BAD BELLA rozdział 10.pdf

(7583 KB) Pobierz
BAD BELLA rozdział9
J + A= L
BAD
BELLA
BELLA
Q*D<K
E=?
DIMIBANAS
664161048.026.png 664161048.027.png 664161048.028.png 664161048.029.png 664161048.001.png 664161048.002.png 664161048.003.png 664161048.004.png 664161048.005.png 664161048.006.png 664161048.007.png 664161048.008.png 664161048.009.png 664161048.010.png 664161048.011.png 664161048.012.png 664161048.013.png 664161048.014.png 664161048.015.png 664161048.016.png 664161048.017.png 664161048.018.png 664161048.019.png 664161048.020.png 664161048.021.png 664161048.022.png 664161048.023.png 664161048.024.png 664161048.025.png
ROZDZIAĀ 10
Usłyszałam ciche pikanie. Pik…pik…kurwa ile można. Tak chyba pika aparatura
szpitalna. Otworzyłam oczy i od razu je zamknęłam. Nosz kurwa, ja pierdole kto
nad łóżkiem wiesza lampę….Spróbowałam jeszcze raz tylko powoli. Czułam, że
ktoś trzymał mnie za dłonie.
-Budzi się. Leć obudź jej rodziców – usłyszałam czyjś głos.
-Bello, kochanie słyszysz mnie- usłyszałam głos Jaspera. Otworzyła oczy
szeroko. Głowę miałam nawet wysoko więc widziałam kto gdzie był. Bardzo
bolała mnie głowa.
-Bell wróciłaś – to był głos Leti. To ona i Jazz trzymali mnie za ręce. Wokół łóżka
stała warsztatowa rodzinka, rodzeństwo C. CO TU ROBIŁ TEN CHUJ !? Rose też
była.
-Mogę zadać standardowe pytanie?- powiedziałam głosem, którego się
wystraszyłam. Wszyscy pokiwali ochoczo głowami- ile dni tu sied…wróć leżę? I
opowiadać co się stało.
-Śpisz tu tydzień i jeden dzień. Dziś mamy wtorek – powiedział Jacob. Tego też
tu przywiało.
-Jebłaś ze schodów, bo uciekałaś przed Edwardem…-powiedział Jazz, ale ściszył
głos. Kurwa, nie mogę tego przeboleć. Rozejrzałam się po pokoju. Był duży.
Wyglądał na prywatny. Wszędzie stały różne kwiaty. Usłyszałam otwierające się
drzwi.
-Bello- mama.
-Bells- tata. Moja „rodzinka” rozstąpiła się jak to morze, ja tu się dowiaduję, że
ledwo z życiem uszła a mnie się żarty trzymają. Rodzice podeszli do mnie i
delikatnie wyściskali.
-To my przyjdziemy później Bell – powiedziała wystraszona Alice... ciekawe
dlaczego miała taką minę.
-Trzymaj się skarbie- powiedział Dominik.
-Jeszcze u wrócę- powiedział Rom machając mi. Kiedy wszyscy wyszli Edward
szedł w kierunku drzwi.
-Ciebie zaraz tu widzę – powiedziałam słabym głosem, a w jego oczach
zobaczyłam błysk. Wyszedł.
-Kotku pamiętasz co się stało?- zapytała mama gładząc mnie po włosach. Taaa
no bo wam powiem, że Edward to największy syf na świecie ale go lofciam?
- Nie. Opowiedzcie mi.
-Edward miał strupka na ręce ale go rozdrapał. Zobaczyłaś trochę krwi i
wybiegłaś z klasy. Chciałaś wyjść na powietrze i spadłaś ze schodów. Wszystko
opowiedział nam Edward- uff…to mam z głowy. Chciałam podnieść się wyżej ale
strasznie zabolały mnie żebra.
 
-Auu!- krzyknęłam, bo bolało cholernie.
-Masz potłuczone żebra, złamaną nogę w biodrze. Trochę dziwnie bo to
złamanie proste. - wyjaśnił tata.
-No i parę drobnych stłuczeń. Myśleliśmy, że się nie obudzisz…-powiedziała
mama trochę zmienionym głosem.
-Jesteśmy w Forks?- rodzice potwierdzili kiwając głowami- Jedźcie do domu.
Odpocznijcie. Ja nie będę spać przez następny miesiąc- uśmiechnęli się blado.
-W sumie brzdąc ma racje…-zaczął tata. Ale jaki brzdąc?!
-Tatooo- uśmiechną się szeroko, tak jak lubię.
-Tak, prześpimy się. Jutro tu wpadniemy- powiedziała mama wstając. Pożegnali
się i wyszli. Chwilę po nich do pokoju weszli Jasper z Jacobem.
-Maleństowooo -powiedział Jasper. Ze łzami w ślepkach.
-Wiecie dlaczego jebłam z tych schodów? – pokiwali głowami.
-powiedziałem mu czego się dowiedziałem – powiedział dumny Jake.
-I powiedzieliśmy o tym rodzeństwu C.
