�o��, zn�w dwie przyjaci�ki, wmieszane w idiotyzm. Uleg�am, bo niby co mi innego pozosta�o. Ponadto zacz�� z tego robi� grotesk� w znacznie wi�kszym stopniu ni� przy ekranizacji Klina. Po kr�tkim, acz zaci�tym oporze te� si� ugi�am i machn�am r�k� na w�asn� tw�rczo��, przestawiaj�c si� na ca�kowicie nowy, �wie�y utw�r, w zasadzie wymy�lony przez re�ysera. Batory mia� pomys�y znakomite, tak �wietne, �e mog�y da� w rezultacie komedi� stulecia i da�am si� w nie wci�gn��. Co z tego wynik�o, wszyscy widz�. Na w�amania do hipotetycznych sprawc�w kradzie�y zgodzi�am si� prawie od razu, aczkolwiek w ksi��ce posz�am raczej na rozboje. Do w�ama� mia� by� u�yty gaz usypiaj�cy, wyprodukowany przez przyjaci�k�-chemika, kt�r� by�am zmuszona zaakceptowa�. No dobrze, niech b�dzie gaz, w ksi��ce gaz wyst�puje. Batory wpad� na pomys�, zamiast gazu usypiaj�cego dziewczyna sporz�dzi�a gaz rozweselaj�cy wielkiej mocy, natchnieniem by� mu zapewne Gawe�, chichocz�cy przy telewizorze. Od opisanej w scenariuszu sceny sama si� pop�aka�am ze �miechu. Mia�o to wygl�da� nast�puj�co: Wdzieraj� si� te dwie dziewczyny do willi jednego z podejrzanych. Dom stoi w ogrodzie, daj� spok�j zamkni�tej furtce i prze�a�� g�r� przez ogrodzenie po dwustronnej drabince. Zakradaj� si� pod drzwi i psikaj� gazem przez dziurk� od klucza. Facet rzeczywi�cie siedzi przed telewizorem, na fotelu pod rega�em, nad g�ow� ma p�ki, z kt�rych najwy�sz� przyozdabia wielki wazon, gapi si� w ekran, dosy� znudzony, po czym nagle chichocze. Chichocze raz, chichocze drugi, zaczyna chichota� nieprzerwanie, wybucha �miechem coraz pot�niejszym, r�y niczym ogier na ��ce, dostaje zgo�a ataku, tupie nogami w pod�og� i wali �bem w rega�. Wazon z g�rnej p�ki spada mu na potylic� i mamy go�cia z g�owy. Dziewczyny otwieraj� drzwi, wchodz� i rzucaj� si� gor�czkowo do poszukiwa�. W trakcie szperania zaczynaj� chichota�, dialog za� brzmi mniej wi�cej tak: - W szufladach nic nie ma, cha cha cha... - Sprawd� w bibliotece, cha cha cha, ja zajrz�, cha cha cha, do szafy... - Cha cha cha, pieni�dze, cha cha cha, on tu trzyma pieni�dze, cha cha cha... - �eby si� tylko nie ockn��, cha cha cha, jeszcze komoda, cha cha cha, same gacie, cha cha cha, i skarpetki, cha cha cha... - W sypialni, cha cha cha, albumy tylko, cha cha cha, z fotografiami, cha cha cha... - Nie ma, cha cha cha, nigdzie nie ma, cha cha cha, uciekajmy, cha cha cha... �miej�c si� straszliwie i s�aniaj�c, uciekaj�, zapominaj�c o drabinie. W samochodzie czeka m��, w�r�d nieopanowanych wybuch�w �miechu zawiadamiaj� go o niepowodzeniu, przera�ony m�� rusza, mamrocz�c o lekarzu. W minut� p�niej ulic� przeje�d�a radiow�z MO, gliny widz� drabin�, zatrzymuj� si�, podejrzewaj� w�amanie, dw�ch milicjant�w prze�azi do ogrodu, wchodz� do domu, drzwi otwarte, wewn�trz widz� nieprzytomnego faceta i du�y ba�agan, sprawdzaj� pomieszczenia. Po d�u�szej chwili wychodz�, jeden siada na schodkach i trzyma si� za brzuch, rycz�c dzikim �miechem, drugi sk�ada raport: - W�amanie do willi, cha cha cha, w�a�ciciel nieprzytomny, cha cha cha, dosta� w g�ow�, cha cha cha... Po drugiej stronie, w komendzie, pada rozkaz: - W�z operacyjny i karetka pogotowia. Dw�ch ludzi, poszkodowany i nasz funkcjonariusz, �ci�gn�� psychiatr�... Nie da si� tego opisa� tak, jak mo�na by�oby zagra�. Wyobrazili�my to sobie obydwoje, Batory i ja, zdaje si�, �e w miejscu publicznym i wzbudzili�my lekk� sensacj�. Male�kie szczeg�liki, drobniutkie scenki, z kt�rych ju� nie wszystkie pami�tam, by�y niewiarygodnie �mieszne i gwarantuj�, �e ludzie na widowni pop�akaliby si� i usmarkali w czambu�. Od�a�owa� nie mog�... Nast�pnie zaistnia�a my�l, �eby przyjaci�ka-chemiczka, uporczywie poszukuj�ca gazu usypiaj�cego, pope�nia�a pomy�ki nadal i po drodze wynalaz�a klej. No owszem, klej zosta�, ale kompletnie odarty z okoliczno�ci towarzysz�cych. Najpierw ten klej mia� si� jej wyla� w miejscu pracy, gdzie po-przylepiali si� wszyscy, potem by� wylewany r�nie, cz�� przypadkiem na ulicy, a cz�� specjalnie, na trasie z�oczy�cy, tu i tam w wielkiej obfito�ci. Jako pierwszy, mia� si� przylepi� rowerzysta, po nim ze dwa motocykle, po motocyklach samochody, dalej ju� przylepia si� wszystko, gi�twa si� robi nie z tej ziemi, korek na ca�e wojew�dztwo, nie przylepieni nie mog� przejecha�, w�r�d przylepionych za� znajduj� si� d�wigi budowlane i walec drogowy, wypruwa si� to ca�e towarzystwo �widrem pneumatycznym, przyje�d�a stra� po�arna i czo�g, przylepiony czo�g zabiera ze sob� ca�� nawierzchni� drogow�, ubaw,...
ZuzkaPOGRZEBACZ