-A oni nam wyjaśnili o co drepta – chciałam wyciągnąć dłoń i pogłaskać ramię
Jacoba, który usiadł na moim łóżku. No więc wyciągnęłam rękę a tu
igły….fuj…aparatura od razu zaczęła pikać jak popierdolona.
-Jezuuu, tak to urządza pokaz szybowcowy na szkolnych schodach, a tu igły się
boi- zarechotał Jake.
-No chłopacy, ja was nie wyganiam ale muszę pogadać z Edkiem- powiedziałam.
-Ta…jasne- zaczął marudzić Jazz.
-Gazik…będziemy tyle czasu razem spędzać…kto mnie będzie do szkoły woził?-
od razu uśmiech wpełzł na jego usta niczym jakiś robal na jabłko. Pff…Bella nie
poetuj mi tutaj, skarciłam się w myślach.
-Uważaj na niego Bell- powiedział Jacob.
-Jejku, a mnie się czepiają- chłopaki wstali do pocałowali mnie w
zabandażowaną głowę…ZABANDARZOWNĄ?!
-Co mi się stało w głowę? – zapytałam ze strachem. Moje biedne włoski…
-Rozcięłaś sobie. Miałaś lekki wstrząs mózgu…ale włosy masz całkiem całe-
powiedział trzęsąc się ze śmiechu Jazz.
-I chwała Bogu- wyszli zamykając drzwi. Jejku ten …yyy…ech…nie mogę na
niego złego słowa powiedzieć…Edward zaraz tu wejdzie. Żebym się nie
rozpłakała. Głupie pikanie znowu przyspieszyło. Tylko to zdradzało, że zależy mi
na tym ćpunku…W tym momencie nieśmiało wszedł do pokoju. Widać, że
spędził tu tyle samo czasu jak moi rodzice. Jego miedziane włosy były w
większym rozpierdzielu niż zwykle. Miał pogniecioną koszulkę z napisem „
Palenie szkodzi ale seks uzdrawia”. Szerokie janowe spodnie i ful capa.
Wyglądał jakby uciekł ze sceny z featurningu (czy jak to się tam nazywa)
Eminema. I tu muszę przypierdzielić Emotikonkę „:D”. Nooo tak lepiej.
-Cześć Bell- powiedział nieśmiało jakby się bał, że go zjem. No dobra mógł by się
bać, że zrobię z nim coś innego ale…
-Hej…
-Chciałem ci powiedzieć, żebyś się mnie nie bała…Bello…ja cie kocham…
 
-aha - chyba się poplątałam ale zaskoczyło mnie to jego wyznanie- ale po
cholerę całowałeś się z tą całą Jane.
-Wyjaśnię ci całą moją historię.
-Czekam- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Bells wyglądasz jak kociak, który myśli, że jest tygrysem
-Przereklamowany tekst. Czekam na historię twojego, jakże ciekawego życia-
dziwna jestem, prawda?
-Kiedyś byłem normalny- Taaa już w to wierzę- Mniej więcej w wieku 14 lat
zacząłem ćpać. Później kiedy mieszkaliśmy w Kalifornii poznałem dziewczynę.
Właściwie chodziła ze mną do klasy. Prosiłem ją czy mogła by mi pomóc z
matmą. Z resztą sama wiesz jakie mam oceny. Zgodziła się, umówiliśmy się u
niej, bo jej rodziców nie było. Miałem w tedy 15 lat- glos zaczął mu się łamać-
Poszedłem do niej nieźle najarany. Zaczęło się niewinnie a później coś we mnie
wstąpiło. Chciałem ją skrzywdzić- powiedział chowając twarz w dłonie-
opanowałem się w ostatniej chwili. Później ona mi wybaczyła…chyba się we
mnie kochała albo coś, wybaczyła mi ale ja ciągle miałem wyrzuty sumienia.
Przestałem brać te świństwa. Miałem depresje i w ogóle…pewnego dnia
podeszła do mnie Irina…piękna dziewczyna…- coś ścisnęło mnie w środku-
pomogła mi się ogarnąć. Zaczęło rodzić się między nami uczucie.
-Boże Eduardo…weź nie poetuj tutaj.
-Czego się czepiasz? Zakochaliśmy się w sobie. Pomogła mi wyjść z tego całego
bagna. Niestety nie skończyło się to dobrze. Chciała tylko mojej kasy. A że ja jej
miałem w chuj i jeszcze trochę to fundowałem jej wszystko co chciała. Alice z
Emmettem otworzyli mi oczy. Znowu się załamałem i wróciłem do ćpania. Nie
miałem kasy to poszedłem do pewnego hm…kolesia, żeby dał mi pracę. Wiesz
takie przynieś, wynieś, pozamiataj. Nie dostałem kasy tylko towar.
Zrezygnowałem z pracy u niego, kiedy przeprowadziliśmy się do Madrytu. Czyli
pracowałem u nich może pół roku…nie pamiętam i nie chcę pamiętać – gdy to
mówił był roztrzęsiony.
-No wiesz…-zaczęłam- nie wiem co powiedzieć. Ja tylko nielegalnie się ścigałam.
-Tak, wiem. Jasper mi mówił- powiedział lekko się uśmiechając.
-A mówił ci, że pobiłam z Romem i Tejem parę osób?- zachichotał cicho.
-Niezłe ziółko z ciebie- powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- No później Dom musiał wpłacić kaucje za nich. Ja uciekłam. Wracając do
twojej historii. Powiedzmy , że ci wybaczam.
-Dziękuje o pani…-powiedział z zaczął się śmiać, ale zaraz jego mina wyrażała
troskę i miłość- Kocham cie – powiedział.
-Usiądź – wskazałam moje łóżko. Edward grzecznie mnie posłuchał.
-Bello…-zaczął ale uciszyłam go gestem dłoni.
-Ciii…Ja…ja nie wiem co ci powiedzieć. Ale kurwa po cholerę całowałeś się z
Jane? Wolisz tlenione blondynki? Przecież ona ma tyle tlenu w tych włosach, że
mogłaby pod wodą spokojnie oddychać. Bosze….kurwa Edek. Zdecyduj się!!!
-Bello…ja…ja byłem w tedy na prochach…- Taaa
 
-Te małe czerwone plamki, przez które , częściowo, prawie się zabiłam? Znam
je…
-Bello, ja przestanę brać…dla ciebie…Kocham cie- no i powiedzcie co ja miałam
zrobić.
-Chodź tu neosie- wyciągnęłam ręce. Przytulił się baaardzo delikatnie…ale i tak
zabolały mnie żebra.
-Auuć- krzyknęłam a on odskoczył jak oparzony.
-Bello! Żyjesz?
-Nie umarłam- powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Ale zaraz musiałam się
opanować, bo i to sprawiało mi ból. Edek położył się obok mnie (
wspomniałam, że łóżko było duże?) i podparł głowę ręką. Drugą położył na
moim brzuchu. Jego włosy były bardzo blisko i czułam zapach. Zaczęła
delikatnie głaskać jego tors, który opinała koszulka. Edek zaczął mruczeć jak
kłotek jakiś. Hehe. Taaak kłotek. Jasper ma czasem drobne odchyły.
-A niech strącę, Cullen. Daję ci miesiąc na próbę. Ale pamiętaj, zrobisz coś źle,
przytulisz mnie, nie przytulisz mnie…ogółem zrobisz coś co mi się nie będzie
podobać to nie ma żadnej szansy na nasz związek- niezła jestem, prawda? –
przejdziesz na drugą stronę ulicy w złym miejscu i to oznacza tylko jedno-
powiedziałam ostro.
-Tekst z 60 sekund- wyszczerzył się. Ja tylko delikatnie zachichotałam, żeby nie
zabić moich żeber- no więc ja idę na taki układ księżniczko.
-I masz, kurwa, jednego minusa. Nie mów do mnie księżniczko.
-Oj tam, oj tam. Traktujesz mnie jak w przedszkolu- sparaliżowałam go
spojrzeniem, jak jakieś coś tam z gwiezdnych wojen, czy inne gówno.
Byłam w szpitalu jeszcze przez tydzień. Miałam gości prawie co dzień. Wyszłam
ze szpitala w dzień zakończenia roku szkolnego. Miałam jeszcze gips na nodze,
żebra już tak nie napierdalały. Najmilej wspominam odwiedziny Roma i Teja, o
odwiedzinach Edwarda i Jazza nie będę wspominać. Śmiać m się chce na samo
wspomnienie o tym. Opowiadali jak Maleństwo przechodzi metamorfozę.
Miałam odebrać kluczyki po obiedzie z mamą i tatą u babci.
Śniło mi się coś bardzo zabawnego, gdy usłyszałam drzwi mojego pokoju. Do
pomieszczenia wpadły rozchichrane Rosalie z Alice.
-Siema śpioszku – powiedziała Rose całując mnie w policzek.
-Cześć- powiedziała All rzucając jakieś torby na łóżko- śmigaj pod prysznic a ja
tu cie potem ogarnę- Czy mówiłam, że to one mnie kąpały. Rose pomogła mi
wstać z łóżka. A Chochlik miotał się po pokoju. Spędziłam z Rose w łazience tak
zzz….30 minut nie więcej. Później obwinięta jedynie ręcznikiem zostałam
oddana w ręce narwanej Alice. Nałożyła na mnie bieliznę…
-Kurwaaa, Alice. Ja mam tylko złamaną nogę nic więcej. Poradzę sobie sama.
-Belluś…zamknij się my jesteśmy twoimi psiapsiółkami więc ci pomagamy –
powiedziała wkładając na mnie różową sukienkę.
-Bello- zaczęła Rose- ten twój pomazany gips nie pasuje do kiecki- Taaa na
gipsie miałam narysowane małe Maleństwa po przemianie, jakieś kfiatki by All i
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin